Ilona Rodzeń, Sylwia Dec-Pustelnik
Wzajemny obraz Polski i Niemiec w prasie
Wizerunek Polski w Niemczech składa się z różnych, czasem przeciwstawnych elementów. Z jednej strony Polska jawi się tam jako kraj boomu gospodarczego i młodych, dobrze wykształconych ludzi. Z drugiej – postrzegana jest przez pryzmat złodziei samochodów, taniej siły roboczej i religijności związanej z konserwatywną moralnością. Z kolei Polacy najczęściej kojarzą Niemców z dyscypliną, dobrą organizacją pracy, porządkiem, pracowitością i gospodarnością oraz ogólnie pojętym dobrobytem, ale również z wojną, wrogiem i obozami koncentracyjnymi. Wzajemny wizerunek obu społeczeństw kształtował się na przestrzeni wieków w efekcie skomplikowanego sąsiedztwa, historycznych zaszłości oraz uwarunkowanych nimi wzajemnych stereotypów i uprzedzeń (→ stereotyp). I choć owo wzajemne postrzeganie na przestrzeni ostatnich 20 lat znacznie się zmieniło, to nadal opiera się ono w dużej mierze na utartych schematach, które powielane są w mediach.
Tytuły polskiej prasy są dużo młodsze niż niemieckie (→ media), co jest konsekwencją różnych losów obu państw po II wojnie światowej. Najważniejsze niemieckie dzienniki ogólnokrajowe, takie jak „Die Welt”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, „Süddeutsche Zeitung” oraz bulwarowy „Bild” czy też tygodniki opinii – „Die Zeit”, „Der Spiegel” i „Stern” – powstały w zachodniej części Niemiec bezpośrednio po wojnie lub na początku lat 50. XX w. Nieco młodszy, bo założony w 1978 r., jest jedynie dziennik „Die Tageszeitung”. W Niemieckiej Republice Demokratycznej najważniejszym pismem był dziennik „Neues Deutschland” – organ rządzącej Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec, a także tygodnik „Neue Zeit” wydawany przez „opozycyjną” wschodnioniemiecką Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną. Natomiast prasa polska mogła dynamicznie rozwijać się dopiero po roku 1989, kiedy to powstała „Gazeta Wyborcza” – wówczas symbol wolnej prasy. Okres transformacji ustrojowej przetrwały, choć w zmienionej formie, m.in. „Rzeczpospolita”, „Polityka” czy „Wprost”. Następnie dołączyły do nich i ugruntowały swoją pozycję na polskim rynku takie tytuły, jak „Super Express”, „Newsweek Polska” czy „Fakt”, a także założone niedawno tygodniki prawicowe – „Uważam Rze. Inaczej Pisane” (2011) czy „W sieci” (2012). Spektrum uzupełniają media katolickie, a wśród nich „Gość Niedzielny”, „Tygodnik Powszechny” czy „Nasz Dziennik”. Najważniejszą różnicą między wiodącymi niemieckimi gazetami opinii a polskimi jest ich zasięg. Takie niemieckie tytuły, jak „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Der Spiegel”, są czytane i poważane na całym świecie. Niemieckie dzienniki o wiele częściej i szerzej od polskich gazet podejmują tematykę ogólnoświatową, a mniej skupiają się na krajach sąsiedzkich. W Polsce natomiast z powodu uwarunkowań historyczno-geograficznych niejako w centrum zainteresowania stawia się największych sąsiadów na wschodzie i zachodzie – a więc Rosję i Niemcy. Stąd biorą się wyraźne dysproporcje: niemieckie sprawy zajmują polskie media zdecydowanie intensywniej niż polskie niemiecki dyskurs prasowy. Natomiast tym, co łączy polski i niemiecki rynek prasowy, jest ogromna popularność i czytelnictwo dzienników bulwarowych („Bild Zeitung” oraz jego polski odpowiednik „Fakt” i konkurencyjny „Super Express”).
Z przyczyn politycznych wizerunek Polski przed 1989 r. był różny w prasie RFN i NRD. NRD, choć ustrojowo bliższe, było też względem Polski obojętniejsze. O Polsce pisano krótko, przede wszystkim na podstawie agencyjnych depesz. Dłuższe teksty dotyczyły zazwyczaj spotkań politycznych na szczeblu partyjnym lub międzynarodowym. Prasa wschodnioniemiecka, na polecenie władz partyjnych, pominęła milczeniem wiele istotnych wydarzeń w Polsce, np. strajki w 1956 czy 1970 r. Nie mogła jednak zignorować działań „Solidarności”, która sprawiła władzom NRD niemałe problemy. Do połowy sierpnia 1980 r. w prasie wschodnioniemieckiej nie pisano o strajkach w Polsce. Później tłumaczono je „polską specyfiką”, rozumianą jako łatwe poddawanie się Polaków wpływom Kościoła rzymskokatolickiego, który miał – we współpracy z USA – manipulować polskimi robotnikami, by odwrócili się od socjalizmu. Celem propagandy w NRD było zasadniczo powstrzymanie „polskiego wirusa”, by nie rozprzestrzenił się na zachód od Odry. Dlatego też w prasie wschodnich Niemiec szkalowano polskie społeczeństwo, a w szczególności polskie ruchy antykomunistyczne. Wprowadzenie stanu wojennego zostało przyjęte z ulgą, gdyż uznano go za czynnik, który może wywołać „moralne odrodzenie” Polski. Od tego momentu stosunek NRD względem wschodniego sąsiada zmienił się: zamiast krytyki polskiej gospodarki pojawiła się mowa m.in. o „bratniej pomocy”, a polskie władze przedstawiano o wiele pozytywniej niż wcześniej. Jednocześnie liczba publikacji o Polsce znacznie zmalała, władze bowiem nie chciały, by doniesienia prasowe o przemianach inspirowały mieszkańców NRD. Wiele pisano o wydarzeniach roku 1989, ale były to teksty krótkie, nieobiektywne i często bagatelizowały wydarzenia, do których dochodziło w Polsce – szczególnie te dotyczące katastrofalnego stanu polskiej gospodarki. Zarazem dawano do zrozumienia, że próby reform w Polsce mogą się nie udać ze względu na charakter narodowy Polaków – niezdolnych rzekomo do wydajnego zarządzania swoimi dobrami leni – co było bardzo wyraźnym nawiązaniem do stereotypu → polnische Wirtschaft.
Natomiast w RFN wprowadzenie stanu wojennego obserwowano z niepokojem. Mimo to wielu dziennikarzy uważało, że to „mniejsze zło” i być może jedyny właściwy sposób wyjścia z trudnej sytuacji, który pozwoliłby uratować dorobek „Solidarności” i uniknąć zbrojnej interwencji ZSRR. W zachodnioniemieckich mediach panowało wówczas przekonanie, że „Solidarność” także ponosiła współodpowiedzialność za wprowadzenie stanu wojennego. Niemieccy dziennikarze twierdzili, że Polacy są tak zorientowani na uzyskanie wolności, że nie potrafią kierować się zdrowym rozsądkiem. Dobrze wpisuje się to w stereotyp → polnische Freiheit oraz etos romantycznego Polaka walczącego o ojczyznę niezależnie od tego, czy walka ta ma sens, czy też nie (→ szlachetny Polak). Z badań przeprowadzonych na zlecenie tygodnika „Stern” w roku 1982 wynikało ponadto, że 59% obywateli RFN zgadzało się z opinią, że skoro Polska należy do bloku wschodniego, to kraje zachodnie nie powinny wtrącać się w jej sprawy. Ogólnie rzecz biorąc, zachodnioniemiecka prasa z ostrożnością podchodziła do tematu Polski, skupiając się na jej problemach gospodarczych i wpływie Kościoła katolickiego na polskie społeczeństwo – powielając tym samym stereotyp Polaka-katolika (→ Polak-katolik i Niemiec-protestant. Mimo to w zachodnioniemieckich mediach wyrażano wówczas przekonanie, że stan wojenny nie zniszczył, a jedynie przyhamował proces demokratyzacji Polski. Dlatego też w doniesieniach prasowych często pojawiał się wizerunek Polaka-patrioty i „nieustraszonego rycerza wolności”, czyli jednej z odsłon stereotypu "szlachetnego Polaka".
W kolejnych latach w zachodnioniemieckiej prasie o Polsce pisano rzadko, jedynie przy ważnych okazjach, jak choćby przyznanie Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie w 1983 r. Krajem zainteresowano się ponownie w 1989 r., choć w dużo mniejszym stopniu niż polityką Michaiła Gorbaczowa w ZSRR. Polsce przyglądano się uważnie, ale bez emocji, co można wytłumaczyć faktem, że wielu zachodnioniemieckich publicystów po prostu nie zdawało sobie sprawy z wagi obrad Okrągłego Stołu (Górajek 2006, 210-211). Wyniki wyborów z 1989 r. w Polsce dziennikarze w RFN przyjęli z zaskoczeniem, podobnie jak utworzenie rządu Tadeusza Mazowieckiego, który cieszył się na zachód od Odry ogromnym, choć krytycznym, zainteresowaniem.
