Maria Gierlak

Obraz polskich sprzątaczek i pomocy domowych w prasie i literaturze niemieckiej



Pierwszą szerszą dyskusję publiczną na temat Polek zatrudnionych jako pomoce domowe w niemieckich rodzinach wywołał Dietmar Schmale podczas performance’u, zorganizowanego wiosną 2010 r. w Gdańsku w ramach polsko-niemieckiej wystawy „Sąsiedzi”. W lokalnej prasie ukazała się wówczas notka informująca, że Schmale za niewielką opłatą będzie sprzątał mieszkania na terenie Trójmiasta. Motywy niemieckiego artysty wyjaśniono w następujący sposób: „Wcielając się w rolę sprzątaczki […] nawiązuje on do losów polskich kobiet pracujących w niemieckich domach i mierzy się ze stereotypem polskiej pomocy domowej” (Gazeta.pl Trójmiasto 12.05.2010). Schmale pamiętał z dzieciństwa wiele kobiet, które zatrudnione były jako „polnische Putzfrauen” [polskie sprzątaczki] w domu jego babci i za wykonywaną pracę otrzymywały bardzo niskie wynagrodzenie. W świetle tych doświadczeń poczuł się „zobligowany do zwrotu niektórych z tych godzin sprzątania w ramach symbolicznego performance’u” (Gazeta.pl Trójmiasto 12.05.2010).

Jeszcze tego samego dnia niemiecka agencja prasowa dpa zareagowała doniesieniem, bezzwłocznie przedrukowanym przez kilka tamtejszych gazet. Akcję artysty określono jako „hommage dla polskiej sprzątaczki”,poinformowano o dużej liczbie zainteresowanych jego ofertą, podano cenę usługi (1,50 euro za godzinę) i zaznaczono, że Schmale zamierza swoim pomysłem „uczcić etos pracy polskich sprzątaczek” (http://www.nn-online.de/artikel.asp?art=1200789&kat=48 15.07.2010). Nieco później w ogólnopolskim wydaniu „Gazety Wyborczej” ukazał się obszerny artykuł pod tytułem Niemiecka siła sprzątająca, będącym kalką językową używanego w Niemczech określenia polnische Reinigungskraft. Jego autorki skoncentrowały się nie tylko na postaci Schmalego, ale też zrelacjonowały rozmowę z 60-letnią gdańszczanką opiekującą się w Niemczech starszym chorym mężczyzną oraz dbającą o jego wielki dom i ogród („Gazeta Wyborcza” 20.04.2010). Kobieta była akcją Schmalego bardzo zainteresowana, lecz wystawy obejrzeć nie mogła, ponieważ musiała wracać do swojego niemieckiego pracodawcy. Wywiady z performerem pojawiły się również w innych polskich i niemieckich mediach, bardzo żywo zareagowali na te publikacje internauci.

Prawdziwą burzę po obu stronach Odry wywołała jednak na początku 2011 r. książka Justyny Polanskiej Unter deutschen Betten. Eine polnische Putzfrau packt aus (wydanie polskie: Pod niemieckimi łóżkami. Zapiski polskiej sprzątaczki, 2012), która ukazała się w jednym z monachijskich wydawnictw specjalizujących się w literaturze popularnej. Była to spisana przez niemieckiego ghostwritera relacja ukrywającej się pod pseudonimem Polki, przez wiele lat sprzątającej nielegalnie w niemieckich domach. Książka szybko zyskała status bestsellera, nieomal cała niemiecka i polska prasa, zarówno opiniotwórcza, jak i brukowa zabrała w tej sprawie głos, drukując omówienia, komentarze bądź wywiady z autorką. Polanską zapraszały stacje radiowe i telewizyjne, a w pierwszym programie Polskiego Radia prezentowano nawet latem 2012 r. wybrane fragmenty przekładu jej książki na język polski. Zainteresowanie mediów wzbudziły zarówno szokujące przykłady poniżającego traktowania autorki przez niektórych niemieckich pracodawców, jak i wyraźnie widoczna w tekście Polanskiej próba obalenia wizerunku Niemców jako ludzi mających wyjątkowe zamiłowanie do porządku i czystości, a także szczegóły dotyczące życia intymnego naszych zachodnich sąsiadów.

Żywa reakcja opinii publicznej w Polsce i w Niemczech pokazała, że praca Polek w niemieckich gospodarstwach domowych jest tematem budzącym wiele emocji. Kobiety z Polski pracują w charakterze pomocy domowych również w innych krajach i, choć powszechnie o tym wiadomo, nie powoduje to godnych odnotowania publicznych dyskusji. Opublikowana w 2007 r. powieść Grażyny Plebanek Przystupa, której tytułowa bohaterka sprząta mieszkania w Sztokholmie, nie odbiła się szerszym echem. Natomiast performance mało znanego niemieckiego artysty i nastawiona na wywołanie sensacji, choć sygnalizująca ważne problemy, książka polskiej sprzątaczki wywołały ogromne poruszenie. Przyczyn takiej sytuacji można upatrywać w historycznie uwarunkowanej specyfice kontaktów polsko-niemieckich. Polska pamięć zbiorowa naznaczona jest bowiem silnie negatywnymi doświadczeniami ciągle nieodległej wojennej przeszłości. I choć Polanska w swych wyznaniach ani słowem do historii się nie odwołuje, problem ten ujawnił się również w polskiej recepcji jej książki. Wyprodukowany przez opolski Impresariat Teatralny Eskander spektakl Pod niemieckimi łóżkami w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego, z udziałem znanych z telewizyjnych seriali aktorów, będący luźną adaptacją książki Polanskiej, opowiada nie tylko, jak donosiły gazety w komentarzach reklamowych, o polskiej sprzątaczce, która nagle staje się obleganą i wykorzystywaną przez media celebrytką (wspomina o tym zresztą sama Polanska w wydanej w 2012 r. książce Nicht ganz sauber. Eine polnische Putzfrau räumt auf [Niezbyt czysto. Polska sprzątaczka robi porządek]), lecz pokazuje również lęki i uprzedzenia, ożywające przy lekturze tekstu Polańskiej, a mające swoje źródło w wyobrażeniach Niemców jako narodu nadal zakorzenionego mentalnie w czasach hitleryzmu.

