Andrzej Zawada
Poniemieckość
Poniemieckość to kategoria kulturowa, która współkształtowała polską świadomość społeczną przez kilka dziesięcioleci drugiej połowy XX w. Podobnie jak inne pojęcia funkcjonalne w powszechnym użyciu, „poniemieckość” jest terminem tyleż niezastąpionym, co nieostrym. A także pojemnym, zawierającym kilka zasadniczych jakości oraz wymiarów. Z racji nieostrości swoich znaczeniowych granic „poniemieckość” jest również pojęciem umownym, dlatego niejednokrotnie spotykamy cudzysłów w pisowni tego rzeczownika. Na użytek niniejszego tekstu zrezygnujemy z cudzysłowu, jednakże stale będziemy mieli w pamięci jego potencjalną obecność, sygnalizującą ową znaczącą umowność.
Słownik języka polskiego nie zawiera hasła poniemieckość, natomiast w haśle „niemieckość” czytamy m.in.: „Zespół cech właściwych, charakterystycznych dla życia i kultury narodu niemieckiego” (Słownik 1979, 340). O bezpośrednim występowaniu w polskiej przestrzeni kulturowej tak definiowanej niemieckości można mówić w odniesieniu do tzw. Ziem Zachodnich i Północnych w zasadzie jedynie do 1945 r. Po zakończeniu II wojny światowej dalsze istnienie w tej przestrzeni elementów cywilizacji niemieckiej otrzymało w polszczyźnie nazwę poniemieckości. Trzeba zatem traktować poniemieckość jako społeczny i kulturowy skutek II wojny światowej. W zdecydowanie mniejszym stopniu obecna jest poniemieckość jako pamięć zaborów pruskiego i austriackiego.
W społecznym funkcjonowaniu pojęcia poniemieckości można rozróżnić trzy fazy. Pierwsza z nich to poniemieckość powojenna. Intensywność występowania kategorii poniemieckości w opisywaniu rzeczywistości jest odwrotnie proporcjonalna do dystansu czasowego oddzielającego moment użycia tej kategorii od roku 1945, oznaczającego zakończenie bezpośredniego oddziaływania elementu niemieckiego. Ten wariant, aktywny w latach 1945 – 1989, może zostać zakwalifikowany jako poniemieckość doświadczona, aktualna oraz funkcjonalna. Za fazę drugą uznajemy poniemieckość po roku 1989, kiedy to wraz z ewoluującą świadomością społeczną oraz ze zmianą struktury politycznej polskiego państwa poniemieckość zaczęto postrzegać jako historyczny i kulturowy składnik obrazu przeszłości tych regionów. W tej wersji zjawiska poniemieckości przeważa – nad bezpośrednim doświadczeniem – poznanie intelektualne. Poniemieckość początku XXI wieku to faza trzecia. Jawi się ona jako zjawisko kulturowe o zatartych konturach, dyskusyjnej treści i strukturze, w coraz mniejszym stopniu identyfikowane narodowościowo, natomiast w rosnącej mierze utożsamiane z wielokulturowością. Mit wielokulturowości części Ziem Zachodnich i Północnych, np. Wrocławia czy Gdańska, pełni funkcję czynnika osłabiającego czy „zmiękczającego” poniemieckość widoczną na co dzień, zwłaszcza w architekturze i cywilizacyjnym ukształtowaniu krajobrazu.
Zakończenie w Europie II wojny światowej oznacza koniec niemieckiej historii Ziem Zachodnich, czyli Dolnego Śląska, Śląska Opolskiego, Ziemi Lubuskiej, Pomorza oraz Warmii i Mazur, jednak nie kres ich niemieckiej tożsamości. Na użytek obecnego szkicu nie będziemy posługiwać się najbardziej frekwencyjnym w PRL i nadal często używanym terminem → Ziemie Odzyskane. Polityczne nacechowanie tej nazwy zawiera treść ideologiczną, która zakłóciłaby intencjonalny obiektywizm tej wypowiedzi. Poniemieckość zatem to wieloaspektowa i podlegająca przekształceniom obecność niemieckości – czyli „zespołu cech życia i kultury narodu niemieckiego” – w polskim powojennym życiu.
