Gregor Thum
Niemieckie posłannictwo na Wschodzie
Największym wyzwaniem, z którym musiał się zmierzyć obradujący w 1848 r. w kościele św. Pawła we Frankfurcie nad Menem ogólnoniemiecki parlament, zwany potocznie parlamentem frankfurckim, było pytanie o wschodnie granice niemieckiego państwa narodowego. Inaczej niż na północy, zachodzie i południu, gdzie granice państwowe i językowe były mniej więcej tożsame, na wschodzie Prusy, a przede wszystkim Austria, obejmowały rozległe obszary zamieszkane w większości przez ludzi, którzy nie określali siebie jako Niemców. Mogło to w przyszłości przyczynić się do unieważnienia wschodnich granic Niemiec – tym bardziej, że Polacy, Czesi, Węgrzy, Słoweńcy, Chorwaci, Serbowie i Rumuni coraz głośniej deklarowali wolę utworzenia własnych państw narodowych i zgłaszali roszczenia terytorialne względem Prus i Austrii.
Jednak w połowie XIX w. nie tylko dla Prus i Austrii, lecz dla całej Europy Środkowej charakterystyczne było współistnienie i płynne przenikanie się różnych kultur. Gdziekolwiek miałyby przebiegać postulowane granice państw narodowych, tam albo odcinałyby one tysiące lub miliony należące do jednego narodu od ich państwa, albo dołączałyby grupy o określonej przynależności narodowej do obcego kraju. Ten prawie niemożliwy do rozwiązania problem dodatkowo komplikował fakt, iż w Europie stale rozwijających się państw narodowych historyczne granice nadal cieszyły się dużym prestiżem. Nawet jeśli nie miały one wiele wspólnego z językiem czy kwestiami etnicznymi, podtrzymanie lub odtworzenie ich przebiegu było dla przywódców ruchów narodowych ważnym celem. Argument granic historycznych nabierał szczególnego znaczenia, gdy okazywały się one korzystne z powodów strategicznych. Kształtujące się w XIX w. państwa narodowe były zainteresowane pozyskiwaniem terenów o dużej wartości ekonomicznej, z dostępem do portów morskich lub spławnych rzek, z granicami łatwymi do obrony w przypadku wojny. Ogólnie rzecz biorąc, zarys terytorialny państw powinien być tak wyznaczony, by dać danej wspólnocie optymalne możliwości wszechstronnego rozwoju.
W tym kontekście staje się zrozumiałe, dlaczego również posłom parlamentu frankfurckiego tak trudno było zrezygnować z austriackich i pruskich terenów, na których niemiecka państwowość zdążyła się już utwierdzić, nawet jeśli nie szła ona w parze z absolutną dominacją niemieckiego języka i kultury. Jesienią 1848 r. podczas debaty o przyszłości wschodnich prowincji Austrii przewodniczący parlamentu, Heinrich von Gagern, zwrócił się do uczestników obrad z przejmującym apelem:
„Czy możemy tak postępować w imię interesu narodowego, by nieniemieckie prowincje Austrii pozostawić w przyszłości samym sobie? Moim zdaniem Niemcy powinny być narodem potężnym, rządzącym całym światem. Na temat tego powołania można drwić i cynicznie mu przeczyć. Ja w nie wierzę i utraciłbym dumę, gdybym przynależał do swego narodu i nie wierzył w to, że jest on przeznaczony do wyższych celów. […] Do jakiej jedności dążymy? Że możemy podążać za przeznaczeniem, które kieruje nas w stronę Orientu; żeby żyjące wzdłuż Dunaju narody, które do samodzielnej egzystencji nie mają ani powołania, ani roszczeń, włączyć do naszego układu słonecznego jako satelity […]. Jaką politykę narodową mogą prowadzić Niemcy, jeśli nie dołączą do austriackiej misji krzewienia niemieckiej kultury wzdłuż Dunaju aż po Morze Czarne, w głąb terenów mało zamieszkanych, ale jakże bogatych w nadzieję, których cała cywilizacja przyzwyczaiła się do niemieckości, które tęsknią za niemiecko-austriacką ochroną i zwiększonym ich wpływem, które wreszcie stanowiłyby bogaty rynek dla niemieckiej przedsiębiorczości?” (Stenographischer Bericht 26.10.1848, t. 4, 2898-2899).