Pracujące w Niemczech sprzątaczki z Polski już od lat 80. występują najpierw jako bohaterki artykułów, felietonów czy reportaży prasowych, a potem także tekstów z zakresu literatury pięknej i literatury faktu. Nie zawsze odgrywają w tych tekstach rolę pierwszoplanową, niekiedy przemykają jedynie w tle akcji rozwijanej przed oczyma czytelnika, który przed ukazaniem się książki Polańskiej czy też występem Schmalego na ogół nie zauważał problemów, z którymi boryka się ta grupa zawodowa. Dotyczy to zwłaszcza czytelników w Polsce, gdzie zjawisko kobiet podejmujących pracę w charakterze pomocy domowych za granicą było długo tabuizowane. Jako bohaterki literackie sprzątaczki występują w różnych rolach i sytuacjach. Stykają się nie tylko ze swoimi niemieckimi pracodawcami, ale również cudzoziemcami i rodakami żyjącymi w Niemczech. Nie zrywają też na ogół ścisłych związków rodzinnych z Polską. Konieczność częstego przekraczania granic w sensie politycznym i kulturowym predestynuje je niejako do wcielania się w rolę przewodniczek i tłumaczek niemieckiej rzeczywistości. Chętnie służą więc radą osobom przyjeżdżającym do Niemiec, przybliżając im realia tamtejszego świata i pomagając rozwiązywać problemy codziennego życia. Kobiety takie portretuje na przykład Brygida Helbig w książce Anioły i świnie. W Berlinie (2005). „Panie sprzątaczki” wracające w niedzielne wieczory do stolicy Niemiec pociągiem ze Szczecina cechuje w jej opowieści nie tylko talent organizacyjny, który przejawia się m.in. w błyskawicznym tworzeniu pięcioosobowych grup pasażerów „w celu redukcji kosztów podróży poprzez maksymalne […] wykorzystanie niemieckiego taniego biletu weekendowego” (Helbig 2005, 38). Potrafią one również skutecznie zaopiekować się potrzebującą pomocy główną bohaterką Gizelą Stopą, która po wyjeździe do Niemiec w ramach tzw. późnych przesiedleń z wielkim trudem przyzwyczaja się do obcych warunków, szukając wielokrotnie ratunku u niemieckich psychoterapeutów.

Przy pokonywaniu szoku kulturowego polskie sprzątaczki potrafią wesprzeć także przybywających do Niemiec cudzoziemców pochodzących z innych krajów. Historię taką opowiada austriacki dramaturg Peter Turrini w tragikomedii Ich liebe dieses Land (Kocham ten kraj, 2001), wystawionej na deskach Berliner Ensemble. Jej protagonistka, pięćdziesięcioletnia sprzątaczka Janina Wiśniewska, opiekuje się młodym, ubiegającym się o azyl Nigeryjczykiem, z którym niemieccy urzędnicy obchodzą się wyjątkowo nieludzko. Wiśniewska znalazła się w Niemczech już w 1981 r. Mimo że została oszukana i nie od razu dostała pracę sprzątaczki, a dopiero po wielu latach i licznych upokorzeniach uzyskała w końcu zezwolenie na stały pobyt, z życia w Niemczech zdaje się być zadowolona. Doskonale pamięta ciężką pracę, złe traktowanie i puste sklepy w Polsce. W świetle tych doświadczeń kraj, w którym może pracować (i lepiej zarabiać), wydaje jej się rajem. Posługując się łamaną niemczyzną, wylicza wszystkie dostępne w tamtejszych sklepach środki czystości, doceniając ich wybór, jakość i niskie ceny. Nie zapomniała, że jedynym proszkiem do czyszczenia możliwym do kupienia w Polsce na początku lat 80. był Javox, którego zapach przypomina jej woń ubikacji w berlińskim areszcie dla azylantów, gdzie aktualnie sprząta. Właśnie tam spotyka Benniego Jaja, powtarzającego przy każdej próbie nawiązania kontaktu: „Ich liebe dieses Land” (Kocham tej kraj), jedyne zdanie znane mu w języku niemieckim. Tylko Janina i złapany na gorącym uczynku węgierski złodziejaszek naprawdę interesują się losem Nigeryjczyka. Sprzątaczka z Polski nie tylko próbuje uczyć go niemieckiego, opowiadając mu historię swojego życia, w którą Benni wsłuchuje się z wielką uwagą, ale stara się też wyjaśnić mu niektóre zjawiska, jej zdaniem typowe dla codziennego życia w Niemczech. Po ucieczce z aresztu udziela mu na krótko schronienia i wówczas, obydwoje bardzo samotni, zbliżają się do siebie najbardziej. Główną rolę odgrywają w ich wzajemnej komunikacji gesty: Janina nie zna przecież angielskiego, którym Benni posługuje się bez trudu. Opinia Wiśniewskiej o kraju, w którym mieszka, nie jest jednak, jak wynika z ich rozmowy, do końca pozytywna. Mimo podziwu dla panującego w Niemczech dobrobytu i poczucia bezpieczeństwa socjalnego, uważa, że w Niemczech liczy się tylko „precyzja, a nie uczucia” (Turrini 2001, 44). Peter Turrini mówił w wywiadzie dla miesięcznika „Teatr”, że przed napisaniem sztuki kontaktował się z wieloma polskimi sprzątaczkami w Austrii i Niemczech i że bardzo zależało mu na tym, „żeby publiczność w Berlinie poznała historię emigrantów przebywających w ich kraju. Żeby poznała ich losy, żeby dowiedziała się, jaka była ich sytuacja rodzinna w ojczyźnie, a nie traktowała ich wyłącznie jako siły roboczej” („Teatr”, nr 1-2, 2002).