Po upadku muru berlińskiego gorącym tematem dla polskiej prasy stało się wysoce prawdopodobne zjednoczenie Niemiec. Przeprowadzone w marcu 1990 r. badania Centrum Badań Opinii Społecznej wykazały, że 69% Polaków odczuwało wówczas lęk przed Niemcami, a 85% przewidywało, że po zjednoczeniu obu państw to zagrożenie jeszcze wzrośnie. Zjednoczenia zachodnich sąsiadów chciało wtedy jedynie 41% pytanych, a dokładnie tyle samo było przeciw. W październiku tegoż roku, a więc bezpośrednio po zjednoczeniu Niemiec, z analogicznego badania wynikało, że 64% Polaków przyjęło ten fakt z niechęcią i lękiem, a 92% uważało, że należy niezwłocznie podpisać traktat graniczny. Te dane dosyć dobrze oddają nastroje społeczne panujące w Polsce na początku lat 90. Polacy najbardziej obawiali się dominacji Niemiec, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu Polski. Nie bez obaw postrzegano również sporną kwestię granicy polsko-niemieckiej. Emocje Polaków wyrażały także doniesienia prasowe. Choć w przededniu połączenia RFN i NRD „Gazeta Wyborcza” skupiała się głównie na kwestii zlikwidowania bezwizowego wjazdu do Berlina Zachodniego, Józef Kuśmierek na jej łamach przyznał: „Od kilku miesięcy jak zahipnotyzowani patrzymy na to, co się dzieje za Odrą, podlegając atawistycznym obawom. Nasz strach wobec Wschodu jakby zelżał, ustąpił miejsca cichej satysfakcji, że tam się wszystko rozwala” („Gazeta Wyborcza” 02.10.1990). Natomiast już w dniu zjednoczenia Niemiec Ernest Skalski na pierwszej stronie pod obszernym sprawozdaniem z wydarzeń w Berlinie komentował w zupełnie innym tonie: „Kończy się epoka, w której nasze bezpieczeństwo było opłacone zniewoleniem Europy i rozdarciem kontynentu. Otwiera się szansa na trudną współpracę wolnych krajów, na przełamywanie obaw i uprzedzeń” („Gazeta Wyborcza” 03.10.1990). Zbliżający się czas przemian wyraźnie wywoływał spore obawy, ale dawał też nadzieje na przyszłość.
Dopiero na przestrzeni lat 1989-1992, wraz z podpisaniem układów dwustronnych i zintensyfikowaniem kontaktów dyplomatycznych, doszło do prawdziwego przełomu, także w sferze kreowania wzajemnego wizerunku w polskich i niemieckich mediach. Wyraźnie widać to na przykładzie tygodnika „Der Spiegel”, który uznawany jest, ze względu na charakterystyczny dla siebie krytyczny i negatywistyczny styl dziennikarstwa, za czasopismo silnie wpływające na sposób myślenia Niemców. W latach 1990-1999 o Polsce pisano w „Spieglu” mniej więcej w co drugim wydaniu. Teksty dotyczyły najczęściej wspólnej historii, granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, polskiej religijności (szczególnie kultu maryjnego) oraz przestępczości i wydarzeń kulturalnych (w tym przyznania Wisławie Szymborskiej w 1991 r. nagrody Goethego). Ponadto należy zauważyć, że wizerunek Polski, a szczególnie krajowej gospodarki, stopniowo się poprawiał. Ten trend nie dotyczył jednak wizerunku polskich elit politycznych.
Obraz Polaków w niemieckiej prasie w latach 90. XX w. nie był najlepszy. W połowie lat 90. Helga Hirsch, niemiecka korespondentka „Die Zeit” w Warszawie, ostrzegała, że aż 87% Niemców uważa Polaków za gorszych od siebie i od innych narodowości, m.in. od Rosjan i Turków. Polakom przypinano łatkę handlarzy, robotników pracujących na czarno, przemytników samochodów, alkoholików i antysemitów (co częściowo jest pokłosiem stereotypu → polnische Wirtschaft). Hirsch opierała się na wynikach badań instytutu Emnid (artykuł Hirsch niemal dekadę później przypomniał Piotr Cywiński, zob. „Wprost” 19.11.2006). Warto podkreślić, że taka opinia pojawiła się na łamach prestiżowego „Die Zeit”, tygodnika słynącego z bardziej wyważonych poglądów. W 1999 r. dziennikarze polskiej edycji „Newsweeka” pisali: „Zmianę nastawienia Niemców do Polaków – od życzliwości w czasach heroicznej walki z komunizmem i wpływem ZSRR do niechęci po upadku »żelaznej kurtyny« – w znacznym stopniu zawdzięczamy sami sobie lub – dokładniej – gorszej części naszych rodaków. Po fascynacji »okrągłym stołem« (to określenie na stałe weszło do niemieckiego słownictwa jako symbol konstruktywnego dialogu stron siedzących obok siebie, nie zaś naprzeciw) nastał czas prozy życia: najpierw »polskiego rynku« w Berlinie, później »polskiej zupy« (narkotyków), »polskich mafii samochodowych«, »polskich robotników zatrudnionych na czarno«, polskich prostytutek, młodocianych chłopców z okolic stacji Berlin Zoo, zarabiających na niemieckich pedofilach, i handlarzy »sztangami« papierosów” („Newsweek” 10/1999).
Punktem zapalnym w relacjach polsko-niemieckich od połowy lat 90. jest przybierająca na medialnym rozgłosie działalność Związku Wypędzonych (Bund der Vertriebenen, BdV). W 1998 r. przy okazji publikacji wywiadu z Eriką Steinbach, przewodniczącą Związku, „Polityka” pisała: „Lata wielkich wpływów w bieżącej polityce Niemiec BdV ma z pewnością już za sobą. Cały proces otwarcia się Niemiec na kraje wschodnie po upadku komunizmu odbywał się z pominięciem ziomkostw” („Polityka” 05.09.1998). Słowa te były nieco na wyrost, bowiem Związek do swoich celów chciał wykorzystać zbliżające się wejście Polski do Unii Europejskiej. Organizacja postulowała, by Niemcy za jeden z warunków przyjęcia Polski do UE postawiły uregulowanie kwestii majątków Niemców wypędzonych w latach 40.-50. XX w. z terenów polskich (co w niektórych środowiskach odczytywane było przez pryzmat antyniemieckiego stereotypu → Drang nach Osten). Propozycja ta wywołała w Polsce spore obawy, nic więc dziwnego, że Steinbach okryła się w Polsce niesławą, a jako symbol niemieckich roszczeń stała się celem ataków – szczególnie ze strony ugrupowań prawicowych.
Natomiast w 2003 r. „Wprost” na jednej ze swych okładek umieścił Steinbach w czarnym skórzanym ubraniu dominy, stojącą nad kanclerzem Schröderem. Fotomontażowi towarzyszył tytuł: Niemiecki koń trojański (w barwach niemieckiej flagi) oraz podpis: „Bilion dolarów Niemcy są winni Polakom za II wojnę światową” („Wprost” 38/2003). Wewnątrz numeru wypomniano Niemcom, że dokonali zaborów w kraju bogatym, a później pogrążyli go wojnami, więc jeśli by podliczyć straty, byliby Polsce wiele dłużni. Jest to oczywiste nawiązanie do antyniemieckiej propagandy sprzed 1989 r. Warto jednak pamiętać, że działania Związku Wypędzonych wzbudzały w Polsce nieporównanie większe zainteresowanie niż w Niemczech, a ówczesne zdecydowane stanowisko polskich władz i prasy w debacie publicznej dotyczącej roszczeń Związku mogło być związane z obawami o polską tożsamość narodową, której, zdaniem wielu, zagrażało zbliżające się wejście do UE. Polskie obawy uspokoił w 2004 r. kanclerz Gerhard Schröder, deklarując, że niemiecki rząd nie poprze żadnych roszczeń o zwrot majątków (→ prawne rich points). Temat ten ponownie poruszył opinię publiczną w 2006 r., gdy Powiernictwo Pruskie, organizacja zajmująca się odzyskiwaniem majątków osób wypędzonych, złożyło do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka pozwy o zwrot nieruchomości. Trybunał oddalił te roszczenia w 2008 r.
W 2003 r. kwestią, która mocno zbulwersowała niemiecką opinię publiczną, było polskie zaangażowanie po stronie USA w wojnie w Iraku. Wtedy Polska ponownie trafiła na okładki niemieckich tygodników opiniotwórczych. Tamtejsza prasa zareagowała ostrzej od rodzimych polityków i określiła Polskę mianem „polskiego osła trojańskiego”, które bezpośrednio nawiązywało do złej opinii kraju nad Wisłą jako tego, który zawsze jest przeciwny decyzjom Wspólnoty. Ponadto w niemieckich artykułach pojawiały się określenia Polski, takie jak: „najemnik Ameryki”, „Polska staje się siłą okupacyjną”, „raz w końcu należeć do zwycięzców” (zob. „Die Tageszeitung”). Słowa te można odczytać jako element narracji protekcjonalnej, z kolei innych artykułach Polska została określona jako „niewygodny, bo świadomy partner dla zachodnich Europejczyków” („Frankfurter Allgemeine Zeitung”).