Obecność ta, którą można byłoby nazwać doświadczaniem poniemieckości, nie jest – co również należy zauważyć – ograniczona terytorialnie do obszaru, który w 1945 r. został włączony do państwa polskiego jako Ziemie Zachodnie i Północne czy też jako wspomniane „Ziemie Odzyskane”. Choć z pewnością na tych terenach jest ona doświadczeniem długotrwałym i najbardziej złożonym. Wiele odmian poniemieckości stało się również udziałem mieszkańców tych wszystkich obszarów Rzeczpospolitej sprzed września 1939 r., które w latach 1939-1945 znalazły się pod okupacją III Rzeszy. Bez względu na strukturę polityczno-organizacyjną tej okupacji (Warthegau, General Gouvernement) poniemieckość pojawiła się w życiu mieszkańców Polski zarówno w wymiarze materialnym, jak społecznym (kulturowym). Podając przykłady, trzeba wspomnieć przede wszystkim o nowej architekturze, którą III Rzesza wprowadziła na zajęte przez siebie ziemie. Architektura ta, a wraz nią ukształtowanie przestrzeni, pozostawały w krajobrazie miast na długo po 1945 r. Po części nadal pozostają. Były to głównie osiedla urzędnicze – nazywane przez miejscową ludność „blokami” – oraz tymczasowe parterowe budownictwo drewniane (baraki) jako miejsca lokalizacji niektórych urzędów, w miastach wcześniej w poważnym stopniu zniszczonych przez naloty Luftwaffe. Osiedla mieszkalne, o których tu mowa – np. w Wieluniu, którego centrum zostało zburzone w 90% – stworzone były na bliźniacze podobieństwo do niemieckiej architektury masowej z lat 30. XX w., której przykładem mogą być niektóre osiedla i dzielnice wrocławskie, jak Księże Małe, Sępolno czy nieistniejąca od 1945 r. dzielnica mieszkaniowa zlokalizowana wokół dzisiejszej ulicy Legnickiej. Baraki, jako obiekty z założenia tymczasowe, wykonane z nietrwałych materiałów (deski, płyty pilśniowe, papa etc.), funkcjonowały zwykle do lat 60., kiedy to zostały rozebrane. Wymianie uległy jedynie instytucje, które korzystały z nich po 1945 r.
Nieodwracalne zmiany urbanistyczne polskich miast, będące rezultatem niemieckiej działalności podczas okupowania znacznego obszaru ziem Rzeczypospolitej, nie ograniczały się do częściowego zagospodarowania przestrzeni po zburzonej zabudowie i uprzątnięciu gruzu. Oznaczały one również przeobrażenia powstałe między innymi w rezultacie utworzenia gett dla ludności żydowskiej, a potem ich likwidacji. Powodowały także zniknięcie z miejskiego, a nieraz i wiejskiego krajobrazu synagog, kirkutów i zabudowy charakterystycznej dla dzielnic żydowskich czy miasteczek wschodniej Polski, zamieszkałych nieraz w przeważającej mierze przez Żydów. Wyrażały się również w mniej zauważalnym – choć w nie mniejszym stopniu czytelnym i znaczącym jako wyraz poniemieckości właśnie – wykorzystaniu macew do budowy innych obiektów, jak np. murków, trotuarów, basenów i środków rekreacyjnych (jak we wspomnianym Wieluniu) czy wybiegów dla zwierząt w ogrodach zoologicznych (np. Wrocław).
