Maciej Górny

Polsko-niemieckie „Kresy” w naukach o człowieku (XIX-XX w.)



Każde pogranicze kulturowe, któremu dane jest wystarczająco długie trwanie, obrasta w stereotypy etniczne. Ich świadectw dostarczają kultura ludowa, opisy podróży, przewodniki, literatura piękna i ikonografia. Zagęszczają się wokół „wspólnych” (choć często różnie ocenianych) miejsc i procesów. Powstanie nowoczesnej refleksji naukowej bynajmniej nie unieważniło tych stereotypów. Przeciwnie, kilka dziedzin nauk o człowieku weszło z nimi w szczególnie intymny kontakt, „obudowując” przednaukowe wyobrażenia profesjonalnym słownictwem i nowoczesną metodologią. Niniejszy szkic poświęcony jest niektórym przejawom takiej symbiozy, osadzonym w kontekście polsko-niemieckim. Nauki, których dotyczy, to nie tylko historia, ale i charakterologia narodowa (dziedzina popularna przez cały wiek XIX i aspirująca wówczas do statusu jednej z głównych gałęzi humanistyki), a od drugiej połowy stulecia także antropologia fizyczna i archeologia. Tytułowe „Kresy” nie oznaczają, iżby polsko-niemiecka refleksja zawsze dotyczyła jakiejś konkretnej pogranicznej przestrzeni. Jest to raczej metafora wciąż na nowo ustanawianej, dyskutowanej i kontestowanej granicy (co najmniej) dwóch narracji „narodowych”, przebiegającej na różnych polach, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie, a nawet w ludzkim ciele.

Chyba najbliżej „pierwotnych” uprzedzeń i stereotypów znajdują się ich encyklopedyczne definicje, które często w obiektywizującej narracji posługują się wartościującymi ocenami. Czasami balansują na granicy naukowości i literatury pięknej, jak w uczonych refleksjach niemieckiego warszawiaka Bogumiła Goltza, utożsamiającego Polaków (podobnie jak Rosjan, Turków i Żydów) z pierwiastkiem kobiecym, charakteryzującym się „brakiem poczucia prawa, rozsądku, samolubną słabością, przekorą, prawnym barbarzyństwem, typowym dla dzieci, barbarzyńców i wariatów” (Goltz 1858, 19). Jak zauważył Hans Lemberg, takie obserwacje nie zawsze były przejawem świadomie antypolskiej czy antysłowiańskiej postawy niemieckich obserwatorów: „czasami zachwycano się Polakami; kochano mazurki i słowackie stroje ludowe; ale z podziwem dla Chopina i Smetany mieszało się zadziwienie: do jakże wybitnych artystycznych osiągnięć […] zdolne okazały się tak prymitywne ludy” (Lemberg 1973, 215). Dobrą ilustracją takiej perspektywy może być poświęcony Polakom artykuł etnograficznego czasopisma „Volk” z lat 80. XIX w.:

„Polak jest sangwinikiem, człowiekiem jednej chwili od stóp do głów. Szlachetnie przez naturę uzdolniony, jest zdolny do wielkich poświęceń – nawet dla obcych – ale wyłącznie wtedy, jeśli spełnienie może nastąpić bezpośrednio po podjętej prawidłowej decyzji. Entuzjazm dla tego co szlachetne i piękne z zasady ulatuje z niego tak szybko jak tylko zostało ono osiągnięte […]. Przeciętny Polak bez różnicy stanu da się porównać raczej do mocno uzdolnionego i miłego lecz źle wychowanego dziecka niż do jakiegoś intryganta” (cyt. za Wajda 1991, 81).