Pracę sprzątaczek podejmowały w Niemczech w przeszłości nierzadko także kobiety z pokolenia tzw. późnych przesiedleńców. Pisał o nich m.in. dziennikarz tygodnika „Die Zeit” Adam Soboczynski, który, na początku lat 80. w wieku sześciu lat, właśnie jako późny przesiedleniec znalazł się wraz z rodziną w RFN. Jego rodzicom nie udało się w pełni zintegrować z niemieckim społeczeństwem, pozostali oni w gruncie rzeczy „cudzoziemcami z niemieckim paszportem” (Soboczynski 2008, 29). W wydanym w 2006 r. w tomie reportaży i esejów Polski Tango. Eine Reise durch Deutschland und Polen (Polskie tango. Podróż po Niemczech i Polsce) Soboczynski opisuje w jednym z rozdziałów kobiety ze swojej rodziny, które po przybyciu do Niemiec przez długi czas zarabiały na życie, sprzątając w niemieckich domach, biurach i urzędach:

„Jeden ze stereotypów mówi, że Niemcy są niesamowicie czystym krajem. Inny natomiast, że o porządek dbają tu właściwie głównie Polki. Ten drugi stereotyp jest prawdziwy, znam to z autopsji. […] Pierwsze kroki w kraju cudu gospodarczego kobiety z Polski stawiały na kolanach. Wycierały i polerowały, zanurzając ręce w ciemnych i brudnych zakamarkach republiki. Zostawiwszy za sobą polską biedę, przecierały sobie drogę do tak wytęsknionego dobrobytu. Od naszego przyjazdu Koblencja stała się znacznie czyściejsza, bo przez cały czas moja matka dobiera się do skóry tego prowincjonalnego nadreńskiego miasta, używając ścierek, płynów do czyszczenia szyb i mopów” (Soboczynski 2008, 41).

Dopiero dużo później autor zrozumiał, jak bardzo jego matka i ciotki wstydziły się tego zajęcia, choć nie chciały lub nie mogły z niego zrezygnować. Tylko raz jedna z ciotek porzuciła pracę, bo pracodawczyni poprosiła ją o przepranie w rękach eleganckich koronkowych majtek. Ciotka motywowała swoją decyzję w następujący sposób: „Nie upadłam jeszcze tak nisko, żeby własnymi rękami prać erotyczną bieliznę jakiejś Niemki” (Soboczynski 2008, 47). Matka autora, z zawodu krawcowa, wyjaśniała natomiast, że kobiety z Polski zostawały sprzątaczkami z powodu braku żłobków i przedszkoli w RFN. Przesiedleńcy przyjeżdżali najczęściej z małymi dziećmi, kobiety musiały pozostać w domach i jedynym zajęciem, na jakie sobie mogły pozwolić, było sprzątanie wykonywane przez kilka godzin dziennie. Chociaż kobiety te bardzo różniły się od swoich niemieckich równolatek, Soboczynski próbuje także dla nich znaleźć miejsce w historii tego kraju i porównuje je do Niemek, które po wojnie, gdy ich mężowie znajdowali się jeszcze w niewoli, gołymi rękoma odgruzowywały zniszczone miasta, kładąc podwaliny pod rozpoczynający się w latach 50. cud gospodarczy. Sprzątające matki z grupy tzw. późnych przesiedleńców przyczyniły się niewątpliwie, poprawiając sytuację materialną swoich rodzin, do szybszej integracji własnych dzieci.

Literatura socjologiczna poświęcona zatrudnianiu cudzoziemek jako pomocy domowych zwraca uwagę na fakt, że wiele z nich przed podjęciem decyzji o wyjeździe pracowało w zawodach wymagających wyższego wykształcenia. Stąd mowa o „drenażu mózgów” w miejscu docelowym czy „intelektualnej pustyni” w kraju pochodzenia migrantek – nie inaczej jest w przypadku Polek wyjeżdżających do pracy w Niemczech. Socjolog Małgorzata Irek, która w latach 1987-1994 prowadziła badania terenowe wśród pasażerów nocnego pociągu kursującego pomiędzy Berlinem a Warszawą, stwierdza, że „sprzątaczki pierwszej generacji”, podejmujące pracę pod koniec lat 80., były „w większości wykształconymi, młodymi, niezamężnymi kobietami w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat, mówiącymi po niemiecku studentkami, urzędniczkami, pielęgniarkami, często magistrami filologii germańskiej” (Irek 1998, 63). Jednak już wcześniej wiele kobiet – absolwentek studiów humanistycznych czy ekonomicznych, które znalazły się w Niemczech w ramach przesiedleń albo emigracji solidarnościowej po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce – pracowało w charakterze pomocy domowych przede wszystkim z powodu braku znajomości języka na poziomie umożliwiającym zatrudnienie na stanowisku równorzędnym do tego sprzed wyjazdu. Mimo że dyplomy przesiedleńców były uznawane i organizowano dla nich bezpłatne kursy, bariera językowa była trudna do pokonania. Tygodnik „Der Spiegel” pisał na przykład w 1989 r.: „Polskie lekarki, prawniczki i nauczycielki coraz częściej pojawiają się w roli sprzątaczek” („Der Spiegel” 4.09.1989), a związany z tygodnikiem „Stern” znany rysownik Til Mette pokazał w jednej ze swoich karykatur mieszkanie niemieckiej rodziny, w którym pani domu, witając gości, w następujący sposób prezentuje im swoją sprzątaczkę, szorującą na kolanach podłogę: „Czy mogłabym przedstawić Państwu moją przyjaciółkę Annę? Studiowała prawo w Warszawie” (Rerrich 2006, 55).

