Maren Röger
Wypędzeni i wypędzenia w dyskursach publicznych Polski i Niemiec
Przed rokiem 1989 podejście w Polskiej Republice Ludowej, Niemieckiej Republice Demokratycznej i Republice Federalnej Niemiec do przymusowych wysiedleń Niemców pod koniec II wojny światowej i bezpośrednio po niej bardzo się różniło. Podczas gdy w Niemczech Zachodnich stopniowo kształtowała się zróżnicowana kultura pamięci, współtworzona przez polityków, organizacje wypędzonych, sztukę oraz media, w NRD i PRL dyskurs o migracjach przymusowych zdominowany był przez politykę. Różnice w interpretacjach wypędzeń po obu stronach żelaznej kurtyny prowadziły w komunikacji nie tylko polsko-niemieckiej, ale też niemiecko-niemieckiej do powstania wielu burzliwych debat i kontrowersji. Źródłem napięć było już samo nazewnictwo. Rozpowszechnione w RFN problematyczne pojęcie zbiorcze Flucht und Vertreibung (ucieczka i wypędzenie) lub tylko Vertreibung (wypędzenie) w PRL konsekwentnie zastępowano określeniami eufemistycznymi, takimi jak „transfer”, „przesiedlenie”, „wyjazd”, „odpływ”, a także „emigracja”, przysłaniającymi przymusowy charakter wyjazdów Niemców z terenów, które po wojnie znalazły się w granicach państwa polskiego. Dopiero upadek komunizmu w Polsce i NRD otworzył nową perspektywę i umożliwił wyjście poza zideologizowane regulacje językowe.
Od czasu przełomu politycznego temat migracji przymusowych Niemców jest wyraźnie obecny w dyskursie publicznym zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. W Polsce problem ten był szczególnie intensywnie podejmowany w latach 90., m.in. przez polityków, historyków oraz pisarzy (np. Olgę Tokarczuk, Stefana Chwina, Pawła Huelle). Natomiast społeczne zainteresowanie tą sprawą sięga lat 80., głównie na płaszczyźnie inicjatyw lokalnych i regionalnych. Także w zjednoczonych Niemczech problematyka „wypędzeń” pojawiła się w mediach z nową siłą pod koniec lat 90. Jednak wydarzenia określane mianem „wypędzeń” już od końca lat 40. stanowiły ważny wątek zachodnioniemieckich debat tożsamościowych związanych z II wojną światową. Ich punktem kulminacyjnym były dyskusje o nowej polityce wschodniej koalicji socjalliberalnej z początku lat 70., ale tuż po podpisaniu układów wschodnich temat przymusowej migracji Niemców odsunął się na margines zainteresowania zachodnioniemieckiej opinii publicznej. Z kolei w NRD debata publiczna nad problemem „wypędzeń” była zdecydowanie ograniczona, a niekiedy wręcz niemożliwa. „Przesiedlenie”, jak brzmiał oficjalny termin określający przymusowe migracje, można było upamiętniać tylko w odpowiedni (tj. odgórnie zaakceptowany) sposób. Pod koniec lat 90. temat odżył w zjednoczonych Niemczech, ale prawdziwy przełom przyniosła nowela Güntera Grassa Idąc rakiem (2002), opowiadająca o zatopieniu okrętu Wilhelm Gustloff transportującego niemieckich uciekinierów z Prus Wschodnich. Debata na temat tekstu Grassa splotła się z dyskursem o Niemcach jako ofiarach wojny, głównie w kontekście alianckich bombardowań niemieckich miast pod koniec II wojny światowej.
Spore kontrowersje zarówno w Polsce, jak i Niemczech wywołało pytanie o interpretację przymusowych migracji Niemców i odpowiednią formę ich upamiętnienia. Właśnie w poszukiwaniu adekwatnych form upamiętniania ujawniły się zasadnicze różnice w postrzeganiu tych wydarzeń w obu krajach. W debacie na temat forsowanego przez Związek Wypędzonych projektu utworzenia w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom skupiły się jak w soczewce coraz bardziej emocjonalne napięcia polsko-niemieckie, tym bardziej, że pomysł stworzenia berlińskiego centrum zbiegł się w czasie z roszczeniami majątkowymi Powiernictwa Pruskiego. W sondażu przeprowadzonym w Polsce w maju 2008 r. właśnie te dwie kwestie – roszczenia majątkowe i dyskurs „wypędzeniowy” – znalazły się w grupie najczęściej wymienianych przykładów konfliktów polsko-niemieckich (Stosunki polsko-niemieckie w opinii publicznej, CBOS 5/2008).
Kluczową rolę w kształtowaniu interpretacji i wyobrażeń o przeszłości pełnią mass media. Ich wpływ na kreowanie po 1989 r. pamięci zbiorowej o przymusowych wysiedleniach Niemców można zilustrować wieloma przykładami. Niemieckie programy dokumentalne i filmy fabularne o tej tematyce zgromadziły przez telewizorami olbrzymią publiczność. Dość wspomnieć, że w 2007 r. ponad 13 mln niemieckich widzów obejrzało emitowany przez arte i ARD film fabularny pt. Die Flucht (Ucieczka), a niemal 5 mln odbiorców zapoznało się z wieloczęściowym dokumentem, przygotowanym przez redakcję historyczną ZDF w 2001 r. W sondażu zrealizowanym w 2005 r. przez instytut badania opinii publicznej z Allensbach przed otwarciem wystawy Ucieczka, wypędzenie, integracja w bońskim Domu Historii okazało się, że to właśnie niektóre produkcje telewizyjne stanowiły dla znacznej części ankietowanych najważniejsze źródło wiedzy i to one wzbudziły wśród wielu niemieckich obywateli zainteresowanie tą problematyką. Respondenci wskazywali także na nowelę Güntera Grassa Idąc rakiem i czteroodcinkową serię artykułów publikowanych na łamach tygodnika „Der Spiegel” jako impulsy uruchamiające wspomnienia i refleksje o ucieczce i wypędzeniu. Te rozpoznania potwierdza wiele innych ankiet i nawet badacze podręczników szkolnych (→ podręczniki szkolne) twierdzą, że oddziaływanie mediów przewyższa zarówno wpływ podręczników, jak i wiedzy fachowej.
Splecione debaty
Oficjalne stanowiska RFN, NRD i PRL wobec przymusowych wysiedleń Niemców kształtowały się w specyficznej współzależności. Na zachodnioniemieckie narracje wpływały nie tylko interpretacje przeszłości propagowane w NRD, lecz także wątki polskie. Nie sposób zrozumieć też polskiej kultury pamięci odnoszącej się do „wypędzeń” Niemców bez uwzględnienia jej powiązań z zachodnioniemieckimi obrazami przeszłości. Zdaniem Hansa-Jürgena Bömelburga relację tę cechuje jednak wyraźna asymetria: to polski dyskurs o przymusowych wysiedleniach jest bardziej uzależniony od forsowanej w RFN wersji przeszłości niż odwrotnie. Rozpoznanie to potwierdza także Włodzimierz Borodziej, pisząc o dużej zależności pomiędzy polską terminologią służącą opisowi przymusowej migracji a pojęciami funkcjonującymi w niemieckiej przestrzeni publicznej. Jego zdaniem polskie terminy rozwijały się w reakcji na określenia niemieckie. Z tym specyficznym sporem terminologicznym związane były bezpośrednio kwestie odpowiedzialności: podczas gdy w Polsce dominował (i dominuje nadal) „model poczdamski”, który całą odpowiedzialność za zmianę granic i jej konsekwencje przypisywał aliantom, to w zachodnioniemieckich kręgach prawicowych przeważała teza, zgodnie z którą wypędzenia były ludobójstwem dokonanym przez Polaków na Niemcach. Podobnie prezentowano liczbę ofiar: w PRL celowo ją zaniżano, w RFN z kolei operowano liczbami zawyżonymi. Przed rokiem 1989 w obu krajach wokół tematyki przymusowych wysiedleń wytworzyły się zatem wzorce narracyjne, zawierające w sobie spory potencjał konfliktowy, aktualny także po zniesieniu ograniczeń w komunikacji.
