Izabela Surynt

Krzyżak



Wśród polskich wyobrażeń o Niemcach stereotyp Krzyżaka jest bez wątpienia najbardziej rozpoznawalny, trwały i wypełniony niemalże wyłącznie negatywnymi znaczeniami. Często uznawany za bardziej popularny i odrębny stereotyp Niemca-nazisty, wbrew potocznym przekonaniom nie jest wobec stereotypu Krzyżaka czymś całkowicie osobnym ani nowym, a jedynie zradykalizowanym przez doświadczenie wojny i okupacji obrazem wroga, którego zręby powstały już podczas konstytuowania się polskiej narracji krzyżackiej na początku XIX w. Tym samym stereotyp Niemca-nazisty traktować można jako swoiste „przedłużenie” czy wręcz specyficzną reinkarnację starszych wyobrażeń o złym sąsiedzie, który tylko czyha na ziemie i dobra Polaków/Słowian, realizując bezwzględnie swój plan „parcia na Wschód” (→ Drang nach Osten). Ścisły związek semantyczny pomiędzy Niemcem-Krzyżakiem a Niemcem-nazistą w polskim dyskursie o Niemcach uwypukla się nie tylko, patrząc wstecz i poszukując ex post podobieństw czy analogii, lecz przede wszystkim w retoryce obfitującej w porównania i paralele pomiędzy III Rzeszą a państwem zakonnym, a także w konkretnych działaniach. Tomasz Szarota wskazuje w tym kontekście nie tylko na kontynuację narracji krzyżackiej z okresu międzywojnia i wcześniejszej, ale także na niemalże obowiązkową lekturę Polaków podczas okupacji – Krzyżaków Sienkiewicza i powieść Kraszewskiego pod tym samym tytułem, jak również ustanawianie odznaczeń o semantyce krzyżackiej, jak np. Krzyż Grunwaldu w lutym 1944 r. przez Krajową Radę Narodową (KRN). Najdobitniej nawiązania do Zakonu Najświętszej Maryi Panny widoczne są jednak w tekstach z okresu II wojny światowej. Dla autorów odezwy Polskiej Partii Robotniczej (PPR) ze stycznia 1942 r. nie ma wątpliwości, że hitlerowcy to „spadkobiercy” Krzyżaków:

„Nowoczesne krzyżactwo spod znaku swastyki okrutnie znęca się nad narodem polskim […]. Wraz z wielkim narodem rosyjskim stajemy wszyscy do świętej walki o wyzwolenie Słowian spod krzyżackiego jarzma” (za: Szarota 1996, 151). 

Analizując zasoby leksykalne pism z okresu okupacji pod kątem charakterystyk Niemców, Szarota – poza obraźliwymi epitetami typu „gadzina”, „oprawca”, „zbir” czy „krwawy kat” – podkreśla również odwołania do przeszłości stosunków polsko-niemieckich, zawierające się w określeniach „krzyżak” i „prusak” (tamże, 156), do których można by jeszcze dołączyć „germańskiego barbarzyńcę”. Właśnie ta chronologicznie uporządkowana za pomocą etykiet wizja przeszłości relacji polsko-niemieckich, układająca się w łańcuch: Germanin – Krzyżak – Prusak – militarysta – nazista, odzwierciedla z jednej strony „życie” stereotypu Niemca jako „odwiecznego wroga” w jego „unowocześnionych” wariantach, z drugiej zaś – konserwuje narracje o wzajemnych kontaktach jako niekończącym się paśmie konfliktów i zmagań (symptomatyczny dla takiego myślenia jest tytuł pracy Zygmunta Wojciechowskiego pt. Polska – Niemcy. Dziesięć wieków zmagania, Poznań 1945, oraz projektowana wystawa „Ziem Odzyskanych” (→ Ziemie Odzyskane), która pierwotnie miała być pokazywana w Wielkopolsce pod podobnym tytułem). Dlatego właśnie wszystkie wyżej wymienione postacie utożsamiane z Niemcami należałoby postrzegać raczej jako (re)inkarnacje czy też odsłony tego samego obrazu wroga, objawiającego się wszak w nowym sztafażu, dopasowanym do bieżących warunków, potrzeb i pragnień oraz nasyconym doświadczeniami danego okresu, niż całkowicie nowe kreacje. Proces modyfikacji zbiorowych wyobrażeń o innych podlega tym samym mechanizmom co przetasowania w obrębie pamięci kulturowej (→ polska i niemiecka kultura pamięci).