Wyższe wykształcenie, a nawet staż redaktorski w uczelnianym czasopiśmie miała także Jolanta Wiecha, bibliotekarka w Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, która w latach 90. regularnie spędzała urlopy w Niemczech, opiekując się osobami starszymi. Swoje przeżycia opisała w książce Przebierz się za Niemkę, gdzie zrelacjonowała przede wszystkim doświadczenia z pracy u dziewięćdziesięciokilkuletniej „Frau D.” mieszkającej w położonym w Dolnej Saksonii Bad Pyrmont (u Wiechy – ironicznie – Bad Gesundheit). Jej książka to zbiór miniatur przywołujących, niekiedy w anegdotycznej formie, charakterystyczne sytuacje, z jakimi zetknęła się jako Polka opiekująca się niemieckimi seniorami. Autorka – jak podkreśla w jednym z wywiadów – nie miała czasu na sporządzanie dłuższych notatek, zapisywała początkowo na luźnych kartkach, a potem w zeszycie tylko hasła odnoszące się do poszczególnych zdarzeń. Niektóre z tych notatek wykorzystała najpierw do urozmaicania listów do przyjaciół i rodziny. W jej wypadku „marnowanie kapitału ludzkiego” (Rerrich 2006, 55) zaowocowało książką pokazującą kulisy pracy polskich opiekunek osób starszych w Niemczech.

„Polka dwudziestoczterogodzinna” – w ten sposób lewicowo-liberalny dziennik „Frankfurter Rundschau” zatytułował opublikowany pod koniec 2012 r. artykuł poświęcony pracy Polek jako opiekunek niemieckich seniorów.W tekście ukazano trudną sytuację rodzin, które muszą się troszczyć o starsze, często bardzo schorowane osoby, niemogące samodzielnie funkcjonować. „Bez tych kobiet nasze życie stanęłoby na głowie” – mówi jedna z córek o opiekunkach z Polski, dbających o jej 83-letnią matkę („Frankfurter Rundschau” 01.12.2012). Prawie wszystkie opiekunki zatrudnione są nielegalnie, bo na 24-godzinną opiekę zgodną z obowiązującymi przepisami mało kto może sobie pozwolić. Całodobowa opieka jest możliwa jedynie dzięki rotacji, po 6 lub 8 tygodniach Polki z reguły wracają do domu, aby nieco odpocząć, zadbać o rodzinę lub podratować własne zdrowie, a po załatwieniu spraw osobistych wracają ponownie do byłych lub nowych pracodawców.

Na podobnej zasadzie zatrudniona była również Jolanta Wiecha, która podczas swoich urlopów zastępowała inne kobiety, przebywające w tym czasie w Polsce. Do jej obowiązków należało gotowanie, robienie zakupów i pomaganie starszym osobom przy wykonywaniu codziennych czynności. Często dochodziły do tego drobne domowe prace porządkowe. W opiece nad chorymi wspierali ją również niemieccy pielęgniarze, pielęgniarki i lekarze, odwiedzający regularnie pacjentów w podeszłym wieku. Frau D., która w historiach opowiadanych przez Wiechę pojawia się najczęściej, poruszała się z trudem, miała też symptomy lekkiej demencji. Zachowywała się często egoistycznie, bywała uparta, podejrzliwa, skąpa, złośliwa, a Polskę i Polaków postrzegała przez pryzmat typowych niemieckich stereotypów (→ stereotypy). Mimo to pomiędzy staruszką i jej o prawie czterdzieści lat młodszą opiekunką nawiązała się nić porozumienia, a nawet pewnej sympatii. Autorka podziwia, mimo konfliktów i zmęczenia, przede wszystkim sposób, w jaki starsza pani walczy chorobą i postępującym zniedołężnieniem. Cytuje zabawne powiedzonka, przejęzyczenia i pomyłki swojej podopiecznej, które mają źródło w jej długim doświadczeniu życiowym, ale bywają również skutkiem rozwijającej się choroby. Starsza pani doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że jeśli zabrakłoby opiekunek z Polski, to, choć posiada liczną rodzinę, byłaby skazana na pobyt w domu starców. Dzięki spostrzegawczości i empatii autorki książka Przebierz się za Niemkę jest nie tylko dokumentem ukazującym pracę polskiej opiekunki w Niemczech, ale i próbą zrozumienia świata osób w podeszłym wieku.