Choć po upadku komunizmu polscy i niemieccy historycy w miarę szybko doszli do porozumienia w kwestii terminologii i danych ilościowych, co możliwe było przede wszystkim dzięki współpracy w ramach bilateralnych projektów badawczych, to ich ustalenia nie przeniknęły do szerokiej opinii publicznej. W niemieckiej przestrzeni medialnej i podręcznikach szkolnych także po 1990 r., gdy dołączyła do niej enerdowska – odgórnie zaordynowana – tradycja terminologiczna, ważność zachowały zachodnioniemieckie pojęcia. Jedyna znacząca zmiana, która dokonała się w tej materii w ostatnich latach, to swoiste złagodzenie ich wymowy: w latach wcześniejszych w RFN stosowano skróconą formę frazy Flucht und Vertreibung – czyli samo Vertreibung, wybierano więc termin odnoszący się do najbardziej brutalnej fazy przymusowej migracji Niemców; natomiast po roku 2000 jako synonim wspomnianej frazy częściej pojawia się określenie Flucht. Nie zmienia to jednak faktu, że niemieckie media wykazały małe zainteresowanie semantyką i (nie)adekwatnością stosowanych powszechnie pojęć dotyczących przymusowych wysiedleń Niemców. I tak niemiecka telewizja o profilu historycznym nie poświęciła w swych audycjach najmniejszej uwagi debacie dotyczącej terminologii.
W polskiej przestrzeni medialnej po przełomie politycznym zauważalny jest natomiast wyraźny pluralizm pojęciowy i wzrost frekwencyjny refleksji na temat adekwatności stosowanych terminów. Po 1989 r. w polskiej przestrzeni publicznej zaczął pojawiać się zaimportowany z Niemiec termin „wypędzenie”. Na początku lat 90. określenia „wypędzenie” czy „wypędzeni” często brano w cudzysłów, aby podkreślić dystans wobec niemieckiej praktyki językowej i sprzeciw wobec uznania niemieckich wysiedleńców za ofiary wojny. W wyniku pierwszej po przełomie ustrojowym polskiej debaty o przymusowej migracji Niemców, która miała miejsce na początku lat 90. i została wywołana m.in. przez artykuł Marii Podlasek opublikowany w „Polityce” (Podlasek 1993), opowiadający o wysiedleniu Niemców z perspektywy niemieckich świadków czasu, w centrum dyskusji znalazła się (nie)zasadność stosowanych pojęć, w wyniku której wielu publicystów przełamało swój opór w stosunku do niemieckich określeń, mimo iż w okresie zimnej wojny służyły jako „moralny oręż słowny” i tak też były rozumiane w Polsce. Właśnie po przełomie termin „wypędzenie” zaczął się coraz częściej pojawiać w tytułach polskich programów telewizyjnych i artykułów publikowanych na łamach najbardziej opiniotwórczych dzienników – „Gazety Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”, które wraz z tygodnikiem „Polityka” najsilniej zaangażowały się w debatę o przymusowej migracji Niemców. Mniej więcej od 2003 r., czyli od drugiej polskiej debaty na ten temat, która koncentrowała się przede wszystkim na projekcie stworzenia wystawy i muzeum zgłoszonym przez Związek Wypędzonych (Centrum przeciwko Wypędzeniom), można zaobserwować tendencją odwrotną. Przykładowo w polskiej telewizji publicznej pojęcie „wypędzenie” pojawiło się tylko raz w tytule audycji i to na dodatek w programie o przymusowych wysiedleniach Polaków przez Niemców podczas okupacji. Dystansujące użycie tego pojęcia znów przybrało na sile: jeśli termin „wypędzenie” lub „wypędzeni” używany był w polskich mediach, to opatrywano go cudzysłowem. W dyskursie medialnym zaczęły się też na nowo pojawiać zepchnięte wcześniej na margines terminy „przesiedlenia” oraz „wysiedlenia”; z użycia wyszły za to stosowane wcześniej określenia maskujące przymusowy charakter tych wydarzeń, jak „wyjazd”, „emigracja” czy „odpływ”. Podczas gdy gazety jakościowe zachowały, nawet po krytycznych w Polsce reakcjach na koniunkturę dyskursu ofiar w Niemczech, terminologiczny pluralizm, tabloidy („Fakt”, „Super Express”) stosowały bez wyjątku językowe i argumentacyjne strategie odciążające.
Niemieckie narracje o migracji przymusowej
Przymusowa migracja Niemców jest nie tylko inaczej określana w Polsce i w Niemczech, ale także inaczej przedstawiana. Badacz podręczników szkolnych Wolfgang Jacobmeyer doszedł do wniosku, że polskie i niemieckie obrazy przymusowych wysiedleń ani nie spotykają się ze sobą, ani nawet nie zbliżają do siebie, lecz wyraźnie rozchodzą, gdyż nie mają one wspólnego wydarzenia centralnego. Jakie w takim razie są te wydarzenia centralne, wciąż przywoływane przez media po obu stronach Odry, które tak bardzo się różnią? Należy na początku stwierdzić, że massmedia aktywnie, choć w różnym stopniu, uczestniczą w nadawaniu kształtu kontekstowi historycznemu. W mediach drukowanych kontekstualizacja dokonuje się poprzez samo zastosowanie pojęć, gdyż ze względu na ich charakter (koncentrowanie się na treściach najbardziej aktualnych) rzadko publikują one obszerniejsze teksty o wydarzeniach historycznych. Odnosi się to jednak bardziej do prasy w RFN, ponieważ w polskich gazetach, ze względu na możliwość i konieczność gruntownego zmierzenia się z tą problematyką, dopiero po 1989 r. częściej publikowano artykuły zawierające podstawowe informacje faktograficzne o przymusowym wysiedleniu Niemców. Natomiast w ponadregionalnej prasie niemieckiej trudno było w ostatnich dwudziestu latach dostrzec zmiany, które uwzględniałyby na przykład nowych czytelników z byłej NRD. Dopiero gdy pojawiła się teza o tabuizacji wypędzeń w RFN, część niemieckich mediów uznała za stosowne, by lukę tę wypełnić (np. „Spiegel”, „Bild-Zeitung”).
W obu pismach opisy wydarzeń związanych z przymusową migracją Niemców rozpoczynają się od wejścia Armii Czerwonej na teren Rzeszy jesienią 1944 r. W niemieckich mediach właśnie wkroczenie tych wojsk na teren Prus Wschodnich jest najważniejszym kontekstem wypędzenia Niemców. Zarówno we wspomnianym już pięcioczęściowym filmie dokumentalnym Die große Flucht (Wielka ucieczka) z 2001 r., zrealizowanym przez telewizję ZDF, jak i w produkcji ARD Die Vertriebenen – Hitlers letzte Opfer (Wypędzeni – ostatnie ofiary Hitlera) z tego samego roku przedstawienie minionych wydarzeń zaczyna się od wkroczenia Armii Czerwonej i to nie tylko we wprowadzeniu pierwszej części, ale także w zwiastunie programu, zapowiadającym każdy z odcinków. W dokumentacji ZDF pierwsze zdanie narracji brzmi: „Wszystko zaczęło się w Prusach Wschodnich”. W obu przypadkach brakuje jakiegokolwiek odniesienia do szerszego tła historycznego, czyli niemieckiej wojny totalnej na Wschodzie. Podobnie sytuacja wygląda w innych filmach dokumentalnych. Np. w zrealizowanym przez Klausa Bednarza dla ARD dokumencie Reise durch Ostpreußen (Podróż przez Prusy Wschodnie) jego pierwsze zdanie sformułowane jest w sposób następujący: „Każda opowieść o historii Prus Wschodnich, snuta w dzisiejszych czasach, rozpoczyna się od ucieczki i wypędzenia Niemców zimą 1944/45 roku”. W większości publikacji audiowizualnych dopiero na kolejnym etapie szkicowania kontekstu pojawiają się informacje o niemieckiej wojnie totalnej na wschodzie Europy i mordach dokonanych na ludności cywilnej. Kwestia niemieckiej odpowiedzialności za wojnę pojawia się stosunkowo wcześnie, ale następstwo przyczynowo-skutkowe wyjaśniane jest z reguły w dużym skrócie. Przykładowo w Wielkiej ucieczce pada następujące stwierdzenie: „Nienawiść, która znajduje ujście w Prusach Wschodnich, zasiana została przez Hitlera. […] Przyczyna i skutek”. Ów „zredukowany” kontekst nie wynika wszakże z wszechobecnego w niemieckich mediach rewizjonizmu historycznego, jak można było niekiedy wnioskować z polskiej debaty, lecz raczej z faktu, że zbrodnie nazistowskie były już wielokrotnie i dogłębnie dyskutowane w niemieckich mediach. Na przykład stacja ZDF kilkakrotnie w latach 90. zrealizowała programy o systemie nazistowskim, o wojnie czy uwikłaniu niemieckiego społeczeństwa w zbrodnie narodowego socjalizmu oraz o Holokauście. Autor wielu programów historycznych i dokumentalnych pracujący dla ZDF, Guido Knopp, stwierdził w jednym z wywiadów, że nie będzie już robił materiałów o nazistach („Die Welt” 29.01.2008). Kluczowe znaczenie zdaje się zatem mieć specyficzna logika organizacyjna niemieckich mediów, która doprowadziła do rozdzielenia programów przedstawiających niemieckie zbrodnie od programów o zbrodniach dokonywanych na Niemcach. Ta logika opiera się na założeniu, że widzowie materiałów o zbrodniach nazistowskich są jednocześnie publicznością produkcji o przymusowym wysiedleniu, co w istocie wcale nie musi mieć miejsca. Nie ulega jednak wątpliwości, że w dłuższej perspektywie czasowej tak pobieżne traktowanie niemieckiej odpowiedzialności za wojnę i ludobójstwo w medialnych przedstawieniach przymusowej migracji Niemców staje się problematyczne: za sprawą tego „organizacyjnego rozdzielenia” zbrodni dokonywanych przez Niemców od zbrodni dokonywanych na Niemcach zaciera się związek między wypędzeniami a napaścią na Polskę w 1939 r. i wojną totalną prowadzoną przez Niemców na wschodzie Europy. Tym samym pozostawia się odbiorców samych sobie z koniecznością samodzielnego umiejscowienia opowiadanych wydarzeń o ucieczce i wypędzeniu w szerszym kontekście historii II wojny światowej.
