Maciej Górny

Polsko-enerdowskie spotkania historyków: granice porozumienia



W chwili zakończenia II wojny światowej współpraca polskich i niemieckich historyków wydawała się wielu obserwatorom wręcz nieprawdopodobna. Tym bardziej, że zaraz po wojnie zarówno w trzech zachodnich i wschodniej strefie okupacyjnej Niemiec, jak i w Polsce życie naukowe musiało się najpierw odrodzić, pokonując niezliczone problemy: od strat personalnych po zniszczenia materialne.

W okresie bezpośrednio powojennym w polskiej historiografii bardzo silny był nurt antyniemiecki, najpełniej reprezentowany przez poznański Instytut Zachodni i jego dyrektora Zygmunta Wojciechowskiego (1900-1955), autora – obok cennych prac z historii prawa – popularnej książki Polska-Niemcy. Dziesięć wieków zmagania (1945). Polskie władze chętnie wykorzystywały szczerą i powszechną nienawiść do Niemców, budując swoją legitymację m.in. na lęku przed nimi i pragnieniu zemsty. W tym samym czasie w zachodnich strefach okupacyjnych Niemiec nad odnowieniem działalności pracowali przedstawiciele tzw. badań wschodnich (Ostforschung), których wojna nie skłoniła bynajmniej do krytycznego przewartościowania własnych osiągnięć. Mimo to pojawił się silny nurt publikacji niezwykle krytycznych wobec historii Niemiec, poszukujących przyczyn hitleryzmu w mniej lub bardziej odległej przeszłości. Szczególnie czarne barwy przybierała historia narodowa interpretowana przez niemieckich komunistów, takich np. jak Alexander Abusch (1902-1982).

Utworzenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1949 r. i podpisanie układu zgorzeleckiego latem następnego roku przyniosło istotne zmiany w polityce historycznej po obu stronach Odry. Podczas zorganizowanej w 1950 r. wrocławskiej konferencji poświęconej „problemowi polsko-niemieckiemu” przedstawiciele polskiej historiografii marksistowskiej ostro skrytykowali Wojciechowskiego i uosabiany przezeń nurt ideologiczny. W NRD z kolei odrzucono przesadny krytycyzm wobec wartości narodowych, wstępując na krętą ścieżkę, która miała doprowadzić wschodnioniemieckich historyków do włączenia tradycji pruskich i Bismarcka do aprobowanego dziedzictwa. Pewne zbliżenie interpretacji historii nie od razu przekładało się na ożywienie współpracy polskich i wschodnioniemieckich historyków. Polscy badacze obradujący w 1950 r. we Wrocławiu omawiali problemy polsko-niemieckie wyłącznie we własnym gronie. Okazjonalnie drukowano co prawda tłumaczenia artykułów z periodyków sąsiada, nie prowadziło to jednak do ożywienia historycznych dyskusji.

Pierwsza powojenna dekada była zatem okresem, w którym udało się co najwyżej stworzyć warunki do spotkania obu historiografii: najpierw odbudowując je ze zniszczeń, a następnie narzucając formalną współpracę w ramach wspólnoty państw bloku wschodniego. Obok tych pierwszych, fundamentalnych przeszkód w polsko-(wschodnio)niemieckiej komunikacji istniały także inne, głębsze i – jak się okazało – znacznie trudniejsze do usunięcia. Jedną z nich był język. Enerdowscy historycy z reguły nie mówili po polsku, nie wszyscy polscy historycy władali językiem niemieckim. Konieczność współpracy międzynarodowej nierzadko wywoływała w Berlinie niemal panikę. Znajomość języków innych „bratnich” państw także pozostawiała wiele do życzenia. W 1954 r. przedstawiciele historiografii enerdowskiej zostali zaproszeni na zjazd historyków czechosłowackich, by dyskutować nad tezami przygotowywanego przez nich uniwersyteckiego podręcznika historii. Adresaci zaproszenia w Niemieckiej Akademii Nauk nie znali czeskiego, zwrócili się więc o pomoc do przebywającego w Halle Leo Sterna (1901-1982) (trudno powiedzieć, czy bardziej ze względu na kilka miesięcy, które spędził przed wojną na emigracji w ČSR, czy też dlatego, że urodził się w monarchii austro-węgierskiej), który przesłane materiały oddał profesjonalnemu tłumaczowi, sam jednak do Czechosłowacji nie pojechał. Wizyty niemieckich delegacji na konferencjach organizowanych w Polsce były z reguły czysto formalne, jak ujął to jeden z ich uczestników: „Nasza wizyta miała wartość jedynie demonstracyjną, bo trudno nam było zrozumieć wykłady, na które uczęszczaliśmy z czystego poczucia dyscypliny” (Archiv der Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften, dalej: ABBAdW, Bestand Akademieleitung, sygn. 488, 09.12.1966, bez paginacji). Heinrich Scheel (1915-1996) w relacji ze zjazdu Polskiego Towarzystwa Historycznego w 1956 r. podkreślał luźną, niezobowiązującą atmosferę w kuluarach, do referatów jednak nie mógł się odnieść, nikt ich bowiem nie tłumaczył. Polscy organizatorzy uznali, że wystąpienia zagranicznych gości będą dla większości uczestników zrozumiałe (referowali Niemcy, Czesi, Rosjanie i Francuzi). Jedyny wyjątek uczyniono dla gościa z Węgier. Wybitny czeski historyk Jan Havránek (1928-2003) wspominał zorganizowane w Pradze w 1961 r. spotkanie przewodniczących towarzystw historycznych krajów socjalistycznych, podczas którego okazało się, że Niemiec i Węgier nie znają rosyjskiego, Polak i Bułgar z kolei niemieckiego, on sam zatem musiał im służyć za tłumacza.