Pisząc o Polkach pracujących w Niemczech nie można pominąć mocno zakorzenionego w niemieckiej tradycji stereotypu pięknej Polski (→ piękna Polka). Nie znaczy to, że Polkom przypisuje się wyłącznie pozytywne cechy charakteru. Pochodzące z Polski opiekunki osób starszych posiadają w niemieckiej świadomości społecznej wiele przymiotów, typowych dla tego rozpowszechnionego, szczególnie od XIX w., wizerunku. Jak pisze Oliver Loew: „Ciepło, otwartość i naturalność to […] wartości cenione przez niemieckich seniorów i ich rodziny” (Loew 2006, 116). Loew cytuje także opinie niemieckich internautów, których zdaniem opiekunki z Polski mają większą niż Niemki zdolność empatii, niewielkie wymagania finansowe, nie narzekają i nie domagają się bez przerwy swoich praw. Wszystko to pomaga im czasem, jak żartobliwie zaznacza autor artykułu, zdobyć niemieckiego męża.

Jednak fakt, że większość polskich pomocy domowych pracuje w Niemczech nielegalnie, może stanowić dla tych kobiet również realne zagrożenie. Badania socjologiczne wskazują bowiem na związek pomiędzy nielegalnym zatrudnieniem a doświadczaniem przemocy, w tym także przemocy na tle seksualnym. W wypadku opiekunek, zmuszonych na ogół do przebywania w domach czy mieszkaniach swoich podopiecznych całą dobę, problem ten może być wyjątkowo poważny. Jolanta Wiecha podaje w swojej książce kilka przykładów prób molestowania seksualnego. Jeden z pracodawców zaraz pierwszego wieczoru po jej przyjeździe, po tym jak cmoknęła go lekko w policzek przy składaniu imieninowych życzeń, zażądał „prawdziwego” pocałunku. Jola – tak nazywa się autorka w swoim tekście – próbowała udawać, że nie wie, o co chodzi, ale usłyszała wówczas następujący komentarz: „Ależ oczywiście rozumie pani doskonale i wie pani, po co przyjechała” (Wiecha 2007, 37). Ponieważ tego typu propozycje składali jej starzy, wymagający opieki mężczyźni, potrafiła skutecznie się bronić. Nigdy jednak nie zrezygnowała z posady. Nie zrobiła tego i w przytoczonej tu sytuacji, mimo że siedemdziesięcioletni pracodawca cały czas interesował się jej ewentualnymi męskimi znajomościami w Niemczech i wielokrotnie nagabywał ją w tej sprawie. Jej jedyną metodą obrony były uniki: wychodziła z domu, kiedy tylko było to możliwe, i zwiedzała miasto, w którym przyszło jej pracować.

Niebezpieczeństwa czyhające na polskie sprzątaczki czy opiekunki w niemieckich domach mogą być jednak jeszcze poważniejsze. Historię taką opowiada młoda niemiecka pisarka Inger-Maria Mahlke w debiutanckiej powieści Silberfischchen (Rybiki, 2010). Ofiarą jest tutaj pięćdziesięcioletnia Polka Jana Potulska, która, mimo że nadal pracuje zawodowo, opiekuje się niepełnosprawnym dzieckiem córki, zatrudnionej w Niemczech jako sprzątaczka. Po śmierci dziecka Jana jedzie do Niemiec na poszukiwanie córki, która kontaktuje się z rodziną w Polsce tylko sporadycznie. Podczas podróży Potulska zostaje okradziona, po czym przypadkowo trafia do mieszkania emerytowanego policjanta i wdowca Hermanna Mildta. Chcąc się zrewanżować za pomoc, usiłuje doprowadzić do porządku jego zaniedbane berlińskie mieszkanie. Mildt skwapliwie korzysta z jej usług, ale nie jest skory do dalszej pomocy. Wieczorem Jana nie zabrania mu dotykać swoich piersi, ale Hermann i Jana nie potrafią się porozumieć i w końcu dochodzi do próby gwałtu. Kobieta godzi się mimo to na dalsze upokorzenia; nie tylko musi czekać na przysłanie z Polski paszportu i pieniędzy, ale uważa też, że to, co ją spotyka, jest karą bożą za śmierć wnuka.

Natomiast powieść Jensa Petersena Die Haushälterin (Gosposia) z 2005 r. opowiada historię miłości niemieckiego chłopca do polskiej sprzątaczki, ale i w tym przypadku czai się na bohaterkę niebezpieczeństwo. Ada, dwudziestotrzyletnia studentka i tłumaczka z Lublina, podejmuje się prowadzenia domu zamożnej hamburskiej rodziny, składającej się z ojca i nastoletniego syna, którzy po śmierci żony i matki z wielkim trudem dają sobie radę z codziennym życiem. Zarobione u nich pieniądze przeznacza na utrzymanie chorego ojca i pomoc dla narzeczonego mieszkającego w Polsce. Zatrudnia ją szesnastoletni syn Philipp Merz, marzący o tym, żeby życie w ich domu wróciło do normy. Atrakcyjna brunetka „z jasnym punkcikiem na brązowej tęczówce prawego oka”, zawsze umalowana, „biegająca najczęściej boso po mieszkaniu” (Petersen 2001, 41, 57), robi duże wrażenie na bohaterze, który nie miał dotąd bliższych kontaktów z kobietami. W dodatku Ada świetnie zna niemiecki, znakomicie gotuje, błyskawicznie i perfekcyjnie sprząta – umyte przez nią okna wyglądają jakby wcale nie miały szyb – dba o ogród, troszczy się o ojca – który, schodząc do piwnicy, złamał nogę – a przy tym nie okazuje żadnych oznak zmęczenia. Ponętną Polką zaczyna wkrótce interesować się także ojciec, który szybko zdobywa przewagę nad niedoświadczonym synem. Podwaja jej stawkę za godzinę pracy, kupuje sukienkę, a kiedy dziewczyna się przeziębia, zamawia dla niej wygodne łóżko. Pewnego dnia, widząc, jak Ada wdaje się w zalotną rozmowę z młodym sąsiadem, traci jednak nerwy i uderza ją w twarz. Dziewczyna ucieka, ale wraca po krótkim pobycie w Lublinie. Jednak w domu Merzów nie zostanie już długo, po nocy spędzonej z ojcem odchodzi na zawsze. Przeczuwający tę decyzję Philipp wkłada potajemnie do jej plecaka 19 tys. marek, wszystkie oszczędności ojca, które pochodzą ze sprzedaży starej szyfoniery. W książce Petersena czytelnik spogląda na Adę wyłącznie oczyma Philippa, który chciałby o dziewczynie dowiedzieć jak najwięcej i zaczyna się interesować także krajem, z którego ona pochodzi, lecz bez znajomości polskiego, niewiele udaje się mu osiągnąć. Niedojrzałość narratora i zarazem głównego bohatera powoduje wprawdzie, że postać Ady jawi się czytelnikowi w ciepłych barwach, a nie tylko jako obiekt seksualnych pragnień, niemniej Philipp nie potrafi zapobiec rozwojowi sytuacji i wykorzystywaniu dziewczyny przez własnego ojca.