Niemieckie przekazy medialne: Hitler i zemsta
Jednym z centralnych motywów niemieckich produkcji telewizyjnych na temat przymusowych migracji jest wskazanie na głównego winnego – Adolfa Hitlera, co spotykało się z krytyką wielu niemieckich historyków, np. w odniesieniu do takich programów jak Holokaust G. Knoppa i innych. Także dla wielu pozostałych filmów dokumentalnych charakterystyczne było językowe odgraniczenie führera i nazistów od reszty społeczeństwa, choć nie wszystkie programy telewizyjne zdejmowały odpowiedzialność z Niemców jako narodu. Interesująca jest w tym kontekście różnica pomiędzy materiałami dokumentalnymi a filmami fabularnymi: podczas gdy te pierwsze skupiają się na konkretnych osobach, by nie powiedzieć, że obwiniają głównie Hitlera, te ostatnie o wiele dobitniej podejmują kwestię uwikłania niemieckiej ludności w zbrodniczy system III Rzeszy. Na przykład bohaterka filmu pt. Die Flucht (Ucieczka) z 2007 r. już na samym początku mówi, że to „nasza” wojna, a nie tylko wojna Hitlera, a narracja obejmuje także takie wątki jak zbrodnie Wehrmachtu. W odniesieniu do interpretacji przeszłości filmy fabularne nie dokonują zatem tak wyraźnego podziału na (rzekomo niewinny) naród i (całkowicie winnego) Hitlera, co zdarza się nierzadko w dokumentacjach historycznych. Dziwi to o tyle, że właśnie w konwencji tego drugiego gatunku leży odwoływanie się do nowszych ustaleń naukowych, bezsprzecznie odrzucających tezę o wyłącznej winie przywódcy III Rzeszy. Filmy fabularne (np. Die Flucht, Die Gustloff) z kolei dokonują tego rozróżnienia na innej płaszczyźnie: żaden z bohaterów pozytywnych, a więc postaci, z którymi najłatwiej się utożsamić, nie jest bowiem członkiem Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei (NSDAP) ani nawet zwolennikiem dyktatury. Wręcz przeciwnie – wszyscy zachowali dystans wobec narodowego socjalizmu.
Drugim ważnym motywem jest uczynienie z zemsty Polaków, Czechów czy Rosjan głównego powodu wysiedlenia Niemców. W najróżniejszych programach telewizyjnych sięgano po ten wzorzec narracyjny, często nadmiernie upraszczając przedstawiane wydarzenia. Co prawda wola odwetu odgrywała pewną rolę podczas napadów na niemiecką ludność cywilną, do których dochodziło przy przymusowych wysiedleniach, np. podczas transportu, to jednak proces ten był politycznie zaplanowany i usankcjonowany na arenie międzynarodowej. Podczas gdy w polskich mediach Układ Poczdamski pełni w tym kontekście rolę najistotniejszą, co podkreśla, jak duże znaczenie w polskim dyskursie ma potrzeba wskazywania na odpowiedzialność aliantów za powojenny transfer ludności niemieckiej, to w niemieckim przekazie medialnym związki te ukazywane są w większości przypadków w dużym skrócie. Również strategiczne plany polityczne państw wschodnioeuropejskich, które w badaniach określa się dziś mianem „inżynierii etnicznej”, nie znajdowały wystarczającego omówienia. Po obejrzeniu tych produkcji telewizyjnych można było wnioskować, że to zemsta stanowiła główny motyw przymusowych wysiedleń Niemców.
W niemieckich mediach uwidoczniła się też tendencja do niwelowania różnic pomiędzy poszczególnymi fazami przymusowej migracji (ucieczką, tzw. dzikimi wypędzeniami, czyli tymi, których dokonano przed podpisaniem umów w Poczdamie, oraz zorganizowanym wysiedleniem) i w konsekwencji do zlewania się opowieści w jedną całość w wyniku powielania tych samych klisz narracyjnych. Ten zabieg sprawia, że zacierają się różnice pomiędzy działaniami poszczególnych grup narodowych i ośrodków politycznych: gdy „wrzuca się do jednego worka” ewakuację na rozkaz niemieckich dowódców cywilnych i wojskowych, masowe gwałty czerwonoarmistów, zatopienie okrętu Gustloff i dramatyczną ucieczkę przez zamarzniętą Mierzeję Wiślaną z przymusowymi wysiedleniami z Pomorza, Śląska czy Czech, to przed widzem nieznającym sytuacji w Europie Wschodniej wyłania się jednolity obraz złoczyńców wypędzających bezbronną niemiecką ludność cywilną. W końcu „mapy mentalne” (m.in. wyobrażenia o Wschodzie i Zachodzie) wielu Niemców ukształtowane zostały przez mającą długą tradycję praktykę homogenizowania obrazu „wroga na Wschodzie”.
Polskie przekazy medialne: rok 1939 i „wiek wypędzeń”
Niemiecki sposób opowiadania o „ucieczce i wypędzeniu” jest nie do pomyślenia w polskich mediach, bowiem tu każda opowieść zaczyna się od niemieckiej napaści na Polskę, zbrodni na ludności cywilnej, w tym także przymusowych wysiedleń, deportacji i mordów. Dobrą ilustracją tej strategii narracyjnej jest jeden z pierwszych polskich programów dokumentalnych dotyczących zatopienia okrętu z uciekinierami – Wilhelm Gustloff z 1994 r. – który rozpoczyna się sceną przedstawiającą bombardowania Polski w 1939 r. (TVP 2, Wilhelm Gustloff, 31.05.1995). Wątek niemieckich uciekinierów i wysiedlonych pojawia się zatem dopiero po ukazaniu niemieckiej agresji oraz polskich ofiar. Ten wzorzec narracyjny jest typowy nie tylko dla telewizji. Również media drukowane przywiązują dużą wagę do podkreślania prawidłowej chronologii wydarzeń. Za ilustrację posłużyć mogą artykuły publikowane na łamach tygodnika „Wprost” z początku lat 90. Przykładowo Jerzy Przyłucki, autor tekstu o obozie w Łambinowicach, wykorzystywanym w okresie od lata 1945 do jesieni 1946 r. jako obóz internowania dla Niemców w ramach akcji wysiedleńczej, podkreśla, iż fakt ten jest tylko ułamkiem prawdy historycznej, gdyż wcześniej – w czasie wojny – mieścił się tu (w miejscowości Lamsdorf, dziś: Łambinowice) jeden z największych niemieckich obozów jenieckich. I to właśnie wzmianka o tej fazie w historii obozu łambinowickiego znalazła się na początku artykułu, mimo że autor nie oparł dalszej narracji na porządku chronologicznym. („Wprost” 21.01.1990). Ten zabieg jest symptomatyczny dla charakteryzującego polski dyskurs związku przyczynowo-skutkowego: wypędzenie Niemców oraz ich przejściowe umieszczenie w obozie ukazywane jest wyłącznie jako reakcja na zbrodnie nazistowskich Niemiec. Nie pojawiają się natomiast informacje o tym, że i dla polskiego rządu emigracyjnego kwestie polityczne („inżynieria etniczna”) miały niemałe znaczenie.