Gdyby przed wejściem Polski do UE w Niemczech przeprowadzono referendum w sprawie przystąpienia Polski do Wspólnoty, 40% Niemców opowiedziałoby się za akcesją Polski, 37% – przeciw, a 23% pytanych nie potrafiłoby na to pytanie odpowiedzieć – tak wynika z badań opublikowanych przez Instytut Spraw Publicznych. Najważniejszym argumentem przeciw była wtedy obawa przed napływem taniej siły roboczej (uznało tak 45% ankietowanych), a za – możliwość rozszerzenia rynku i wymiany handlowej (48%). Co więcej, Polska była uważana w UE za kraj stawiający nierealne żądania, co miało opóźniać negocjacje akcesyjne. Ponadto w niemieckich mediach upowszechnił się wówczas obraz Polski jako „dużego kraju”, ale w negatywnym kontekście: z jednej strony, państwa mającego pewną siłę polityczną (szczególnie w kwestiach rolnictwa), a z drugiej – spore problemy z wypełnieniem unijnych kryteriów akcesyjnych. Niemiecka prasa przypomniała wtedy także stereotyp polskiego zacofania, zamieszczając przy okazji obrazki przedstawiające chłopów pracujących w polu za pomocą prymitywnych urządzeń – pełnymi garściami czerpała więc ze stereotypu polnische Wirtschaft.
Po wstąpieniu Polski do UE notowania kraju w niemieckiej prasie, szczególnie opiniotwórczej, spadły jeszcze bardziej. Stało się tak m.in. ze względu na kontrowersyjne działania rządu koalicyjnego Prawa i Sprawiedliwości – Samoobrony – Ligi Polskich Rodzin. Należy też przyznać, że wejście Polski do Wspólnoty zostało przez Niemców przyjęte z dystansem, a dystans ten nie wynikał wyłącznie z rozczarowania rządzącą na wschód od Odry opcją polityczną. Warto wspomnieć, że jeszcze w początkach 2004 r. „Der Spiegel”, po nieudanych negocjacjach z grudnia 2003 r. w sprawie ówczesnego projektu konstytucji europejskiej, pisał, że Polska może stać się permanentnym „przeszkadzaczem” w UE. Jako dodatkowe czynniki niechęci wskazuje się też podpisanie przez Polskę tzw. listu ośmiu (w którym wyrażano poparcie dla amerykańskiej polityki zagranicznej w odniesieniu do wojny w Iraku) i objęcie przez Polskę strefy stabilizacyjnej w Iraku. „Po przejęciu władzy w Polsce przez PiS krytyka ta uległa tylko wyostrzeniu, zachowując charakter szerszego wskazywania na niezgodność polskiej kultury politycznej z europejskimi standardami i jej nieracjonalność” (Lena Kolarska-Bobińska, Mateusz Fałkowski 2008, 49). W ten sposób znów odwołano się do stereotypu polnische Wirtschaft.
Polska prasa nie pozostała dłużna prasie niemieckiej, szczególnie w kontekście Gazociągu Północnego. Umowę w sprawie jego budowy 8 września 2005 r. podpisali prezydent Rosji Władimir Putin i kanclerz Niemiec Gerhard Schröder. Już przed tym wydarzeniem tygodnik „Wprost” zamieścił na okładce Putina i Schrödera podających sobie ręce w formie rur, a całość opatrzono tytułem: Pakt Putin-Schröder. Gazowe okrążenie Polski. Autorzy tego tekstu snuli katastroficzne wizje, według których z powodu uruchomieniu Gazociągu Północnego nastąpią przerwy w dostawach gazu do Polski, wskutek czego upadnie wiele polskich firm, i przestrzegali: „Każdy z nas odczuje wówczas na własnej skórze skutki zawartego niedawno paktu Putin-Schröder” („Wprost” 10.07.2005). Zdanie to nawiązuje do słów Radosława Sikorskiego (wówczas związanego politycznie z PiS), który porównał to wydarzenie do paktu Ribbentrop-Mołotow. Dziennikarze „Wprost” ostro krytykowali Schrödera, który, „jak przypomniała w listopadzie »Süddeutsche Zeitung«, podróżował jako akwizytor Gazpromu: Schröder przebywał z »tajną misją« w Londynie, gdzie spotkał się z szefem brytyjskiego koncernu BP” („Wprost” 10.07.2005).
Natomiast warszawski korespondent „Die Welt”, Gerhard Gnauck, pisał na jej łamach, że Polacy nieco przesadzają w ocenie swego uzależnienia od rosyjskich dostaw gazu i oleju opałowego. Stwierdził również, że główną motywacją protestów jest fakt, że Rosja wycofała się z planów budowy drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego, który, przebiegając przez terytorium Polski, mógłby przynieść jej dodatkowe zyski („Welt Online” 07.09.2005). Temat Gazociągu Północnego ponownie wywołał w polskich i niemieckich mediach burzę w 2006 r. po kontrowersyjnej wypowiedzi Sikorskiego, ówczesnego ministra obrony, który „budowę rurociągu rosyjsko-niemieckiego z pominięciem Polski (mimo zapewnień kanclerz Niemiec, że Berlin nie będzie podawać ręki Moskwie za plecami Warszawy) […] porównał do paktu Ribbentrop-Mołotow”. Redakcja „Wprost” przyznała Sikorskiemu rację, dodając, że to porównanie wypada na niekorzyść Putina i Schrödera, bowiem pakt z 1939 r. był paktem o nieagresji: „Poza tym cele obu dokumentów są takie same – podzielić się wpływami na obszarze między Rosją a Niemcami” („Wprost” 14.05.2006).
Podpisanie umowy dotyczącej budowy gazociągu zbiegło się w czasie z kampanią wyborczą do Bundestagu, którą Schröder przegrał. Polska prasa spodziewała się raczej ponownego zwycięstwa Schrödera i jego trzeciej kadencji na stanowisku kanclerza. W 2005 r. pisała też o rosnącym niezadowoleniu niemieckiego społeczeństwa i słabnącej gospodarce. „Newsweek Polska” po wyborach pytał na swojej stronie internetowej: „Pierwsza w dziejach Niemiec kobieta kanclerz zdetronizowała Gerharda Schrödera. Ale czy Angeli Merkel starczy jeszcze siły na forsowanie reform?” Tygodnik podkreślał skomplikowaną i chaotyczną sytuację powyborczą i nie spodziewał się, że nowa kanclerz podoła wyzwaniu: „Nawet jeśli to przesada, to o »żelaznej Angeli«, na jaką kreowały kiedyś Merkel media, nikt już dzisiaj nie mówi. Być może »Miss Germany« (tak nazwał ją ostatnio dziennik »Bild«) brzmi miło, ale za miękko jak na przywódczynię dużego państwa” („Newsweek.pl” 16.10.2005). Jednak już rok później ten sam „Newsweek” określał Merkel jako „najpotężniejszą kobietę świata”. W kolejnych latach prasa w Polsce podkreślała pragmatyzm Merkel i jej nieustępliwość. Kanclerz Niemiec dosyć szybko wyrosła na jedną z najważniejszych postaci na europejskiej scenie politycznej – również w oczach polskiego społeczeństwa. Od 2006 do 2013 r. Polacy aż pięciokrotnie wybrali Merkel na zagranicznego polityka roku. Jak wynika z danych CBOS, kanclerz Niemiec jest jednym z najpopularniejszych zagranicznych polityków: 85% Polaków ją rozpoznaje, a 44% darzy sympatią. Jedyny poważny zarzut, jaki polskie media kierowały pod adresem pani kanclerz, to jej koleżeńskie stosunki z Eriką Steinbach.