Mówiąc o powtórnym wykorzystaniu poza obszarem Ziem Zachodnich materialnego dziedzictwa niemieckiego, wspomnieć trzeba również o zjawisku tzw. szabru. Pozostawiony przez wysiedlaną ludność niemiecką dobytek ruchomy, przede wszystkim meble, w początkowym okresie powojennym przywłaszczano na miejscu przez osadników z innych regionów Polski lub wywożono w głąb kraju i tam nim handlowano, choć działalność ta była przez władze administracyjne zabroniona. Zjawisko to w jakiejś skali dotyczyło również cegły pochodzącej z rozbiórki zburzonej zabudowy większych miast. Do szabru zalegalizowanego i zorganizowanego przez nowe państwo polskie należy zaliczyć wywóz tejże cegły z Wrocławia, Szczecina i innych miejscowości do Warszawy, z przeznaczeniem na szybką odbudowę stolicy.
Warszawa jest też przykładem innego wariantu skutków niemieckiej działalności wojennej – całkowitej lub zasadniczej zmiany krajobrazu miejskiego. Niewątpliwie najdobitniejszym tego przykładem jest konsekwentne, metodyczne wyburzenie miasta po powstaniu warszawskim. Obecny urbanistyczny kształt metropolii zawiera w sobie istotny, choć ukryty, pierwiastek poniemieckości. Można o nim powiedzieć, że w dosłownym sensie poniemieckość stworzyła fundament, na którym powstało i przeobraża się współczesne miasto.
Traktując poniemieckość jako przeobrażenia cywilizacyjne i kulturowe wynikłe bezpośrednio i pośrednio z II wojny światowej, można powiedzieć, że przejawia się ona zarówno w wytworzeniu nowych zjawisk, jak też w zniszczeniu oraz w trwałej nieobecności pewnego fragmentu i historycznego wymiaru polskiej cywilizacji. Należałoby zatem stwierdzić, powołując się na wymienione tutaj, choć jedynie wyrywkowe przykłady, iż krajobraz wielu polskich miast i wsi zawiera składnik poniemieckości. Niemniej w pamięci kulturowej historycznych ziem Rzeczypospolitej z upływem czasu zaciera się świadomość oraz czytelność tego składnika.
Znacznie bardziej złożonym zjawiskiem jest poniemieckość jako składnik Ziem Zachodnich oraz jako czynnik aktywny w procesie kształtowania się nowej, powojennej tożsamości tego obszaru. Joanna Konopińska, autorka opublikowanych w 1987 r. wspomnień pt. Tamten wrocławski rok, która jako młoda kobieta przybyła do Wrocławia w czerwcu 1945 r., w kilka miesięcy później notowała w swoim dzienniku:
„Żeby tak można było wysprzątać i wymieść z domu tę obcość, tę niemczyznę wyzierającą z każdego kąta. […] na każdym kroku napotykam przedmioty należące do kogoś innego, świadczące o czyimś życiu, o którym nic nie wiem, o ludziach, którzy ten dom budowali, tutaj mieszkali, a teraz być może już nie żyją. […] nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek mogła powiedzieć, że to jest mój dom” (cyt. za Thum 2006, 215).
Obcość kulturowa była codziennym i głównym doświadczeniem osiedlających się na Ziemiach Zachodnich i Północnych Polaków. Obcość ta na początku procesu osiedleńczego tożsama była nie tyle z poniemieckością, co z niemieckością, po prostu. Niemieckość zaś dla kilku generacji, które właśnie przeszły tragiczną rozmaitość losów narzuconych przez wojnę, oznaczała cywilizacyjną obcość dodatkowo silnie nacechowaną negatywnymi emocjami – niemieckość była odbierana jako rzeczywistość wroga. Tę barierę psychologiczną dodatkowo wzmacniało poczucie tymczasowości i braku przekonującego uzasadnienia historycznego dla zmiany granic Polski.
Owe negatywne emocje stopniowo łagodził czas. Pierwsza generacja Polaków urodzona na Ziemiach Zachodnich pojmowała już poniemieckość jako naturalne środowisko życiowe.