Innym ważnym wątkiem kontekstualizacyjnym jest wskazywanie na rok 1939, podkreślające niemiecką odpowiedzialność za późniejsze wydarzenia. Jest to zgodne z ustaleniami Wolfganga Jacobmeyera, którego zdaniem właśnie to odniesienie jest centralne również w polskich podręcznikach do nauczania historii. Debaty dotyczące alternatywnych interpretacji przeszłości, z którymi eksperymentowano m.in. w tygodniku „Polityka” w artykule M. Podlasek, pokazują, że odwołanie do roku 1939 jest obowiązkowym momentem polskich narracji o powojennym transferze Niemców. Gdy w 1995 r. opublikowano wielostronicowy artykuł o wypędzeniu Niemców pomijający tło historyczne, redakcja miała spore wątpliwości, czy możliwe jest pisanie o tych wydarzeniach bez odwołania się do niemieckiej okupacji i zbrodni popełnionych przez Niemców („Polityka” 10.06.1995). Również pierwsze próby ukazywania przymusowych wysiedleń w kontekście „wieku wypędzeń” podjęte przez Adama Krzemińskiego, tj. próby wpisania powojennego transferu Niemców w kontekst bardziej uniwersalnej historii migracji jako narzędzia polityki, wywołały sprzeciw wśród czytelników („Polityka” 18.11.1995, 13.01.1996). Mimo to ujmowanie wypędzeń Niemców w szerszym kontekście historii migracji przymusowych stało się po 1989 r. drugim istotnym wątkiem polskich narracji na ten temat. Przykładowo pierwszy artykuł we „Wprost” (Sakson 1994) zawierający szereg informacji o wysiedleniu ludności niemieckiej powstał w ramach objętego patronatem naukowym konkursu dla autorów wspomnień o różnych rodzajach deportacji dokonanych w latach 1939-1960. Oba konteksty (tj. konsekwencja popełnionych przez Niemców zbrodni oraz uniwersalna historia „wieku wypędzeń”) pojawiały się w polskim dyskursie medialnym coraz częściej w różnych kombinacjach, jak na przykład w filmie dokumentalnym Viktora Grotowicza Wypędzenie wrogów (emisja 3 stycznia 2003 r. w TVP 1, 10.00-10.20). W trzech pierwszych minutach materiału wysiedlenie Niemców zostało wpisane w uniwersalny kontekst, narrator informuje mianowicie odbiorców w pierwszym zdaniu, że podczas konfliktów zbrojnych najbardziej cierpi ludność cywilna – przeganiana, wypędzana. Zaraz po tym wspomniane zostają przesiedlenia ludności dokonywane pomiędzy Pakistanem a Indiami, deportacje za rządów Stalina, które boleśnie dotknęły także Polaków, i nazistowska polityka wysiedleń przymusowych. Cierpieniom Polaków poświęcono w programie więcej miejsca, przechodząc następnie do wskazania aktualnych wówczas problemów w Rwandzie i Jugosławii. Przykłady te miały pokazać, że każdy większy konflikt zbrojny prowadzi do przymusowych migracji. Dopiero wtedy autorzy dokumentacji przeszli do właściwego tematu, którego przesłanie można streścić następująco: również my, Polacy, uczestniczyliśmy w tym procesie, dokonując akcji przesiedleńczej Niemców po II wojnie światowej. Takie ujęcie tematu sugeruje z jednej strony „normalność” migracji przymusowych w ogóle, z drugiej zaś podkreśla niemiecką odpowiedzialność za powojenny los niemieckiej ludności cywilnej na tzw. „Ziemiach Odzyskanych” (→ Ziemie Odzyskane), obszernie informując o zbrodniach i niemieckiej polityce wysiedleń podczas okupacji.
Gry liczbami – wojny na liczby: dane dotyczące ofiar i poszkodowanych
Polscy i niemieccy aktorzy kształtujący pamięć o przymusowej migracji Niemców, czyli historycy, dziennikarze i politycy, aż do roku 1989 nie potrafili dojść do porozumienia ani w sprawie terminologii, ani liczby ofiar. Obliczenia zachodnioniemieckie odrzucane były przez stronę polską jako zawyżone, natomiast w Polsce liczba niemieckich ofiar śmiertelnych była – zgodnie z PRL-owską polityką pamięci – bagatelizowana. Podobna sytuacja panowała w Czechosłowacji. Dlatego też historycy niemieccy i czescy bezpośrednio po otwarciu archiwów na początku lat 90. rozpoczęli prace mające na celu ponowne ustalenie liczb ofiar i pokrzywdzonych. Czesko-niemiecka komisja historyczna dość precyzyjnie określiła liczbę przypadków śmiertelnych w czeskich Sudetach na 30 tys. (zob. Wetzel 2005, 961), podczas gdy w odniesieniu do terenów Polski zgodnie z nowszymi obliczeniami podaje się ogólną liczbę 400 tys. niemieckich ofiar „ucieczki i wypędzenia”. Według najbardziej przekonywających szacunków, co do których zgodni są polscy i niemieccy eksperci, 3,5 mln Niemców opuściło swoje miejsce zamieszkania lub zostało przymusowo wysiedlonych, 200 tys. z nich zginęło podczas deportacji do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, 40 tys. umarło w obozach radzieckich, a 60 tys. w polskich, 120 tys. osób padło natomiast ofiarą aktów przemocy, najczęściej z rąk czerwonoarmistów. W większości przypadków starsze liczby, podawane za dokumentacją Theodora Schiedera, musiały zostać skorygowane w dół. W latach 50. XX w. wielu znanych historyków niemieckich współpracujących z Schiederem gromadziło zeznania świadków naocznych, prywatne listy oraz przeprowadzało wywiady w celu udokumentowania przymusowych wysiedleń Niemców. Celem tego, finansowanego przez Ministerstwo ds. Wypędzonych, największego w nowopowstałej Republice Federalnej projektu badawczego dotyczącego historii współczesnej, było zebranie materiałów dowodowych na wypadek renegocjacji umów związanych ze skutkami II wojny światowej. Historię zachodnioniemieckich szacunków ofiar „wypędzeń” oraz powodów ich zawyżania badali niemieccy historycy Ingo Haar i Klaus-Peter Friedrich. Zweryfikowali oni zarówno podawaną dotąd sumaryczną liczbę ofiar (2 mln), jak i tę, która odnosi się bezpośrednio do polskiego wątku. Niestety ich ustalenia trafiły w RFN wyłącznie do wąskiego grona specjalistów, nie przebiły się natomiast do mediów. Rodzi to oczywiście pytanie, w jaki sposób niemieckie media postępowały z liczbą ofiar i jakie mogło to mieć konsekwencje dla kształtowania niemieckiej pamięci zbiorowej. Z kolei w odniesieniu do polskich mediów warto zapytać, czy niemieckie obliczenia dalej wywołują nieufność i dystans.
W latach 1989-2008 w niemieckich mediach można było zaobserwować pewną prawidłowość: treść zawarta we frazie „ucieczka i wypędzenie” uznawana była za znaną i oczywistą dla czytelnika, przez co rezygnowano z przekazywania dokładniejszych informacji – dat, liczb i innych odwołań do faktografii. Jeśli w prasie padały jakiekolwiek liczby, to odbiegały one od siebie znacząco, przy czym różnice te dotyczyły nie tylko różnych tytułów prasowych, ale dały się zaobserwować również w obrębie jednego pisma, a nawet tekstu. Najczęściej do liczb sięgano na łamach dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”), tu też podawano najbardziej spójne dane: liczbę uciekinierów i wypędzonych szacowano na 15 mln (w niemieckich badaniach naukowych wymienia się najczęściej liczbę 12 mln przesiedlonych, choć zdarzają się też odwołania do 14 mln). Aktorem, który konsekwentnie operuje liczną 15 milionów niemieckich ofiar, jest Związek Wypędzonych (BdV). Właśnie ta liczba pojawiała się na łamach frankfurckiego dziennika nie tylko w tekstach sygnowanych przez jej dziennikarzy, ale także np. w listach do redakcji czy artykułach pisanych przez działaczy BdV, np. Herberta Hupkę i Erikę Steinbach. Za ich pośrednictwem (również w listach i innego rodzaju wypowiedziach, np. w cytowanych w mediach wystąpieniach publicznych) liczba 15 mln trafiła do większości niemieckich mediów, m.in. do „Süddeutsche Zeitung” („SZ”) oraz „tageszeitung” („taz”) wraz z zawyżoną liczbą ofiar śmiertelnych. Dane rozpowszechniane przez Związek Wypędzonych, szczególnie gdy powielały je agencje informacyjne, rzadko poddawano weryfikacji. Do jakich absurdów prowadzić może takie bezkrytyczne powtarzanie danych liczbowych, pokazuje opublikowany w „SZ” krótki tekst zapowiadający uroczystość organizowaną przez BdV, zorganizowaną dla upamiętnienia 18 (!) mln wypędzonych. Można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że wiadomość ta pochodziła od samego związku, który poinformował o swoich planach media, a te bezrefleksyjnie przekazały tę wiadomość dalej. Podobnie rzecz wyglądała na łamach innych gazet. Np. „Bild” powoływał się na liczby wahające się od 8,5 mln w 1990 r. do 15 mln w 1995 i 2003 r., natomiast skala dotkniętych przymusową migracją wynosiła według „Spiegla” od 9,5 mln (1995) do „ponad 14 milionów” (2002).