Historiografie marksistowskie nie miały własnej lingua franca – znajomość rosyjskiego bynajmniej nie była powszechna. Kulała aktywność wschodnioniemieckich recenzentów, niewielu bowiem było w stanie przeczytać polskie publikacje. Do nielicznych wyjątków należał docent uniwersytetu w Jenie, a następnie w Lipsku, Felix-Heinrich Gentzen (1914-1969). Co gorsza, przy wszystkich zapewnieniach o priorytetowej pozycji wzajemnych stosunków naukowych, widoki na poprawę tej sytuacji były marne. Ingo Loose przytacza uwagę Mariana Drozdowskiego (1932-), zgłoszoną podczas polsko-enerdowskiej konferencji w Görlitz w 1970 r., że w całym NRD kształci się zaledwie 32 polonistów, a przecież „w niewielkich krajach kapitalistycznych, takich jak Szwecja i Szwajcaria, zajmują się polszczyzną bardziej niż w NRD” (Loose 2008, 951).

Organem powołanym do zbliżenia obu historiografii stała się działająca od 1956 r. Komisja Historyków Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Doroczne spotkania dwudziestu kilku badaczy, odbywające się na przemian na terenie PRL i NRD, szybko popadły jednak w rutynę. Sprawozdania komisji to lektura nawet w swoim dość specyficznym gatunku niezwykle monotonna. Dość powiedzieć, że na przestrzeni kilkunastu lat powtarza się w nich słowo w słowo ta sama, pozbawiona treści formuła:

„Obie strony są zgodne, że dyskusja nad referatami była bardzo owocna. Wymiana opinii przyczyniła się istotnie do zrozumienia obu stanowisk i do zapoznania się z osiągnięciami badawczymi obu stron. Wpłynie ona inspirująco na dalszy tok prac naukowych i jest cennym wkładem w dziedzinie współpracy specjalistów z tej dziedziny badawczej. Komisja jest zdania, że specjaliści, którzy uczestniczyli w obradach, winni kontynuować rozpoczętą współpracę” (Archiwum Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk im. Tadeusza Manteuffla, dalej: AIHPAN, Sprawozdania z wyjazdów zagranicznych 1983, sygn. 28/6, 16.09.1983, bez paginacji).