Dychotomiczność polskiego obrazu Niemca a dyskursy o cywilizacji

Dla polskiego dyskursu o Niemcach (i Niemczech) charakterystyczna jest jeszcze jedna prawidłowość, którą Wojciech Wrzesiński nazywa „dwoistością postaw” Polaków wobec Niemców, a więc specyficzna ambiwalencja w postrzeganiu zachodnich sąsiadów, polegająca na nadawaniu im cech zarówno negatywnych, jak i pozytywnych (Wrzesiński 2007). Także Szarota podkreśla dychotomiczność polskiego obrazu Niemców, twierdząc, że dopiero II wojna światowa spowodowała zniesienie owej dwuwartościowości:

„Choć określenie »Niemiec« ciągle pociągało za sobą wiele skojarzeń negatywnych, towarzyszyło mu niemal zawsze przekonanie o posiadaniu przez Niemców wielu cech pozytywnych, godnych naśladownictwa. […] Okres wojny i okupacji hitlerowskiej nazwać można okresem niweczenia dodatnich elementów ich stereotypu” (Szarota 1996, 141).

Do tego czasu jedną ze stałych praktyk definiowania Niemców jako obcych było przypisywanie im konkretnego i względnie stałego katalogu cech. Walory tzw. niemieckiego „charakteru narodowego” zawsze związane były z refleksją nad kulturą i cywilizacją, która opierała się na twierdzeniach XVIII- i XIX-wiecznej historiozofii, popularnej w całej bez mała Europie ostatnich dwóch stuleci, niezależnie od przekonań politycznych, społecznych czy ekonomicznych poszczególnych uczestników dyskursu. Zresztą koniunktura (zwulgaryzowanej) historiozofii nie ustaje, o czym świadczy choćby dzisiejsza retoryka odnosząca się do tzw. krajów „rozwijających się” czy też „nowej Unii”, w szczególności w zakresie „modernizacji i zrównoważonego rozwoju”. Z kolei wady uznawane za „typowo niemieckie” kojarzone były tradycyjnie ze sferą etyki, moralności i uczuciowości. Podziw dla „wysokiej” kultury i cywilizacji wraz z przyznawaniem przewagi Niemcom w tym obszarze tłumiony był przez krytykę ich bezduszności, egoizmu, buty i samochwalstwa. Konfiguracje zalet i przywar, a więc dominacja cech jednej grupy nad drugą lub uwydatnianie jednych kosztem drugich, zależne były przede wszystkim od danego środowiska politycznego, doświadczeń, interesów i potrzeb, a także sytuacji życiowej – inaczej na Niemców zapatrywali się mieszkańcy zaboru pruskiego czy austriackiego, a inaczej rosyjskiego. Inną optykę można rozpoznać w wypowiedziach polskich uczestników dyskursu, którzy studiowali na niemieckich uniwersytetach czy pracowali dla niemieckiego zleceniodawcy, a inną u tych, którzy w państwie niemieckim dostrzegali jedynie zagrożenie i wroga narodu polskiego, nie mając przy tym żadnych osobistych doświadczeń, a więc u osób nie partycypujących w żaden sposób w jego funkcjonowaniu. W ostatnich dziesięcioleciach XIX w. stosunek wobec Niemców najsilniej determinował światopogląd i cele polityczne oraz ekonomiczne, w związku z czym relatywnie monolityczne postrzeganie Niemców (poprzedzone usilnym, lecz mało skutecznym staraniem o odróżnienie Prusaków od pozostałych Niemców, np. Sasów, Badeńczyków etc.) ustępowało niekiedy miejsca bardziej zróżnicowanemu odbiorowi zachodnich sąsiadów, np. według kryterium klasowego czy wyznaniowego, by jednak w sytuacji głębokiego kryzysu, jak choćby podczas I wojny światowej, ponownie ulec homogenizacji (Wrzesiński 2007). 

