Sylwia Dec-Pustelnik

List biskupów



List biskupów polskich do biskupów niemieckich – datowany na 18 listopada 1965 r., pod którym podpisało się 36 polskich biskupów, w tym kardynał Stefan Wyszyński – prymas Polski – uchodzi dziś za symboliczny początek powojennego zbliżenia czy nawet pojednania pomiędzy Polakami i Niemcami. Inicjatywa polskich biskupów była pierwszym tak zdecydowanym posunięciem mówiącym o potrzebie ułożenia sąsiedzkich stosunków, traktowanych dotychczas jako temat tabu. Rewolucyjna treść Listu ze słowami: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, skierowana do biskupów niemieckich, i ich odpowiedź z 5 grudnia 1965 r. stanowiły niewątpliwy przełom w stosunkach polsko-niemieckich, choć początkowo ograniczał się on do hierarchii kościelnych i wspólnot wierzących z obu krajów. 

Wymianę Listów przedstawia się dziś jako historię wielkiego sukcesu, często zapominając o tym, jak długa i bolesna była to droga. 20 lat po zakończeniu II wojny światowej pamięć o niej wciąż była bardzo żywa, stąd nie dziwi fakt, iż Niemcy postrzegani byli w Polsce głównie jako wrogowie (→ Krzyżak). Tym bardziej, że komunistyczne władze „dbały” o to, by ten wrogi wizerunek podtrzymywać. Wbrew zimnowojennym realiom polscy biskupi zdecydowali się na posunięcie, które wiele lat później zostało nazwane „awangardą pojednania”. Zanim jednak biskupi postanowili zrobić tak ważny krok, miały miejsce wydarzenia, które pozwoliły im uwierzyć, że inicjatywa ta może mieć choć nikłą szansę powodzenia.

Idea Listu osadzona jest wokół dwóch wydarzeń. Pierwszym z nich był trwający w latach 1962-1965 II Sobór Watykański. W trakcie jego obrad polscy duchowni mogli konfrontować swe poglądy dotyczące relacji polsko-niemieckich, np. kwestii uznania przez Niemcy Zachodnie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej (→ granica), z niemieckimi hierarchami. 

Drugie wydarzenie to zbliżające się tysiąclecie istnienia państwa polskiego, na które Episkopat polski postanowił zaprosić przedstawicieli Kościołów 56 krajów. Polscy hierarchowie kościelni doszli do wniosku, że obchody związane z rocznicą będą doskonałym momentem do dokonania pewnych podsumowań i zarazem położenia nowych akcentów, również i tych dotyczących relacji sąsiedzkich. Wystosowując list do swoich niemieckich współbraci, polscy biskupi chcieli z pewnością także złagodzić nieco negatywny wydźwięk uroczystości poświęconych dwudziestoleciu polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych (→ Ziemie Odzyskane), których główne obchody miały miejsce we Wrocławiu w czerwcu 1965 r. W trakcie tych uroczystości biskupi powoływali się na prastare korzenie tych terenów (→ poniemieckość), na których nawet „kamienie miały mówić po polsku”, co oczywiście nie mogło spotkać się z aprobatą niemieckich katolików. Repolonizacyjna retoryka biskupów wpisywała się w obowiązującą wówczas w Polsce politykę historyczną i wynikała z chęci wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa mieszkańców Ziem Zachodnich i Północnych. Strach przed tymczasowością „Ziem Odzyskanych” był bowiem w owym czasie powszechny.

Początek lat 60. to także czas, kiedy pierwszy raz od zakończenia II wojny światowej niemiecki Kościół katolicki odważył się głośno poruszyć zagadnienie granicy z Polską. Uczynił to w swoim kazaniu z października 1960 r. kardynał Julius Döpfner – ówczesny biskup Berlina, który nawoływał wprawdzie do zachowania pamięci pokrzywdzonych (w tym zarówno pamięci skrzywdzonych przez Niemców Polaków, jak i niemieckich wypędzonych, → wypędzenia), ale także do tego, by pamięć ta nie przysłoniła wspólnej przyszłości, według niego ważniejszej niż problem granic.