Już w tego typu ocenach wyraźnie widoczne są dwa elementy, w różnym stopniu warunkujące niemiecki stereotyp Polaków i Słowian. Z jednej strony Polacy to ruchliwi, rozgadani i ekstrawertyczni „Francuzi Północy”, z drugiej – prymitywni, a czasem i okrutni barbarzyńcy. Rozłożenie akcentów, balans pomiędzy owymi ekstremami zależał od okoliczności, osobistych urazów i sympatii. W tym obrazie, dużo wcześniej niż w rzeczywistym życiu społecznym, dokonała się demokratyzacja narodu, połączenie cech polskiej szlachty oraz polskiego chłopstwa. Jedne i drugie niepokoiły lub gorszyły niemieckich mieszczańskich obserwatorów. W przeddzień Wiosny Ludów liberałowie na plan pierwszy wyciągali te elementy obrazu Polski, które postrzegali jako wartościowe, a nawet godne naśladowania: „Niemcy szukały bohaterów, których w owych »czasach przeciętności«, »ospałej połowiczności« i »nudy« nie odnajdywały w swym łonie” (Whiton 1981, 60). Analizowane przez Stephana Scholza niemieckie leksykony już od lat czterdziestych XIX w. powracają jednak do ocen znacznie krytyczniejszych. Po 1848 r. Polska i Polacy stają się w coraz większym stopniu negatywem stereotypu niemieckości, opartego właśnie na „nudnych” i „ospałych” wartościach mieszczańskich. Historycy szkoły pruskiej i nacjonaliści niemieccy w Polsce odnaleźli jakże potrzebną idealną inność (Surynt 2006, 97). Współtworzyła ten obraz niemiecka, głównie pruska, historiografia, w polskim charakterze narodowym upatrując przyczyn upadku Rzeczypospolitej i niepowodzeń kolejnych powstań. Także tu z czasem perspektywa stawała się coraz bardziej mroczna. Analizujący opinie o historii Polski w dziełach, publicystyce i korespondencji historyków szkoły pruskiej Gerd S. Biedermann nie krył zdziwienia zgodnością i jednostajnością owych ocen, „zupełnie jakby każdy ze sprawozdawców posiadał »podręcznik«, informujący w ustalony sposób o brudzie i anarchii polskiej szlachty” (Biedermann 1967, 53). W szerszej perspektywie historiozoficznej Polska jawiła się jako „skarbnica deficytów modernizacyjnych” (Orłowski 2002, 104), synonim zacofania, z którego właściwie nie było wyjścia, zapisane zostało ono bowiem w genotypie lekkomyślnego i barbarzyńskiego zarazem Polaka.

 Takie opinie nie pozostawały oczywiście bez odpowiedzi. W innym miejscu tego tomu zilustrowane zostały główne cechy polskiego stereotypu Niemca, a także polskiego autostereotypu (→ polski autostereotyp). Tu warto zwrócić uwagę na specyficzny konstrukt, typowy nie tylko dla historiografii polskiej, ale i pobratymczych – w pierwszym rzędzie czeskiej. Otóż odwrócenie zarzutów, z którymi spotykali się Polacy np. ze strony pruskich historyków, prowadziło do logicznej konstatacji: skoro to nie Słowianie, lecz właśnie Germanie byli brutalnymi barbarzyńcami (jak sądził już wszak Tacyt), to przypisywane im osiągnięcia cywilizacyjne są zapewne dziełem kogoś innego. Pod piórem nastrojonych słowianofilsko badaczy, takich jak Wacław Aleksander Maciejowski, tym innym stawali się właśnie Słowianie. W połowie XIX w. polski historyk pisał o Swewach mylnie – jak sądził – utożsamianych dotąd z Germanami. W rzeczywistości mieli to być Słowianie, jedyni twórcy kultury, uznanej później za niemiecką: „Bo wiadomo z dziejów, że cokolwiek się kiedy znakomitego pojawiło w Niemczech, od Swewów to […] poszło, lub zostawało z imieniem ich w bliskiej styczności. Że jeden na to przytoczę przykład: któż tego nie wie, że w okolicach Renu, a więc w pierwotnych siedzibach swewskich, porodzili się Göthe i Szyller?” (Maciejowski br., 12). Pewną popularnością w Polsce cieszył się w tym czasie również czeski dziejopis Alois Vojtěch Šembera, który metodę Maciejowskiego znacznie rozwinął, zesłowiańszczając całą niemal starożytność „aż do czasów Juliusza Cezara i wcześniej” (Šembera 1868, VI).