W 2005 r. na tron papieski został wybrany „pancerny kardynał”, Joseph Ratzinger, który przyjął imię Benedykta XVI. Jego konserwatywne poglądy wywoływały w kręgach lewicowych sporą krytykę. Joachim Trenkner na łamach „Tygodnika Powszechnego” pisał kilka lat później, że „[c]hoć za pontyfikatu Jana Pawła II dochodziło do wielu sporów między Watykanem a niemieckim Kościołem, wielu Niemców po prostu bardzo lubiło papieża-Polaka, doceniając przy tym jego charyzmatyczną dobroć, wkład w koniec »zimnej wojny« i obalenie komunizmu. Inaczej rzecz wygląda z papieżem-Niemcem: we własnej ojczyźnie jest on co najwyżej szanowany” („Tygodnik Powszechny” 25.09.2011). Wybór Ratzingera na papieża uwypuklił także bardzo ogólny podział Niemiec na tradycyjnie katolickie południe i częściowo protestancką, a częściowo ateistyczną północ. W polskiej prasie wyrażano zadowolenie, że Kościołem rządzić będzie wcześniejszy bliski współpracownik Jana Pawła II, a zarazem z ciekawością opisywano mieszane uczucia Niemców oraz ich różnorodność religijną i laickość – zjawiska obce nad Wisłą, gdzie papieża-Polaka ceniono jako jeden z największych autorytetów. Po wyborze Ratzingera Adam Krzemiński pisał na łamach „Polityki”, że „[w] kraju reformacji wybór Niemca na papieża został przyjęty zupełnie inaczej niż kiedyś w Polsce wybór Karola Wojtyły. Nie było euforii. Była pycha, ale i zażenowanie. »Jesteśmy papieżem« – huknęła bulwarówka »Bild-Zeitung«, jak gdyby to Bayern Monachium został mistrzem świata. »O mój Boże!« jęknęła natomiast zielono-czerwona »tageszeitung«”. Pisząc o licznych konfliktach na linii Niemcy – Watykan, jakie miały miejsce na przestrzeni wieków, Krzemiński podkreślił, że „[w] Berlinie trzy czwarte uczniów nie chodzi już na lekcje religii! A dysydenci w mediach są bardziej obecni niż biskupi. Większość Niemców chrześcijaństwo przestaje po prostu interesować”. Swój tekst podsumował słowami: „Lektura niemieckich sporów na powitanie Benedykta XVI może być ciekawa i dla nas. W końcu to, co jest na Zachodzie, będzie również naszą rzeczywistością, tyle że za parę lat i niezupełnie” („Polityka” 30.04.2005).
Od 2005 r. zaobserwować można spadek sympatii Polaków do Niemców oraz obniżenie oceny wzajemnych relacji. Z badań przeprowadzonych na zlecenie Instytutu Spraw Publicznych wynika, że w 2005 r. 79% Polaków oceniało stosunki polsko-niemieckie jako bardzo dobre i raczej dobre, a jako raczej złe i bardzo złe – w sumie 15%. Natomiast w roku 2008 pozytywnie oceniało je już tylko 66% pytanych, a negatywnie – 21% (czyli spadek liczby entuzjastów był dosyć duży). Mogła to być odpowiedź na populistyczne głosy pojawiające się w prasie (jak choćby publikacje „Wprost”), ale także wyraz poczucia zagrożenia ze strony największych sąsiadów – Niemiec i Rosji – którzy, w mniemaniu wielu Polaków, nie po raz pierwszy w historii postanowili działać za plecami Polski. Na tej podstawie polska opinia publiczna mogła odczuwać pewne rozgoryczenie, że kraj UE działa na szkodę interesu swych partnerów we Wspólnocie. Oliwy do ognia dolewała zdystansowana wobec Niemiec i Niemców polityka rządzącego w tym czasie PiS-u. W 2005 r. wraz z wygraną tej partii w wyborach parlamentarnych oraz zwycięstwem Lecha Kaczyńskiego w wyścigu o fotel prezydenta RP nastąpiło potężne ochłodzenie na linii Warszawa-Berlin. Antyniemiecka retoryka rządów PiS-u wywołała w stosunkach polsko-niemieckich niewątpliwe napięcia, wyczuwalne szczególnie w doniesieniach prasowych. Po wyborze Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Thomas Urban, warszawski korespondent dziennika „Süddeutsche Zeitung”, podkreślał antyniemieckie wypowiedzi Kaczyńskiego z kampanii wyborczej, w tym słowa o potrzebie prowadzenia „polityki siły względem Berlina”; przypomniał też, że „bliźniacy Kaczyńscy podczas kampanii wyborczej wielokrotnie krytykowali prokremlowski kurs Schrödera. Przyszły polski prezydent ponownie określił projekt niemiecko-rosyjskiego gazociągu omijającego Polskę jako »bardzo poważny problem«” („Süddeutsche.de” 17.05.2010). Natomiast Jacques Schuster w komentarzu dla „Die Welt” oznajmił: „Nawet jeśli żaden z niemieckich polityków nie chce tego przyznać, to nieufność względem skłaniającego się ku populizmowi i pochopnych działań Kaczyńskiego jest duża” („Welt Online” 10.03.2006).
Prawdziwa burza wybuchła w Polsce, gdy w czerwcu 2006 r. niemiecki dziennik „Die Tageszeitung” nazwał w swej satyrze prezydenta Kaczyńskiego polnische Kartoffel, czyli „polskim kartoflem”, który „o Niemczech wie mniej niż o spluwaczce w męskiej toalecie na lotnisku we Frankfurcie” („Die Tageszeitung” 26.06.2006). Niemieckie media – nie tylko „TAZ” – nie mogły później zrozumieć, dlaczego tekst ten, choć w wyjątkowo złym guście, ale jednak w swym zamyśle ironiczny i złośliwy, tak bardzo dotknął wielu Polaków. Wiodące gazety opinii skrytykowały wówczas polski rząd za wyolbrzymianie incydentu. Polskie media bardziej niż na ocenie tego artykułu skupiły się na braku odpowiedniej reakcji niemieckiego rządu, wspominały też o nawoływaniu przez PiS do wszczęcia postępowania z powodu znieważenia głowy państwa. Rafał Zakrzewski na łamach „Gazety Wyborczej” tak komentował „reakcję łańcuchową”, jaką publikacja „Die Tageszeitung” wywołała w Polsce: „Jeśli tego łańcucha nie przerwiemy, grozi nam wybuch atomowy, który ośmieszy polską politykę zagraniczną. Bo nie można dziś w Europie tak reagować na nieśmieszny artykuł satyryczny bez narażenia się na śmieszność” („Gazeta.pl” 4.07.2006). Poza tym w prasie pojawiły się głosy o pogłębiającym się kryzysie w relacjach polsko-niemieckich. Później spekulowano, dlaczego prezydent Kaczyński nie pojechał na szczyt Trójkąta Weimarskiego i czy faktycznie było to spowodowane chorobą, czy wspomnianym artykułem „TAZ”.
Wiele powodów do wzajemnych przytyków dostarczył szczyt UE, który miał miejsce w Brukseli pod koniec czerwca 2007 r. Nie dość, że kończył on niemiecką prezydencję, to głosowano na nim w sprawie nowego traktatu europejskiego (miał zastąpić unijną konstytucję, która przepadła w narodowych referendach), a także debatowano nad nowym sposobem liczenia głosów w Radzie UE. Polska najpierw obstawała za zachowaniem systemu ustalonego w Nicei w 2000 r., za który polska delegacja chciała wręcz „umierać”, a później proponowała tzw. system pierwiastkowy (uzależniony od pierwiastka kwadratowego liczby ludności danego kraju). Pozostałe kraje UE, ze sprawującymi prezydencję Niemcami na czele, optowały za tym, by decyzje w Radzie UE podejmowane były tzw. podwójną większością. Ostatecznie problem odłożono w czasie.
Poważne kontrowersje wywołało wtedy zachowanie premiera Jarosława Kaczyńskiego, który w dyskusji poprzedzającej szczyt sięgnął po argumenty historyczne. W wywiadzie udzielonym „Financial Times” zaproponował m.in., by w rozważaniach nad podziałem głosów uwzględnić liczbę polskich ofiar II wojny światowej, bo gdyby nie ona, Polska liczyłaby teraz ok. 66 mln obywateli. Niemieckie gazety ostro krytykowały te słowa. W „Der Spiegel” pisano wtedy, że „katoliccy bracia bliźniacy są uwięzieni w bursztynie historii” oraz że „[w]ielu Europejczykom polska poza ofiary zaczęła działać na nerwy – przede wszystkim dlatego, że przyjmuje ją, gdy pasuje to do polityki zagranicznej” („Spiegel.de” 21.06.2007). Podobne nastroje szerzyły się w całej niemieckiej prasie.
Szczytowi w Brukseli towarzyszyło zjawisko, które można określić jako „wojna okładkowa”. Rozpoczął ją tygodnik „Der Spiegel”, który na okładce jednego ze swoich czerwcowych wydań zamieścił karykaturę pokazującą szyderczo uśmiechniętych i trzymających flagi Polski i UE braci Kaczyńskich jadących na grzbiecie kanclerz Merkel. Całość opatrzono tytułem Niekochani sąsiedzi. Jak Polacy denerwują Europę („Der Spiegel” 25/2007). Z jednej strony uznano to za swoistą zemstę za okładkę „Wprost”, przedstawiającą Steinbach i Schrödera w podobnej konfiguracji, a z drugiej – za reakcję na kontrowersyjną politykę europejską polskiego rządu. Polska prasa nie pozostawała jednak niemieckiej dłużna: „Wprost”, również w czerwcu, zamieścił fotomontaż przedstawiający Merkel topless karmiącą piersią Kaczyńskich („Wprost” 26/2007). Całości towarzyszył czerwony tytuł: Macocha Europy. Sprawa była na tyle poważna, że trafiła do Rady Etyki Mediów, która orzekła, że okładka „Wprost” „przekroczyła granice dobrego smaku” oraz że naganne jest niewłaściwe wykorzystywanie szyderstwa w celu „zwiększenia poczytności” mediów opiniotwórczych.