Owa ambiwalencja, dwoistość czy dychotomiczność polskiego postrzegania Niemców nie jest jednak czymś wewnętrznie sprzecznym lub aporetycznym. Wręcz przeciwnie – dwuwartościowość stereotypu Niemca we wszystkich jego wcieleniach jest pochodną dużo bardziej ogólnego dyskursu – o rozwoju ludzkości, postępie i cywilizacji, który intensyfikuje się od XVIII stulecia, zwanego także ze względu na dokładną eksplorację kuli ziemskiej (podróże dookoła świata) i odkrycie nowych kontynentów (zwłaszcza Australii) „drugim wiekiem odkrywców”. Doświadczanie postępu pojmowane jako doświadczanie dziejów w ogóle, które zaczyna się upowszechniać w tym czasie, ujawniło jednocześnie napięcia pomiędzy nierównoczesnym i zróżnicowanym rozwojem w różnych obszarach życia ludzkiego. Jako pierwszą zarejestrowano dysproporcję pomiędzy rozkwitem naukowym a dążeniem do moralnego doskonalenia się człowieka oraz jego praktyki etycznej. Asymetria ta stanowić będzie stały punkt odniesienia większości dyskursów o postępie prowadzonych w XIX i XX w., w tym także zalążek polskiej krytyki niemieckiego egoizmu, materializmu i pogardy dla innych (słabszych), a więc cech, które wejdą na stałe do polskiego stereotypu Niemca jako wroga. Jednak najważniejszym elementem koncepcji świata, wytworzonych pod wpływem doświadczeń modernizacyjnych, jest wyobrażenie o „postępowych”, czyli „rozwiniętych”, oraz „zacofanych” kontynentach, państwach, ludach/narodach i stanach społecznych. Dostrzeganie „równoczesności nierównoczesnego” (Koselleck 1975, 391) od końca XVIII w. stymulowało u kolejnych pokoleń swoistą samoświadomość, polegającą na przekonaniu, iż w porównaniu z innymi warstwami społecznymi, narodami lub strukturami społecznymi i państwowymi funkcjonują one na danych obszarach jako „wiodące”, czyli „wyprzedzające” pozostałe, lub też jako „zacofane”. To doświadczanie różnic cywilizacyjnych (w niektórych przypadkach odczuwanych wręcz jako przepaść kulturowa) utrwaliło się w formie motywu przewodniego wszystkich kompleksowych ujęć historiozoficznych XIX w. Nadało też fundamentalne znaczenie różnicowaniu, ocenianiu i wynikającej stąd hierarchizacji wszystkich jednocześnie żyjących na Ziemi ludów/narodów i stało się parametrem postrzegania odmienności. Sfunkcjonalizowanie nowoczesnego pojęcia postępu jako kategorii historiozoficznej skutkowało nowym spojrzeniem na całą ludzkość. Mimo iż była ona w dalszym ciągu traktowana całościowo, z europejskiego punktu widzenia za pomocą tego instrumentarium można było ją poddać hierarchicznym przyporządkowaniom: „Triada postępowych Europejczyków, zastygłych w bezruchu Chińczyków i zacofanych ludów prymitywnych utrzymuje swą aktualność podczas całego XVIII i XIX stulecia” (tamże). Do dziś zresztą eurocentryczny sposób myślenia o świecie wciąż stanowi popularny wzorzec interpretowania rzeczywistości.