Były jednak w historii Komisji momenty ciekawe, kiedy pomiędzy jej polskimi i enerdowskimi członkami dochodziło do ostrych konfliktów bądź też – dużo rzadziej – do porozumienia. Chwile takie zbiegały się z wydarzeniami przełomowymi w historii jednego bądź obu krajów: w latach 1956-1957, 1968-1969 i 1980-1981. Najgorętsza atmosfera towarzyszyła pierwszym miesiącom działania Komisji. W reakcji na polski październik niektórzy enerdowscy historycy zaczęli w nieoficjalnych wystąpieniach powracać, zapewne pragnąc zmitygować nazbyt rozpolitykowanych Polaków, do kwestii nieuregulowanej prawnie polskiej granicy zachodniej. Polski bunt – jak postrzegali liberalizację systemu – zagrażał w ich przekonaniu wszystkim krajom socjalistycznym, w szczególności zaś NRD. Mimo to wielu wschodnioniemieckich historyków z nadzieją obserwowało przemiany polityczne u sąsiadów i – niejednokrotnie narażając się na nieprzyjemności – otwarcie je pochwalało. Jednym z pretekstów, pod jakimi usunięto Fritza Kleina (1924-2011) ze stanowiska redaktora naczelnego centralnego czasopisma historycznego w kraju, „Zeitschrift für Geschichtswissenschaft”, był jego podziw dla Władysława Gomułki. Wspomniany już Felix-Heinrich Gentzen miał powiedzieć podczas przyjęcia dla członków Komisji w polskiej ambasadzie w Berlinie, że jeśli „ulbrichtowcy” będą go prześladować, nie będzie uciekał na Zachód, tylko do Polski (1956 listopad 29 – Notatka służbowa II sekretarza ambasady PRL w Berlinie J. Pierzchały na temat pobytu historyków polskich w NRD, Kochanowski, Ziemer 2008, 256). Urzędnicy polskiej ambasady w Berlinie odnotowali nawet, że niektórzy niemieccy historycy wyrażali w rozmowach z Polakami opinię, że „Spitzbart muss weg” [Szpicbródka musi odejść. „Szpicbródką” nazywano Waltera Ulbrichta – MG]. Przejawy polsko-niemieckiego bratania w trakcie i bezpośrednio po drugim posiedzeniu Komisji w listopadzie 1956 r. w Berlinie poważnie zaniepokoiły niemieckie władze partyjne. Reakcje były gwałtowne, włącznie z dość gruboskórnym wypraszaniem z NRD polskich historyków, którzy w celach naukowych bądź towarzyskich zdecydowali się nieco przedłużyć swój pobyt. Wacław Długoborski (1924-), którego usunięto w ten sposób, relacjonował, że zarzucano mu propagandę polskiej drogi do socjalizmu, a także inne przewiny: „Podobno miałem palić w Berlinie zachodnioniemieckie papierosy, podkreślając ich lepszą jakość w stosunku do wschodnioniemieckich” (1956 listopad 27 – Notatka W. Długoborskiego dla MSZ o okolicznościach jego wydalenia z NRD, Kochanowski, Ziemer 2008, 247). Podobne zaostrzenie sytuacji przyniosły kilkadziesiąt lat później strajki na wybrzeżu i kolejna liberalizacja systemu w Polsce. Relacje ze spotkań historyków w 1980 i 1981 r. z reguły opisują starania strony polskiej, by przekonać kolegów z NRD, że u nas właściwie nic się nie dzieje, a czystość ideologiczna i trwałość sojuszy nie są zagrożone. Niemieccy autorzy tych sprawozdań nie dawali wiary zapewnieniom Polaków. Pomiędzy tymi dwoma burzliwymi w dziejach Komisji momentami znajdował się trzeci, całkowicie bezkonfliktowy, w którym historycy polscy i wschodnioniemieccy w zupełnej zgodzie potępili Praską Wiosnę i wsparli interwencję wojsk Paktu Warszawskiego w Czechosłowacji.

Konflikty i nieporozumienia, do których dochodziło również w gronie historyków, żywo przecież zainteresowanych dziejami i kulturą sąsiada, miały więc, obok bariery językowej, przyczyny stricte polityczne. PRL i NRD, choć formalnie związane sojuszem militarnym oraz bliską współpracą gospodarczą i kulturalną, zajmowały wobec siebie często postawę nieprzychylną, a czasem prowadziły wręcz „zimną wojnę” (zob. Anderson 2001). Nieustannym źródłem zadrażnień było odmienne podejście do marksizmu i do sojuszu ze Związkiem Radzieckim, traktowanego w NRD ze śmiertelną powagą, a w PRL z pewnym sceptycyzmem. W 1985 r. dyrekcja Zentralinstitut für Geschichte w Berlinie z satysfakcją odnotowała polskie wydanie pracy Hansa Schleiera Burżuazyjna historiografia w Niemczech weimarskich. Radość psuł wstęp pióra Jerzego Serczyka (1927-2006), który był także tłumaczem książki. Jak relacjonował wicedyrektor Instytutu Historii PAN Jan Zamoyski, w Berlinie z oburzeniem przyjęto rzekomo impertynencki ton polskiego historyka, „wyjaśniającego protekcjonalnie czytelnikom, iż winni z pobłażliwością traktować język autora pracy, używanie przezeń takich pojęć jak »marksistowska teza« etc. jako styl swoisty dla historyków jego kraju” (AIHPAN, Sprawozdania z wyjazdów zagranicznych 1985-1986, sygn. 28/8, 06.12.1985, bez paginacji). Można oczywiście sądzić – i tak właśnie rozumowała dyrekcja Zentralinstitut – że uwaga Serczyka była przejawem złośliwości i niewłaściwej postawy politycznej. Bardziej jednak prawdopodobne, że polski badacz starał się w dobrej wierze przekonać czytelnika przełożonego przez siebie dzieła, że ma ono merytoryczną wartość pomimo irytujących ideologicznych wtrętów. Dobra wola, a być może także próba dowartościowania własnej pracy nad przekładem, nie spotkały się za Odrą ze zrozumieniem.