Heinrich von Gagern nie był radykałem. Swój urząd zawdzięczał właśnie temu, że należał do politycznego centrum. Był wiodącą postacią liberalnego niemieckiego mieszczaństwa, które reprezentowało polityczne przekonania większości. Jednak akurat w tym wystąpieniu, w którym opowiedział się za ideą przyłączenia Austrii do przyszłego niemieckiego państwa narodowego, reprezentował interesy mniejszości. Chciał podnieść wartość tego pomysłu, łącząc go z popularną ideą misji cywilizacyjnej: nieniemieckie – w sensie językowym i kulturowym – wschodnie prowincje Austrii mogłyby, według von Gagerna, takimi się stać, jeśli tylko Niemcy podjęliby się spełniania swojej misji cywilizacyjnej na wschodzie i południowym wschodzie Europy. Owa misja na wschodzie Europy, którą przywołał Heinrich von Gagern, była jednym z wariantów europejskiej misji cywilizacyjnej. Ta ostatnia zyskała na znaczeniu i pozycji w czasach oświecenia, kiedy to Europejczycy zaczęli postrzegać samych siebie jako nadrzędnych kulturowo, a nawet za źródło wszelkiej cywilizacji. Wiara w europejską misję cywilizacyjną, dzięki której cały świat miał stopniowo otwierać się na rzekomo wyższą kulturę i obyczaje Europy, stała się najważniejszą podstawą legitymizacji istnienia wszystkich nowoczesnych imperiów, niezależnie od tego, skąd były sterowane: z Londynu czy Paryża, Wiednia czy Berlina, Petersburga czy Waszyngtonu. Ustanowienie kolonii zamorskich lub podbicie nowych terenów wzdłuż pograniczy kontynentalnych imperiów (w przypadku USA i imperium rosyjskiego) napędzało interesy władzy oraz kapitalistyczne dążenie do pomnażania zysków. Imperialna ekspansja odbywała się pod pretekstem cywilizowania zacofanych społeczeństw. Zapewniała ona znaczny kapitał moralny – także w oczach podbitej ludności, która musiała dopasować się do języka i kultury kraju zaborcy.
Operowanie pojęciem cywilizacji staje się skuteczne dzięki kontrpojęciu, to znaczy wyobrażeniu nie-cywilizacji, barbarzyństwa, dzikości, irracjonalności, nieporządku i zacofania. Bez tego przeciwieństwa nie może być mowy o „królestwie cywilizacji”. Dlatego też, wraz z pojęciem cywilizacji, powstało wyobrażenie jej przeciwstawnego, niecywilizowanego świata. Z jednej strony lokalizowano go poza Europą, na terenie „dzikiej” Afryki, Ameryki czy Pacyfiku oraz w obrębie „upadłych” cywilizacji Orientu i Azji, które niegdyś chciały być względem Europy nadrzędne, ale z biegiem czasu stały się cieniami samych siebie. Z drugiej strony to przeciwieństwo dostrzegano również na peryferiach Europy, szczególnie na jej wschodzie – a przebieg granicy między zachodnią Europą i „barbarzyńskim” Wschodem zależał od punktu widzenia konkretnego obserwatora. Z pozycji Francji cywilizacja kończyła się w Niemczech, dla Niemców w Polsce, dla Polaków w Rosji, a dla Rosjan – gdzieś za Uralem, choć nierzadko tuż za miejskimi bramami Moskwy czy Petersburga. Granicę między „cywilizacją” a „barbarzyństwem” nie zawsze utożsamiano jednak z podziałami geograficznymi. Granica ta mogła też być natury społecznej, jeśli przebiegała wewnątrz społeczeństwa uznawanego za „cywilizowane”, oddzielając od niego rzekomo „niecywilizowane” grupy społeczne: rolników, robotników, imigrantów czy autochtonów. W tym przypadku działania cywilizacyjne skierowane były w kierunku tychże grup społecznych. Niekiedy te definiowane geograficznie i społecznie grupy były tożsame, przede wszystkim wówczas, gdy mieszkańcy peryferii danego państwa uznawani byli za zacofanych zarówno z powodu samej przynależności etnicznej, jak i z powodów społecznych i ekonomicznych.
Nowożytna idea misji cywilizacyjnej nie powstała w próżni: miała poprzedników – choćby w postaci średniowiecznej chrystianizacji; a po upadku klasycznych imperiów w różnych formach przetrwała aż do współczesności: jako komunistyczna rewolucja światowa, amerykanizacja czy sowietyzacja, pomoc dla krajów trzeciego świata, teoria modernizacji, idee praw człowieka na wzór zachodni czy też retoryka i praktyka rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód. Misje cywilizowania są tak wszechobecne i różnorodne w swoich przejawach, że najprawdopodobniej istnieją od zarania dziejów, od momentu pojawienia się potrzeby ekspansji własnej kultury. Jednak w czasach oświecenia, którego niektóre idee są żywe do dzisiaj, wraz z technologiczną, militarną i ekonomiczną dominacją europejskich społeczeństw nad resztą świata wiara w nadrzędność cywilizacji europejsko-zachodniej utwierdziła się tak bardzo, że można mówić wręcz o trwającej od XVIII do XX w. epoce (europejskich) misji cywilizacyjnych. Warto jednak pamiętać, że to, co z nich przetrwało do dzisiaj, rzadko wiąże się z typowym dla tamtego okresu poczuciem wyższości i przekonaniem o absolutnej słuszności ideologii – współczesne pozostałości dawnych misji cywilizacyjnych funkcjonują bowiem w całkowicie odmiennych warunkach.