Postęp ludzkości (historia) jako postęp cywilizacji i kultury przedstawiany był za pomocą modelu ewolucyjnego rozwoju kultury. Jego wewnętrznie zhierarchizowana struktura unaoczniała nierównomierny i niespójny rozwój ludzkości, nadając ludom/narodom „prymitywnym” (naturalnym) – poprzez zabieg infantylizacji i egzotyzacji – status wcześniejszych stadiów rozwoju ludzkości, poprzedzających osiągnięcie „dorosłości”, czyli zgodnie z ówczesnymi przekonaniami – stan europejskiego ucywilizowania („narody kultury”). Jednocześnie schemat ów służył także uwypuklaniu stosunków pomiędzy narodami europejskimi, ustawiając je w definitywnie określonym układzie zależności wobec siebie. Przyporządkowanie żyjących w tym samym czasie wspólnot ludzkich poszczególnym stopniom rozwoju według ich osiągnięć cywilizacyjnych, dokonywane przez porównywanie i ocenianie ich wyłącznie z własnej, czyli (zachodnio)europejskiej, perspektywy, tj. uznając własne cechy i zachowania za normę, z jednej strony mobilizowało do podejmowania współzawodnictwa i „doganiania” narodów uznawanych za lepiej zorganizowane (stąd wywodzą się postulaty „przyspieszenia”, zob. Sosnowska 2004), z drugiej – służyło jako tło porównawcze dla podkreślania i dowodzenia własnego postępu, a co za tym idzie – i wyższości kulturowej nad pozostałymi wspólnotami. W tym kontekście najczęściej pojawiały się hasła konieczności nadrobienia zapóźnień cywilizacyjnych przez społeczności „zacofane”, niejednokrotnie powiązane z najróżniejszego rodzaju projektami ucywilizowania z zewnątrz. Rodzaj ludzki, pojmowany dotychczas całościowo jako hipotetyczny podmiot postępu, poddany został zatem podziałowi i hierarchizacji w wyniku doświadczania różnic cywilizacyjnych. Część ludzkości, uznana ze względu na rzekomą „niższość” kulturową za zacofaną i dziką, zdegradowana została dyskursywnie (i faktycznie) do poziomu przedmiotu, pod adresem którego formułować można było dowolne programy „wychowawcze” i cywilizacyjne, artykułując oraz legitymizując w ten sposób chęć przejęcia nad nimi władzy.

Pojęcie „narodów kultury” zawierało w sobie dogmatyczne przekonanie o wyższości zachodniej cywilizacji nad wszystkimi innymi. Narody te uważane były za „właściwe plemię historyczne, posiadające kulturę” (Becker 1836, 1, 15), „stanowiące bez jakiejkolwiek przerwy sam trzon ludzkości i punkt centralny, wokół którego koncentruje się cała historia świata” (Schlosser 1844, 1, 4). Zgodnie z tym przekonaniem ludzie zamieszkujący Europę Zachodnią zajmują miejsce najwyższe na drabinie rozwoju ludzkości, tuż za nimi, choć na niższym stopniu, plasują się „Biali” ze środka kontynentu, aż do jeszcze niższego szczebla (najniższego w Europie), na którym umiejscowieni są Europejczycy ze wschodu (Słowianie, którzy również podlegają kolejnym hierarchizacjom, np. w polskim dyskursie, który Polaków plasuje wyżej niż Rusinów czy Rosjan). Ci z kolei oddzieleni są przepaścią od Nie-Europejczyków, przede wszystkich „czarnych” Afrykanów, stojących na samym dole tej rasistowsko uporządkowanej struktury. Zgodnie z logiką ewolucyjnego modelu rozwoju ludzkości Słowianie (czyli także Polacy) stali na niższym szczeblu rozwoju, ustępując nie tylko Anglikom czy Francuzom, ale także swym bezpośrednim sąsiadom – Niemcom. Przejęcie takiego toku myślenia przez polskich uczonych XIX w. prowadziło do aporii: z jednej strony bowiem było ono „wygodne”, gdyż dowartościowujące, w odniesieniu do wschodnich sąsiadów, umożliwiając tym samym tworzenie narracji kolonialnych wobec Ukrainy czy pogardliwe wypowiedzi na temat „barbarzyńskiej” Rosji; z drugiej jednak – w takiej samej zależności („wyższość” kulturowa Niemców) stawiało Polaków, niejako przyzwalając na to, by jawili się jako „dzicz” w porównaniu z zachodnimi kulturami, w tym z niemiecką (→ polnische Wirtschaft; → polnische Freiheit).