Motywem stale powracającym we wzajemnych relacjach było swoiste opóźnienie enerdowskich kolegów, trwających na pozycjach metodologicznych i faktograficznych, które opuścili już nie tylko Polacy, ale nawet badacze radzieccy. Do rozbieżności tego typu dochodziło wielokrotnie. Na początku lat sześćdziesiątych Jerzy Krasuski (1930-2009) skrytykował pracę Bertholda Pucherta Der Wirtschaftskrieg des deutschen Imperialismus gegen Polen 1925 bis 1934. Chodziło przede wszystkim o dwa momenty, w których młody niemiecki badacz wstąpił na grunt historii Polski. W zgodzie z oficjalną linią wschodnioniemieckiej partii uważał bowiem Piłsudskiego za faszystowskiego dyktatora, niejako w naturalny sposób pragnącego przymierza z nazistowskimi Niemcami, który to cel udało się w 1934 r. osiągnąć. Na początku lat 60. polscy historycy nie podzielali już takich ocen, co Krasuski przedstawił w sposób klarowny. Niedługo wcześniej do podobnego sporu doszło pomiędzy Henrykiem Łowmiańskim (1898-1984) a historykami z NRD. Polski mediewista w zgodzie z aktualnym stanem wiedzy opowiedział się za tzw. teorią normańską (o skandynawskich początkach Rusi Kijowskiej). Teoria ta była w ZSRR intensywnie zwalczana przez cały czas stalinowski, w 1957 r., kiedy ukazała się książka Łowmiańskiego, nie był to już sprzeciw dogmatyczny. Zmiany obowiązującej interpretacji nie dostrzegł Bruno Widera, piętnując Łowmiańskiego jeszcze w 1959 r. jako badacza „burżuazyjnego” (Górny 2007, 292-295).

Jeśli do polsko-enerdowskich sporów przyłożyć miarę „zwyczajnych” bilateralnych stosunków historiograficznych, ujawnią one swój paradoksalny charakter. O ile bowiem historycy polscy podejmowali dyskusję nad konkretnymi ocenami polskiej i niemieckiej przeszłości, o tyle enerdowcom chodziło wyraźnie o coś innego. W ich wypowiedziach problemy niemieckiej historii narodowej pojawiały się dużo rzadziej niż kwestia marksistowskiej czystości ideologicznej. Komisja i inne fora naukowych kontaktów stawały się polem nie tyle konfliktu polsko-niemieckiego, co polsko-stalinowskiego. Chwile, kiedy reguła ta ulegała zawieszeniu, były krótkie, a więc tym bardziej godne są odnotowania. Jednej z nich doświadczył w 1955 r. Kazimierz Tymieniecki (1887-1968), który krytykował wyolbrzymianie znaczenia bitwy w Lesie Teutoburskim (w której Germanie pod wodzą Arminiusa pokonali w 9 r. n.e. Rzymian) na kartach przygotowywanego właśnie enerdowskiego uniwersyteckiego podręcznika historii. Tymieniecki zauważył, nie bez racji, że badacze wschodnioniemieccy zbliżają się w swoich interpretacjach do tradycyjnego, popularnego, nacjonalistycznego ujęcia narodowych dziejów. Jego zdaniem bitwa ta, choć istotnie krwawa, nie miała zbyt wielkich skutków politycznych, np. nie można łączyć z nią faktu, że Rzymianie wycofali się zza Renu. Odpowiedź, jakiej udzielił mu Leo Stern, nie pozostawiała wątpliwości co do znaczenia tego elementu niemieckich „postępowych” tradycji:

„Bitwa w Lesie Teutoburskim była, jak to ujął Engels, jednym z punktów zwrotnych w historii i fakt, że podobnie wypowiadała się literatura popularna, nie powinien nas mylić. [...] Niemiecka klasa robotnicza musi przeciwstawić wszystkie swoje wolnościowe tradycje, aby umacniać wolę narodowego oporu ludu niemieckiego przed amerykańskim imperializmem i jego niszczącą dla świadomości narodowej »ideą europejską« a także zachodnioniemiecką burżuazją reprezentującą »europejską integrację«. W tym duchu wypowiedział się na II Kongresie SED W. Ulbricht: »Nasi profesorowie historii milczą o bitwie w Lesie Teutoburskim, gdzie, jak mówi Engels, Rzymianie zostali pobici, bo Germanie byli wolnymi ludźmi, których osobista odwaga i subordynacja daleko przewyższały wojska rzymskie. Walczyli o wolność swojego kraju«” (Stern 1955, 55, 64).