„Nasi rodzice i nauczyciele nie rozmawiali z nami nigdy o tym, kto mieszkał jeszcze przed paru laty w naszych poharatanych domach, co stało się z ich mieszkańcami, ani kto zrobił z naszego rodzinnego miasta lunatyczną koronkę gruzów. Niby coś tam wiedzieliśmy, bo przecież było jasne, że nasz dziecinny oręż jest »poniemiecki« i »poniemieckie« są bunkry, domy, mieszkania, kanapy, zegary, żyrandole i zabawki. […] Urodziliśmy się i dorastaliśmy na poniemieckich łóżkach, w cieniu masywnych hanzeatyckich kredensów, wśród kukania germańskich kukułek […]. Nasze cerowane w nieskończoność szkolne bluzy wisiały na wieszakach z nazwiskiem Steuernagel lub Kranz, nasze drobne dłonie pisały – jak ja – wiecznym piórem z miedzianą plakietką »Meinem Lieben Heinz – zum Geburstag« wypracowania o piastowskim Wrocławiu, odkręcały żeliwne kurki z napisem »warm« lub »kalt«…” (Bereś 2011, 13).
Cywilizacyjna obcość przestrzeni życiowej pozostałej po wysiedlonych mieszkańcach traktowanych zbiorczo jako „Niemcy”, w świadomości pierwszej powojennej generacji ustąpiła miejsca tajemniczości i towarzyszącemu jej zainteresowaniu. Charakterystyczna dla kilku pokoleń przybyszów postawa, której esencjonalnym wyrazem może być deklaracja Konopińskiej – „nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek mogła powiedzieć, że to jest mój dom” – pozostała obecna w świadomości zbiorowej przez kilka kolejnych powojennych dekad, jakkolwiek jej wyrazistość podlegała stopniowemu zatarciu. Niemniej dla polskiej ludności zamieszkałej po wojnie na Ziemiach Zachodnich poniemieckość tych regionów pozostała głównym czynnikiem utrudniającym zakorzenienie. Znamiennym i wcale nieodosobnionym przykładem tej prawidłowości jest list, który przysłał do redakcji „Gazety Wyborczej” jeden z czytelników, w reakcji na publikację przez Marka Krajewskiego powieści pt. Festung Breslau:
„Pomysł literacki pana Marka Krajewskiego, który zrealizował on w tetralogii poświęconej przygodom pruskiego policjanta Mocka w dawnym pruskim kolonialnym Breslau, jest złym pomysłem z punktu widzenia polskiego czytelnika. Pragnę wyrazić ubolewanie, że autor sprawił nam, polskim mieszkańcom Wrocławia, takie przykre rozczarowanie. Bo czym jest tetralogia p. Marka Krajewskiego? Jest to w opisowej warstwie społeczno-politycznej promocja pruskiej przeszłości staropolskiego miasta Wrocławia. [...] Chcę stwierdzić, że nie takie są nasze oczekiwania. Natomiast pragnę zachęcić Szanownego Autora do zajęcia się w formie literackiej narracji polskimi dziejami Wrocławia w okresie pruskiego kolonialnego panowania (1742-1945). [...]” (Kryminały Krajewskiego promują pruską przeszłość staropolskiego Wrocławia, „Gazeta Wyborcza” 06.09.2006).