Jeszcze istotniejszym wydarzeniem był z pewnością memoriał Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech z 1 października 1965 r. o Sytuacji wypędzonych i o stosunku narodu niemieckiego do swoich wschodnich sąsiadów. Dokument ten podkreślał, że przyznanie Polsce dawnych terenów niemieckich pozostaje w ścisłym związku z postanowieniami paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. oraz że weryfikacja granic byłaby ewentualnie możliwa zaraz po wojnie, ale nie przeszło 20 lat po jej zakończeniu. Memoriał tłumaczył tym samym, że nowa orientacja we wschodniej polityce Niemiec Zachodnich jest koniecznością i że należy stworzyć atmosferę sprzyjającą porozumieniu polsko-(zachodnio)niemieckiemu. Memoriał został bardzo pozytywnie oceniony przez Kościół w Polsce, choć nie uszło uwadze biskupów, że niejako wbrew ich oczekiwaniom to środowisko ewangelickie, a nie katolickie, jako pierwsze podjęło ten temat.

W Liście polskich biskupów do biskupów niemieckich znajdziemy swego rodzaju podsumowanie historii polsko-niemieckiego sąsiedztwa, z uwzględnieniem zarówno jego bolesnych aspektów, jak i pozytywnych stron. Niemcy zostali w nim bowiem zaprezentowani nie tylko jako ciemiężcy, którzy przez lata przysparzali Polakom głównie cierpień, ale i ci, którzy w średniowieczu, obok Czechów, rozpowszechnili na ziemiach polskich wartości chrześcijańskie, a także zachodnioeuropejskie:

„W spotkaniu z imperium Ottona Wielkiego przed tysiącem lat dokonało się wkroczenie Polski do łacińskiego chrześcijaństwa i przez godną podziwu zręczną politykę Mieszka I, a następnie Bolesława Chrobrego, Polska stała się równoprawnym członkiem uniwersalnie pojętego Imperium Romanum Ottona III, które miało objąć cały świat niebizantyjski, czym Polska wniosła decydujący wkład do ukształtowania się Europy Wschodniej” (Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich 18.11.1965).

Przełomowym fragmentem Orędzia było zwrócenie uwagi na tragedię i cierpienie, którego doświadczyli niemieccy wysiedleńcy opuszczający po zakończeniu wojny swoje rodzinne strony, które na mocy postanowień poczdamskich przynależały od tego momentu do Polski. Pisząc o granicy polsko-niemieckiej, biskupi odwoływali się głównie do wartości moralnych, podkreślając jednocześnie, że jej uznanie przez Niemcy Zachodnie jest dla Polski podstawą egzystencji: „Dla naszej ojczyzny, która wyszła z masowych morderstw nie jako państwo zwycięskie, lecz w najwyższym stopniu osłabione, granica jest sprawą egzystencji (nie sprawą »większej przestrzeni życiowej«)” (tamże). Dialog, do którego przystąpienia biskupi polscy zapraszali ponad „palącą” zachodnią granicą, miał więc również charakter duchowy i kulturowy. Odwołując się do wartości moralnych, jak podstawowe prawo każdego narodu do istnienia, polscy biskupi nawoływali do zakończenia wojny nienawiści.

Rzeczą absolutnie bezprecedensową – nie tylko w wymiarze kontaktów polsko-niemieckich, ale i w skali światowej – były ostatnie słowa Listu, w których polscy biskupi wyciągali do swych niemieckich współbraci ręce, „przebaczając i prosząc o przebaczenie”. To wokół tych słów skoncentrowane były polskie i niemieckie reakcje na List.