Organizowane przez Niemcy mistrzostwa świata w piłce nożnej w 2006 r. uważane są za moment przełomowy, w którym to Niemcy zaczęli przyznawać się do patriotyzmu – uczucia do tej pory tłumionego z uwagi na niechlubne dzieje kraju w XX w. Niemiecką debatę nad narodową dumą w Polsce przyjęto z niepokojem, jako przejaw nabierania przez Niemców zbytniej pewności siebie, która w przeszłości przyniosła fatalne skutki. Nowo odkryty niemiecki patriotyzm trafił wówczas na okładkę „Polityki”, na której pokazano ładną blondynkę, ubraną w biustonosz we wzór piłki nożnej, z twarzą pomalowaną w niemieckie barwy narodowe. Tytuł głosił ze zdziwieniem: Podczas mundialu świat odkrył: Niemcy są mili! A młodzi Niemcy odkryli smak patriotyzmu. Wewnątrz numeru Adam Krzemiński pisał, że „Niemcy mają kłopot. Chcieliby być patriotami, a zarazem boją się swych narodowych uczuć” („Polityka” 08.07.2006). Jego zdaniem patriotyczny piłkarski zryw był tylko jedną z form poszukiwania niemieckiej tożsamości, której ten naród nie miał właściwie nigdy. Wtórował mu Sławomir Mizerski, pisząc żartobliwie, że „[d]ziki, nieokrzesany kibic zawładnął uporządkowaną niemiecką wyobraźnią […]. Co więcej, Niemiec odkrył kibica w sobie i też zapragnął być prawdziwym kibicem i prawdziwym patriotą” („Polityka” 08.07.2006).
Organizowany w Niemczech mundial był również pretekstem do naśmiewania się z Polski – czy z powodu sportowych emocji, czy dla zabawy. W każdym razie niemieckie gazety chętnie odwoływały się wtedy do tzw. Polenwitze (dowcipów o Polakach). W przededniu mistrzostw przytaczał je m.in. bulwarowy dziennik „Bild Zeitung”. Także „Die Tageszeitung” uznał, że „czas odświeżyć opinię o naszych sąsiadach” i ironizował: „Bez Polaków u nas ani rusz: nasze mieszkania byłyby niesprzątnięte, domy niewyremontowane, plony zostałyby na polach. Od polskiego wsparcia zależy nie tylko znaczna część naszej gospodarki, ale dzięki Poldiemu i Klosemu także nasza narodowa świadomość. Podolski i Klose – rekompensata za 4 mln skradzionych aut! Do ataku!” – cytował później na łamach „Wprost” Piotr Cywiński („Wprost” 46/2006). Dodał, że jedynie „Süddeutsche Zeitung” uznała takie słowa za „niegodne, wredne i bezczelne ubliżanie całemu narodowi”.
Wygrana Platformy Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych w 2007 r. została przyjęta w Niemczech z ulgą. „Dla nowego rządu Donalda Tuska poprawa klimatu między Warszawą a Berlinem jest ważnym krokiem ku wyprowadzeniu kraju z politycznej izolacji. Poprzednikowi Tuska, Jarosławowi Kaczyńskiemu, udało się dzięki jego konfrontacyjnemu stylowi doprowadzić do białej gorączki partnerów w UE, a także wielkiego sąsiada, Rosję” – pisano („Süddeutsche.de” 19.05.2010). Choć objęcie władzy przez Tuska poprawiło wzajemne relacje, to była to dla obu krajów zupełnie nowa sytuacja – Polska zaczęła bowiem sama radzić sobie na arenie międzynarodowej i pomoc Niemców nie była jej już potrzebna. Przestała być też postrzegana jako kraj sprawiający problemy. Być może dlatego w 2010 r. 71% Polaków oceniało stosunki polsko-niemieckie jako dobre lub bardzo dobre (za ISP). Niemieckie media szeroko i z zainteresowaniem przyglądały się ówczesnej kampanii wyborczej w Polsce. Tamtejsza prasa zgodnie przypisała wyborczy sukces Tuska kombinacji kilku czynników: jego zwycięstwu w debacie wyborczej z Jarosławem Kaczyńskim, odmiennemu stylowi uprawiania polityki (mimo podobnych założeń) oraz mobilizacji polskiego społeczeństwa, która zaowocowała dużą wysoką frekwencją wyborczą. Tuska przedstawiano jako kosmopolitycznego, młodego i dynamicznego polityka, który miał przy okazji bardzo dobry kontakt z kanclerz Merkel. Natomiast przyczyn porażki PiS-u niemieckie media doszukiwały się w antyniemieckich i antyeuropejskich wypowiedziach premiera Kaczyńskiego. Stosunkowo wysoką – jak na polskie warunki – frekwencję wyborczą niemiecka prasa uznała za znak, że Polacy zaczęli wreszcie rozumieć cenę demokracji i docenili ten system. Niemieccy dziennikarze chwalili Polaków także za symboliczny zwrot ku demokracji i otwartość na Europę i świat, media uznały te wybory za przełomowe dla polskiej demokracji i pozycji kraju na arenie międzynarodowej. Można w tych słowach wyczuć elementy dyskursu kolonialnego – oto barbarzyńska Polska wreszcie wchodzi do „cywilizowanego”, zachodniego i demokratycznego świata.
21 grudnia 2007 r. Polska przystąpiła do Strefy Schengen, co oznaczało zniesienie kontroli paszportowych i otwarcie granic z Litwą, Słowacją, Czechami i Niemcami. Z tej okazji na przejściu granicznym Porajów–Zittau spotkali się i świętowali premier Tusk, kanclerz Merkel, premier Czech Mirek Topolanek i przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. Z przeprowadzonego wówczas sondażu TNS OBOP na zlecenie Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce wynikało, że 57% Polaków oceniało wejście do Strefy Schengen jako korzystne. Polaków cieszyła przede wszystkim możliwość łatwego przemieszczania się, np. w górach, oraz że do Polski może przyjechać więcej turystów. Najbardziej obawiano się zwiększenia przemytu oraz wzrostu liczby imigrantów. Jednak to, co polska prasa uznała za historyczne wydarzenie, które jeszcze bardziej przybliżyło Polskę do Zachodu, w Niemczech przyjęto z dystansem. „Die Welt”, powołując się na doniesienia „Bild Zeitung”, informowała wtedy w swoim serwisie internetowym, że otwarcie granic nasiliło próby nielegalnego przekraczania granic z Polski i Czech, opisywała również strach mieszkańców terenów przygranicznych przed polskimi złodziejami oraz wyjazdy Niemców na tanie zakupy za Odrę. W bilansie opublikowanym 100 dni po wejściu Polski do Strefy Schengen dziennik cytował źródła policyjne, które przyznawały, że w Saksonii „[w] ciągu ubiegłych trzech miesięcy zwiększyła się ilość przestępstw przeciwko własności, takich jak kradzieże samochodów i włamania [...]. Konkretnych liczb na razie brak” („Welt Online” 02.04.2008).
W kwietniu 2010 r. cały świat zszokowała informacja o katastrofie polskiego samolotu pod Smoleńskiem, w której zginęli prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką oraz 94 inne osoby, w tym dowódcy Sił Zbrojnych oraz wiele znanych postaci polskiej sceny politycznej i szefów instytucji państwowych. Niemieckie media obszernie informowały o tym wydarzeniu. „FAZ” pisała, że „po katastrofie w Smoleńsku w Polsce powtarza się zjawisko, które wystąpiło już pięć lat temu po śmierci papieża Jana Pawła II. Teraz po tragicznej śmierci prezydenta Kaczyńskiego głos zabierają jeden po drugim dawni jego przeciwnicy i wrogowie, by prosić o pośmiertne pojednanie” – cytował na swej stronie internetowej „Newsweek” („Newsweek.pl” 13.10.2010). Natomiast „Süddeutsche Zeitung” zaznaczała, że kandydowanie Jarosława Kaczyńskiego w miejsce brata w zbliżających się wyborach parlamentarnych mogłoby zniszczyć mit Lecha Kaczyńskiego. Stwierdziła jednak, że „ten mit zostałby tym bardziej zburzony, jeśli okazałoby się, że prezydent osobiście wywierał presję na pilota, aby wylądował – tak jak już raz zdarzyło się podczas kryzysu gruzińskiego przed dwoma laty w trakcie lotu do Tbilisi” (cyt. za „Newsweek.pl” 13.10.2010). Pod koniec kwietnia „Die Welt” opublikowała tekst Krzemińskiego pt. Chrystus wśród narodów?, w którym polski dziennikarz pisał: „Narodowo-katolicka liturgia uroczystości żałobnych po katastrofie w Smoleńsku korzystała ze wszystkich środków starej polskiej samoświadomości »narodu ofiar«” („Welt Online” 24.04.2010). Krzemiński opisał też dyskusję dotyczącą oceny prezydentury Kaczyńskiego, jaka rozgorzała w Polsce po podjęciu decyzji o pochowaniu go na Wawelu.