Wykreowany przez informacyjną politykę powojennego państwa polskiego mit ziem piastowskich w efekcie sprawiedliwości historycznej powracających do Macierzy został w znacznym stopniu przez mieszkańców Ziem Zachodnich i wielu Polaków z innych części kraju zinterioryzowany. Ułatwiało ten proces kilka czynników. Pierwszy z nich należy do sfery psychologii społecznej oraz indywidualnej i jest nim potrzeba wytworzenia elementarnej więzi z otoczeniem, z miejscem zamieszkania oraz środowiskiem kulturowym. Świadomość historycznej obecności przodków w tym środowisku, choćby sprowadzona do ogólnikowej symboliki i zmitologizowana, ułatwiała powstawanie takiej więzi. Zacytowana wcześniej reakcja czytelnika na fakt, iż Krajewski usytuował akcję swoich powieści w realiach sprzed 1945 r., wystarczająco świadczy o społecznym przyswojeniu tej konsekwentnie realizowanej polityki historycznej. Czynnik drugi wynika z pierwszego, czyli owej polityki historycznej. Mit piastowski stanowił najbardziej eksponowany aspekt metodycznej repolonizacji Ziem Zachodnich, dokonywanej zarówno w przestrzeni materialnej, jak semantycznej. Małgorzata Dzieduszycka, mieszkanka Wrocławia urodzona już w tym mieście, pisze w liście do Normana Daviesa:
„Wszystkie lepsze, »luksusowe« rzeczy były niemieckie. Rowery, maszynki do mielenia kawy, do mielenia mięsa, ręczne żeliwne kosiarki do trawy, żelazka elektryczne albo z duszą, bańki na mleko, a także wspaniałe skarby same w sobie: metalowe pudełka na papierosy, na słodycze i rozmaite zabawki. Mieliśmy poniemieckiego krykieta […] i poniemiecki fortepian […]. Wszystko, co mnie otaczało od dziecka, było poniemieckie. […] Na każdym kroku spotykało się przedwojenne niemieckie napisy, nazwy sklepów, ślady reklam” (zob. Davies, Moorhouse 2002, 471).
Działania repolonizacyjne miały za zadanie zacierać poniemiecki charakter lokalnej cywilizacji. Było to zadanie tyleż priorytetowe, co niewykonalne. W jednym z licznych dokumentów Ministerstwa Ziem Odzyskanych możemy przeczytać:
„Akcja w zakresie repolonizacji Ziem Odzyskanych nie wszędzie dała wystarczające wyniki […].” I dalej: „[...] nie wszędzie i nie w pełnym zakresie zatarcie śladów niemczyzny zostało dokonane. W związku z powyższym celem radykalnego zlikwidowania tego stanu rzeczy polecam w najbliższym okresie zaopatrzyć i wzmocnić kontrole na omawianym odcinku oraz przedsięwziąć akcję, która w szczególności powinna objąć:
1/ Wyrugowanie języka niemieckiego
2/ Usunięcie resztek napisów niemieckich
3/ Spolszczenie imion i nazwisk […]” (cyt. za Thum 2006, 311).
W ramach tej szeroko zakrojonej „repolonizacji” znikały z pejzażu kulturowego takie obiekty o wymowie symbolicznej jak cmentarze i pomniki, a kościoły zniszczone czy naruszone przez działania wojenne poddano planowej regotyzacji, by mogły komunikować swoją „piastowską” genealogię, niejednokrotnie zresztą dającą się potwierdzić. Rola tego ostatniego czynnika w osłabianiu oddziaływania poniemieckości, czyli postawa Kościoła katolickiego, była zasadnicza i znacząca. Wypowiedzi najwyższych hierarchów Kościoła, deklaracje o fundamentalnym znaczeniu politycznym i społecznym, miały jednoznaczny charakter. Prymas Stefan Wyszyński w kazaniu wygłoszonym we wrocławskiej katedrze w 1965 r. mówił m.in.:
„W katedrach z Roku Tysięcznego odczytujemy kamienne relikty, poznajemy znaki z przeszłości, które mówią: Byliśmy tutaj! Tak! Byliśmy tutaj! I znowu jesteśmy! Wróciliśmy w Dom Ojczysty, rozpoznaliśmy ocalałe znaki, rozumiemy je. Rozumiemy tę mowę! To nasza mowa! […] Patrząc na świątynie piastowskie, wczuwając się w ich wymowę, wiemy: na pewno to nie jest »dobro poniemieckie«, to jest dusza polska! Dlatego nie były one nigdy i nie są dobrem poniemieckim. To nasze własne ślady królewskiego szczepu Piastowskiego!” (cyt. za Thum 2006, 244-245).