Odpowiedź biskupów niemieckich datowana na 5 grudnia 1965 r. była dość powściągliwa. Wprawdzie pod jej tekstem podpisało się 41 biskupów z Republiki Federalnej Niemiec i Niemieckiej Republiki Demokratycznej z kardynałami Alfredem Fringsem (Kolonia) i Juliusem Döpfnerem (Berlin) na czele, jednak zachowali dużą ostrożność w formułowaniu tekstu. Co ważne, przed wysłaniem odpowiedzi jego treść została skonsultowana z zachodnioniemieckim duchownym i historykiem Kościoła Hubertem Jediną, który zalecał skoncentrowanie się na historycznej części Orędzia i niepodejmowanie „tematów spornych”. Odpowiedź została napisana zgodnie z tymi zaleceniami. To, co dla biskupa Kominka było swego rodzaju improwizacją (przygotował bowiem tekst Listu bez jakichkolwiek pomocy naukowych), zostało przez niemieckich biskupów poddane wnikliwej analizie. Istnieje ponadto relacja, która chłodny charakter niemieckiej odpowiedzi tłumaczy pewnym incydentem, który przydarzył się niemieckiej delegacji soborowej. Biskup Kominek zaniósł List datowany na 18 listopada do miejsca, gdzie mieszkała niemiecka delegacja, chcąc oddać go kardynałowi Fringsowi. Spotkawszy tylko jednego z sekretarzy kardynała, wręczył mu List, prosząc o przekazanie dokumentu na ręce niemieckiego hierarchy. Osiem dni później Kominek spytał Fringsa, co sądzi o treści Listu, i wtedy okazało się, że nie został on jeszcze dostarczony. Zdarzenie to wyjaśnia częściowo stosunkowo późną odpowiedź ze strony niemieckiej.

Biskupi niemieccy skoncentrowali się w swej odpowiedzi na najmniej dyskusyjnych zagadnieniach. Dziękowali za zaproszenie na uroczystości millenijne do Polski, za zwrócenie uwagi na krzywdy, które wzajemnie wyrządziły sobie oba narody i za przypomnienie tych Niemców, którzy przeciwstawiali się reżimowi hitlerowskiemu. Ponadto podkreślili, iż rozumieją, jak ważne dla Polski są teraz Ziemie Zachodnie, przypominając jednocześnie ich znaczenie dla ludności niemieckiej, która musiała je opuścić. Najważniejsze kwestie zostały jednak pominięte. Nie wspomniano o granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Biskupi niemieccy nie wyrazili też woli przebaczenia ze swojej strony. Odpowiedź utrzymana była w duchu porozumienia, jednak brakowało w niej jednoznacznych deklaracji, które mogłyby stanowić próbę przełamania barier w obustronnych kontaktach.

Strona polska nie kryła rozczarowania. Po licznych spotkaniach i rozmowach, do których dochodziło w trakcie Soboru między polskimi i niemieckimi duchownymi, liczono na bardziej zdecydowaną reakcję Niemców. Rozczarowanie potęgował fakt, że odpowiedź ta była mniej stanowcza niż wcześniejsze deklaracje Kościoła ewangelickiego. W oficjalnym stanowisku polskich hierarchów odpowiedź oceniano jednak pozytywnie, chociaż w komunikacie przesłanym do biskupów niemieckich przypominano o wciąż istniejących różnicach. Inicjator Listu, biskup Kominek, nie krył rozgoryczenia. W wywiadzie dla „Sterna” mówił sarkastycznie o „niedźwiedziej przysłudze” chrześcijańskich braci, którzy „niestety wiedzą, co czynią”, i proponował, by wypowiedzieli się jasno w sprawie prawa Polski do ziem nad Odrą i Nysą. Również prymas Wyszyński krytykował niemiecką powściągliwość, podkreślając, że „przebaczyć” nie znaczy „zapomnieć”, i że w Polsce wciąż pamięta się o doświadczeniach II wojny światowej, tym bardziej więc strona niemiecka powinna była wyjść naprzeciw polskim sąsiadom (zob. Madajczyk 1994).

Polskie władze czekały z reakcją do momentu pojawienia się odpowiedzi biskupów niemieckich. Odpowiedź ta dała polskiemu rządowi tylko dodatkowy argument do rozpoczęcia nagonki na Kościół – na niespotykaną dotąd skalę. List biskupów polskich do biskupów niemieckich zaskoczył jednak nie tylko władze państwowe, ale także środowiska, które na co dzień zajmowały się budowaniem porozumienia polsko-niemieckiego i żyły w dobrych relacjach z Episkopatem, jak np. środowisko „Znaku” czy „Tygodnika Powszechnego”. Jednym z podstawowych zarzutów władz wobec biskupów było to, że List powstał bez wiedzy establishementu (choć, jak zwraca uwagę ówczesny sekretarz biskupa Kominka, ksiądz Krucina, władze zostały powiadomione o tym, że List jest przygotowywany). Inicjatywę biskupów postrzegano ponadto jako ingerencję w zastrzeżone tylko dla rządu sfery aktywności. Co więcej, na Zachodzie zdawano sobie sprawę z tego, iż określenie nowej linii polityki wobec Niemiec Zachodnich nie mieści się w gestii Episkopatu i odebrano ją jako inicjatywę rządu polskiego – co było dla władz polskich bardzo niekorzystne. Polska, będąc przecież w strefie wpływów Związku Radzieckiego, nie mogła podejmować do końca samodzielnych decyzji związanych z polityką międzynarodową. Akcja propagandowa skierowana przeciwko Kościołowi miała na celu potępienie jego postawy, określanej mianem antynarodowej i sprzyjającej niemieckiemu rewizjonizmowi, oraz napiętnowanie najwyższych władz kościelnych poprzez oskarżenia między innymi o fałszowanie historii narodu polskiego.