Po kilku latach zwlekania 1 maja 2011 r. Niemcy otworzyły swój rynek pracy dla Polaków. Jednak zanim do tego doszło, prasa niemiecka również chętnie podejmowała ten temat. Polski pracownik przedstawiany był jako pożądany, w szczególności w zawodach wymagających niższych kwalifikacji, takich jak: opiekunki, pracownicy sektora rolniczego i budowlanego. Co więcej, ówczesne artykuły opisywały Polaków jako solidnych i kompetentnych pracowników. Wraz ze zbliżaniem się maja 2011 r. Niemcy zaczęli, z jednej strony, obawiać się dumpingu płac, a z drugiej wyrażali świadomość niedoboru w Niemczech pracowników określonych dziedzin, takich jak opieka nad osobami starszymi czy prace rolnicze. Ogólny ton artykułów w prasie był jednak uspokajający, a redakcje przypomniały, że Niemcom nie grozi raczej zalew taniej siły roboczej, ale napływ pracowników często potrzebnych i poszukiwanych na rynku pracy. Taką sytuację tłumaczono faktem, że wielu Polaków, którzy chcieli podjąć pracę za granicą, wyjechało do krajów, które swój rynek pracy otworzyły wcześniej. Już po otwarciu niemieckiego rynku pracy dla mieszkańców wybranych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, pisano, że Niemcy uczyniły ten krok zbyt późno i wspominano o straconej szansie. Umocnił się również wizerunek Polaka jako dobrego i ambitnego pracownika fizycznego.
Natomiast w polskiej prasie od momentu wejścia Polski do UE temat niemieckiego rynku pracy często przywoływany był w kontekście politycznym. Wskazywano, że partnerstwo polsko-niemieckie, mocno podkreślane przez Niemcy, nie będzie pełne, dopóki zachodni sąsiad nie umożliwi Polakom pracy na identycznych zasadach, jak te, które dotyczą obywateli pozostałych państw UE. Już po otwarciu niemieckiego rynku pracy polska prasa skupiała się głównie na samym fakcie tego otwarcia, liczbie osób wyjeżdżających z kraju i na udzielaniu im porad dotyczących pracy w Niemczech. Tak więc po obu stronach granicy ton doniesień prasowych był wyważony i raczej pozytywny: największy nacisk kładziono na zyski wynikające z otwarcia niemieckiego rynku pracy na Polaków.
Postrzeganie Polski w Niemczech zmieniło się znacznie wraz z poprawą kondycji polskiej gospodarki. Za Odrą dostrzeżono przede wszystkim ogromne inwestycje, szczególnie te związane z przygotowaniami do mistrzostw Europy w piłce nożnej, które Polska organizowała wraz z Ukrainą w czerwcu 2012 r. „Der Spiegel” pisał na początku 2011 r.: „Cud gospodarczy nad Wisłą: niegdyś zacofany rolniczy kraj przeżywa boom, aprobata dla Europy jest ogromna, a sam stosunek do Niemców łagodnieje”, Jan Puhl podkreślał wówczas, że „[ż]aden kraj nie skorzystał tak bardzo na przystąpieniu do Unii Europejskiej i globalizacji, jak Polska. Jeszcze 20 lat temu te głęboko katolickie tereny między Odrą i Bugiem były w znacznym stopniu zorientowane na rolnictwo, uważano je za zacofane i prowincjonalne, za kulę u nogi Europy. Od tego czasu kraj przeżywa nieprzerwany boom gospodarczy”. Na poparcie swoich słów przytoczył liczby: od momentu wstąpienia do UE bezrobocie spadło w Polsce z 20 do 8%, a gdy w 2009 r. kraje Unii dopadł kryzys, polska gospodarka wzrosła o 1,7%. W „Der Spiegel” chwalono też polską politykę zagraniczną: ocieplenie stosunków z Berlinem i wyważony ton względem Moskwy. „W Brukseli Polacy nie denerwują już blokowaniem wszystkiego, natomiast zaczęli uchodzić za przewidywalnych”, a stereotyp polnische Wirtschaft zakładał przecież, że Polacy są nieprzewidywalni i gotowi do spontanicznych i nierozsądnych zrywów. Za przykład polskich przemian podał Wrocław – jako miejsce sukcesu jednego z najbogatszych Polaków, Leszka Czarneckiego, który zbudował tam najwyższy budynek Polski, jako lokalizację siedzib wielu zagranicznych inwestorów, a także miasto pisarza Marka Krajewskiego. Ogromny sukces jego książek opowiadających o przedwojennym Breslau „Der Spiegel” uznał za najlepszy dowód na to, że Polacy powoli oswajają się ze swoją historią („Der Spiegel” 8/21.02.2011).
W drugiej połowie 2011 r. Polska objęła przewodnictwo w Radzie UE, zwane zwyczajowo prezydencją. Ogólnie rzecz biorąc, niemieckie media raczej nie interesowały się nią, a jeśli o niej pisały, to raczej informacyjnie. Fakt ten został przyjęty przez niemieckie media z ulgą, ponieważ polska prezydencja przypadała po węgierskiej (w tamtym okresie rząd Victora Orbána podjął wiele decyzji krytykowanych przez pozostałe kraje UE, m.in. wprowadzenie kontrowersyjnego prawa medialnego). Cieszono się tym bardziej, że Polska zamierzała zrealizować ambitne cele. „Polska stawia na wzrost i poszerzenie UE” – pisał tygodnik „Focus” o zamiarze pogłębienia współpracy z Europą Wschodnią, a Ulrich Krökel na łamach „Die Zeit” oznajmił, że oto „[w]zorcowy kraj Europy przejmuje dowodzenie” („Zeit.de” 30.06.2011). Ostatecznie Polska, jako kraj nienależący do strefy euro, nie brała udziału w spotkaniach dotyczących wspólnej waluty, fiaskiem zakończył się również szczyt Partnerstwa Wschodniego, który miał być mocnym punktem polskiej prezydencji.
Na jesieni 2011 r. zorganizowano w Polsce wybory parlamentarne. Mimo stosunkowo spokojnej kampanii wyborczej Polska znalazła się na łamach niemieckiej prasy dzięki wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który w swej wydanej wtedy książce i udzielonym tygodnikowi „Newsweek Polska” wywiadzie sugerował, że Merkel władzę zawdzięcza wstawiennictwu byłych funkcjonariuszy Stasi („Newsweek” 01.10.2011). Tego typu insynuacje wywołały ostre reakcje niemieckiej prasy. Gnauck w „Die Welt” twierdził, że „za pomocą antyniemieckich wypowiedzi szef polskiej opozycji chce zapobiec grożącej mu porażce wyborczej” („Welt.de” 5.10.2011). W podobnym tonie wypowiadały się także inne niemieckie media opiniotwórcze. Kiedy jednak okazało się, że premierem na kolejną kadencję zostanie Tusk, media za Odrą chwaliły Polaków za podążanie kursem proeuropejskim oraz ich odporność na antyniemiecką retorykę. Podczas polskiej prezydencji niemiecką opinię publiczną poruszyło także przemówienie Sikorskiego, szefa polskiego MSZ, wygłoszone w Berlinie w listopadzie 2011 r. Sikorski wezwał wtedy Niemcy do większego zaangażowania w ratowanie pogrążonej w głębokim kryzysie gospodarczym UE, opowiedział się również za ideą Europy jako federacji. Polska opozycja potraktowała te słowa jako zdradę stanu i zamiar oddania Niemcom suwerenności kraju, ostrzegała również przed powstaniem IV Rzeszy. Natomiast niemieckie media – szczególnie te krytyczne względem rządu Merkel – uznały to za ważny głos całej Unii, która ma względem Niemiec ogromne oczekiwania.
W maju 2012 r. Wawrzyniec Smoczyński na łamach „Polityki” podsumował ostatnie lata relacji polsko-niemieckich. Jego zdaniem oba kraje łączy więcej niż kiedykolwiek – robimy zakupy w tych samych sieciach sklepów, mamy podobną politykę finansową i mentalność gospodarczą, Niemcy coraz więcej inwestują w Polsce, za co Polacy odwdzięczają się aktywną współpracą. „20 lat temu Niemcy nie postawiliby na Polskę złamanego pfenniga. Po upadku komunizmu ich pupilami w Europie Środkowej byli Węgrzy i Czesi […]. Poza tym pokutował, oczywiście, stereotyp polnische Wirtschaft, zacofanej i bałaganiarskiej gospodarki bez ładu i składu” – pisał. Podkreślił również, że Niemcy „[w]idzą w Polsce ducha przedsiębiorczości, którego mieli sami w RFN w latach 50. i nie zdołali wskrzesić w dawnej NRD, mimo setek miliardów euro wpompowanych w nowe landy”. Za kolejne zadanie Polski w relacjach z zachodnim sąsiadem uznał udaną organizację Euro 2012 („Polityka” 18.04.2012).