Dyskomfort wynikający ze stosowania tej wykładni dziejów, która poniekąd legitymizowała niemiecką politykę germanizacji Polaków jako działanie cywilizacyjne, próbowano na różne sposoby rozwiązać. Najskuteczniejszą metodą okazało się deprecjonowanie moralnego wymiaru misji cywilizatorskiej realizowanej przez Niemów na wschodzie (→ niemieckie posłannictwo na Wschodzie; → Drang nach Osten) poprzez dyskursywne odebranie jej podstaw etycznych. Podważano zatem zasadność postępowania Niemców w zaborze pruskim i na Śląsku (→ Śląsk w literaturze), a potem w zjednoczonych Niemczech, dowodząc niemoralnych pobudek działania. Udowadniano, że nie są one związane z humanitarnym celem podnoszenia poziomu kultury i cywilizacji w „zapóźnionym” społeczeństwie dla dobra ogółu ludzkości, gdyż wynikają jedynie z chęci zysku, dążenia do powiększania obszarów władzy i ambicji militarno-ekspansjonistycznych państwa pruskiego i narodu niemieckiego. Stąd w polskich dziewiętnastowiecznych opisach Niemców mnożyły się oskarżenia o egoizm, materializm, wygodnictwo, butę, militaryzm, samozadowolenie, brak empatii dla słabszych i „gorzej” rozwiniętych. Krytykowane jako nieludzkie obchodzenie się niemieckich kolonizatorów z ludnością polską piętnowano jako emanację niemieckiego „charakteru narodowego”, pozbawionego podstawowych wartości człowieczeństwa. Wspomniana wyżej ambiwalencja czy też dwoistość polskich ocen Niemców nie polegała zatem na tym, że zachodnim sąsiadom przypisywano zalety i wady (tak dzieje się w zasadzie w każdym obrazie innego, choć w różnych proporcjach), lecz na tym, że przy bezsprzecznym uznaniu wyższości zachodniej cywilizacji odrzucano motywy i sposoby jej krzewienia przez Niemców, przypisując im zwykłą pazerność, wygodnictwo (chęć wysługiwania się innymi) i manię wielkości, a także agresywność, sadyzm i nieumiejętność współodczuwania. W takiej konstelacji kultura i cywilizacja, niesione przez Niemców, ograniczały się jedynie do postępu materialnego i technologicznego, gdyż pozbawione były wartości humanitarnych. Tym samym nie zasługiwały na miano „prawdziwej” kultury i cywilizacji, a wcielany w życie postęp jawił się jedynie jako wymówka dla terytorialnej i ekonomicznej ekspansji Niemców. Idealnym ucieleśnieniem tych zapatrywań była właśnie postać Krzyżaka – z jednej strony był on przedstawicielem „wyższej” kultury (przede wszystkim materialnej), z drugiej – brutalnym najeźdźcą i agresorem.

Umniejszanie wartości kultury uznawanej za „wyższą” poprzez odmawianie jej wymiaru etycznego nie jest w żadnym wypadku oryginalnym pomysłem polskich intelektualistów, lecz jedynie podjęciem argumentów znanych z dużo starszych debat krytycznych wobec cywilizacji. Już w Germanii Tacyta wysoko rozwinięty cywilizacyjnie Rzym jawi się jako siedlisko rozpusty i moralnego zepsucia w kontraście wobec „dzikich” Germanów, „nieskażonych” wysoką kulturą, a więc zacofanych i zapóźnionych, ale za to naturalnych i wysoce moralnych. Podobne konstrukcje myślowe występują w osiemnastowiecznej krytyce cywilizacji spod znaku Jeana-Jacquesa Rousseau, dla którego naturalność i moralność (człowieczeństwo) były ściśle powiązanymi ze sobą wartościami. Tego typu binarność pojawia się także w stereotypowych narracjach o Wschodzie i Zachodzie (mapy mentalne): bogaty, rozwinięty, ale zepsuty i odhumanizowany Zachód versus biedny, zapóźniony, ale dobry i ludzki Wschód. W oparciu o ten sam sposób myślenia kształtuje się opozycja budowana w polskich dyskursach na temat stosunków polsko-niemieckich: Polak jest co prawda „zacofany” i „dziki”, ale za to szlachetny, natomiast Niemiec (Krzyżak) jest „cywilizowany”, ale moralnie zepsuty i niegodny szacunku.