Podobne uczone rozważania o tożsamości dawnych plemion i przynależności terytoriów plemiennych były zapowiedzią wielkiej zmiany w sposobie myślenia o polsko-niemieckich „Kresach”. Dawniejsze oceny charakteru narodowego stały się elementem dyskursu naukowego. Duch zaczął się przyoblekać w ciało. Jednocześnie w nauce prawo obywatelstwa zyskała teoria ewolucji. Dla ocen narodowej psychiki oznaczało to odejście od dawniejszych teorii wpływu klimatu czy „humorów” i skupienie się na dziedziczności. Z kolei europejscy archeolodzy zaczęli w drugiej połowie XIX w. aplikować nowy punkt widzenia przy ocenie wykopalisk, dowodząc, że „ich” naród zamieszkiwał swoje obecne oraz postulowane terytoria „od zawsze”. W tej dość powszechnej dyscyplinie na czoło wysuwali się archeolodzy niemieccy, wychodzący z założenia, iż „ludu takiego jak Germanie, mającego za sobą ponad tysiącletnią kulturę, […] nie można nazwać barbarzyńskim” (Kossinna 1914, 205).

Etniczne przyporządkowanie wykopywanych z ziemi ludzkich szczątków wymagało ustalenia cech antropologicznych, charakterystycznych dla Niemców i Słowian. W wysiłku tym pomocną dłoń archeologom podali antropolodzy fizyczni i ideolodzy rasowi. Dla większości teorii rasowych drugiej połowy XIX w. wspólne było utożsamienie starożytnych Germanów z Nordykami, charakteryzującymi się podłużną czaszką, jasną barwą skóry i jasnymi włosami. Mimo że opis ten nie odpowiadał bynajmniej wyglądowi większości współczesnych Niemców, stał się naukowym fetyszem, pozwalającym na odróżnienie się od statystycznie rzadziej długoczaszkowych Słowian. I jedni, i drudzy zaliczali się co prawda do ludów indoeuropejskich (albo – jak woleli mówić naukowcy niemieccy – indogermańskich). Dokładano jednak starań, by dowieść, że Słowianie byli najbardziej wysuniętym na wschód i zarazem najbardziej zanieczyszczonym rasowo elementem tej rodziny. Zanieczyszczonym tak dalece, że ich pierwotna tożsamość antropologiczna (a także pokrewieństwo z Germanami) uległy zatarciu.

Archeolodzy stanęli zatem wobec problemu interpretacji szczątków odnajdowanych na terytorium bardzo szeroko rozumianego polsko-niemieckiego pogranicza. Problemów nastręczały zwłaszcza znaleziska na ziemiach zamieszkiwanych przez Polaków. Ze starych cmentarzysk wykopywano przeważnie czaszki podłużne, podczas gdy pomiary dokonywane na żywych mieszkańcach tych samych okolic wykazywały większość okrągłogłową. Dla Gustafa Kossinny i innych archeologów wielkoniemieckich był to niezbity dowód na pierwotne niemieckie prawo do polskiego terytorium. Zamieszkujący tam w czasach przedhistorycznych Germanie mieli bowiem „od zawsze” kultywować ideę czystości rasy, unikając związków z przedstawicielami innych, bez wyjątku gorszych, ras. Od żyjących na wschód od nich Słowian dzielić miał Germanów w starożytności szeroki pas niezamieszkanej ziemi. Słowianie z kolei mieszali się z mongoloidalnymi sąsiadami ze wschodu. Logicznym dopełnieniem takiego rozumowania musiało być utożsamienie większości, jeśli nie wszystkich kultur prehistorycznych w Europie Środkowo-Wschodniej, z Germanami właśnie.

Insynuacje tego rodzaju można było wykpić i, także w Polsce, nie brakowało złośliwych komentarzy do nordyckich teorii. Wybitny socjolog, skądinąd twórca koncepcji „walki ras”, Ludwik Gumplowicz na łamach „Przeglądu Historycznego” porównał cały ten kierunek myślenia ze zdezaktualizowanymi już jego zdaniem próbami unaukowienia charakterologii narodowej:

„Skoro więc – pisał – psychologia ludów zawiodła, nic dziwnego, że próbowano innej drogi. [...] Jakaż jednak pozostała droga po zawodzie z psychologią ludów? Rzecz prosta, że skoro »dusza« zawiodła, należało zwrócić się do ciała. [...] Otóż i w Niemczech po psychologii ludów nastąpiła rasologia. Czego za pomocą »duszy ludów« wytłumaczyć nie zdołano, usiłują sobie Niemcy wytłumaczyć za pomocą krwi i kości ludów, tj. za pomocą rasy” (Gumplowicz 1906, 292).