Atak na Kościół rozpoczął się wraz z ukazaniem się lawiny krytycznych artykułów prasowych. Zwracano w nich uwagę na niedoinformowanie strony polskiej; zarzucano autorom Listu, że wszyscy – tylko nie Polacy – znali jego treść. Innym stałym wątkiem było pytanie o prawo biskupów do udzielania przebaczenia w imieniu całego narodu, a przede wszystkim zasadność położenia na jednej szali krzywd wyrządzonych Polakom przez Niemców i Niemcom przez Polaków. Często też wyliczano winy narodu niemieckiego:

„Kim są biskupi katoliccy, do których skierowane zostało Orędzie? Są to biskupi niemieccy, którzy w zgodnej symbiozie z rządem bońskim stoją na gruncie antypolskiej polityki rewizjonizmu, kwestionują nasze granice nad Odrą, Nysą i Bałtykiem. Są wśród nich reprezentanci niemieckiego kościoła katolickiego, którzy w czasach hitleryzmu stali przy brunatnym reżimie i błogosławili hitlerowski Wehrmacht maszerujący na Polskę” („Życie Warszawy” 10.12.1965).

Krytykowano dawanie argumentów antypolskim rewizjonistom:

„Orędzie do biskupów zachodnioniemieckich zostało skierowane w chwili, gdy rzecznik odrodzonego militaryzmu niemieckiego, Strauss, grozi, że gdy żądań niemieckich się nie zaspokoi, naród wyłoni nowego Hitlera, który je wykona siłą. Dzieje się to w okresie, gdy najbardziej zażarte koła odwetowe rozniecają antypolską kampanię i zasypują świat monstrualnymi kłamstwami o martyrologii przesiedleńców i o polskich zbrodniach” („Trybuna Ludu” 12.12.1965).

Mówiono o „targowicy” i „świństwie”; podnosiły się także głosy, by nie wpuszczać biskupów do kraju, a we Wrocławiu chciano zbojkotować arcybiskupa Kominka. W całym kraju dochodziło więc do wystąpień przeciwko biskupom, a popularnym hasłem było: „nie wybaczamy i nie prosimy o wybaczenie”. Zarzucano biskupom polskim, że wystąpili z inicjatywą Listu przedwcześnie, ponieważ społeczeństwo niemieckie nie było na nią wcale przygotowane (co potwierdzała zresztą poniekąd odpowiedź niemieckich biskupów).

Zupełnie inaczej treść Listu komentowano w Niemczech Zachodnich. Pierwsze reakcje wobec Orędzia ukazały się w prasie niemieckiej zdecydowanie szybciej niż w Polsce, bo już 30 listopada 1965 r. Przeważnie były to głosy pozytywne. Największa codzienna gazeta, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”), oceniała Orędzie jako wystąpienie jednoznacznie polityczne:

„Przegląd tysiąclecia – jak można było oczekiwać – był wyrazem polskiej interpretacji. Aktywnie działa mit o identyczności tego, co polskie i katolickie. Brakowało wszakże fanfaronady nacjonalistycznej, którą można było usłyszeć przed kilkoma tygodniami we Wrocławiu, gdzie episkopat polski na czele z kardynałem Wyszyńskim uroczyście obchodził 20 rocznicę »odzyskania ziem zachodnich«” („FAZ” 01.12.1965).