Zainteresowanie Niemców turniejem organizowanym w Polsce i na Ukrainie można uzależnić od kilku czynników. Najważniejszym z nich był z pewnością udział niemieckiej drużyny, typowanej na jednego z faworytów. Poza tym Niemcy przyglądali się inwestycjom poprzedzającym Euro (w tym ukończeniu łączącej Berlin i Warszawę autostrady A2) w kontekście polskiego cudu gospodarczego. Istotnym czynnikiem, który wpłynął na wizerunek Polski, był ponadto konflikt Niemiec z władzami ukraińskimi, dotyczący wyroku więzienia dla byłej premier Ukrainy, Julii Tymoszenko. Być może dlatego „Die Welt”, prezentując na swojej stronie internetowej obu gospodarzy Euro 2012, Polskę nazwała mianem „jednego z ostatnich optymistów kontynentu”, a Ukrainę określiła jako „brzydkie kaczątko Euro”. Gnauck pisał wtedy, że „[m]ożliwość zorganizowania mistrzostw Europy wielu Polaków uważa za nagrodę za imponujący rozwój kraju po 1989 roku. Polska znów jest kimś: to serce nowej Europy”. Pochwalił kraj za ogromny postęp, ale dodał, że nie ze wszystkim zdążono – mając na myśli szczególnie transport kolejowy. O Ukrainie pisał natomiast, że „[k]iedy na pełnych przepychu stadionach drogie pompy podlewają murawę, w narodzie panuje ogromna wściekłość na oligarchów i seks-turystykę”. Skupił się na panujących na Ukrainie biedzie i korupcji – czynnikach, przez które zwykli obywatele do mistrzostw podchodzili z dystansem („Welt Online” 07.06.2012). Wtórował mu „Der Spiegel”, pisząc, że Polska obawia się, że jej wizerunek ucierpi za sprawą działań ukraińskich polityków. „Polacy, którzy od lat wstawiali się za integracją Ukrainy z Zachodem, z rozczarowaniem śledzą wydarzenia w sąsiednim kraju. Kontrast między oboma państwami-gospodarzami nie mógłby być wyraźniejszy: z jednej strony Polska, pewny siebie prymus UE ze swoimi przyjaznymi Europie mieszkańcami i wzrostem gospodarczym […]. Z drugiej strony Ukraina, stale krytykowana z powodu autorytarnego rządu, łamania praw człowieka oraz złego traktowania schorowanej przywódczyni opozycji Julii Tymoszenko” („Spiegel.de” 28.05.2012). Można ostrożnie przyjąć, że porównania Polski i Ukrainy na korzyść tej pierwszej mogły mieć podłoże polityczne i wyrażały politykę niemieckiego rządu, który rozważał bojkot Euro na Ukrainie. Ponadto pokazywały, że niemieccy dziennikarze mieli dosyć podobny, krytyczny stosunek do wydarzeń na Ukrainie.
Konrad Schuller na łamach „FAZ” porównał rozwój Polski do budowy autostrady A2, pisząc:
„Polska jest niepodległa już przez 22 lata, dłużej niż kiedykolwiek od XVIII wieku. Ma za sobą dwa dziesięciolecia rozwoju, jako jedyny duży europejski kraj przetrwała kryzys ostatnich lat bez recesji, ma stabilny rząd i nie może się doczekać 8 czerwca, dnia rozgrywanego w Warszawie meczu otwarcia mistrzostw Europy, kiedy nareszcie otrzyma uwagę, na którą ten uznawany za zrzędliwy i wiejski kraj czeka od dawna” („FAZ” 26.05.2012).
Inwestycyjny boom ostatnich lat wynika jego zdaniem z faktu, że w Polsce relatywnie mało inwestowano na początku okresu transformacji. Zestawił ze sobą także diametralnie różną mentalność polskich miast i wsi, na których wciąż króluje religia, a które rozwijają się dużo wolniej od metropolii. „Der Spiegel” natomiast postanowił przedstawić swoim czytelnikom zasady savoir-vivre, o których warto pamiętać podczas pobytu w Polsce. Nie wolno zatem pić alkoholu i palić papierosów w miejscach publicznych, należy skosztować każdej potrawy, a za temat tabu należy uznać historię i religię. „W katolickiej Polsce należy unikać mówienia niepochlebnie o narodowej supergwieździe, zmarłym w 2005 roku papieżu Janie Pawle II” („Spiegel.de” 25.05.2012).
Na krótko przed mistrzostwami polską opinię publiczną zbulwersował wyemitowany przez BBC film o polskich i ukraińskich pseudokibicach, którzy mieliby stwarzać realne zagrożenie dla życia kibiców, którzy przyjadą na Euro wspierać swoje drużyny. Niemieckie media nie drążyły tego tematu, przedstawiały go raczej informacyjnie. Odnotowały natomiast wizytę delegacji niemieckiej drużyny narodowej (znalazło się w niej, co prawda, tylko trzech piłkarzy) w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Wszystkie tytuły cytowały słowa menedżera reprezentacji, Olivera Bierhoffa: „Wizytą w Auschwitz chcieliśmy pokazać, że ten ciemny rozdział niemieckiej historii nigdy nie odejdzie w zapomnienie i że nie może się powtórzyć”. Gest ten, powtórzony także przez inne reprezentacje, w tym Włochów, polskie media z jednej strony uznawały za zagrywkę PR-owską, a z drugiej strony – za swego rodzaju hołd dla historii i wyraz pamięci o Zagładzie Żydów. Później niemieckie media opisywały też starcia pseudokibiców z Polski i Rosji na ulicach Warszawy, do których doszło w dniu meczu obu reprezentacji. Natomiast w podsumowaniu turnieju „Der Spiegel” pisał, że choć sportowo mistrzostwa w Polsce i na Ukrainie niczym się nie wyróżniały, to gospodarze nadali im wspaniałą atmosferę.
Z przebiegu mistrzostw zadowoleni byli także organizatorzy. Z danych CBOS Sukces Euro wynika, że aż 89% Polaków dobrze oceniło organizację Euro 2012. W podsumowaniu badań czytamy: „Według powszechnie wyrażanych opinii Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Euro 2012 okazały się sukcesem wizerunkowym. Polska stała się krajem bardziej znanym i rozpoznawalnym. Goszczący u nas kibice przekonali się, że jest to kraj dobrze zorganizowany, niedrogi turystycznie, pełen przyjaznych, życzliwych i lubiących się wspólnie bawić ludzi. Także Polacy są bardzo zadowoleni z tego, że Polska i Ukraina podjęły się organizacji tej imprezy. Uważają, że odnieśliśmy sukces, że możemy być dumni ze stadionów, z kibiców, organizacji transportu, pracy służb dbających o bezpieczeństwo. Jedynie inwestycje drogowe nie zostały skończone na czas, choć wcześniejsze obawy co do możliwej kompromitacji na tym polu okazały się przesadzone” (CBOS 2012, 1).
Obrazy Niemiec w polskiej i Polski w niemieckiej prasie przeszły na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci ewolucję – i to mimo faktu, iż wzajemne relacje obu krajów nadal obciążone są brzemieniem spornych kwestii historycznych. Jednak przeszłość, która w dłuższej perspektywie utrwaliła negatywne stereotypy, w krótszej była impulsem do współpracy – mowa tu oczywiście o obaleniu komunizmu i akcesji Polski do UE (w czym Niemcy bardzo Polsce pomogły). Dlatego zmiana wzajemnego postrzegania była nieunikniona, a dziś jest już wyraźnie zauważalna. W niemieckim dyskursie prasowym, a szczególnie w prasie opiniotwórczej, Polska przestaje być krajem religijnej dewocji i złodziei samochodów, a przeistacza się w rozwijający się w imponującym tempie kraj euroentuzjastów. Paradoksalnie, w przemianie medialnego obrazu Polski pomógł kryzys gospodarczy. Dobry stan polskiej gospodarki był najważniejszym dowodem rozwoju. To zaprzeczenie popularnemu stereotypowi polnische Wirtschaft, symbolowi niegospodarności, jest ważnym elementem zmiany kursu prasowych doniesień. Natomiast w polskiej prasie Niemców-agresorów i najeźdźców z prawie trzechsetletniego stereotypu powoli zastępują godni zaufania partnerzy w UE, solidni pracodawcy i szczodrzy turyści. Nie bez wpływu na ten fakt pozostaje potrzeba pogłębionej współpracy w ramach UE oraz trudna sytuacja gospodarcza we Wspólnocie.