Szczególnie słabą stronę „rasologii” miało stanowić przekonanie o dziedziczności psychiki. Gumplowicz nie bez ironii zauważał:

„Nie wiem doprawdy, jak daleko zajdą rasologowie niemieccy, posługując się metodą Chamberlaina. Obawiam się, że zapuszczając się przez Kiaoczau do Chin, z Konfucjusza zrobią kiedyś czystej krwi Germanina [...]. Jakiś chiński Gobineau mógłby z takim samym prawem [...] powiedzieć, że rasa biała »tę trochę kultury«, jaką posiada, zawdzięcza jedynie małej domieszce krwi rasy żółtej” (tamże, 294 i 299).

To reprezentowana przez Gumplowicza socjologia, a nie propagowany przez niemieckich ideologów stek bzdur, miała tłumaczyć psychiczne właściwości społeczeństw.

Nie brakowało jednak i takich naukowców, którzy polemizowali z tezami Kossinny, pozostając w ramach tego samego (para)naukowego dyskursu. Czynili tak archeologowie, w pierwszym rzędzie uczeń berlińskiego profesora Józef Kostrzewski. Jego odpowiedź stanowiła lustrzane odbicie teorii Kossinny. Kultura łużycka została przez Kostrzewskiego utożsamiona z osadnictwem słowiańskim, co wiązało się z przyznaniem Słowianom zarówno autochtonizmu na terenie zachodniej Polski (i wschodnich Niemiec), jak i rozwiniętej kultury materialnej z czasów prehistorycznych. Krytycznie do Kossinny odnosili się również antropolodzy. Julian Talko-Hryncewicz i Edward Bogusławski w swojej krytyce „szkoły berlińsko-austriackiej” dowodzili, że na przestrzeni wieków wśród ludności słowiańskiej zaszła zmiana dominującego kształtu czaszki. Podłużne czaszki odnajdywane podczas wykopalisk w Polsce nie należały do Germanów, lecz do pierwotnych aryjskich i długoczaszkowych Słowian:

„Wisła ze swemi dopływami była […] kolebką tego plemienia i stąd początkowo rozeszły się osady Słowian po Europie. Tu w ośrodku lechickiej Słowiańszczyzny mogły się prawdopodobnie lepiej zachować nie tylko materialne ślady dawnego kultu, lecz i typ pierwotnych Słowian mniej ulegał wpływom sąsiednim” (Talko-Hryncewicz 1913, 64).

Z czasem zaczął wśród tych ostatnich przeważać typ krótkoczaszkowy, który zresztą, jak zauważał w innym miejscu Talko-Hryncewicz „wykazał wielkie siły rozrodcze i zdolności dla przyswojenia kultury, której był nosicielem wśród ludów wschodu i następnie wytwarzał własną, z łatwością asymilując obce pierwiastki już w pierwszem nieraz pokoleniu jak antropologicznie tak i kulturalnie” (Talko-Hryncewicz 1926, 70).

Kształt czaszki nie był jedyną cechą budowy ciała mającą odróżniać Słowian od Germanów. Inne zauważano już wcześniej, a antropolodzy i archeolodzy dokonali jedynie „unaukowienia” potocznych obserwacji. Popularny leksykon Meyera w kolejnych XIX-wiecznych wydaniach w artykule o Polakach niezmiennie podawał, iż „[w]ystające kości policzkowe i nieco wciśnięty nos wskazują na słowiańskie pochodzenie” (cyt. za Kochanowska-Nieborak 2007, 153). Wielu niemieckich obserwatorów kojarzyło słowiański typ urody z wydatnymi kośćmi policzkowymi oraz lekko skośnymi oczami. Cechy antropologiczne, które Tomasz Mann nadał w Czarodziejskiej Górze Kławdii Chauchat (szerokie kości policzkowe i wąskie oczy), a także Przybysławowi Hippe („pochodził z Meklemburga i był najwidoczniej produktem dawnego skrzyżowania ras, domieszki krwi wendyjsko-słowiańskiej do krwi niemieckiej czy też odwrotnie”; Mann 1972, t.1, 120) bardzo szybko zyskały status naukowy. Już w połowie XIX w. uważano je za dowody na mongoloidalne domieszki rasowe wśród Słowian. Jako grupę przejściową między Europeidami a rasą żółtą opisywał ich we wczesnym podręczniku antropologii Carl Friedrich Burdach (Burdach 1847, 668). W kolejnych monografiach antropologów odstające kości policzkowe stały się na tyle oczywistym wyróżnikiem obcych, niearyjskich naleciałości rasowych, że wprowadzono je do nazistowskiej dokumentacji zdrowia eugenicznego, na równi choćby z historią chorób dziedzicznych w rodzinie (Eyckt 1933).