Polski dyskurs o Niemcach jest równie silnie spleciony z debatami nad historią uniwersalną, rozwojem ludzkości i postępem cywilizacyjnym, co niemiecki o Polsce i Polakach. Funkcjonujące w obu wspólnotach komunikacyjnych stereotypy narodowe są ich esencją, zagęszczonym obrazem odmienności kulturowej, definiowanej z różnych pozycji: uznającego się za reprezentanta „wyższej” kultury (Niemcy) oraz uznającego ową wyższość cywilizacyjną (Polacy). Nie jest więc dziełem przypadku to, że najbardziej rozpowszechniony niemiecki makrostereotyp polnische Wirtschaft zawiera w sobie obszary semantyczne, które składają się na figurę Polaka-Indianina, dzikusa i nieokrzesańca, bohatersko walczącego (→ szlachetny Polak), ale niepotrafiącego działać w warunkach przyspieszonego rozwoju cywilizacyjnego (Surynt 2006). Z kolei w stereotypie Niemca-Krzyżaka uwidacznia się współbrzmienie pochwały i krytyki zachodniej cywilizacji.

W XIX w. coraz częściej pojawiają się próby interpretowania historii stosunków polsko-niemieckich, rozumianych głównie jako pasmo niekończących się konfliktów, wywoływanych przez zachodnich sąsiadów, w kategoriach psychologii narodowej. Zgodnie z jej założeniami Krzyżacy (a w niektórych tekstach już Germanie) to „psychiczni protoplaści współczesnych Prusaków” (Wrzesiński 2007, 39), później także wszystkich niemieckich obywateli Cesarstwa Wilhelmińskiego, Republiki Weimarskiej i III Rzeszy, a w propagandzie peerelowskiej – także Niemców z RFN (ogromną karierę zrobiło pod koniec lat 50. zdjęcie pierwszego kanclerza Niemiec Zachodnich w płaszczu krzyżackim, Konrada Adenauera, który został pasowany na rycerza honorowego zakonu w 1958 r.). Polscy autorzy XIX w. często podkreślali ciągłość niemieckiego „charakteru narodowego”, czyli myśląc kategoriami psychologii narodów – niemieckiej psychiki, która – dziedziczona z pokolenia na pokolenie – pozostała w swej niezmienności wroga Polakom. Charakteryzowała się ona przez

„panowanie brutalności, uznanie dla siły, nieliczenie się z prawami i interesami innych ludów, posługiwanie się zdradą, demagogią, fałszem. […] Do nowej niemieckiej wspólnoty narodowej […] tradycje krzyżackie miały wnosić elementy szczególnie niebezpieczne dla Polaków: wrogość i bezwzględność wobec obcych, zwłaszcza przy sprzecznościach interesów politycznych, przebiegłość i gotowość do zdrady, obłudę w określaniu celów własnych, poszukiwanie łatwych sukcesów materialnych, nieprzestrzeganie chrześcijańskich norm etycznych, jeśli miałyby one utrudniać osiąganie egoistycznych własnych interesów narodowych” (Wrzesiński 2007, 39).

Spiętrzenie cech negatywnych w stereotypie Krzyżaka zdaje się na pierwszy rzut oka całkowicie przesłaniać pozytywy. Istotnie, by je dostrzec, trzeba wyczytać przekazaną jedynie między wierszami pochwałę perfekcyjnej organizacji państwowej, prac modernizacyjnych na zajmowanym terenie, sztuki architektonicznej, kunsztu militarnego czy sposobu zarządzania gospodarką. Natomiast wyeksponowane wady koncentrują się – zgodnie z logiką dwuwartościowości polskiego postrzegania Niemców – wokół kwestii etycznych.