Misje cywilizacyjne pełnią z reguły dwie funkcje. Po pierwsze, strona cywilizująca postuluje swoją wyższość nad innymi kulturami i definiuje się jako spadkobierczyni oświecenia. Po drugie, misje cywilizacyjne są instrumentami służącymi utwierdzeniu władzy. Kiedy Heinrich von Gagern w 1848 r. mówił o narodach, które „do samodzielnej egzystencji nie mają ani powołania, ani roszczeń” i które „tęsknią za niemiecko-austriacką ochroną i zwiększonym ich wpływem”, nie tylko zaliczył naród niemiecki do cywilizowanego świata, ale domagał się też dla niego prawa do sprawowania władzy nad terenami, które nie były nawet w większości zamieszkane przez Niemców. Jego wyobrażenia i postulaty oparte były o dyskursywną „barbaryzację” Europy Wschodniej, która poprzedzała podział Polski między jej sąsiadów: Prusy, Austrię i Rosję w latach 1772, 1793 i 1795. Rozbiory Polski, w wyniku których państwo o tradycji sięgającej średniowiecza zostało wymazane z mapy Europy, już ówcześni obserwatorzy uznali za okropność i pogwałcenie dobrych obyczajów politycznych. Sukcesywne aneksje poszczególnych regionów Polski wymagały więc legitymizacji. Fryderyk II dostarczał jej jeszcze przed rozbiorami w licznych wypowiedziach i korespondencji z europejskimi intelektualistami oraz władcami. Te często mało pochlebne sądy pod adresem polskiego państwa i społeczeństwa, które krążyły po oświeceniowej Europie, skłoniły pruskiego króla do fatalnego wyrażenia się o Polsce jako o „najbardziej zacofanym kraju Europy”. Jego słowa wpłynęły na międzynarodową opinię: „Nierozumny naród, który w całym swoim życiu jeszcze nie myślał, który tkwi w barbarzyństwie i głupocie!” (cyt. za Bömelburg 2011, 83). Na tym tle likwidacja polskiej państwowości stała się istotą pruskiej działalności misjonarskiej, która chaos zastąpić miała porządkiem i dzięki której rozległe obszary Europy Wschodniej doświadczyć miały wreszcie dobrodziejstwa cywilizacji. Taki stan rzeczy, który wpisywał się w panujące w oświeceniowej Europie nastroje, był dla Fryderyka II i jego zwolenników korzystny także z przyczyn propagandowych – oto Prusy, kraj mniej rozwinięty niż choćby Francja, Anglia czy Niderlandy, stał się przodownikiem w krzewieniu cywilizacji, a negatywny obraz Polski był tylko tłem, na którym Prusy mogły błyszczeć jako ostoja oświecenia i postępu.
Jednak potrzeba uzasadnienia tudzież usprawiedliwienia rozbiorów Polski nie słabła. Wręcz przeciwnie, wraz ze wzmacnianiem się polskich ruchów narodowych w XIX w. przybierała na sile. Z jednej strony stała się ustawicznym bodźcem dla idei prusko-niemieckiej misji kulturowej na wschodzie, z drugiej – dla przeciwstawnego pojęcia → polnische Wirtschaft, które wyrażało rzekomą niezdolność Polaków do gospodarowania swoimi zasobami – czy to w wymiarze indywidualnym, czy też narodowym. To za sprawą samozawinionej polnische Wirtschaft – twierdzono – Polacy nie tylko pozbawili się własnego państwa, ale też postawili pod znakiem zapytania swoje dotychczasowe tytuły i prawa własności. Zgodnie z obowiązującymi w oświeceniu opiniami własność ziemska była zależna od umiejętności jej całkowitego wykorzystania. Kto okazywał się nieefektywnym gospodarzem, tracił prawa do ziemi. W ten właśnie sposób podczas debaty na temat Polski, jaka miała miejsce w kościele św. Pawła w 1848 r., pruski poseł Julius Ostendorff argumentował, że Niemcy posiadają „prawo do podboju [prowincji poznańskiej] za pomocą pługa, do władzy, jaką wolni Amerykanie z Północy sprawują nad rdzennymi Indianami” (Stenographischer Bericht 25.07.1848, t. 2, 1175).
Tam, gdzie porządek, wydajność oraz pracowitość były oznakami cywilizacji, chaos organizacyjny, nieefektywność i brak zapału do pracy stanowiły dowód, że tereny te nie należały – już albo jeszcze nie – do cywilizowanego świata. Tego typu kategoryzacje pojawiały się także w europejskich dyskursach kolonialnych i orientalnych, które często operowały tymi samymi argumentami i obrazami, jak niemiecko-pruski dyskurs o Polsce. W tym sensie hasło polnische Wirtschaft odnosiło się od XVIII w. w niemieckim dyskursie politycznym również do innych Słowian czy wschodnich Europejczyków. Istotą tego zabiegu była dyskursywna delegitymizacja praw politycznych i własności, które w myśl oświecenia mógł w pełni wykorzystać tylko przedstawiciel cywilizowanego świata.