„Zanurzając ręce w ciemnych i brudnych zakamarkach republiki”, sprzątaczki wydobywają na światło dzienne – jak pisze Soboczynski – wiele intymnych i skrywanych stron niemieckiej rzeczywistości (Soboczynski 2008, 41). Praca pomocy domowej umożliwiająca bliski kontakt z chlebodawcami, pozwala również niekiedy na prowadzenie rozmów, które mogłyby przyczynić się do lepszego wzajemnego poznania i zrozumienia. Często jednak na przeszkodzie staje słaba znajomość języka, choć w analizowanych tu tekstach wskazują na ten problem jedynie Jolanta Wiecha, która świadomie doskonali swoją niemczyznę, i pośrednio Peter Turrini, znakomicie naśladując pidżynowy niemiecki, jakim posługuje się wielu pracujących w Niemczech cudzoziemców. Do dłuższych, wykraczających poza codzienne obowiązki, rozmów pomiędzy Polkami i zatrudniającymi je Niemcami dochodzi jednak stosunkowo rzadko i winni temu są nie tylko pracodawcy, choć taki zarzut pojawia się w niektórych zapiskach i wspomnieniach. Na ogół jednak powściągliwe są także same kobiety. Sprzątaczki i opiekunki zdają sobie doskonale sprawę z tego, że wysłuchiwanie zwierzeń pracodawców należy niejako do ich zawodowych obowiązków. Ukrywająca się pod pseudonimem Slavinette młoda autorka pisze w Pamiętniku emigrantki, nadesłanym na konkurs rozpisany przez jedną z organizacji feministycznych: „Czasem mam wrażenie, że moja praca polega na tym, żeby im dać się wszystkim wygadać. Nikt mnie nawet nie zapytał, jak ja tu trafiłam, skąd znam niemiecki, ani ile lat tutaj mieszkam. Ich brak ciekawości oczywiście mnie nie martwi, ale prowadzimy bardzo jednostronne rozmowy” (Slavinette, ekologiaisztuka.pl 16.11.2010). Porozumienie blokują często wzajemne uprzedzenia. Wypowiedzi niemieckich seniorów, z którymi na co dzień stykała się Jolanta Wiecha, zawierały niekiedy tak dużą dawkę antypolskich stereotypów, że często nie miała innego wyjścia, niż możliwie szybko próbować zmienić temat, choć niekiedy uprzejmie usiłowała także co nieco wyjaśnić.

Tematy dotyczące polsko-niemieckiej historii nie występują w rozmowach młodych, skoncentrowanych na teraźniejszości sprzątaczek czy opiekunek, bohaterek lub autorek przywoływanych tu tekstów. Starsze kobiety są jednak naznaczone piętnem wojny i jej skutków. Zarówno w dramacie Turriniego, jak i w powieści Mahlke pojawia się wątek przymusowych przesiedleń Niemców i Polaków. Pochodzące z Ziem Zachodnich (→ Ziemie Odzyskane) protagonistki Wiśniewska i Potulska zostały wysiedlone z Kresów Wschodnich, a w swoich nowych miejscach zamieszkania zetknęły się z żyjącymi tam jeszcze nielicznymi Niemcami bądź też pozostałościami niemieckiej kultury. Hermann Mildt wyraźnie akcentuje, że urodził się w Szczecinie, wykładając ostentacyjnie na stolik album o Pomorzu, kupiony zresztą w księgarni taniej książki. I właśnie ten album przypadkowo staje się przyczyną szamotaniny, która prowadzi w efekcie do katastrofy. Ale bywają też sytuacje diametralnie odmienne: Jolanta Wiecha spotyka podczas jednego ze spacerów byłego niemieckiego wrocławianina, który odczuwa z nią, jako mieszkającą obecnie w jego rodzinnym mieście Polką, wspólnotę losów.

W rozmowach pomiędzy Polkami i ich niemieckimi pracodawcami wojna pojawia się jednak rzadko. Jana Potulska, wiedząc, że potrzebuje pomocy Mildta, oświadcza zaraz po wejściu do jego mieszkania, gdy gospodarz wskazuje na wiszącą w przedpokoju rycinę ze szczecińskimi tarasami Hakena (dziś Wały Chrobrego), że nie będą rozmawiać o wojnie. Kiedy jednak dochodzi do pierwszych nieporozumień, to wyzwiska, jakimi nawzajem się obrzucają, pokazują wyraźnie, jak trudno zdystansować się od przeszłości.