Problem antropologicznych cech współczesnych Słowian, odbiegających od ideału skandynawskiego wojownika, nie dawał się jednak zredukować do polsko-niemieckiego konfliktu. Wystające kości policzkowe dostrzegali wszak także inni, mniej uprzedzeni obserwatorzy. Opisywał je wśród zakopiańskich górali sam Gustave Le Bon („typ pierwotny […] odznacza się twarzą płaską, okrągłą, z kośćmi policzkowemi częstokroć silnie wydatnemi”; Le Bon 2009, 81). Jednocześnie prowadzone od początku XX w. na ziemiach polskich pomiary antropologiczne w pewnym sensie potwierdzały tezy niemieckich rasistów: większość ludności nie reprezentowała tu typu nordyckiego. Oryginalne rozwiązanie tego problemu zaproponował lwowski antropolog Jan Czekanowski. Polemizując z niemieckimi autorami, argumentował dwutorowo. Z jednej strony podkreślał, że przeprowadzone po I wojnie światowej badania wykazały, „że element nordyczny w Polsce nie jest mniej liczny, niż w Niemczech” (Czekanowski 1930, 432). Z drugiej strony uznawał, a za nim kolejni polscy antropolodzy, że większość mieszkańców kraju reprezentuje typ mieszany nordyczno-laponoidalny, zwany też subnordycznym. Można by powiedzieć, że w ten sposób przyznał rację niemieckim kolegom, którzy w Słowianach widzieli mniej lub bardziej zmongolizowanych Nordyków. W tym wypadku jednak istotniejszy od treści był sposób przekazu. Dominujący wśród ludności polskiej typ rasowy zyskał mianowicie w polskich opracowaniach odpowiednio godne miano „sarmackiego”. Terminu tego używał Czekanowski już przed wojną, dowodząc, że w Europie Środkowo-Wschodniej typowy podział na główne typy: nordycki, śródziemnomorski i alpejski nie zdaje egzaminu. Zastosowanie go prowadzi do konfuzji badacza, który nie jest w stanie uzyskać zgodności poszczególnych parametrów: indeksów czaszkowych z kolorem włosów i oczu. Zamiast tego podziału proponował inny, uwzględniający – obok typu sarmackiego – dynarski i prasłowiański. Pozostałe kategorie traktował jako uzupełniające, najwięcej uwagi poświęcając północnopolskim Nordykom. W ujęciu historycznym uważał Słowian za pierwotnie nordycki typ rasowy i porównywał ich prehistoryczną ekspansję z ekspansją Germanów (Czekanowski 1925, 12-13). Co prawda Czekanowski zdecydowanie krytykował wszelkie próby utożsamiania typów rasowych z narodowościami, ale jego trójpodział w znacznym stopniu pokrywał się z trzema grupami etnicznymi zamieszkującymi tereny II Rzeczypospolitej: Polakami, Ukraińcami i Białorusinami. Wątpliwości nie pozostawiała również hierarchia dominujących w kraju typów rasowych. Ludwik Jaxa Bykowski w podsumowaniu badań nad związkami rasy z nauką szkolną utrzymywał, że najzdolniejszą i dominującą grupą była rasa sarmacka, „która też nadaje swoje piętno typowe ogółowi młodzieży gimnazjalnej i całej inteligencji polskiej” (Jaxa Bykowski 1932, 31). Nazwa, którą zwłaszcza zagraniczni badacze mogliby mylnie wziąć za przyznanie jej azjatyckiego charakteru, nawiązywała do zupełnie innego okresu. Typ sarmacki „który dawniej charakteryzował ową ruchliwą i bujną brać szlachecką, dziś wybija się wśród naszej inteligencji” – pisał Jaxa Bykowski. „Pozostaje to niewątpliwie w związku z szybkim rozwojem fizycznym, ale też i tą „okrutną fantazją rycerską”, którą unieśmiertelnił Sienkiewicz w swoim literackim Kmicicu” (Jaxa Bykowski 1926, 935-936).