Znaczenie „mitu piastowskiego”, konsekwentnie propagowanego przez administrację Polski Ludowej i uwierzytelnionego przez Kościół katolicki, musiało mieć ogromne znacznie dla przebiegu procesu „repolonizacji”, czyli neutralizowania poniemieckości. Nie bez znaczenia dla intensywności i tempa tego procesu był stan, w jakim w 1945 r. osiedlana tu ludność polska zastała Ziemie Zachodnie. Stan, czyli w istocie stopień zniszczenia. Znamienne pod tym względem mogą być spostrzeżenia Stanisława Beresia, mówiącego o otaczających go w dzieciństwie poniemieckich przedmiotach, które były „[c]zęsto uszkodzone, ale jedyne, swojskie właśnie. A może nawet właśnie dlatego bardziej własne, że uszkodzone?” (Bereś 2011, 13). Warto docenić tę niby mimochodem rzuconą uwagę. Posiada ona o wiele szersze znaczenie i odnosi się do całego poniemieckiego pejzażu kulturowego. W wyniku wojny, do którego należy również zaliczyć rozmaite działania destrukcyjne mające miejsce w latach powojennych, polska ludność przejęła Ziemie Zachodnie w stanie częściowej ruiny, a niejednokrotnie ten stan również spotęgowała. Ów stan swego rodzaju dekonstrukcji niemieckiej przestrzeni cywilizacyjnej był trzecim z ważnych czynników ułatwiających akceptację tej przestrzeni przez polskich przybyszów. W miejscach rozebranych ruin i wywiezionych gruzów stopniowo pojawiała się nowa architektura, której dysponenci i autorzy najczęściej ignorowali – celowo lub nieświadomie – charakter i styl otoczenia, lokalną tradycję, uwarunkowania krajobrazowe etc. Nie bez znaczenia pozostawał również czynnik ideologiczny – Polska Ludowa miała być jednorodna także wizualnie. Ponadto istotną rolę odegrał czynnik ekonomiczny. W efekcie konieczna odbudowa wojennych zniszczeń w przeważającej mierze otrzymała charakter budowy, zatem utrwalony w krajobrazie zwłaszcza Wrocławia i większych miast Ziem Zachodnich pierwiastek poniemieckości ulegał zatarciu, szczególnie w pierwszym powojennym 20-leciu.
„Potem rzeczy poniemieckie – pisze Stefan Chwin – cudem ocalone z pożaru miasta, z wolna oddawały pole. W starych kamienicach znikały rzeźbione futryny okien. Ich miejsce zajmowały okna »funkcjonalne«, podobne do lśniących twarzy bez wyrazu. […] Glazurowane kafelki z kobaltowym wzorem, które ozdabiały zimnym blaskiem ściany starych łazienek, skuwano młotkiem, by zrobić nad wanną miejsce dla »nowoczesnej glazury« […]. Budowało się byle jak, z byle czego, byle szybciej, żeby ludziom dać dach nad głową, chociaż w tym samym czasie spalone Niemcy stroszyły pawie pióra »cudu gospodarczego«” (Chwin 2004, 82-83).
Postępowanie takie nie natrafiało na społeczny opór, nowi mieszkańcy uczestniczyli w nim spontanicznie i raczej bezrefleksyjnie. Poniemieckość w wersji z czasów pruskich i III Rzeszy, czyli taka, jakiej doświadczali na co dzień, była dla nich w tym czasie szczególnie trudna do przyjęcia. W syntetycznym eseju umieszczonym w tomie Śląsk. Rzeczywistości wyobrażone Wojciech Kunicki pisze, iż „imaginacje Śląska i Schlesien w Polsce i w Niemczech po 1945 roku miały charakter semantycznej walki przestrzeni mentalnych nacechowanych symbolicznie” (Kunicki 2009, 71). To spostrzeżenie można odnieść do całego obszaru Ziem Zachodnich – powojenne przekształcanie ich krajobrazu kulturowego było polem tej semantycznej bitwy. Decyzje takie jak zgoda władz politycznych na odbudowę wrocławskiego Rynku w kształcie historycznym należały do wyjątków i musiały być dobrze uzasadnione (zob. Thum 2006, 196-202).