W tekstach Jolanty Wiechy wojenne reminiscencje pojawiają się kilkakrotnie. Zawsze kiedy spotyka osiemdziesięciodwuletniego sąsiada swojej podopiecznej, zauważa „jego wyprostowaną sylwetkę, do której idealnie pasowałby mundur” i zastanawia się, co robił podczas wojny (Wiecha 2007, 86). A osiemdziesięciosześcioletni były policjant, któremu Jola jako przyszła opiekunka nie przypadła do gustu, nawiązał do przeszłości od razu podczas pierwszej rozmowy. Wiecha przytacza jego słowa: „Ja byłem w Polsce […] – I nawet strzelałem. I żeby nie było żadnych wątpliwości, albo gdybym nie zrozumiała po niemiecku, dorzuca – Robiłem pif-paf!” (Wiecha 2007, 67). Najczęściej jednak wspominający wojnę niemieccy seniorzy postrzegali siebie i swoich rodaków jako ofiary. Jolanta Wiecha skomentowała jedną z takich rozmów ze swoją podopieczną w następujący sposób:

„Boże, co ja tu robię? – tłucze mi się po głowie jedna myśl. Ja córka mężczyzny, który połowę okresu wojennego spędził na robotach u bauera, i kobiety, która prawie trzy lata pracowała w lagrze w fabryce amunicji. I na swoje nieszczęście nazywała się SZLAUDERBACH [podkreślenie J.W.]. Nie było dnia, żeby nie nagabywano jej, aby została volksdeutschką. Co ja tu robię? Spokojnie. Zarabiam pieniądze” (Wiecha 2007, 27).

Postaci polskich sprzątaczek i opiekunek osób starszych w Niemczech pojawiają się już od lat 80., najpierw na łamach prasy, a później również jako bohaterki utworów literackich. Ilość publikacji niemieckojęzycznych na ten temat jest jak dotąd znacznie większa niż poświęcona temu zjawisku liczba tekstów, które ukazały się w Polsce, gdzie problem pracy zarobkowej kobiet za granicą w zawodach uznawanych powszechnie za poniżające był długo przemilczany, zarówno ze względów politycznych, jak i wizerunkowych. W naszym kraju burzliwa dyskusja na temat polskich pomocy domowych pracujących w Niemczech rozpoczęła się dopiero w 2010 r., została jednak sprowokowana przez stronę niemiecką. Na rynku polskim wyraźnie dominuje literatura dokumentu osobistego, w Niemczech natomiast wydano również kilka pozycji literackich, których protagonistkami są sprzątaczki pochodzące z Polski.

Przywoływane tu teksty publicystyczne i literackie opisują zarówno trudną codzienność, konflikty i zagrożenia związane z tym − wykonywanym z reguły nielegalnie − zawodem, jak i podejmowane przez kobiety próby potraktowania własnej pracy jako szansy nie tylko na poprawę statusu ekonomicznego rodziny w Polsce lub w Niemczech (tzw. późni przesiedleńcy), ale i w sensie niematerialnym. Widoczne jest bowiem również dążenie bohaterek/autorek do podnoszenia własnych kwalifikacji (nauka języka, poznawanie obcego kraju, zdobywanie nowych umiejętności w zakresie opieki nad seniorami, podejmowanie się roli przewodniczki, a nawet quasi-terapeutki w stosunku do rodaków czy innych cudzoziemców przybywających do Niemiec) i to także w sytuacji, gdy praca w charakterze sprzątaczki czy opiekunki jest zajęciem wymagającym znacznie niższego wykształcenia niż to zdobyte w Polsce. W kontekście stosunków polsko-niemieckich postrzeganych z perspektywy pomocy domowych, znaczącą rolę odgrywa ciągle balast trudnej przeszłości. Rozmowy z pracodawcami, jeśli w ogóle do nich dochodzi, utrudniają liczne stereotypy i uprzedzenia, zakorzenione także jeszcze w okresie wojny i okupacji.

Wydaje się ponadto, że gwałtowny wzrost zainteresowania losami polskich sprzątaczek i opiekunek w Niemczech dzisiaj, dowartościował również świadectwa Polek z okresu pracy przymusowej w III Rzeszy, o których pamięć ulega coraz szybszemu zatarciu. W 2012 r. ukazał się wybór wspomnień polskich służących pracujących w domach niemieckiej załogi obozu Auschwitz-Birkenau. Jak pisze wydawca, opracowane w tym tomie wywiady zostały przeprowadzone w 1974 r., polskiemu czytelnikowi udostępniono je jednak dopiero po trzydziestu ośmiu latach. Relacje te − pozyskane z ust „osób trzecich, nie tak mocno zaangażowanych emocjonalnie w opisywane wydarzenia” jak byli więźniowie − okazały się przede wszystkim pomocne przy rekonstrukcji obrazu „»pozasłużbowego« życia esesmanów i ich rodzin” (Życie prywatne esesmanów w Auschwitz 2012, 8, 9). Autor wstępu nie nazwał wprawdzie pracy tych na ogół zaledwie czternastoletnich dziewcząt pracą przymusową i tylko zasygnalizował kwestię warunków, w jakich przyszło im pracować (niektóre były zresztą traktowane przez pracodawców przyzwoicie), ale publikując te teksty pokazał, że mogą one również mieć wartość jako źródło do badań nad kulturą życia codziennego tamtych czasów.