Pozytywnie wypowiadano się w „General Anzeiger”, podkreślając, że strona polska jako pierwsza poprosiła o wybaczenie za krzywdy, jakie Polacy wyrządzili Niemcom, również poprzez przypomnienie cierpień niemieckich wypędzonych: „Znamienna i zbawienna jest różnica z oficjalną wersją warszawską, według której chodziło jakoby tylko o »humanitarne przesiedlenie«” („General Anzeiger” 01.12.1965). W zachodnioniemieckiej prasie panował jednak konsens co do tego, że Niemcy nie mogą zaakceptować trwałości granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, co podważało najbardziej znaczącą część Listu. Wyjątkowo ostre wypowiedzi pojawiły się w „Stuttgarter Zeitung”: „Polscy książęta Kościoła nie wydają się żywić nadziei, iż siła Kościoła mogłaby się okazać większa niż polityczna realność i siła narodowa” („Stuttgarter Zeitung” 03.12.1965).

Zachodnioniemiecka Agencja Prasowa relacjonowała przede wszystkim polskie reakcje na Orędzie, donosząc o niezadowoleniu i rozczarowaniu wśród polskich kół katolickich, wynikającym przede wszystkim z tego, iż wypowiedzi biskupów niemieckich nie można było interpretować jako jednoznacznego stanowiska w sprawie granicy. Dostrzegano ponadto wywołane przez List dodatkowe obciążenie stosunków państwo – Kościół w Polsce.

Z reakcji zachodnioniemieckiej prasy wynikało, że w RFN obawiano się zająć zdecydowane stanowisko wobec inicjatywy biskupów polskich. Z jednej strony doceniano ją, z drugiej natomiast nie bardzo wiedziano, jak się do niej odnieść. Panowała ogólna życzliwość, lecz niewiele z niej wynikało. Również niemiecki Kościół ewangelicki, mimo iż sam podniósł wcześniej problem niemieckiej granicy wschodniej, tym razem nie zajął oficjalnego stanowiska. Owszem, List doceniano, nie spodziewano się jednak, by mógł on realnie wpłynąć na sytuację polityczną między Polską i RFN.

To, że także zachodnioniemiecki rząd nie zajął oficjalnego stanowiska w sprawie Listu, było niewątpliwie unikiem taktycznym. Chodziło rzecz jasna o drażliwą sprawę granicy. Z tego też powodu pozytywnie przyjęto w zachodnioniemieckich kręgach politycznych odpowiedź biskupów niemieckich, którzy pomijali tę kwestię milczeniem. Niewątpliwie zaś doceniano społeczną i polityczną rolę Kościoła polskiego, który, dysponując szerokim poparciem, mógł zaapelować do uczuć i zaufania wiernych – szczególnie odnośnie do podjętej po raz pierwszy tak odważnie kwestii krzywd wyrządzonych przez Polaków Niemcom.

Dla pełnego zrozumienia przyczyn „rozminięcia się” biskupów polskich i niemieckich, a także społeczeństw obu krajów, konieczne jest uwzględnienie ówczesnej sytuacji politycznej Polski i RFN oraz roli i pozycji Kościoła w obu krajach. Polscy biskupi, decydując się na tak odważny krok, mieli nadzieję, że katolicy potrafią się ze sobą porozumieć również ponad granicami politycznymi. Nadzieja ta okazała się jednak płonna. Było to spowodowane przede wszystkim polsko-niemieckimi różnicami w postrzeganiu i ocenie wydarzeń oraz konsekwencji II wojny światowej. W odbiorze większości zachodnioniemieckiego społeczeństwa kwestia polska, czy też szerzej: kwestia wschodnia, pojawiła się dopiero z zakończeniem wojny, gdy ludność niemiecka mieszkająca na terenach przyznanych po wojnie Polsce musiała je opuścić. Polska i Polacy traktowani byli zatem jako ci, przez których znaczna część społeczeństwa niemieckiego musiała pozostawić swój dobytek i umiłowane strony ojczyste. Powodowało to ogromne poczucie niesprawiedliwości i krzywdy, spotęgowane dodatkowo tym, że w trakcie wysiedleń (zwanych zresztą przez samych Niemców wypędzeniami) ciągle trudna do ustalenia liczba Niemców – ze względu na złe warunki atmosferyczne, wycieńczenie oraz z powodu złego traktowania, również przez Polaków – straciła życie.