Charakterystyczne dla podawania przez niemieckie media liczb było zaokrąglanie ich w górę, a także brak doprecyzowania, według jakich kryteriów (które tereny i w jakim okresie) obliczenia te zostały poczynione. Tylko w nielicznych przypadkach liczby poddawane były refleksji, w większości prasa operowała rzadko spotykanymi w pracach badawczych „okrągłymi” liczbami (8,5, 9,5 czy 12,5 mln), traktując je jako naukowo potwierdzone fakty. Dane poniżej 10 mln ofiar zdarzały się rzadko, a jeśli pojawiała się liczba ponad 11 mln, to z reguły była zaokrąglana do 12 mln. „Spiegel” operował od 2002 r. coraz częściej liczbą „ponad 14 milionów” pokrzywdzonych (podciągając ją do 15 mln), podobnie jak „Bild”. W niemieckiej prasie natknąć się można również na jeszcze bardziej zawyżone dane, np. „Focus” doliczył się 19 mln osób dotkniętych „ucieczką i wypędzeniem”, włączając do tej kategorii także tzw. późnych przesiedleńców (czyli tych, którzy opuścili byłe tereny niemieckie znacznie później, np. jeszcze w latach 80.).
Podsumowując: 1) w znacznej części publikowanych w niemieckiej prasie artykułów nie korzystano z dokładnych danych liczbowych, co można tłumaczyć przekonaniem dziennikarzy o tym, że historia tych wydarzeń jest dobrze opracowana i znana niemieckim odbiorcom; 2) pisząc o przymusowych migracjach Niemców, tylko „FAZ” systematycznie operował liczbami, przy czym były/są to liczby z górnego pułapu szacunków; 3) jeśli niemieckie media w ogóle posługują się liczbami, czynią to niekonsekwentnie, by nie rzec – całkowicie dowolnie, o czym świadczą odmienne dane pojawiające się w poszczególnych tytułach prasowych; 4) uderza fakt, iż niemieckie media nie podejmują kwestii prawdziwości danych liczbowych, mimo iż bardzo różnią się one od siebie; 5) uznawana przez większość historyków liczba 12 mln pokrzywdzonych nie stanowi w żadnym wypadku konsensusu w niemieckiej przestrzeni medialnej.
Podobne tendencje można zaobserwować w odniesieniu do liczby śmiertelnych ofiar przymusowych wysiedleń. W niemieckim przekazie prasowym z reguły brakuje jakichkolwiek dokładniejszych informacji o ofiarach śmiertelnych. Również w materiałach telewizyjnych nie podaje się żadnych liczb. Jeśli jednak pojawiają się jakieś dane, dziennikarze postępują podobnie jak w przypadku liczby pokrzywdzonych: najczęściej traktują je jako absolutny pewnik, bez zastanowienia się nad ich prawdziwością. Dopiero po roku 2000 media zaczynają przywoływać różne dane, choć przeważa posługiwanie się najwyższym szacunkiem – mocno zawyżoną liczbą 2 mln ofiar śmiertelnych. O tym, jak dużą rolę przy „obronie” zawyżonych danych liczbowych odegrał Hupka, ówczesny wiceprzewodniczący Związku Wypędzonych, świadczy jego list opublikowany na łamach „FAZ”. W liście tym Hupka przyrównał historyka Wolfganga Benza, który w jednym ze swoich artykułów naukowych podawał niższe liczby ofiar, z kłamcami oświęcimskimi („FAZ” 06.04.1996). W kolejnym tekście wyjaśniał: „Twierdzenie, że udało się dziś doliczyć tylko jednej czwartej z podawanej dotąd liczby dwóch milionów ofiar wśród Niemców, to zabawa liczbami. I jak tu nie pomyśleć od razu o »kłamstwie oświęcimskim«? Powinniśmy wreszcie przestać bagatelizować nieludzkie wydarzenia przez majstrowanie przy liczbach” („FAZ” 12.04.1996). Ta strategia pokazuje zarazem, jak bardzo retoryka Związku Wypędzonych zorientowana jest na zrównanie lub paralelizację „wypędzenia” Niemców i Holokaustu oraz dyskredytację wyników badań naukowych niezgodnych z perspektywą BdV. Zawyżone liczby ofiar śmiertelnych wymieniane były również w listach czytelników publikowanych na łamach niemieckich gazet i w odpowiedziach redakcji. Próżno też szukać informacji na temat przyczyn zgonów wysiedlanych Niemców lub ich historycznego tła. Zatem sile wyobraźni czytelników i widzów pozostawiono odpowiedź na pytanie, czy „były to ofiary bombardowań, ewakuacji, czy ognia armii wrogiej, czy też swojej”, a ilu z Niemców „poniosło śmierć w wyniku przymusowych wysiedleń, ilu padło ofiarą czystek etnicznych” (Haar 2007, 37). Ingo Haar pisze dalej:
„Ucieczka i wypędzenie to – jak wiadomo – wydarzenia, które były ze sobą ściśle powiązane, ale przypisywanie z pozycji historiograficznych stronie polskiej odpowiedzialności za straty wynikłe z częściowo siłowej, o wiele spóźnionej i w rezultacie często zakończonej tragicznie akcji ewakuacyjnej, zaordynowanej przez nazistów, jest nadużyciem, które do dziś obciąża relacje polsko-niemieckie” (Haar 2007, 278).
Problem ten nie stracił na aktualności do dziś, chociaż po 2000 r. zauważalne są pierwsze próby bardziej wyważonego i zniuansowanego podejścia do liczby ofiar śmiertelnych przymusowych migracji. Mimo to w dalszym ciągu operuje się w niemieckiej przestrzeni publicznej wyolbrzymionymi, wręcz absurdalnie wysokimi, danymi liczbowymi. Na przykład polityk Christlich-Soziale Union In Bayern (CSU), Peter Gauweiler, odnosząc się do 50. rocznicy zakończenia wojny, stwierdził, że z 15 mln uchodźców i przymusowo wysiedlonych aż 3 mln straciło życie („Bild”, 08.04.1995). W artykule wydrukowanym w „Bild” w 2003 r. w kontekście polsko-niemieckich kontrowersji związanych z wypędzeniami ponownie opublikowano wypowiedź Gauweilera o „3 milionach zamordowanych lub umarłych w męczarniach”. W pierwszej z cytowanych wypowiedzi polityk posłużył się zresztą nie tylko zawyżoną liczbą, ale i terminem „czystka etniczna”, który jest, co prawda, synonimem pojęcia „przymusowa migracja”, ale oznaczać może także ludobójstwo. Jeśli ktoś uznaje przymusowe wysiedlenia za ludobójstwo, to niejako zmuszony jest do używania zawyżonych liczb dla podbudowania swojej tezy.
Liczby w polskim dyskursie medialnym
Tym, co odróżnia polski przekaz medialny od niemieckiego, jest fakt, iż polscy dziennikarze o wiele częściej podejmują refleksję nad problemem danych liczbowych i operowaniem nimi. Gdy w polskich mediach przywołuje się ogólny rozmiar przymusowych wysiedleń, obejmujący zgodnie z nowszymi ustaleniami historyków 12 mln Niemców, to poprzez dodawanie formuły „zgodnie z niemieckimi obliczeniami” dokonuje się zdystansowanie wobec tych rozpoznań. Również liczba ofiar śmiertelnych podawana jest z rezerwą – mówiąc o 2 mln ofiar śmiertelnych polskie media zawsze wskazują na niemieckie ustalenia. Jedyny wyjątek od tej reguły stanowi artykuł M. Podlasek z „Polityki” (Podlasek 1993), w którym autorka niejako przejmuje niemiecką optykę i w związku z tym podaje najwyższe z rachunków – 15 mln pokrzywdzonych oraz 2 mln ofiar śmiertelnych. Nie podejmuje się natomiast refleksji nad liczbą, która w polskim dyskursie o przymusowej migracji Niemców odgrywa zacznie istotniejszą rolę, a więc tą, która odnosi się do uchodźców i wysiedlonych z terenów dzisiejszej Polski – zgodnie z ustaleniami historyków wynosi ona ok. 3,5 mln. I właśnie w tej kwestii ujawnia się kolejna różnica pomiędzy polską a niemiecką debatą o tym rozdziale wspólnej przeszłości: podczas gdy polska debata wokół „ucieczki i wypędzenia” koncentruje się na tym wycinku, który bezpośrednio dotyka polskiej historii narodowej, i dlatego jest zdecydowanie mniej zainteresowana szerszym kontekstem, to w Niemczech dyskutuje się nad tym problemem w sposób całościowy, nie wydzielając poszczególnych jego aspektów (np. polsko-niemieckiego). W przypadku Czechosłowacji sprawy miały się nieco inaczej, gdyż niemieckie media w całym zanalizowanym okresie konsekwentnie podawały liczbę 3 mln przymusowo wysiedlonych Niemców sudeckich. Istotna polsko-czechosłowacka różnica polega na tym, że w przypadku Niemców sudeckich wysiedlano obywateli czechosłowackich, natomiast na terenach niemieckich, które po 1945 r. przyłączono do Polski, splotły się ze sobą rozmaite wydarzenia: ucieczka, dzikie wypędzenia i przymusowe wysiedlenia, za które odpowiedzialne były różne siły sprawcze: urzędy III Rzeszy, Armia Czerwona lub polska administracja. Polscy publicyści często domagali się bardziej zróżnicowanego podejścia do liczb ofiar, czyli zgodnego z wnioskami niemieckich historyków młodszego pokolenia, niż to, które dominowało w niemieckich mediach.