Jest oczywistością, że postawa wobec kulturowego dziedzictwa Ziem Zachodnich ma charakter procesu, a zatem podlega zmianie rozłożonej w czasie. Wyrazistość tej zmiany stała się szczególnie widoczna w latach 90. XX w., a zjawisko to znalazło szczególnie mocny wyraz w literaturze, publicystyce oraz pracach historycznych tego okresu. Do najszerzej znanych przykładów literackich opisujących to zjawisko przejmowania i przekształcania lokalnego dziedzictwa kulturowego należy twórczość prozatorska Olgi Tokarczuk (m.in. Szafa 1997; Dom dzienny, dom nocny 1998; Gra na wielu bębenkach 2002). Jednymi z pierwszych wypowiedzi literackich na nowo i inaczej podejmujących te zagadnienia należą niewątpliwie takie publikacje, jak powieść Pawła Huelle Weiser Dawidek (1987), opowiadania Mirosława Spychalskiego i Mirosława Jasińskiego Opowieść heroiczna (1989), powieść Stefana Chwina Hanemann (1995) oraz esej Andrzeja Zawady pt. Bresław (1996). Do kolejnych dzieł literackich z powodzeniem podejmujących problematykę poniemieckości jako kluczową dla tożsamości współczesnych mieszkańców ziem zasiedlonych po wojnie przez polskich obywateli należy przede wszystkim cykl powieściowy Marka Krajewskiego(Śmierć w Breslau 2000; Koniec świata w Breslau 2003; Widma w mieście Breslau 2005 oraz Festung Breslau 2006), a także powieść Henryka Wańka Finis Silesiae (2003), Złoty pelikan Chwina (2003), powieści Artura Liskowackiego, Włodzimierza Kowalewskiego i in. Umowna kwestia poniemieckości, w istocie oznaczająca zespół złożonych przeobrażeń świadomości społecznej, była i jest nadal ważnym wątkiem tematycznym polskiej literatury ostatnich dwu dekad.
Współcześnie kategoria poniemieckości jest pojęciem z przeszłości. Znamiennym przykładem może być informacja zamieszczona w lutym 2013 r. na stronie WWW Gminy Gubin, zatytułowana „Niemieckie-poniemieckie-nasze” – relacja z warsztatów historycznych w Starosiedlu. Czytamy tu m.in.: „Co to właściwie znaczy »poniemieckość«? Na to pytanie próbowały odpowiedzieć dzieci i młodzież ze Starosiedla. Niestety wiedza społeczności lokalnej, zwłaszcza młodzieży, na temat historii swojego regionu jest znikoma” (www.gminagubin.pl/ 11.02.2013). Obserwację tę można potwierdzić wieloma przykładami. Autor niniejszego tekstu przeprowadził w latach 2012-2013 sondaż w tym zakresie wśród studentów Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, którzy zapisali się na zajęcia z przedmiotów „Pejzaż kulturowy Dolnego Śląska” oraz „Pejzaż kulturowy Wrocławia”. Rozmowy te zostały przeprowadzone przed rozpoczęciem kursów. Wniosek jest następujący: przeszłość miast i miejscowości znajdujących się na Ziemiach Zachodnich, z których w znakomitej większości pochodzą ci studenci, nie jest dla nich „poniemiecka” ani też nie posiada znamion innej identyfikacji narodowej niż polska. Ta ostatnia jest dla nich oczywista i niewymagająca refleksji. Co najwyżej przywołują kategorię wielokulturowości, która dla nich jest również abstrakcją i której ilustracja sprawia trudność. Jedno z głównych skojarzeń stanowi promocyjne hasło Wrocławia – „miasto spotkań”. Poniemieckość wydaje się pozostawać aktywną kategorią poznawczą jedynie dla pokoleń ukształtowanych przez dawny polski „pejzaż kulturowy” właśnie, dla generacji, które na co dzień stykały się z pozostałościami – głównie architektonicznymi, technicznymi, językowymi – cywilizacji naznaczonej niemiecką tożsamością.