Podobnych „gorących” starć historycznych interpretacji było w dziejach polsko-enerdowskich kontaktów historiograficznych niewiele. Co więcej, aż do upadku reżimu obserwatorzy z obu stron niemal nieustannie utyskiwali na brak zaangażowania partnerów. Notorycznie nie wykorzystywano limitów wymiany naukowców. Ci, którzy wyjeżdżali, nie uczestniczyli z reguły w życiu akademickim sąsiedniego kraju. Czasem zresztą nie dlatego, iżby nie chcieli. Charakterystyczna wydaje się cierpka uwaga Tomasza Szaroty (1940-), który kwiecień 1983 r. spędził na kwerendzie bibliotecznej w Berlinie Wschodnim: „Nieco zdziwiłem się całkowitym brakiem zainteresowania pobytem stypendysty polskiego, zajmującego się historią Niemiec, jaką wykazała strona niemiecka. Teoretycznie rzecz biorąc i oni przecież mogliby mieć korzyść z takiego kontaktu” (AIHPAN, NRD. Sprawozdania indywidualne z wyjazdów zagranicznych 1979-1987, sygn. 5/221, k. 43). Obserwacja była celna: współpraca naukowa rzeczywiście nie była pierwszorzędnym celem strony niemieckiej.

Na historię polsko-enerdowskich kontaktów historiograficznych, a w szczególności na Komisję Historyków, spojrzeć można również z nieco innej perspektywy. Loose pisze o ménage à trois, w którym istotną rolę odgrywa formalnie nieobecny trzeci partner – historycy zachodnioniemieccy (Loose 2008, 935). Patrząc na ten problem szerzej, wypada zauważyć, że historycy z NRD od samego początku funkcjonowania Komisji wiązali z nią nadzieje zarówno na poprawę swej sytuacji międzynarodowej, jak i na zakłócenie współpracy naukowców z Polski i Republiki Federalnej Niemiec. Już podczas pierwszego posiedzenia Komisji proponowali Polakom wspólne założenie międzynarodowej organizacji historyków-marksistów. Przez niemal całe lata 60. ciągnęły się dyskusje w sprawie umowy o współpracy między Deutsche Historische Gesellschaft a Polskim Towarzystwem Historycznym (PTH), przy czym inicjatywa wyszła ze strony niemieckiej, a za szczególnie istotny uważano punkt, w którym PTH zobowiązywało się do solidarności z enerdowskimi kolegami w ich konfliktach z historykami zachodnioniemieckimi. Po powstaniu samodzielnej organizacji enerdowskich historyków Hanzy starano się skłonić Polaków do zerwania stosunków z zachodnim Hansischer Geschichtsverein. Eckhard Müller-Mertens (1923-), autor raportu z tych rozmów, konstatował, że „stosunki polskich kolegów z historykami i instytucjami historycznymi w Niemczech Zachodnich i innych państwach kapitalistycznych są w dalszym ciągu niezwykle silne i żywotne, w tym z placówkami znajdującymi się na służbie polityki rewanżystowskiej” (ABBAdW, Historiker-Gesellschaft, sygn. 160, 10.06.1971, k. 2). Jak z ubolewaniem zauważał, polscy historycy nie byli zainteresowani zrywaniem tych stosunków w imię przyjaźni i solidarności z NRD.