Natomiast sama liczba 3,5 mln dotkniętych przymusową migracją z terenów przejętych przez Polskę nie wywołała w polskiej przestrzeni publicznej żadnej większej dyskusji. Również konkretyzujące się w latach 90. szacunki dotyczące ofiar śmiertelnych nie były poddawane weryfikacji – większość mediów operowała liczbą 400 tys. zgonów. Centralnym punktem polskiej debaty o ofiarach była kwestia obozów internowania dla ludności niemieckiej, w których w drugiej połowie lat 40. wielu Niemców poniosło śmierć. Przez polskie media przetoczyła się rzeczowa dyskusja na ten temat; nie uciekano również od pytania o polską odpowiedzialność za liczne przypadki śmierci w obozach. Zarówno media drukowane, jak i telewizja przyczyniły się zatem w dużym stopniu do usuwania „białych plam” w polskiej pamięci zbiorowej. Pewne reakcje obronne zauważyć można było jeszcze na początku lat 90., ale w okresie późniejszym nastąpiło w dyskursie publicznym pełne przejęcie odpowiedzialności za te wydarzenia. Można zatem stwierdzić, że uczestnikom polskiej debaty publicznej łatwiej przyszło zaakceptowanie polskiej winy za akty przemocy w obozach internowania, pozostających pod kontrolą państwa polskiego, niż za całość skomplikowanych wydarzeń i procesów obejmujących ucieczki, dzikie wypędzenia i przymusowe wysiedlenia, podczas których odpowiedzialność rozkładała się na wiele czynników i wielu sprawców. Jeszcze jakiś czas po przełomie politycznym do niemieckich obliczeń odnoszono się w polskich mediach z rezerwą lub konfrontując je z polskimi danymi, by wykazać w ten sposób polsko-niemieckie różnice w postrzeganiu przeszłości. Oburzenie z powodu niemieckich szacunków przyniosły dopiero późniejsze teksty, publikowane w kontekście zaostrzającego się polsko-niemieckiego sporu o wypędzenia, związanego z osobą stojącej na czele Związku Wypędzonych Eriki Steinbach. W toku tej debaty zawyżone liczby podawane przez niemieckie media (np. w programach telewizyjnych) i niektórych polityków traktowano jako dowód na przybierający w Niemczech na sile rewizjonizm historyczny.
Wspólne narracje o przymusowych migracjach
Jedną z najważniejszych zmian w polskich i niemieckich narracjach o powojennych wysiedleniach Niemców było poszukiwanie analogii pomiędzy doświadczeniami Polaków i Niemców podczas wojny i zaraz po niej. Podobnie jak w Niemczech, polska debata naukowa z połowy lat 90. tylko częściowo przeniknęła do przestrzeni publicznej. Ale mimo to budowanie analogii pomiędzy losami Niemców wysiedlonych z byłego wschodu Rzeszy i Polaków wysiedlonych z Kresów (→ niemiecki Wschód) sprawiło, że powstała nowa płaszczyzna polsko-niemieckiego porozumienia – oparta na współczuciu i empatii.
W połowie lat 90. w niemieckich mediach pojawiły się pierwsze materiały telewizyjne i prasowe na temat losów polskich wysiedleńców z Kresów wschodnich, których w (zachodnio)niemieckiej debacie publicznej przed długi czas w ogóle nie dostrzegano. W tekstach tych zestawiano doświadczenia Polaków z przeżyciami niemieckich uchodźców i wypędzonych z terenów przydzielonych Polsce. W centrum zainteresowania wielu autorów programów dokumentalnych znalazły się spotkania niemieckich „wypędzonych” z polskimi mieszkańcami ich dawnych domów. Dominującym tu wątkiem była teza o podobieństwie polskich i niemieckich doświadczeń przymusowej migracji, w szczególności poczucia utraty i tęsknoty, doskwierającej dotkniętym takim losem jeszcze wiele dziesięcioleci później. Także w innych formatach, np. w nowszych filmach dokumentalnych i historycznych, polscy „repatrianci” tworzyli najliczniejszą grupę „innych” ofiar, którym – obok Niemców – udzielono głosu. Jak pokazują listy i reakcje niemieckich odbiorców, takie ujęcie tematu zostało doskonale przyjęte przez niemiecką publiczność („Die Zeit” 21.09.2006). Podczas gdy konstruowanie polsko-niemieckiej wspólnoty losów w niemieckich materiałach audiowizualnych stało się po pewnym czasie normą, to doświadczenia przymusowych wysiedleń Polaków pod niemiecką okupacją czy inne zbrodnie nazistowskie nie odgrywały w nich większej roli. Tylko nieliczni uczestnicy niemieckiej debaty wskazywali na to, że budowanie takich analogii jest błędne. Ostrzeżenia historyków słyszalne były niezmiernie rzadko. Np. Andreas Kossert pisał jednoznacznie: „Zrównywanie polskich i niemieckich wysiedleńców jako ofiar reżimów totalitarnych może okazać się fatalne w skutkach” („Die Zeit” 04.09.2003). Takie podejście do problemu prowadzi jego zdaniem do upowszechniającej się w Niemczech tendencji postrzegania ludności niemieckiej, podobnie jak innych narodów, jako ofiar wojny, co zaciera granicę pomiędzy sprawcami i ofiarami.
Mimo początkowych obiekcji tendencja do zestawiania losów Polaków i Niemców przyjęła się także w polskich mediach, o czym świadczy szereg artykułów i programów telewizyjnych z wczesnych lat 90. Od jakiegoś czasu polskie i niemieckie media interesują się także podróżami świadków historii: z Niemiec do Polski i z Polski na Ukrainę.
Ważną rolę w narracjach o ofiarach wypędzeń odgrywa w Polsce renesans teorii totalitaryzmu, czyli zestawiania systemu stalinowskiego z dyktaturą nazistowską, typowego dla wielu krajów postkomunistycznych. Jak może to oddziaływać na interpretacje przymusowych migracji Polaków i Niemców, pokazuje ekranizacja powieści Grassa Wróżby kumaka. W zrealizowanym w 2005 r. filmie Robert Gliński postawił kilka nowych akcentów – np. w scenach retrospekcji, odsyłających widza do czasów dzieciństwa obojga bohaterów-wypędzonych: jej z Wilna, jego z Gdańska, Niemiec o imieniu Aleksander był wówczas członkiem Hitlerjugend (HJ), a Polka o imieniu Aleksandra była uczestniczką imprez organizowanych przez Związek Młodzieży Polskiej. Retrospekcje oparte są na analogii: najpierw Aleksandra zbiera wraz z grupą aktywistów stonkę ziemniaczaną, później Aleksander z rówieśnikami z HJ wykonuje w polu podobną pracę. W końcu obie sceny zbiegają się: Aleksandra i Aleksander, a tym samym Związek Młodzieży Polskiej i Hitlerjugend, zbliżają się do siebie – to wizualizacja interpretacji historii z pozycji teorii totalitaryzmu. Gdy porówna się polski i niemiecki plakat reklamujący film Glińskiego, znaczenie tej interpretacji historii w polskiej wersji uwidacznia się jeszcze bardziej. W polskim wariancie plakatu dominuje motyw socjalizacji w systemach totalitarnych: zamazane obrazy Aleksandry i Aleksandra z dzieciństwa, czyli z okresu, w którym podatni byli na indoktrynację, zestawione są za ujęciem obojga jako pary kochanków w dojrzałym życiu. Z kolei na niemieckim plakacie widzimy po prostu kochanków siedzących w rikszy.