W okresie międzywojennym, kiedy po obu stronach polsko-niemieckiej granicy pielęgnowano nacjonalistyczne teorie antropologiczne, dochodziło także do starć granicznych na polu nauki. Charakterystycznym ich przykładem jest praca wybitnego geografa Stanisława Srokowskiego poświęcona Prusom Wschodnim. Rozczarowany niekorzystnymi dla Polski wynikami powojennego plebiscytu, autor brał odwet na niewdzięcznej ludności mazurskiej, odmawiając jej jakichkolwiek perspektyw na antropologiczne zbliżenie do Niemiec. Jego zdaniem, pod względem biologicznym „zbliża się ona do elementów centralno-azjatyckich, ale stoi im nieporównanie bliżej niż tamta [wschodniobałtycka – MG]. Charakteryzuje ją niski wzrost, krótkogłowość i szeroka twarz, przy tem włos ciemny lub czarny, ciemne oczy i skóra żółtawo—brunatnawa” (Srokowski 1929, 32). Z kolei w popularnej publikacji Hansa F. K. Günthera poświęconej strukturze rasowej Europy charakterystyka rasy wschodniobałtyckiej (obejmującej także większość mieszkańców Polski) powielała niemal bez zmian negatywne stereotypy, obecne już w XIX-wiecznych leksykonach i opisach podróży po Polsce: „Człowiek wschodniobałtycki łatwo staje się mętnym marzycielem, snującym opowieści i plany »fantastą«. […] Jest niezwykle mściwy i kiedy szuka pomsty bardzo wyrachowany i podstępny” (Günther 1925, 60-61). Poczynione na początku XX w. uwagi Ludwika Gumplowicza o genetycznym związku między poszukiwaniami narodowej psychiki i nowoczesną „rasologią” wciąż zatem znajdowały potwierdzenie. Teorie rasowe z reguły zupełnie świadomie nawiązywały do wcześniejszej charakterologii narodowej, w myśl sformułowanej przez jednego z głównych ideologów niemieckiego rasizmu zasady, iż „[d]usza jest dziedziczna tak jak i ciało” (Vacher de Lapogue 1939, 339).

Wyposażeni w wiekowe stereotypy i nieco świeższej daty paranaukowe teorie, niemieccy i polscy przedstawiciele nauk o człowieku zostali uwikłani w wydarzenia, których tragizm i skala przewyższały wszystkie wcześniejsze doświadczenia. Dla ich sposobu opisu szczególnie niemieckich „Kresów” dojście do władzy nazistów i II wojna światowa miały znaczenie szczególne. Wiele dość mglistych i słabo udokumentowanych teorii stało się wówczas podstawą nauki stosowanej, a dla ludności ziem okupowanych, a także robotników przymusowych czy jeńców wojennych kwestią życia lub śmierci. Zakwalifikowanie do odpowiedniej grupy rasowej (im bliższej nordyckiemu ideałowi, tym lepiej) mogło zadecydować o możliwości pozostania na terytoriach przyłączonych do Rzeszy (i uratować przed wysiedleniem do Generalnego Gubernatorstwa), bądź – za cenę dobrowolnej germanizacji – uratować życie polskiego robotnika przymusowego, skazanego za współżycie z Niemką. Na nowych „Kresach” III Rzeszy prowadzono szeroko zakrojone badania antropologiczne, mające ustalić charakter rasowy ludności miejscowej. Polscy koledzy, których dotąd zwalczano słowem, musieli teraz ukrywać się przed gestapo, jak Józef Kostrzewski czy Zygmunt Wojciechowski.