Powszechnie panującym w Niemczech Zachodnich w latach bezpośrednio powojennych zjawiskiem było odcinanie się od nazistowskich zbrodni, za które odpowiedzialnymi czyniono (wyłącznie) hitlerowskich zbrodniarzy (→ polska i niemiecka kultura pamięci). Co więcej, znaczna część społeczeństwa twierdziła, iż nic nie wiedziała o tym, co działo się w czasie wojny na wschodzie Europy, w tym i o znajdujących się na terenie Polski obozach koncentracyjnych i obozach zagłady. Niemcy nie czuli się zatem winni, nie byli zdolni do przeżywania żałoby – by odwołać się do słynnej formuły Alexandra i Margarete Mitscherlichów – i nie rozumieli, za co mieliby ewentualnie przepraszać stronę polską. Wręcz przeciwnie, to Niemcy, w szczególności środowiska wypędzonych, czuli się pokrzywdzonymi. Wyjaśnia to zadowolenie, z którym przyjęto polską prośbę „o wybaczenie”. Z niezrozumieniem przyjęto zaś prośbę polskich biskupów o uznanie przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, czyli rezygnację z możliwości powrotu Niemców na te tereny. Początek lat 60. to czas, w którym z biegiem lat malejący co prawda, ale wówczas wciąż znaczny odsetek Niemców nie chciał pogodzić się z realiami geopolitycznymi. W RFN panowało przekonanie, zgodne zresztą z postanowieniami konferencji w Poczdamie, że ostateczne uznanie wschodniej granicy Niemiec może nastąpić dopiero po podpisaniu traktatu pokojowego przez całe – czyli zjednoczone – Niemcy. Milczenie w sprawie ostateczności granicy polsko-niemieckiej tłumaczono też tym, że byłoby ono krokiem zmierzającym w stronę rezygnacji z przyszłego zjednoczenia. Ta interpretacja nie mogła spotkać się ze zrozumieniem po stronie polskiej. Po pierwsze, mało kto w tym czasie wierzył w to, że zjednoczenie Niemiec jest w ogóle możliwe, po drugie, istnienie dwóch państw niemieckich było wówczas tożsame z bezpieczeństwem Polski i Europy.

Inną znaczącą przeszkodą we wzajemnym zrozumieniu były różnice w interpretacjach dziejów Polski. Dotyczyły one przede wszystkim pytania o to, czy Polska wyszła z wojny jako państwo zwycięskie, oraz decyzji podjętych w 1945 r. na konferencjach w Jałcie i Poczdamie. Porozumienia w tej materii nie ułatwiało z pewnością to, że Polska i RFN znajdowały się po różnych stronach żelaznej kurtyny i miały przez to ograniczony kontakt. Dla bloku wschodniego, do którego należała Polska, RFN uosabiała kapitalistycznego wroga, z kolei w Niemczech Zachodnich twierdzono, że wszelkie sojusze z krajami socjalistycznymi mogą przyczynić się do umocnienia komunizmu, do czego naturalnie nie chciano dopuścić. Poza tym podstawowym celem polityki zagranicznej Bonn w tym czasie było umocnienie pozycji RFN na arenie międzynarodowej poprzez powiązania ze strukturami i państwami zachodnimi. Polska i inne kraje Europy wschodniej nie znajdowały się wówczas zwyczajnie w kręgu zachodnioniemieckich zainteresowań.

W efekcie w RFN nie tylko dostrzeżono powściągliwość odpowiedzi biskupów niemieckich na List polskich hierarchów, ale też ją podzielano i usprawiedliwiano, podkreślając np. to, że Kościół nie jest predysponowany do wypracowywania rozstrzygnięć politycznych. To, że Kościół mógłby zabrać oficjalnie głos w sprawie granicy, która nie była jeszcze potwierdzona przez rząd zachodnioniemiecki, było w Bonn wprost nie do pomyślenia. W Polsce, jak tłumaczono, sytuacja pod tym względem była o wiele prostsza ze względu na panującą co do ostateczności polsko-niemieckiej granicy jednomyślność. W RFN natomiast główni oponenci uznania granicy, czyli wypędzeni ze Wschodu, stanowili potencjalny elektorat dla sprawującej władzę chadecji.