Narracje pojednania
Kolejny nowy po 1989 r. wątek narracji o przymusowych wysiedleniach w Polsce i Niemczech dotyczy polsko-niemieckiego pojednania traktowanego jako diagnoza, życzenie lub apel. Wyraźniej niż w mediach drukowanych tendencja ta jest widoczna w produkcjach telewizyjnych, które w obu krajach zwracały się do odbiorców z posłaniem pojednania. Przykładowo w filmie dokumentalnym Hansa-Dietera Rutscha o przymusowych wysiedleniach ze Śląska (Groß Döbern, Schlesien. Als die Deutschen weg waren, 2) z 2005 r. ostatnia scena to odsłonięcie pomnika upamiętniającego ofiary obozu internowania w Łambinowicach, aktu interpretowanego jako dobry znak dokonanego i stale dokonującego się pojednania. Podobnie kończyły się wszystkie odcinki pięcioczęściowego dokumentu ZDF pt. Die große Flucht (2001): komentarze narratora lub wypowiedzi prominentnego świadka czasu odnosiły się do polsko-niemieckiego pojednania. Również w lokalnych produkcjach telewizyjnych ostatnim akcentem było nierzadko patetyczne wezwanie do polsko-niemieckiego pojednania. Szczególnie zdominowane przez tego typu narrację są materiały, w których niemieccy i polscy wypędzeni występują obok siebie.
W polskich produkcjach telewizyjnych apele o pojednanie nie są wcale rzadsze, choćby we wspomnianej wcześniej dokumentacji Wiktora Grotowicza Wypędzenie wrogów czy w publicznej debacie o polsko-niemieckich punktach zapalnych, a wśród nich o pamięci o przymusowych wysiedleniach, jak np. w programie Debata (Kamil Durczok, Debata, TVP 1, 23.09.2004). Przykłady te pokazują, że porozumienie z sąsiadem jest w obu krajach pożądane i stanowi polityczny konsensus, o którym wciąż przypominają media. Oznacza to ogromną zmianę w porównaniu z antypolską retoryką w RFN z czasów zimnej wojny i antyniemiecką polityką PRL-u.
Nierzadko jednak apele wzywające do pojednania były jedynie pustymi frazesami. Ilustrują to chociażby programy telewizyjne, w których nieprzychylne stanowiska świadków i dyskutantów osadzano w retorycznym schemacie pojednania, niwelując w ten sposób różnicę pomiędzy ich stanowiskami a postulatem polsko-niemieckiego zbliżenia. Przykładowo podczas polskiego programu telewizyjnego Debata doszło do eskalacji nastrojów antyniemieckich podczas ostrej wymiany zdań pomiędzy uczestnikami spotkania oraz pod wpływem wypowiedzi Polki dotkniętej osobiście niemieckimi roszczeniami majątkowymi. Mimo to moderator, który miał zresztą niemały udział w roznieceniu tych emocji, na koniec zaapelował o budowanie dobrego sąsiedztwa i prowadzenie pojednawczego dialogu. Zabrzmiało to nie tylko fałszywie, lecz wręcz sarkastycznie, podobnie jak komentarze niemieckich dokumentalistów, którzy antypolskie wypowiedzi niemieckich „turystów sentymentalnych” (czyli odwiedzających strony rodzinne przodków lub miejsca własnego dzieciństwa) maskowali retoryką pojednania. Np. w tygodniku „Die Zeit” postawę niemieckich „turystów sentymentalnych” skomentowano nie bez ironii: „Niemieccy turyści przemieszczają się przez wioskę jak korespondenci wojenni przez opuszczone pole bitwy. »Tu była kiedyś stajnia. A tu stał kiedyś dom. Tylko że wtedy wszystko było piękniejsze. Dziś wszystko jest zaniedbane. To przygnębiające!«” („Die Zeit” 25.12.1995). Również w polskich produkcjach telewizyjnych, mimo dominującej narracji pojednania, ujawniają się resentymenty, o czym świadczy m.in. materiał o obozie w Potulicach Wojciecha Worotyńskiego (Casus Potulice, TVP 2, 8.09.1999): poddając się reporterskiej taktyce zadawania pytań, kobieta, będąca naocznym świadkiem tuż powojennych wydarzeń, niepomna swych wcześniejszych pojednawczych słów („To już tyle lat po wojnie…”), na koniec stwierdziła, że Niemcom należało się poznanie tego, czym jest obóz.
Zaproponowane przez Klausa Bachmanna pojęcie „kiczu pojednania”, czyli jedynie powierzchownej zgody, pełnej pięknych, lecz pustych słów, jest niezwykle trafne w odniesieniu do tego typu programów telewizyjnych. Wynika to nie tylko z rozziewu pomiędzy rzeczywistymi postawami ludzi a pożądanym przesłaniem programów, lecz również z estetycznej oprawy apeli o pojednanie. Na przykład w serialach produkcji ZDF pod koniec każdego odcinka w tle idyllicznych krajobrazów dawnego Niemieckiego Wschodu – falujących pól pszenicy, soczystych łąk i zielonych lasów pobrzmiewa delikatna muzyka smyczkowa. Także polskie materiały, jak np. film dokumentalny Jacka Knoppa Ballada o domu (2006), chętnie odwołują się do romantyzujących strategii przekazu, polegających głównie na stosowaniu odpowiedniej (rzewnej) muzyki czy montowaniu sekwencji utrzymanych w czarno-białej kolorystyce.
Podsumowanie
Z analizy polskich i niemieckich przekazów medialnych na temat przymusowych migracji wypływają dwa wnioski. Po pierwsze, narodowe wzorce pamięci zbiorowej funkcjonujące po 1989 r. ukształtowały się na długo przed przełomem politycznym (czyli odpowiednio: w PRL, NRD i RFN), przy czym szczególnie niemieckie narracje charakteryzują się zachowaniem wczesnych erefenowskich schematów, które sięgają aż do prefiguracji tego dyskursu w okresie III Rzeszy. Po drugie, obrazy przeszłości powstawały i rozwijały się w splocie dyskursywnym, chociaż polskie debaty zdecydowanie wyraźniej reagowały na dyskusje toczone w Niemczech niż odwrotnie. Z kolei w niemieckiej przestrzeni publicznej strategie narracyjne wypracowane przed 1989 r. okazały się niezmiernie trwałe. Z obiegu zniknęły regulacje językowe obowiązujące w NRD, ponieważ zostały zdominowanie przez termin „ucieczka i wypędzenie”. Niezmienne było też odwoływanie się do zawyżonej i niezróżnicowanej liczby ofiar śmiertelnych (2 mln).
Ważne polsko-niemieckie różnice odnoszą się do dominujących w obu dyskursach medialnych sposobów kontekstualizacji wysiedlenia Niemców. W polskim przypadku narracje o wysiedleniach zaczynają się w roku 1939, co podkreśla związki przyczynowo-skutkowe między wybuchem wojny i powojennych losem Niemców, podczas gdy w Niemczech opowieść o „ucieczce i wypędzeniu” otwiera wkroczenie Armii Czerwonej na teren Prus Wschodnich jesienią 1944 r., a więc moment, w którym większość Niemców zaczyna doświadczać wojny na własnej skórze. Wojna totalna na wschodzie Europy, siejąca zniszczenie i śmierć ludności cywilnej, pojawia się w niemieckich mediach dopiero na drugim planie narracji o ucieczce i wypędzeniu Niemców. Taka struktura opowiadania o przymusowych wysiedleniach bierze swój początek w nazistowskiej propagandzie, w której wejście Armii Czerwonej na teren Rzeszy ukazywane było jako zupełnie oddzielny rozdział, wyłączony niejako z kontekstu niemieckich zbrodni wojennych. Do dziś zresztą w niemieckim dyskursie pobrzmiewają tony nazistowskiej propagandy, by wspomnieć choćby powtarzane często frazy o niepojętym barbarzyństwie czerwonoarmistów lub wątki martyrologiczne. Ciągłość dotyczy również kwestii sprawstwa i odpowiedzialności – problemu niepodejmowanego z oczywistych powodów w nazistowskiej propagandzie, ale niewystępującego również w zachodnioniemieckim dyskursie, całkowicie pomijającym ambiwalencję relacji kat – ofiara. Wręcz przeciwnie – w okresie tuż powojennym ofiary i krzywdy doznane przez przymusowo wysiedlonych porównywano w Niemczech Zachodnich z ofiarami Holokaustu. Dopiero w latach 60. i 70., gdy uwaga zachodnioniemieckiej opinii publicznej skoncentrowała się na niemieckich zbrodniach, narracje martyrologiczne straciły na znaczeniu.