Gdy w miarę upływu czasu relacje między polskimi i wschodnioniemieckimi historykami zaogniały się, stosunki między badaczami z Polski i Niemiec Zachodnich ulegały wyraźnej poprawie. W RFN wyrosło nowe pokolenie historyków podejmujących problematykę polską, już nieobciążone nazistowską przeszłością, otwarte na współpracę z polskimi kolegami i ciekawe ich opinii. O ile w latach 60. i 70. można było mieć wrażenie, że enerdowska historiografia pragnie uzyskać dzięki Polakom międzynarodowe uznanie, o tyle w następnej dekadzie motywacja była już negatywna. Chodziło raczej o zepsucie polskich kontaktów z Zachodem – zwłaszcza z RFN – niż o poprawienie własnych. Badacze z NRD nie byli zainteresowani (czy też może lepiej: nie sądzili, by wolno im było zainteresować się) współpracą z Polsko-Niemiecką Komisją Podręcznikową. Zdecydowanie zareagowali jednak w 1983 r., kiedy Instytut Historii PAN podpisał umowę o współpracy naukowej z Historische Kommission w Berlinie. Pod dokumentem podpisał się ze strony polskiej m.in. współprzewodniczący Komisji Historyków PRL-NRD Marian Biskup (1922-2012), z niemieckiej m.in. przyszły przewodniczący Komisji Podręcznikowej Klaus Zernack (1931-). Wymiana kilku stypendiów naukowych i plan wspólnej organizacji konferencji w Berlinie Zachodnim wywołał w NRD histeryczne reakcje. Władze zdecydowały się na interwencję za pośrednictwem polskiej ambasady i Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim. Szef tej ostatniej, generał Zieleniewski, wezwał przedstawicieli IH PAN na rozmowę, której efekty ocenił bardzo krytycznie:

„Analizując dotychczasowy przebieg współpracy między IH PAN a Historische Kommission zu BZ [w Berlinie Zachodnim – MG], a także przebieg rozmowy w Misji z delegacją polską, m.in. prof. Madajczykiem [wówczas dyrektorem IH PAN – MG] odnosimy wrażenie, iż Instytut Historii PAN w dalszym ciągu nie ma w pełni wypracowanej, długofalowej koncepcji wykorzystania tej współpracy dla dobra nauki polskiej, z uwzględnieniem równocześnie interesu Polski. Świadczy o tym fakt, iż strona polska nie była w stanie określić żadnego tematu dla wspólnego seminarium, który byłby politycznie korzystny dla nas. Efektem było automatyczne akceptowanie tematów zaproponowanych przez drugą stronę” (AIHPAN, Kontakty naukowe Instytutu – notatki, korespondencje, sprawozdania indywidualne, NRD, Berlin Zachodni, 1980-1987, 1988, sygn. 5/85, 31.08.1983, k. 99).

Enerdowska inspiracja była jeszcze bardziej widoczna w piśmie, które nieco wcześniej do MSZ skierowała berlińska ambasada:

„»Historische Kommission« rości sobie prawo do występowania w imieniu całego Berlina i nie liczy się z istniejącymi realiami. Jednakże nawet w przypadku zwrócenia się do naukowców NRD nie wzięliby oni udziału w badaniach związanych z tematem. Z danych NRD wynika, że projekt jest przedsięwzięciem politycznym, podjętym przez naukowców z »Historische Kommission« z inspiracji czynników oficjalnych RFN i Berlina Zachodniego” (AIHPAN, Kontakty naukowe Instytutu – notatki, korespondencje, sprawozdania indywidualne, NRD, Berlin Zachodni, 1980-1987, 1988, sygn. 5/85, Radca – minister pełnomocny J. Mąkosa do Departamentu Współpracy Kulturalnej i Naukowej w MSZ, 14 kwietnia 1981 (odpis), k. 123).

Zimnowojenna retoryka najwyraźniej trafiła do przekonania polskich decydentów okresu stanu wojennego. Planowaną polsko-zachodnioniemiecką konferencję poświęconą stolicom – Warszawie i Berlinowi – odwołano. Nie ożywiło to jednak ani trochę współpracy naukowej z NRD. Polegała ona w gruncie rzeczy prawie wyłącznie na kwerendach archiwalnych i bibliotecznych, częściej dokonywanych przez Polaków w Greifswaldzie, Berlinie lub Lipsku, rzadziej przez Niemców w Warszawie czy Krakowie. Ostatnie złożone dyrekcji IH PAN sprawozdania z wyjazdów naukowych do NRD obejmują lipiec i sierpień 1990 r. Z reguły pobyt ulegał skróceniu, oficjalnie wskutek problemów z zakwaterowaniem. Warto jednak pamiętać, że w obu częściach Niemiec obowiązywała już wówczas unia walutowa i finansowa wartość wymiany naukowej wyraźnie wzrosła, szczególnie dla polskich historyków. Przyczyny skracania wyjazdów mogły być więc inne niż podane w sprawozdaniach.