Relacje Polski i Niemiec są teraz lepsze niż kiedykolwiek, a atmosfera polityczna ma duże oddziaływanie również na media. Trzeba jednak pamiętać, że zmiana wizerunku nie oznacza równocześnie przezwyciężenia negatywnych stereotypów, tak jak nie jest tożsama ze zmianą myślenia zwykłych obywateli, którym wielka polityka i stanowiska mediów opiniotwórczych mogą być obce. Nierzadko negatywne nastroje, szczególnie w Polsce, podsycane są przez polityczny populizm. Dekonstrukcja stereotypów jest procesem czasochłonnym, dlatego potrzeba jeszcze wielu lat i ogromnych wysiłków na bardzo wielu poziomach relacji międzynarodowych, a być może także kilku zmian pokoleniowych, by ów pozytywny wizerunek z tymczasowego stanu rzeczy przeobraził się w normę.
Bibliografia
X. Dolińska, M. Fałkowski, Polska – Niemcy. Wzajemny wizerunek, [w:] L. Kolarska-Bobińska (red.), Obraz Polski i Polaków w Europie, Warszawa 2003.
M. Fałkowski, Polacy i Niemcy. Wzajemny wizerunek po rozszerzeniu Unii Europejskiej, [w:] L. Kolarska-Bobińska, M. Fałkowski (red.), Polska – Niemcy – Francja. Wzajemne postrzeganie w po rozszerzeniu UE, Warszawa 2008.
A. Górajek, Wydarzenia społeczno-polityczne w Polsce w niemieckiej literaturze i publicystyce lat osiemdziesiątych (1980-1989), Wrocław 2006.
L. Kolarska-Bobińska, A. Łada (red.), Polska – Niemcy. Wzajemny wizerunek i wizja Europy, Warszawa 2009.
T. Lebioda, Wybory w Polsce w 2007 roku w świetle prasy niemieckiej, [w:] „Niemcoznawstwo”2008, nr 16.
A. Łada, Dwadzieścia lat minęło. Polacy i Niemcy o zjednoczeniu Niemiec i stosunkach polsko-niemieckich w dwudziestą rocznicę zjednoczenia, Warszawa 2010.
A. Łada, M. Fałkowska-Warska, Obraz polskiej migracji zarobkowej do Niemiec w prasie polskiej i niemieckiej rok po całkowitym otwarciu rynku pracy, Warszawa 2012.
B. Ociepka, Polacy i Niemcy w obrazie mediów, [w:] A. Wolff-Powęska, D. Bingen (red.), Polacy – Niemcy. Sąsiedztwo z dystansu, Poznań 2004.
Sukces Euro, CBOS, Warszawa 2012.
A. Szymańska, Wizerunek Polski w Spieglu w latach 1990-1999, [w:] „Zeszyty Prasoznawcze” 2000, nr 3-4 (163-164).
D. Wojtaszyn, Obraz Polski i Polaków w prasie i literaturze Niemieckiej Republiki Demokratycznej w okresie powstania Solidarności i stanu wojennego, Wrocław 2007.
Źródła
B. Bidder, Ch. Hebel, Ukrainische Eskapaden frustrieren Polen, [w:] „Der Spiegel”, http://www.spiegel.de/politik/ausland/polen-leidet-unter-em-partner-ukraine-a-834514.html [15.09.2012].
M. Cieślik, A. Stankiewicz, P. Śmiłowicz, Jarosław Kaczyński: Wolę PO od Palikota, [w:] „Newsweek” 2011, nr 40.
P. Cywiński Piotr, I śmieszno, i smutno, [w:]„Wprost” 2006, nr 46.
Diabelski krąg pojednania, [w:] „Polityka” 1998, nr 36 (2157).
G. Gnauck, Polen – Die letzten Optimisten des Kontinents, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/politik/ausland/article106436947/Polen-Die-letzten-Optimisten-des-Kontinents.html [15.09.2012].
G. Gnauck, Polen fühlt sich wierde einmal übergangen, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/print-welt/article163566/Polen-fuehlt-sich-wieder-einmal-uebergangen.html [11.09.2012].
G. Gnauck, Ukraine – Das hässliche Entlein der Euro, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/politik/ausland/article106437086/Ukraine-Das-haessliche-Entlein-der-Euro.html [15.09.2012].
G. Gnauck, Warum Kaczynski die bösen Deutschen ins Feld führt, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/politik/ausland/article13642815/Warum-Kaczynski-die-boesen-Deutschen-ins-Feld-fuehrt.html [13.09.2012].
D. Krick Denis, I. Schubial, Knigge für Polen und die Ukraine: Zehn Dinge, die EM-Touristen nich tun sollten, [w:] „Der Spiegel”, http://www.spiegel.de/reise/europa/do-s-und-don-ts-fuer-die-fussball-em-2012-in-polen-und-der-ukraine-a-834521.html [15.09.2012].
A. Krzemiński, Bardzo splątane korzenie, [w:] „Polityka” 2005, nr 17 (2501).
A. Krzemiński, Christus unter den Völkern?, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/welt_print/kultur/literatur/article7313267/Christus-unter-den-Voelkern.html [12.09.2012].
A. Krzemiński, Orła cień, [w:] „Polityka” 2006, nr 27 (2561).
J. Kuśmierek, Wszystkie oczy na Wschód, [w:] „Gazeta Wyborcza” 02.10.1990.
C. Ch. Malzahn, Gefangen im Bernstein der Geschichte, [w:] „Der Spiegel”, http://www.spiegel.de/politik/debatte/polen-und-die-eu-gefangen-im-bernstein-der-geschichte-a-489937.html [02.09.2012].
I. Marusczyk, Ende der Eiszeit, [w:] „Süddeutsche Zeitung”, http://www.sueddeutsche.de/politik/polen-deutschland-ende-der-eiszeit-1.888160 [11.09.2012].
S. Mizerski, Prawdziwy kibic z workiem u szyi, [w:] „Polityka” 2006, nr 27 (2561).
Nasz sąsiad Niemcy, [w:] „Gazeta Wyborcza” 03.10.1990.
J. M. Nowakowski, Energetyczna zimna wojna, [w:] „Wprost” 2006, nr 19.
J. M. Nowakowski, P. Woźniak, Pakt Putin-Schröder. Gazowe okrążenie Polski, [w:] „Wprost” 2005, nr 27.
Polens neue Kartoffel, [w:] „Die Tageszeitung”, http://www.taz.de/1/archiv/archiv/?dig=2006/06/26/a0248 [11.09.2012].
J. Puhl, Die ehrgeizige Nation, [w:] „Der Spiegel” 2011, nr 8.
K. Schuler, Glaube, Aufschwung, Schweineschnitzel, [w:] „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, 26.05.2012, http://www.faz.net/aktuell/politik/ausland/polen-vor-der-em-glaube-aufschwung-schweineschnitzel-11762576.html [15.09.2012].
J. Schuster, Erstaunlicher Kaczynski, [w:] „Die Welt”, http://www.welt.de/print-welt/article203133/Erstaunlicher-Kaczynski.html [11.09.2012].
W. Smoczyński, Ile Niemca w Polaku, [w:] „Polityka” 2012, nr 16 (2855).
J. Trenkner, Na własnym boisku, [w:] „Tygodnik Powszechny”2011, nr 39 (3246).
T. Urban, Polens neuer Präsient geht auf Deutschland zu, [w:] „Süddeutsche Zeitung”, http://www.sueddeutsche.de/politik/warschau-polens-neuer-praesident-geht-auf-deutschland-zu-1.806134 [11.09.2012].
R. Zakrzewski, Niech sobie głowa państwa głowy tym nie zawraca, http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3462952.html [11.09.2012].
Inne źródła
http://ec.europa.eu/polska/news/archives/2007/071219_schengen_sondaz_pl.htm [12.09.2012].
http://swiat.newsweek.pl/wielka-koalicja-malych-krokow,15996,1,1.html [12.10.2012].
http://swiat.newsweek.pl/prasa-w-niemczech-o-polskiej-tragedii,56629,1,1.html [12.09.2012].
http://www.spiegel.de/politik/ausland/dfb-delegation-gedenkt-der-opfer-in-auschwitz-a-836497.html [15.09.2012].
http://www.welt.de/welt_print/article1861547/Mehr-Kriminalitaet-nach-dem-Wegfall-der-Grenzkontrollen.html [12.09.2012].
Rodzeń, Ilona, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz Podyplomowych Studiów Kształcenia Tłumaczy Języka Niemieckiego na Uniwersytecie Wrocławskim. Aktualnie przygotowuje doktorat o roboczym tytule Obraz Polski i Polaków w niemieckich mediach masowych w Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego. Zainteresowania badawcze to popkultura, media masowe i ich widownia, stereotypy, komunikacja interkulturowa oraz szeroko pojęte relacje polsko-niemieckie.