Ostateczny upadek III Rzeszy nie skompromitował języka, którym owi naukowcy się posługiwali. W zachodnioniemieckiej antropologii przez kilkadziesiąt lat nie dochodziło ani do większych zmian personalnych, ani metodologicznych. W Polsce Jan Czekanowski stał się jednym z najbardziej szanowanych koryfeuszy nauki, a jego metody i klasyfikacje stosowano jeszcze w latach siedemdziesiątych. Ciągłość można było zaobserwować również w archeologii. Zarazem jednak stopniowo opadało ciśnienie polsko-niemieckiego konfliktu. Dyskurs niegdyś centralny, stawał się coraz bardziej marginalny. Ślady jego antropologicznej odsłony odnaleźć można czasem w miejscach zupełnie nieoczekiwanych, chociaż coraz rzadziej. Pisząc te słowa, mam przed sobą popularny kalendarzyk wydawnictwa „Iskry” na rok 1947, pełen praktycznych porad na temat wywabiania plam czy pielęgnacji zębów. Niewielki tomik zawiera także tabelę zatytułowaną Przegląd typów rasowych, umożliwiającą użytkownikowi ocenę swojego wyglądu i przyporządkowanie do którejś z ośmiu kategorii. Tabeli towarzyszy fragment poświęcony sprawności fizycznej poszczególnych typów rasowych, swoisty odwet za niedawną propagandę niemieckiej (i nordyckiej) wyższości:

„Spośród typów rasowych zamieszkujących Polskę, wybitną sprawnością fizyczną wyróżnia się typ subnordyczny (lub sarmacki: wysocy blondyni, krótkogłowi i średniolicy; przeważają na północnym wschodzie Polski) […]. Najsłabszą ma sprawność fizyczną typ nordycki lub północno-europejski: wysocy blondyni, długogłowi i wąskolicy na północnym zachodzie Polski. Jest on niewrażliwy na emulację, współzawodnictwo” (Kalendarz 1947, 233).

Dziś już tylko wyjątkowo zetknąć się można z rudymentami biologicznego opisu charakteru narodowego. Jeśli się pojawiają, to na zasadzie cytatu z klasyków gatunku, zwykle jeszcze z okresu międzywojennego. Są one świadectwem interesującego paradoksu. Choć w historii stosunków polsko-niemieckich dyskurs ów odegrał rolę wybitnie negatywną, nie można go jednak uznać za czynnik utrudniający wzajemną komunikację. Przeciwnie, stanowił płaszczyznę komunikacji, chociaż nie przyczynił się do uzyskania porozumienia między jego polskimi i niemieckimi uczestnikami. Jedni i drudzy posługiwali się tym samym kodem, odwoływali do tych samych aksjomatów. Pielęgnując ideał naukowej bezstronności, wprzęgli swą fachową wiedzę w służbę myśli, które w przestrzeni polsko-niemieckiego pogranicza istniały już od wieków.

 

Bibliografia

G. S. Biedermann, Polen im Urteil der nationalpreußischen Historiographie des 19. Jahrhunderts, Erlangen 1967.

S. Brather, Ethnische Interpretationen in der frühgeschichtlichen Archäologie. Geschichte, Grundlagen und Alternativen, Berlin 2004.

C. F. Burdach, Anthropologie für das gebildete Publicum, Stuttgart 1847 (wyd. 2).

J. Czekanowski, Zarys antropologji Polski, Lwów 1930.

J. Czekanowski, Anthropologische Beiträge zum Problem der slawisch-finnischen Beziehungen, Helsingfors 1925.

A. Eyckt, Der Rasse- und Gesundheitspaß als Nachweiß erblicher Gesundheit und rassischer Vollwertigkeit, Leipzig 1933.

B. Goltz, Der Mensch und die Leute. Zur Charakteristik der barbarischen und der civilisierten Nationen, Berlin 1858.

H. F. K. Günther, Kleine Rassenkunde Europas, München 1925.

L. Gumplowicz, Nieco o „rasologii“ niemieckiej, „Przegląd Historyczny“ III (1906), 3, s. 291-305.

L. Jaxa Bykowski, Przyczynki do znajomości ras wśród naszej młodzieży szkolnej, „Kosmos“ LI (1926), s. 935-940.

L. Jaxa Bykowski, Stosunki rasowe wśród naszych abiturientów gimnazjalnych, nadbitka z „Przeglądu Antropologicznego” VI (1932).