Taki sam dyskurs obowiązywał w monarchii habsburskiej. W trakcie reform przeprowadzonych przez cesarza Józefa II w prowincji galicyjskiej ustanowiono niemieckojęzyczną administrację i wspierano, jak zresztą we wszystkich wschodnich prowincjach monarchii habsburskiej, rozprzestrzenianie się niemieckiej kultury i języka. Jednak w austriackim państwie wielonarodowym, w którym Niemcy stanowili tylko 40% ludności, siły rozkładały się inaczej niż w Prusach. Wraz z porażką militarną Austrii w starciu z Prusami w 1866 r. wiedeński rząd zmienił kierunek swojej polityki: postawiono na wyrównanie różnic między najliczniejszymi narodowościami zamieszkującymi tereny monarchii. W ten sposób niemieckie posłannictwo kulturowe w monarchii habsburskiej przekształciło się w misję wielojęzyczną, której przedstawicielami, obok Niemców, stali się przede wszystkim Węgrzy, ale również Włosi i Polacy. Dzięki szerokim uprawnieniom, jakie Wiedeń w 1867 r. nadał autonomii galicyjskiej, tamtejsza klasa „pionierów” mogła spełniać własną, polską misję cywilizowania ukraińskiej i żydowskiej ludności zamieszkującej wschodnią Galicję. W drugiej połowie XIX w. w Galicji cywilizowanie oznaczało więc de facto polonizację.
Podczas gdy żyjący na terenie monarchii habsburskiej Polacy skonfrontowani byli z państwem, którego siła słabła i które stało się przychylne wobec swoich nieniemieckich podwładnych, w Prusach rzeczy miały się zgoła inaczej. Do końca I wojny światowej zasięg pruskiej władzy nieustannie rósł dzięki znacznym sukcesom w modernizacji państwa i społeczeństwa. Polscy obywatele Prus, którzy stanowili tylko 10% ludności i byli jedyną znaczącą mniejszością językową, mieli przeciwko sobie 90% niemieckojęzycznych obywateli. Wraz z utworzeniem pod pruskim przewodnictwem w 1871 r. Rzeszy ich udział w ogólnej liczbie ludności zmalał do zaledwie 5%, a wschodnie prowincje Rzeszy (prowincja poznańska i Prusy Zachodnie), w których mieszkała większość polskich obywateli, należały do biedniejszych, rolniczych rejonów Cesarstwa. Mimo to pruskie władze poważnie traktowały polskich obywateli i ich pragnienie odtworzenia własnego państwa. W grę wchodziły bowiem terytoria, które miały dla Prus duże znaczenie strategiczne. Nawet jeśli marzenie o odrodzeniu Polski było niemożliwe do spełnienia w obliczu sojuszu między zaborcami, to okres wojen napoleońskich pokazał, jak szybko mogłaby odrodzić się polska państwowość, gdyby tylko tego typu inicjatywa mogła liczyć na poparcie jednego z europejskich mocarstw. Stale istniała też możliwość, że sojusz zaborców mógłby rozpaść się podczas wojny, a Austria i Rosja, wspólnie z Polską, mogłyby sprzymierzyć się przeciwko Prusom. Niezależnie od policyjnej kontroli nad polskimi ruchami niepodległościowymi państwo pruskie i jego elity starały się zmierzyć z polskimi dążeniami również w materii dyskursywnej i symbolicznej – oczywiście w duchu prusko-niemieckiej misji kulturowej. Dobitnym tego przykładem jest zamek w Malborku i prusko-niemiecki kult wokół niego, jaki powstał w XIX w. Na początku XIX stulecia zamek był zaniedbaną ruiną, której nikt w Prusach nie przypisywał większego znaczenia. Jednak w 1804 r., dzięki rozkazowi Fryderyka Wilhelma III, podjęto kroki, które zapobiegły dalszej destrukcji budowli. Po zakończeniu wojen napoleońskich rozpoczęto pracochłonną rekonstrukcję zamku. Prace, prowadzone nie tylko ze sporym zaangażowaniem politycznym, ale też przy znacznym wsparciu pruskiego społeczeństwa, trwały aż do początku XX w. O ile początkowo chodziło wyłącznie o fascynację średniowieczną architekturą i chęć uchronienia malborskiego zamku przed całkowitym rozpadem i rozbiórką, o tyle z czasem niegdysiejszej siedzibie zakonu krzyżackiego nadano wyraźnie polityczno-historyczne znaczenie. Zakon, z którym Prusy nie chciały mieć wcześniej nic wspólnego, nie widząc żadnych korzyści z ujawniania historycznych z nim związków, od początków XIX w. stylizowany był przez pruskich historyków na forpocztę niemieckiej misji kulturowej w Europie Wschodniej, a jego spuściznę dziedziczyć miało państwo pruskie (→ Drang nach Osten; → Krzyżak).