We współczesnym życiu społecznym Ziem Zachodnich można obserwować wiele przykładów potwierdzających zanik pojęcia poniemieckości jako kulturowej identyfikacji segmentacji przeszłości. Przywołać tu można choćby przemianowanie Hali Ludowej we Wrocławiu na Halę Stulecia (2011), która to nazwa jest przekładem historycznego określenia Jahrhunderthalle. Genealogia tej nazwy, związanej również z polską historią początku XIX w. (klęska Napoleona Bonaparte, a tym samym kres pokładanych w nim polskich nadziei na niepodległość) nie istnieje już we współczesnej świadomości wrocławian. Innym przykładem może być uroczyście obchodzony przez Uniwersytet Wrocławski w 2012 r. jubileusz dwustulecia powołania w Breslau pruskiego uniwersytetu państwowego. Można byłoby przytoczyć długą listę tego rodzaju ilustracji.
Proces ten wiąże się niewątpliwie z upływem czasu, czyli naturalnymi przeobrażeniami pamięci zbiorowej, z przekształceniami edukacyjnymi (ewolucja programów nauczania historii oraz języka polskiego) oraz, najszerzej, z całościowym procesem zmian społecznych. Można wręcz powiedzieć, iż poniemieckość jako składnik kulturowy współczesności nie tylko nie wywołuje powszechnego sprzeciwu i nie razi, ale że jej odrębność, a tym bardziej obcość, nie jest już społecznie dostrzegana. Na początku XXI w. obserwujemy zjawisko identyfikacji z miejscem, bez potrzeby definiowania kulturowej genealogii tego miejsca.
Bibliografia
S. Bereś, Okruchy Atlantydy. Wrocławski riff, Wrocław 2011.
W. Chlebowski, Kryminały Krajewskiego promują pruską przeszłość staropolskiego Wrocławia, [w:] „Gazeta Wyborcza” 06.09.2006.
S. Chwin, Kartki z dziennika, Gdańsk 2004.
N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislawia, Breslau, Wrocław, tłum. A. Pawelec, Kraków – Wrocław 2002.
Śląsk. Rzeczywistości wyobrażone, red. W. Kunicki, Poznań 2009.
„Niemieckie-poniemieckie-nasze” – relacja z warsztatów historycznych w Starosiedlu, www.gminagubin.pl/, 11.02. 2013.
Słownik języka polskiego, red. M. Szymczak, Warszawa 1979, t. 2.
G. Thum, Obce miasto Wrocław 1945 i potem, tłum. M. Słabicka, Wrocław 2006.
Zawada, Andrzej, prof. dr hab., profesor w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego, literaturoznwca, krytyk literacki, pisarz. Zainteresowania badawcze: literatura polska XX w. i współczesna, krytyka literacka, kultura literacka, historia i kultura Dolnego Śląska, dziennikarstwo radiowe. Redaktor wielu serii wydawniczych, członek kolegium redakcyjnego niemiecko-polskiego dwumiesięcznika „Silesia Noba”, redaktor naczelny czasopisma „Znaczenia”. Ostatnie publikacje: Pochwała prowincji, Wrocław 2009; Oset, pokrzywa. Szkice literackie, Wrocław 2011; (red.) Jak zostać pisarzem. Pierwszy polski podręcznik dla autorów (wspólnie z Uruszulą Glensk i in.), Wrocław 2011.