Kalendarz „Iskier”, cz. II encyklopedyczna, oprac. Władysław Kopczewski, Wrocław 1947.

J. Kmieciński, Nacjonalizm w germanoznawstwie niemieckim w XIX i początkach XX wieku, Łódź 1994.

A. Kochanowska-Nieborak, Francuzi Północy. Obraz Polski i Polaków w niemieckich leksykonach konwersacyjnych XIX wieku, Wrocław 2007.

G. Kossinna, Die deutsche Vorgeschichte: eine hervorragend nationale Wissenschaft, Würzburg 1914.

G. Le Bon, Francuz w Tatrach. Wycieczka antropologiczna w r. 1879, Zakopane 2009.

H. Lemberg, Das Bild von osteuropäischen Völkern in Deutschland, [w:] H.A. Jacobsen, M. Tomala(red.), Wie Polen und Deutsche einander sehen. Beiträge aus beiden Ländern, Düsseldorf 1973.

W. A. Maciejowski, Swewi są Słowianie, a germanie nie są wyłącznie Niemcy, br., bmw.

T. Mann, Czarodziejska Góra, tłum. Józef Kramsztyk, t. I, Warszawa 1982.

J. Olko(red.), Dawne kultury w ideologiach XIX i XX wieku, Warszawa 2007.

H. Orłowski, Z modernizacją w tle. Wokół rodowodu nowoczesnych niemieckich wyobrażeń o Polsce i Polakach, Poznań 2002.

S. Scholz, Die Entwicklung des Polenbildes in deutschen Konversationslexika zwischen 1795 und 1945, Münster 2000.

S. Srokowski, Prusy Wschodnie. Kraj i ludzie, Warszawa 1929.

I. Surynt, Postęp, kultura i kolonializm. Polska a niemiecki projekt europejskiego Wschodu w dyskursach publicznych XIX wieku, Wrocław 2006.

A. V. Šembera, Západní Slované v pravěku, Vídeň 1868.

J. Talko-Hryncewicz, Człowiek na ziemiach naszych, Kraków 1913.

J. Talko-Hryncewicz, Mieszkańcy Krakowa z X-XX wieku. Studjum antropo-bio-socjologiczne, Kraków 1926.

M. Turda, P. J. Weindling(red.), „Blood and Homeland“. Eugenics and Racial Nationalism in Central and Southeast Europe 1900-1940, Budapest 2007.

G. Vacher de Lapogue, Der Arier und seine Bedeutung für die Gemeinschaft. Freier Kursus in Staatskunde, gehalten an der Universität Montpellier 1889-1890, tłum. Käthe Erdniss, Frankfurt am Main 1939.

K. Wajda, Polski obraz Niemców i niemiecki obraz Polaków w publicystyce obu krajów w latach 1871-1914, [w:] K. Wajda(red.), Polacy i Niemcy. Z badań nad kształtowaniem heterostereotypów etnicznych, Toruń 1991.

H. B. Whiton, Der Wandel des Polenbildes in der deutschen Literatur des 19. Jahrhunderts, Bern 1981.

 

Górny, Maciej, dr, adiunkt w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w Warszawie, interesuje się dziejami Europy Środkowo-Wschodniej w XIX i XX w. oraz historią nauki. Tytuł rozprawy doktorskiej: Marksistowskie nauki historyczne krajów Europy Środkowo-Wschodniej wobec tradycji narodowych historiografii XIX wieku (niemieckiej, polskiej, czeskiej i słowackiej) (2006). Publikacje: Między Marksem a Palackým. Historiografia w komunistycznej Czechosłowacji, Warszawa 2001; Przede wszystkim ma być naród. Marksistowskie historiografie w Europie Środkowo-Wschodniej, Warszawa 2007 (wydanie niemieckie 2011, wydanie angielskie 2013) oraz Wielka Wojna profesorów. Nauki o człowieku 1912-1923, Warszawa 2014. Współautor (z Włodzimierzem Borodziejem) książki Nasza wojna, t. I: Imperia 1912-1916, Warszawa 2014.

 

4720