Ta „ciągłość” między średniowieczną tradycją i pruską polityką została zobrazowana na 10 witrażach Karla-Wilhelma Kolbego, które w latach 20. XIX w. umieszczono w letnim refektarzu malborskiego zamku. Przedstawiają one rycerzy zakonnych pełniących w basenie Morza Bałtyckiego misję nie tylko chrystianizacyjną, ale również państwotwórczą. W jednym z okien umieszczono ilustrację stoczonej w 1410 r. walki o Malbork, kiedy to zakon krzyżacki musiał bronić się przed oblegającymi zamek wojskami polsko-litewskimi. Rycerzy zakonnych przedstawiono jako szlachetnych wojowników walczących przeciwko dzikiej hordzie. Rysy twarzy, stroje i broń atakujących wskazywały ponadto, że polsko-litewska armia składała się głównie z Tatarów. Obserwator musiał więc odnieść wrażenie, że w 1410 r. nie doszło do wojny między armiami dwóch europejskich i chrześcijańskich państw, lecz do starcia cywilizowanej Europy z azjatyckim najeźdźcą. Zamek w Malborku wykreowano na położony na granicy z barbarzyńskim wschodem bastion cywilizacji (z powodu zniszczeń dokonanych podczas II wojny światowej po oknach zostały tylko ich projekty). Pretensje do tej roli rościło sobie również państwo pruskie poprzez nawiązywanie do tradycji zakonu krzyżackiego – w nadziei, że uda się w ten sposób skutecznie dokonać delegitymizacji polskich roszczeń względem Prus.
Do najbardziej wpływowych przedstawicieli idei niemieckiego posłannictwa kulturowego na Wschodzie należał prusko-śląski pisarz Gustav Freytag. Jego powieść Soll und Haben, wydana po raz pierwszy w 1855 r., stała się jedną z najchętniej czytanych niemieckich książek XIX w. Soll und Haben to przede wszystkim powieść edukacyjna, opowiadająca o rozwoju niemieckiego mieszczaństwa. Książką tą, której akcja toczy się na prusko-polskich terenach przygranicznych, Freytag dał początek tzw. literaturze Marchii Wschodniej, której rozkwit przypadł na koniec XIX w. i pierwszą połowę XX w. Jej cechą zasadniczą jest przedstawianie związku między wschodnimi terenami przygranicznymi Prus i pograniczami europejskich kolonii zamorskich. W Soll und Haben odmalowany został obraz heroicznych niemieckich walk na terenach przygranicznych, podczas których niemieccy osadnicy, z jednej strony, starali się uprawiać nieurodzajną ziemię, a z drugiej zaś – stale musieli się bronić przed atakami Polaków, którzy, zaślepieni agresją i złością, szturmowali owe niemieckie przyczółki europejskiej cywilizacji. Pilnym i dobrze zorganizowanym Niemcom, którzy w postaci Antona Wohlfarta okazują się być wzorem ucywilizowania i skutecznymi kolonizatorami wschodu, przeciwstawiony zostaje mało pochlebny obraz polskich pijaków, zdrajców i leni stanowiących nieustanne zagrożenie dla osiągnięć cywilizacji. Wyjątkiem jest garstka Polaków, która podporządkowuje się niemieckim władzom, stając się tym samym instrumentem pruskiej misji cywilizacyjnej.
Narracyjny wzór z Soll und Haben powtarzany był w późniejszych powieściach Marchii Wschodniej na różne sposoby – bodajże najbardziej dobitnie w wydanej w 1904 r. powieści Clary Viebings Das Schlafende Heer. Zawarty w Soll und Haben optymizm, że oto wprowadzony niemiecką ręką porządek wreszcie zwycięży i mimo wszelkich przeciwności losu spełni swoją misję, u Clary Viebig znika. Jej powieść wyraża obawę, że w obliczu prymitywnych sił Wschodu, które obrazują krnąbrni, niedający sobą sterować, ukrycie skorzy do przemocy i pozbawieni skrupułów polscy chłopi, niemiecka misja kulturowa mogłaby ponieść porażkę. Jedynie mobilizacja wszelkich niemieckich sił w połączeniu z mądrą i elastycznie reagującą na warunki w kraju granicznym administracją mogłaby zapobiec klęsce, czyli przełamaniu zapór przez słowiańską powódź.
Pesymizm Viebig miał swoje podłoże w doświadczeniu porażki. Od 1886 r. pruskie władze starały się przyspieszyć germanizację, za pomocą sterowanej przez państwo i wymagającej sporych nakładów finansowych polityki osadnictwa we wschodnich prowincjach Prus, w tym w prowincji poznańskiej i w Prusach Zachodnich. Setki tysięcy niemieckich rolników miały zostać sprowadzone na najbardziej polskie tereny pruskiego wschodu, a kusić ich miały utworzone tam wzorcowe niemieckie zagrody i wioski. Wszystko po to, by mogli oni wykazać się jako najlepsi osadnicy i tym samym skuteczni koloniści. Niemiecka misja kulturowa na Wschodzie, która do tej pory ograniczała się do dyskursów, polityki symbolicznej i historycznych nawiązań, miała rozwinąć się w prawdziwy ruch kolonizacyjny. Jednak, mimo ogromnych starań, rezultaty tej inicjatywy nie spełniły oczekiwań pruskich władz i wspierającej jej części opinii publicznej. Misje kulturowe mogą być mianowicie skuteczne jedynie wtedy, gdy opierają się na znacznych różnicach kulturowych. Prusko-polski kontrast można było co prawda łatwo konstruować w powieściach i pamfletach, ale porównanie realnych polskich i niemieckich działań w zakresie ekonomii, polityki i kultury na wschodzie Prus nie dostarczało argumentów na poparcie tezy o rzekomym polskim zacofaniu. W 1907 