Dalsze losy polskiej i enerdowskiej historiografii potoczyły się zupełnie inaczej. Wśród elit III Rzeczpospolitej aż roiło się od historyków. Żaden z przedstawicieli fachu nie musiał po 1989 r. porzucić stanowiska z przyczyn politycznych. W NRD tymczasem historycy – w zdecydowanej większości członkowie Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności (SED) – trzymali się z daleka od politycznych protestów. Wyjątek stanowili młodzi pracownicy nauki, zgromadzeni w powołanym w styczniu 1990 r. Niezależnym Związku Historyków (Unabhängiger Historiker-Verband). Ich krytyka była tak radykalna, że obejmowała również tych badaczy zachodnioniemieckich, którzy rzekomo utrzymywali zbyt zażyłe kontakty z historiografią NRD. W 1990 r. rozpoczął się także proces weryfikacji enerdowskich historyków, którego dzisiejsza ocena jest przedmiotem ostrych sporów. W efekcie doszło do niemal całkowitej wymiany kadr – historyków wschodnioniemieckich zastąpili przybysze z zachodu. Komisja Historyków PRL-NRD przestała istnieć. Jej niemiecki współprzewodniczący Helmut Bleiber (1928-2006) wypadł w 1990 r. z kręgów naukowych, podobnie jak większość członków komisji, częściowo wysłanych na wcześniejsze emerytury, częściowo po prostu zwolnionych z pracy.

Komunikacja między polskimi i enerdowskimi historykami cierpiała na choroby toczące współpracę obu państw niemal w każdej dziedzinie. NRD było bastionem komunistycznej ortodoksji, PRL przez część swego istnienia szczyciła się mianem „najweselszego baraku w obozie”. Historia – według klasyków materializmu dialektycznego, najbardziej partyjna z nauk społecznych – była dziedziną, w której cechy obu społeczeństw ulegały wyostrzeniu. Była już mowa o tym, że niemal wszyscy historycy NRD byli członkami partii, jak dowodzą losy wielu z nich po 1989 r., także z przekonania. O ich polskich kolegach nie można było tego powiedzieć.

Mimo starań o zacieśnienie współpracy naukowej i mimo działalności Komisji Historyków nie doszło do rzeczywistego porozumienia między polskimi i wschodnioniemieckimi badaczami. Nie rozumieli się nie tylko dlatego, że większość Niemców nie mówiła po polsku. Raczej już od zarania kontaktów bilateralnych nadawali na innych falach. Paradoksalnie efektem nie były ostre spory historiograficzne, żywe dyskusje nad odmiennymi interpretacjami przeszłości, tylko rosnąca obojętność. Blokada komunikacji wywoływała frustrację. W ostatniej dekadzie istnienia NRD jej działania zmierzały bardziej do popsucia stosunków historyków polskich z zachodnioniemieckimi niż do poprawy własnej sytuacji. Postawa polskich badaczy również rzadko zasługiwała na miano przyjacielskiej. W cytowanym powyżej sprawozdaniu Eckhard Müller-Mertens nie bez irytacji zauważył: „Po ponawianych zaproszeniach i odpowiednio wczesnym ustaleniu terminu wiodący pracownicy [UMK w Toruniu – MG] woleli w momencie wizyty udać się w podróż, pozostawiając opiekę nad gościem asystentowi” (ABBAdW, Historiker-Gesellschaft, sygn. 160: E. Müller-Mertens, Bericht über die Vortragsreise in die VR Polen vom 1. bis 4.6.1971, Berlin, 10 czerwca 1971, k. 2). Znając historię kontaktów polskich i niemieckich historyków, można by powiedzieć: przynajmniej tym razem nie doszło do żadnego nieporozumienia.

 

Bibliografia

S. Anderson, A Cold War in the Soviet Block: Polish – East German Relations 1945-1962, Boulder-Oxford 2001.

M. Górny, Przede wszystkim ma być naród. Marksistowskie historiografie w Europie Środkowo-Wschodniej, Warszawa 2007.

F. Hadler, G. G. Iggers, Überlegungen zum Vergleich der DDR-Geschichtswissenschaft mit den „gespaltenen” Historiographien Ostmitteleuropas nach 1945, [w:] G. G. Iggers, K. H. Jarausch, M. Middell, M. Sabrow (red.), Die DDR-Geschichtswissenschaft ans Forschungsproblem, München 1998.

I. Loose, Die Sprachlosigkeit der Ideologie: Polnisch-ostdeutsche geschichtswissenschaftliche Beziehungen 1950-1970, [w:] „Zeitschrift für Geschichtswissenschaft“ 56 (2008), 11.

H.-W. Rautenberg, Die deutsch-polnische Historikerkommission, [w:] M. Hellmann (red.), Osteuropa in der historischen Forschung der DDR, t. 1, Düsseldorf 1972.