Wzmożone od roku 2002 r. w Niemczech zainteresowanie historią „ucieczki i wypędzenia” zdominowane było przez wątki wiktymologiczne. Nie sprzyja to podjęciu refleksji nad relacją pomiędzy ofiarami i sprawcami. W ostatnich dwóch dziesięcioleciach z niemiecką opowieścią wiktymizacyjną o przymusowej migracji splatało się zestawienie polskich i niemieckich ofiar. Ponadto istotne znaczenie – głównie w porównaniu z polskim dyskursem – miały ikonograficzne przedstawienia niemieckich ofiar wypędzeń – obrazy matek z dziećmi. Liczne książki i wydania czasopism umieszczały centralnie na swych okładkach motyw matki z dzieckiem, uznawany za symbol niewinności. Niektóre historie świadków czy też sposób ich bezkrytycznej prezentacji dodatkowo wzmacniały narratyw martyrologiczny. W pierwszym rzędzie opowieści o brutalnych gwałtach zbiorowych popełnianych przez żołnierzy Armii Czerwonej jako przeżycie do dziś traumatyzujące ofiary odgrywały w obrazie przeszłości ważną rolę, ale podobnie jak inne zdarzenia, również i te nie były ukazywane w kontekście wcześniejszej (również seksualnej) przemocy ze strony żołnierzy niemieckich i innych organizacji paramilitarnych, szczególnie podczas realizowanej przez Niemców wojny totalnej na wschodzie. Mimo iż owe ambiwalencje nie były poddawane refleksji, lecz dominował narratyw wiktymologiczny, to jednak wyjątkowość i niepowtarzalność Holokaustu nigdy nie została podważona w niemieckim dyskursie medialnym (może poza pojedynczymi wypowiedziami pokrzywdzonych czy osobami z kręgów radykalnej prawicy), a jego ofiary nie były zrównywane z niemieckimi ofiarami przymusowej migracji.
Tymczasem w Polsce wzorce narracyjne ukształtowane w PRL po przełomie politycznym zostały zastąpione nowymi przesłankami. Interesujący jest w tym kontekście fakt, że w Polsce po 1989 r. doszło do przewartościowań w postrzeganiu dotychczasowych „wrogów” polskości, a więc m.in. Związku Wypędzonych, podczas gdy w tym samym czasie w Niemczech podchodzono w mediach do działaczy związku raczej z rezerwą, która wyrażała się w słowie i obrazie. Sytuacja odwróciła się w Polsce pod wpływem drugiej debaty o „wypędzeniach”, skutkując reanimacją w przekazie wizualnym i tekstowym stereotypowego obrazu wroga, ucieleśnianego przez funkcjonariuszy Związku Wypędzonych (głównie w osobie E. Steinbach), a także ponownie nieufnym stosunkiem wobec pojęcia „wypędzenie”. W ostatnich latach temat ten nie wzbudza jednak już tak wielkiego zainteresowania, a temperatura debaty wyraźnie opadła. Co prawda nie widać dziś oznak powrotu do retoryki (kiczu) pojednania, ale też kwestia przymusowej migracji Niemców rzadko wykorzystywana jest w roli „niemieckiego straszaka” – skutecznego (jak dotąd) narzędzia do konsolidacji społeczeństwa.
Przekład Izabela Surynt
Bibliografia
W. Borodziej, Flucht – Vertreibung – Zwangsaussiedlung, [w:] A. Lawaty, H. Orłowski (red.), Deutsche und Polen. Geschichte,Kultur, Politik, München 2006.
K. Bachmann, J. Kranz, Przeprosic za wypędzenie? Wypowiedzi oficjalne oraz debata prasowa o wysiedleniu Niemców po II wojnie swiatowej, Kraków 1997.
H.-J. Bömelburg, Gestörte Kommunikation. Der polnische Monolog über Flucht und Vertreibung und seine deutsch-polnischen Ursachen, [w:] Mittelweg 36, 14 (2005), 3.
M. Beer, Flucht und Vertreibung der Deutschen. Voraussetzungen, Verlauf, Folgen, München 2011.
CBOS (Centrum Badania Opinii Społecznej), Stosunki polsko-niemieckie w opinii publicznej, Warszawa 2008, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2008/K_072_08.PDF.
K.-P. Friedrich, Erinnerungspolitische Legitimierungen des Opferstatus: Zur Instrumentalisierung fragwürdiger Opferzahlen in Geschichtsbildern vom Zweiten Weltkrieg in Polen und Deutschland, [w:] D. Bingen, P.O. Loew, K. Wóycicki (red.), Die Destruktion des Dialogs. Zur innenpolitischen Instrumentalisierung negativer Fremd- und Feindbilder. Polen, Tschechien, Deutschland und die Niederlande im Vergleich 1900-2005, Wiesbaden 2007 (Veröffentlichungen des Deutschen Polen-Instituts Darmstadt, 24).
I. Haar, „Bevölkerungsbilanzen“ und „Vertreibungsverluste“. Zur Wissenschaftsgeschichte der deutschen Opferangaben aus Flucht und Vertreibung, [w:] J. Ehmer i in. (red.), Herausforderung Bevölkerung. Zu Entwicklungen des modernen Denkens über die Bevölkerung vor, im und nach dem „Dritten Reich“, Wiesbaden 2007.
E. Hahn, H. H. Hahn, Die Vertreibung im deutschen Erinnern. Legenden, Mythos, Geschichte, Paderborn 2010.
G. Hryciuk, M. Ruchniewicz, W. Sienkiewicz, A.(red.), Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki 1939-1959. Atlas ziem Polski, Warszawa 2008.
W. Jacobmeyer, Die Darstellung der „Vertreibung“ in deutschen und polnischen Lehrbüchern des Faches Geschichte, [w:] R. Maier (red.), Zwischen Zählebigkeit und Zerrinnen. Nationalgeschichte im Schulunterricht in Ostmitteleuropa, Hannover 2004 (Studien zur internationalen Schulbuchforschung des Georg-Eckert-Instituts, 112).
K. Kersten, Przymusowe przemieszczenia ludności – próba typologii, [w:] A. Sakson, H. Orłowski (red.), Utracona ojczyzna. Przymusowe wysiedlenia, deportacje i przesiedlenia jako wspólne doświadczenie, Poznań 1996.
B. Nitschke, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność niemiecka w Polsce w latach 1945 - 1949, Toruń 2004.
A. Łada, Debata publiczna na temat powstania Centrum przeciw Wypędzeniom w prasie polskiej i niemieckiej, Wrocław 2006.
J. M. Piskorski, Polacy i Niemcy: czy przeszłość musi być przeszkodą? (Wokół dyskusji o wysiedleniach i tzw. Centrum przeciw Wypędzeniom), Poznań 2004.
M. Podlasek, Ten kraj już nie był ich ojczyzną. W skórze Niemca, [w:] Polityka” 15.05.1993, nr 20, s. 16-22.
M. Röger, Flucht, Vertreibung und Umsiedlung. Mediale Erinnerungen und Debatten in Deutschland und Polen seit 1989, Marburg 2011.
M. Röger, Zeitzeugen von Flucht, Vertreibung und Heimatverlust im deutschen Geschichtsfernsehen. Funktionen und Funktionalisierungen, 1981–2010, [w:] H. M. Kalinke (red.), Zeitzeugenberichte zur Kultur und Geschichte der Deutschen im östlichen Europa im 20. Jahrhundert. Neue Forschungen, Oldenburg, Bundesinstitut für Kultur und Geschichte der Deutschen im östlichen Europa 2011/2012, http://www.bkge.de/52803.html.
A. Sakson, Wygnańcy, [w:] „Wprost” 10.07.1994, nr 28, s. 59-60.
A. Sakson (red.), Ziemie Odzyskane. Ziemie Zachodnie i Północne 1945 – 2005. 60 lat w granicach państwa polskiego, Poznań 2006.
F. Wetzel, Missverständnisse von klein auf? Die Vertreibung der Deutschen in tschechischen und deutschen Geschichtsbüchern, [w:] „ZfG” 53 (2005), z. 10, s. 955–968.
Röger, Maren, dr, pracownik naukowy Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie; 2014 visiting profesor na Uniwersyetcie w Hamburgu; w latach 2006-2009 stypednystka fundacji DFG na Uniwersytecie w Gießen; praca doktorska: Flucht, Vertreibung und Umsiedlung. Mediale Erinnerungen und Debatten in Deutschland und Polen seit 1989, Marburg 2011; obszary badawcze: najnowsza historia Europy, II wojna światowa, migarcje przymusowe XX w., historia mediów, komunikacja i przestrzeń publiczna, historia seksualności i codzienności. W druku znajduje się monografia nagrodzona Fraenkel-Prize in Contemporary history pt. Kriegsbeziehungen.