r. Richard Witting, jedna z najbardziej wpływowych postaci pruskiej polityki osadniczej, stwierdził: „Po polnische Wirtschaft nie pozostało w Marchii Wschodniej już nic, albo prawie nic. Polacy stali się pilni, trzeźwi i oszczędni, rywalizują z Niemcami we wszystkich dziedzinach handlu, działalności gospodarczej, ale także sztuki i nauki” (Witting 1907, 28). Witting dobrze rozpoznał, że idea niemieckiego posłannictwa kulturowego na Wschodzie wyczerpała się. Żyjących w Prusach Polaków nie można było już germanizować. „Należy się cieszyć, jeśli staną się dobrymi Prusakami” (Witting 1907, 59). Wypowiedzi Wittinga są o tyle ciekawe, że jako prezydent Poznania w latach 1891-1902 rozpoczął urbanistyczną modernizację tego najważniejszego miasta polskich terenów Prus. W ramach „polityki podnoszenia poziomu” (Hebungspolitik) – który to termin pochodzi być może od samego Wittinga – Poznań i inne miasta wschodniopruskie miały się stać symbolami niemieckiego porządku i przewagi kulturowej. Budowa od zera całej dzielnicy miasta wraz z szerokimi alejami, przestronnymi parkami i nowoczesnymi budynkami użyteczności publicznej, wzniesionymi na potrzeby pruskiej administracji i niemieckiej kultury, ukoronowana monumentalnym pałacem dla pruskiego króla i niemieckiego cesarza – wszystko to miało nie tylko usunąć w cień stary polski Poznań, ale także uczynić z niego urbanistyczny symbol niemieckiej misji kulturowej na Wschodzie. Jednak owa misja ograniczyła się do sterowanego i finansowanego przez państwo przedsięwzięcia, któremu brakowało dokładnie tego, czego najbardziej potrzeba do sukcesu: społecznego wsparcia i nośności. W tym sensie niemiecka misja kulturowa na Wschodzie była w istocie strategią legitymizującą rozbiory i pod dyskursywną otoczką nie kryła się żadna treść.
Strategia ta miała jednak wpływ na dominujący w Niemczech obraz Europy Wschodniej. Doświadczenia zebrane przez miliony niemieckich żołnierzy podczas I wojny światowej i nieoczekiwanej okupacji bardziej oddalonych terenów rosyjskich wpisywały się w dobrze osadzone XIX-wieczne stereotypy. Także krótki żywot państwa wojskowego „Ober Ost” [czyli Obszaru Głównodowodzącego Wschodu, rosyjskich terenów położonych na wschód od Królestwa Kongresowego, okupowanych od 1915 r. przez Niemców – przyp. tłum.], nad którym w myśl wiary w niemiecką misję kulturową na Wschodzie sprawowano władzę jak nad kolonią, przypomina próbę zrealizowania XIX-wiecznej fantazji. Poniosła ona klęskę nie tylko z powodów militarnych, ale również przez błędną diagnozę rzeczywistości społecznej, która okazała się bardziej złożona i tym samym trudniejsza do opanowania, niż wynikałoby to z niemieckich oczekiwań – wynik tej konfrontacji polityki z rzeczywistością bardzo przypomina „skuteczność” pruskiej polityki osadniczej sprzed 1914 r.
Niemożliwe do urzeczywistnienia niemieckie posłannictwo cywilizacyjne na Wschodzie nie spełniało nadziei, jaką wielu w nim pokładało – co w połączeniu z poniesioną podczas I wojny światowej klęską uruchomiło wyjątkowo destrukcyjny potencjał. Po 1918 r. w reakcji na straty terytorialne Rzeszy i rozpad Austro-Węgier idea misji kulturowej przekształciła się w szowinistyczny mit, który w niemieckim społeczeństwie spotkał się ze sporym poparciem. Na popularności zyskała ponownie literatura Marchii Wschodniej. Także niemiecka gospodarka w dużej mierze otworzyła się na ideę niemieckiej misji kulturowej na wschodzie. Na uniwersytetach i w instytutach badawczych upowszechniły się „niemieckie badania nad Wschodem” (Ostforschung), których celem było nadanie mitowi niemieckiej misji kulturowej politycznej siły rażenia w walce o odzyskanie utraconych terenów – a wszystko za pomocą historycznych dat, sugestywnych map i wspartych autorytetem naukowców argumentów.
Pojęcie misji kulturowej utraciło jednak zarazem swój dotychczasowy uniwersalny wymiar. Myśl o „niemieckim Wschodzie”, która upowszechniła się jako mit o „rdzennie niemieckiej ziemi” na bazie zarówno realnych, jak i odpowiednio spreparowanych „dowodów” na niemieckie wpływy kulturowe od czasów epoki kamienia łupanego, nadal czerpała z germanocentrycznych i rasistowskich wyobrażeń. O ile jednak Fryderyk II mógł z pewną dozą racjonalności argumentować, że ekspansja Prus na wschód rozpowszechniała dobrodziejstwa epoki oświecenia i niosła na wschód europejską cywilizację, o tyle prowadzonej przez III Rzeszę wojny na wyniszczenie (Vernichtungskrieg) – najpierw przeciwko Polsce, a potem Związkowi Radzieckiemu – nie można było uzasadnić misją kulturową. Wprawdzie w propagandzie III Rzeszy nadal pojawiał się argument niemieckiej misji kulturowej na Wschodzie, był on jednak skierowany do wewnątrz, tj. adresowany do niemieckiego społeczeństwa. Nie odwoływano się przy tym do uniwersalnej „cywilizacji”, której ta misja miałaby służyć, tylko do wyjątkowego pod względem rasowym narodu niemieckiego, którego „przestrzeń życiowa” (Lebensraum) powinna, zgodnie z darwinowską ideą walki o życie, zostać rozszerzona kosztem innych.