W. Schulze, Das traurigste Los aber traf die Geschichtswissenschaft: die DDR-Geschichtswissenschaft nach der „deutschen Revolution“, [w:] R. Eckert, W. Küttler, G. Seeber (red.), Krise – Umbruch – Neubeginn. Eine kritische und selbstkritische Dokumentation der DDR-Geschichtswissenschaft 1989/90, Stuttgart 1992.

 

Źródła

1956 listopad 29 – Notatka służbowa II sekretarza ambasady PRL w Berlinie J. Pierzchały na temat pobytu historyków polskich w NRD, [w:] J. Kochanowski, K. Ziemer (red.), Polska – Niemcy Wschodnie 1945-1990. Wybór dokumentów, t. 3: Lata 1956-1957, oprac. M. Górny, M. J. Hartwich, Warszawa 2008.

Archiv der Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften (dalej: ABBAdW), Bestand Akademieleitung, sygn. 488: Prof. Dr. Werner Nartle, Bericht über die Reise zu den wissenschaftlichen Veranstaltungen der PAN und der Jagiellonischen Universität Krakau anläßlich des Abschlusses der 1000-Jahrfeier der Staatsbildung Polens, 9 grudnia 1966, bez paginacji.

ABBAdW, Historiker-Gesellschaft, sygn.. 160: E. Müller-Mertens, Bericht über die Vortragsreise in die VR Polen vom 1. Bis 4.6.1971, Berlin, 10 czerwca 1971, k. 2.

Archiwum Instytutu Historii PAN im. Tadeusza Manteuffla (dalej: AIHPAN), Kontakty naukowe Instytutu – notatki, korespondencje, sprawozdania indywidualne, NRD, Berlin Zachodni, 1980-1987, 1988, sygn.. 5/85: Szef Misji Wojskowej w Berlinie Zbigniew Zieleniewski do wicedyrektora Departamentu Prasy, Współpracy Kulturalnej i Naukowej J. Bauera, 31 sierpnia 1983 (kopia), k. 99.

AIHPAN, NRD. Sprawozdania indywidualne z wyjazdów zagranicznych 1979-1987, sygn.. 5/221: Tomasz Szarota, Sprawozdanie z pobytu w NRD w okresie 8-30 IV 1983, k. 43.

AIHPAN, Sprawozdania z wyjazdów zagranicznych 1985-1986, sygn. 28/8: Jan Zamoyski, Sprawozdanie z rozmów z Dyrekcją Zentralinstitut für Geschichte w Berlinie, NRD, Warszawa, 6 grudnia 1985, bez paginacji.

AIHPAN, Sprawozdania z wyjazdów zagranicznych 1983, sygn.. 28/6: Protokół z 30-tej Sesji Komisji Historyków Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Niemieckiej republiki Demokratycznej, 16 września 1983 r., bez paginacji.

Stern, Erste Zwischenbilanz einer wissenschaftlichen Kritik (II), [w:] „Zeitschrift für Geschichtswissenschaft“ 1955.

Archiwum Instytutu Historii PAN im. Tadeusza Manteuffla (dalej: AIHPAN), Kontakty naukowe Instytutu – notatki, korespondencje, sprawozdania indywidualne, NRD, Berlin Zachodni, 1980-1987, 1988, sygn.. 5/85: Radca – minister pełnomocny J. Mąkosa do Departamentu Współpracy Kulturalnej i Naukowej w MSZ, 14 kwietnia 1981.

 

Górny, Maciej, dr, adiunkt w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w Warszawie, interesuje się dziejami Europy Środkowo-Wschodniej w XIX i XX w. oraz historią nauki. Tytuł rozprawy doktorskiej: Marksistowskie nauki historyczne krajów Europy Środkowo-Wschodniej wobec tradycji narodowych historiografii XIX wieku (niemieckiej, polskiej, czeskiej i słowackiej) (2006). Publikacje: Między Marksem a Palackým. Historiografia w komunistycznej Czechosłowacji, Warszawa 2001; Przede wszystkim ma być naród. Marksistowskie historiografie w Europie Środkowo-Wschodniej, Warszawa 2007 (wydanie niemieckie 2011, wydanie angielskie 2013) oraz Wielka Wojna profesorów. Nauki o człowieku 1912-1923, Warszawa 2014. Współautor (z Włodzimierzem Borodziejem) książki Nasza wojna, t. I: Imperia 1912-1916, Warszawa 2014.

 

3428