Nie można określić liczby Polek pracujących obecnie w charakterze sprzątaczek i opiekunek w Niemczech. Zdecydowana większość z nich egzystuje w tzw. szarej strefie i nie jest ujmowana w żadnych oficjalnych statystykach. Szacunki są bardzo rozbieżne, dane pojawiające się w niemieckiej prasie sięgają niekiedy nawet 500 tys. osób (Fromme 2011). Mimo że samo zjawisko jest powszechnie znane, kobiety te na ogół niechętnie zgadzają się na rozmowy i wywiady, także przeprowadzane w ramach badań socjologicznych (zob. Metz-Göckel, Münst, Kałwa 2010, 19 i nast.). Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i późniejsze otwarcie niemieckiego rynku pracy dla Polaków nie wpłynęło zasadniczo na zmianę ich sytuacji.

 

Artykuł ten jest skróconą i zmienioną wersją artykułu Das Motiv der polnischen Haushaltshilfen in deutschsprachiger und polnischer Literatur, który ukazał się w numerze 2/2012 czasopisma „Gender. Zeitschrift für Geschlecht, Kultur und Gesellschaft”. Autorka dziękuje Wydawnictwu Barbara Budrich za wyrażenie zgody na wykorzystanie tekstu. Przekłady cytatów na język polski pochodzą od autorki artykułu.



Bibliografia

Bequem und schick, [w:] „Der Spiegel“, 4.09.1989.

S. Bieler, M. Gierlak, J. Janneck, Migrations(un)wirklichkeit, [w]: H. H. Hahn, R. Traba (Hg.), Deutsch-Polnische Erinnerungsorte, Bd.2: Geteilt/Gemeinsam, unter Mitwirkung von M. Górny und K. Kończal, Paderborn 2014.

C. Fromme, Augen zu und durchwischen, [w:] „Süddeutsche Zeitung“, 9.09 2011.

B. Helbig, Anioły i świnie. W Berlinie! Fikcja literacka, Szczecin 2005.

Hommage an die polnische Putzfrau. Deutscher Künstler putzt in Polen, http://www.nn-online.de/artikel.asp?art=1200789&kat=48 (15.07.2010).

M. Irek, Der Schmugglerzug Warschau-Berlin-Warschau. Materialien einer Feldforschung, Berlin 1998.

A. Joeres, Die 24-Stunden-Polin, http://www.fr-online.de/doku---debatte/altenbetreuung-die-24-stunden-polin,1472608,3019420.html (1.12.2012).

I. Jopkiewicz, D. Karaś, Niemiecka siła sprzątająca, [w:] „Gazeta Wyborcza”, 20.04.2010.

P. O. Loew, O du meine Weichselaphrodite… Der deutsche Mann beschaut sich die polnische Frau, [w:] „Jahrbuch Polen“, 2006 (17).

I.-M. Mahlke, Silberfischchen, Berlin 2010.

S. Metz-Göckel, A. S. Münst, D. Kałwa, Migration als Ressuorce. Zur Pendelmigration polnischer Frauen in Privathaushalte der Bundesrepublik, Opladen & Farmington Hills 2010.

Niemiecki artysta posprząta ci dom za 6 zł. www.trojmiasto.gazeta.pl/drukuj?sponsor=&serv=http://trojmiasto.gazeta.pl/ (12.05.2010).

J. Petersen, Die Haushälterin. Roman, München 2009.

M. S. Rerrich, Die ganze Welt zu Hause. Cosmobile Putzfrauen in privaten Haushalten. Hamburg 2006.

Slavinette, Z pamiętnika emigrantki. www.ekologiasztuka.pl/pdf/e002_%20Slavinette.pdf (16.11.2010).

A. Soboczynski, Polski Tango. Eine Reise durch Deutschland und Polen, Berlin 2008.

Teatr może zmienić świat. Z Peterem Turrinim rozmawia Malwina Głowacka, [w:] „Teatr” 2002, nr 1-2.

P. Turrini, Ich liebe dieses Land. Stück und Materialien, Frankfurt/M. 2001.

J. Wiecha, Przebierz się za Niemkę, Wrocław 2007.

Życie prywatne esesmanów w Auschwitz, wybór i opracowanie P. Setkiewicz, Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu 2012.

 

Gierlak, Maria, dr hab., profesor w Katedrze Filologii Germańskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, literaturoznawczyni. Zainteresowania badawcze: literatura i kultura niemiecka XX w., polsko-niemieckie kontakty kulturowe. Doktorat: Die Erneuerung durch Gemeinschaft und die Rolle der Kunst im Werk von Gustav Landauer (1991), rozprawa habilitacyjna: Deutschunterricht und Politik. Das Deutschlandbild in den Lehrbüchern für Deutsch als Fremdsprache in Polen (1933-1945) vor dem Hintergrund der deutsch-polnischen Beziehungen, Toruń 2003. Ostatnie publikacje: Das Polenbild in den „Polnischen Erinnerungen“ Carl-Oskar von Sodens (1898-1943), [w:] Solidarität mit Polen. Zur Geschichte und Gegenwart der deutschen Polenfreundschaft, hrsg. v. Marion Brandt, Frankfurt/M. 2013; Zygmunt Łempicki und der deutsch-polnische Kulturtransfer in der Zwischenkriegszeit, [w:] Europäische Wissenschaftskulturen und politische Ordnungen in der Moderne (1890-1970), hrsg. v. Gangolf Hübinger, München 2014; Migrations(un)wirklichkeit, (wspólnie z Sandrą Bieler i Jarosławem Janneckiem), [w:] Deutsch-polnische Erinnerungsorte, Bd.2: Geteilt/Gemeinsam, hrsg. v. Hans Henning Hahn, Robert Traba, Paderborn 2014.

 

5295