Jedynie podczas wojny ze Związkiem Radzieckim, którą propagandziści III Rzeszy stylizowali na walkę z „żydowskim bolszewizmem”, apelowano do antykomunistycznej i antysemickiej społeczności międzynarodowej. Ponieważ niemieckie działania wojenne i polityka okupacyjna prowadziły do ludobójstwa, odzew na takie apele był jednak znikomy. Również po porażce pod Stalingradem na początku 1943 r., kiedy to narodowosocjalistyczna propaganda zmieniła swój kierunek i walkę ze zmierzającą na zachód Armią Czerwoną uzasadniała koniecznością obrony Europy, nazistowskie apele nie spotkały się z jakimkolwiek znaczącym odzewem czy poparciem.
Kiedy po 1945 r. ujawniony został ogrom nazistowskich zbrodni, a świat obiegły zdjęcia niemieckich obozów koncentracyjnych oraz stosów ciał żydowskich i nieżydowskich ofiar oraz zniszczonej przez Niemców Warszawy i innych miast, idea niemieckiej misji kulturowej na Wschodzie uległa całkowitej dyskredytacji. W samych Niemczech (Zachodnich) nie znikła jednak z dnia na dzień. Stopniowo schodziła na dalszy plan, podczas gdy na pierwszy plan zaczęło się wysuwać poczucie odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy. Proces ten trwał jednak dziesięciolecia, a dodatkowo spowolniła go zimna wojna wraz ze swoją antykomunistyczną wrogością.
Nowego napędu idei niemieckiego posłannictwa kulturowego nadały narracje o wypędzeniu Niemców ze Wschodu (→ wypędzenie). Publikacje wydawane przez działające w RFN ziomkostwa, które podlegały w Niemczech Zachodnich postępującej izolacji i których niemieckie społeczeństwo nie postrzegało jako całość, stale odwoływały się do cywilizacyjnych osiągnięć Niemców na wschodzie Europy. Z jednej strony wypędzeni chcieli w ten sposób napiętnować utratę niemieckich terenów wschodnich oraz przymusowe wysiedlenie Niemców z Europy Środkowo-Wschodniej jako zamach na zachodnią kulturę, a z drugiej wzmocnić własny prestiż społeczny i znaczenie polityczne. W końcu dla wielu z nich utrata stron ojczystych i dobytku oznaczała nie tylko traumatyczne przeżycie, ale też upokarzającą degradację społeczną i ekonomiczną w powojennym zachodnioniemieckim społeczeństwie, które wykazywało znikome zrozumienie dla trudnych doświadczeń osób przymusowo wysiedlonych. Jednak w samej społeczności wypędzonych idea niemieckiej misji kulturowej nie funkcjonowała już w swej pierwotnej formie: nie była skierowana ku przyszłości, lecz zorientowana na dokonywane w przeszłości kulturowe podboje; służyła tym samym pielęgnowaniu wspomnień o utraconej ojczyźnie, w odzyskanie której w obliczu stabilizacji powojennego porządku wierzyło coraz mniej osób.
Idea niemieckiej misji kulturowej na Wschodzie była więc charakterystyczną dla XIX w. konstrukcją myślową i programem politycznym, który w następnym stuleciu nieznacznie poszerzył się o nowe treści. W nawiązaniu do wiary w misję cywilizacyjną, która wywodziła się z przekonania (zachodnio)europejskich społeczeństw epoki oświecenia o ich cywilizacyjnej wyższości, idea niemieckiej misji kulturowej bardziej wiązała się z obroną zagarniętych terenów na wschodzie niż z projektami ekspansji terytorialnej. Służyła usprawiedliwieniu prusko-niemieckich i austriackich granic na wschodzie w czasach, kiedy z powodu zmian demograficznych i kształtowania się państw narodowych trudno było uzasadnić ich przebieg. Stworzyła też wzory postrzegania i strategie argumentacyjne skierowane ku słowiańskiemu Wschodowi, który charakteryzowano jako chaotyczny, brudny i nieefektywny gospodarczo, a tym samym czekający na uporządkowanie i zagospodarowanie przez niemiecki zmysł organizacyjny. Właśnie dlatego idea niemieckiej misji kulturowej mogła stać się nośnikiem szowinistycznego poczucia wyższości i prowadzić tym samym do eskalacji agresji. Oba te zjawiska urzeczywistniły się dopiero po 1918 r., w warunkach narodowosocjalistycznej dyktatury i podczas przygotowań do wojny. Idea niemieckiej misji kulturowej przeobraziła się wówczas w „zwykłą” strategię uzasadnienia wojny, której celem był podbój i wyniszczenie Europy Wschodniej. Nazistowskie nawiązania do niemieckiej misji kulturowej na Wschodzie oznaczały zerwanie z sięgającą oświecenia tradycją: nie chodziło już bowiem o poprawę kondycji ludzkości, tylko o pozyskanie „rdzennie niemieckiej ziemi” (deutscher Volksboden). Choć i po 1945 r. przetrwały pozostałości tej idei, to jej historia w znacznej mierze skończyła się wraz z narodowosocjalistyczną instrumentalizacją i całkowitą dyskredytacją podczas II wojny światowej.