Inna sprawa to pozycja Kościoła w Polsce i Niemczech. W społeczeństwie polskim katolicyzm był religią zdecydowanej większości społeczeństwa, a Kościół z charyzmatycznym prymasem Stefanem Wyszyńskim na czele cieszył się ogromnym autorytetem. W RFN z kolei katolicy stanowili ok. połowę wierzących, pozostała cześć to ewangelicy (→ religia w RFN). Społeczne umocowanie katolicyzmu było więc w Niemczech zupełnie inne niż w Polsce: Kościół katolicki w RFN odgrywał zdecydowanie mniejszą niż w Polsce rolę w kształtowaniu życia społecznego (→ religia w Polsce). W przeciwieństwie do postawy Kościoła katolickiego w Polsce, ten w Niemczech Zachodnich nie czuł się bezpośrednio odpowiedzialny za losy swego narodu.

Pozostaje faktem, że Kościołowi polskiemu nie udało się za pomocą Listu przełamać impasu w stosunkach polsko-niemieckich. Było to spowodowane przede wszystkim postawą zachodnioniemieckiego Episkopatu i wyraźnym brakiem społecznego poparcia tej inicjatywy – po obu stronach granicy. Relacje polsko-niemieckie, zbyt mocno obciążone pamięcią II wojny światowej i nacechowane ideologicznie, kształtowane były wówczas przez przeciwstawne sobie obozy polityczne. Być może losy listu byłyby inne, gdyby polscy biskupi bardziej stanowczo odżegnali się od mitu „Ziem Odzyskanych” i rozpowszechnianych również w prasie katolickiej jednostronnych i antyniemieckich wizji historii.

List biskupów polskich do biskupów niemieckich zdecydowanie wyprzedzał ducha swoich czasów i, mimo iż świadczył o ogromnej odwadze i determinacji jego inicjatorów, skazany był w owym czasie na niezrozumienie, tak po jednej, jak i po drugiej stronie granicy. Za jego największą zasługę można uznać, że w pewnym sensie przełamał zastój w relacjach polsko-zachodnioniemieckich, które od czasu II wojny światowej koncentrowały się na wydarzeniach minionych. Dzięki odważnym słowom polskich biskupów pierwszy raz od zakończenia wojny zaczęto myśleć i mówić o tym, że pojednanie polsko-niemieckie jest w ogóle możliwe.

 

Bibliografia

Autoryzowany wywiad Sylwii Dec z ks. prof. Janem Kruciną, Wrocław 2007.

B. Kerski, T. Kycia, R. Żurek, „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Orędzie biskupów polskich i odpowiedź niemieckiego Episkopatu z 1965 roku. Geneza – kontekst – spuścizna, Wspólnota kulturowa „Borussia”, Olsztyn 2006.

J. Krucina (red.), Szkice do portretu. Kardynał Bolesław Kominek, Wrocław 2005.

A. Lawaty, H. Orłowski (red.), Polacy i Niemcy. Historia, kultura, polityka, Wydawnictwo Poznańskie 2008.

P. Madajczyk, Na drodze do pojednania: wokół orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994.

A. Micewski, Kardynał Wyszyński. Prymas i mąż stanu, Éditions du Dialogue, Paris 1982.

Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich. Materiały i dokumenty, wyd. 2., rozsz., Wydawnictwo Polonia 1966.

K. Ruchniewicz, Pojednanie – normalizacja – dobre sąsiedztwo [w:] A. Lawaty. H. Orłowski (red.), Polacy i Niemcy. Historia, kultura, polityka, Poznań 2008.

A.Wolff-Powęska, D. Bingen (red.), Polska – Niemcy. Sąsiedztwo z dystansu, Poznań 2004.

 

Dec-Pustelnik, Sylwia, absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, doktorantka w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Przygotowuje dysertację poświęconą pamięci o pojednaniu polsko-niemieckim w polskim dyskursie medialnym na przykładzie „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”. Publikacje: List biskupów polskich do biskupów niemieckich z perspektywy 45 lat, [w:] „Znaczenia” 5, Wrocław 2011 oraz Czy wypędzenia były dla Niemców faktycznie katastrofą?, [w:] Powodzie, plagi, życie i inne katastrofy, (red.) K. Konarska, P. Kowalski, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2012.

 

5570