Przekład Ilona Rodzeń
Bibliografia
B. Barth; J. Osterhammel, Zivilisierungsmissionen: Imperiale Weltverbesserung seit dem 18. Jahrhundert, Konstanz 2005.
H. Boockmann, Die Entwürfe von Karl-Wilhelm Kolbe und Karl-Wilhelm Wach für die Glasmalereien des Marienburger Sommerremters. Beiträge zu einer Ikonographie des Deutschen Ordens, [w:] A. Udo (red.), Preußen und Berlin. Beziehungen zwischen Provinz und Hauptstadt, Lüneburg 1981.
H. Boockmann, Die Marienburg im 19. Jahrhundert, Frankfurt a.M. 1982.
H.-J. Bömelburg, Friedrich II. zwischen Deutschland und Polen. Ereignis und Erinnerungsgeschichte, Stuttgart 2011.
M. Burleigh, Germany turns Eastwards: A Study of Ostforschung in the Third Reich, Cambridge 1988.
S. Ekdahl, Denkmal und Geschichte Ideologie im polnisch-preussischen Spannungsfeld, [w:] „Jahrbuch für die Geschichte Mittel- und Ostdeutschlands“ 35 (1986).
K. Kopp, Germany's Wild East: Constructing Poland as Colonial Space, Ann Arbor 2012.
V. G. Liulevicius, Kriegsland im Osten: Eroberung, Kolonisierung und Militärherrschaft im Ersten Weltkrieg, Hamburg 2002.
H. Orłowski, Polnische Wirthschaft. Nowoczesny niemiecki dyskurs o Polsce, Olsztyn 1998.
J. Osterhammel, Die Verwandlung der Welt: Eine Geschichte des 19. Jahrhunderts, München 2009.
Z. Pałat, Ostatnie Forum Cesarskie: Forma i symbolika urbanistyczno-architektoniczna założenia poznańskiego Ringu, [w:] „Artium Quaestiones” II 1983.
J. M. Piskorski, J. Hackmann, M. Jaworski (red.), „Deutsche Ostforschung“ und „polnische Westforschung“ im Spannungsfeld von Wissenschaft und Politik: Disziplinen im Vergleich, Osnabrück 2002.
Ch. Schutte, Die Königliche Akademie in Posen (1903-1919) und andere kulturelle Einrichtungen im Rahmen der „Politik zur Hebung des Deutschtums“, Marburg 2008.
Stenographischer Bericht über die Verhandlungen der Deutschen constituirenden Nationalversammlung, t. 2 (25.07.1848), t. 4 (26.10.1848).
I. Surynt, Das "ferne", "unheimliche" Land: Gustav Freytags Polen, Dresden 2004.
I. Surynt, Postęp, kultura i kolonializm: Polska a niemiecki projekt europejskiego Wschodu w dyskursach publicznych XIX wieku, Wrocław 2006.
L. Trzeciakowski, Walka o polskość miast Poznańskiego na przełomie XIX i XX wieku, Poznań 1964.
R. Witting, Das Ostmarken-Problem, Berlin 1907.
M. Wojtczak, Ostmarkenliteratur. Prowincja poznańska w literaturze niemieckiej lat 1890–1918, Poznań 2001.
L. Wolff, Inventing Eastern Europe: The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment, Stanford 1994.
Thum, Gregor, dr, Assiastant Professor na University of Pittsburgh, historyk i slawista. Praca doktorska na temat wymiany ludności w Breslau/Wrocław po 1945 r. Obszary badawcze: niemiecka historia kultury i historia wzajemnych oddziaływań w Europie Środkowej i Środkowo-Wschodniej. Obecnie realizuje projekt pt. Mastering the East. The German Frontier from 1800 to the Present. Najważniejsze publikacje: (red.) Chronik russischen Lebens in Deutschland, 1918-1941, Berlin 1998 (wspólnie z Kathariną Kucher, Karlem Schlögelem i Bernhardem Suchy); Die fremde Stadt. Breslau 1945, Berlin 2003; (red.) Traumland Osten. Deutsche Bilder vom östlichen Europa im 20. Jahrhundert, Göttingen 2006; (red.) Helpless Imperialists. Imperial Failure, Fear, and Radicalization, Göttingen 2012 (wspólnie z Maurusem Reinkowskim); (red.) Stille Revolutionen. Die Neuformierung der Welt seit 1989, Frankfurt a.M. 2013 (wspólnie z Katharina Kucher, Sören Urbansky).