Kariera stereotypu Krzyżaka

Wbrew powszechnemu dziś przekonaniu, jakoby postać Krzyżaka obecna była w polskiej pamięci kulturowej „od zawsze”, czyli od początków konfliktu polsko-krzyżackiego, zarówno zakon, jak i najważniejsze wydarzenie związane z jego historią – Bitwa pod Grunwaldem (→ wielkie bitwy) – znalazły w niej trwałe miejsce dopiero w XIX w. Oczywiście, w polskiej historiografii stosunkom polsko-krzyżackim poświęcano uwagę już w najwcześniejszych relacjach i obszernie komentowano rozwój tamtych wypadków, koncentrowano się jednak przede wszystkim na zagadnieniach „moralno-teologicznych” (Przybyła 2006, 158), a nie kwestiach narodowych, które miały ówcześnie zupełnie inny wymiar. Także literatura piękna (np. dzieła Jana Kochanowskiego) czerpała z krzyżackiej tematyki, nie nadając jej jednak wymowy narodowej w nowoczesnym rozumieniu, które wykształciło się w pełni dopiero w XIX w. Do lat 40. XIX w. pamięć o grunwaldzkim zwycięstwie podtrzymywana była jedynie w formie rytuału religijnego, czyli przez odbywające się rokrocznie procesje dziękczynne, co ograniczało potencjał grupotwórczy narracji krzyżackiej głównie do przestrzeni kościoła. Polska historiografia dopiero w drugiej połowie XIX stulecia uczyniła zmagania Polski z państwem zakonnym centralnym wydarzeniem, wokół którego budowała polską tożsamość narodową (tamże). Wykreowanie Krzyżaka jako uniwersalnego symbolu zła – „odwiecznego” niebezpieczeństwa i wrogości – nie jest zatem dziełem polskich dziejopisów, lecz poetów romantycznych (Mickiewicz i Słowacki), którzy „[w]yblakłe z wiekami wspomnienie tych konfliktów odświeżyli (dosyć trwałe, jak się miało okazać) w narodowej pamięci i literaturze […]” (Zybura 2006, 145). Należy jednak podkreślić, że za wejście stereotypu Krzyżaka jako bezlitosnego wroga do kanonu polskiej kultury pamięci bardziej odpowiedzialna jest historia recepcji dzieł polskich wieszczów niż ich zamysły poetyckie.

Grażyna (1823) oraz Konrad Wallenrod (1828) to poematy Adama Mickiewicza o tematyce krzyżackiej, które ukształtowały wzorzec literacki Krzyżaka, otwierając mu drogę do wyobraźni zbiorowej Polaków. Mimo iż problemy podejmowane w obu dziełach miały charakter etyczny (jak walczyć z wrogiem, aby nie naruszyć wyznawanych praw moralnych?), ich rozwiązanie dokonało się kosztem Innego – Krzyżaka. Rygoryzm moralny Grażyny, tytułowej bohaterki pierwszego utworu, czyli walka na śmierć i życie z wrogiem bez kompromisów i układów, oraz makiawelizm Alfa/Wallenroda (protagonisty drugiego poematu), skutkujący autodestrukcją, nabrały większej mocy dzięki stworzeniu dla owych moralnych rozterek odpowiedniego kontekstu: zagrożenia przez śmiertelnego wroga – okrutnego agresora. O tym zabiegu Mickiewicza Marek Zybura pisze tak: „Niezależnie od konfliktu postaw etycznych obydwu utworów, Mickiewicz przetworzył literacko leżące u ich podstaw idee kosztem deprecjacji wizerunku Zakonu Niemieckiego. Aby z jednej strony uzasadnić integralność moralnej postawy Grażyny, a z drugiej uwiarygodnić makiawelizm Alfa, nie cofa się przed bezgraniczną demonizacją rycerzy zakonnych, którzy w obydwu utworach są ucieleśnieniem absolutnego Zła i takiejże podłości“ (Zybura 2006, 147). I rzeczywiście – sugestywny obraz potwora, pożerającego wszystko wokół, bez litości i umiaru, hydry, której siłę opór uciemiężonych tylko wzmacnia, nie pozostawia żadnych wątpliwości – Zakon Krzyżacki jest wrogiem par excellence:

„Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze
Nikt ni gościną, ni prośbą, ni dary;
Małoż Prusaki i Mazowsza cary
Ziem, ludzi, złota wepchnęli mu w paszcze?-
On wiecznie głodny, choć pożarł tak wiele,
Na resztę naszą rozdziera gardziele.[...]
Darmo hordami ciągniemy co roku
Burzyć ich twierdze i mieściny palić.
Przebrzydły Zakon podobny do smoku:
Jeden łeb utniesz, drugi rośnie skoro,
I ten ucięty rośnie w dziesięcioro! […]
Na próżno się trudzi,
Kto naszych szczerze chce godzić z Krzyżaki;
Bo czy to z kniaziów, czyli z prostych ludzi,
Na Litwie całej nie znajdzie się taki,
Co by ich nie znał chytrości i dumy,
Nie stronił od nich jak od krymskiej dżumy;
Co by nie wolał stokroć od ich broni
Raczej śmierć w polu, niżli pomoc zyskać,
Raczej żelazo rozpalone w dłoni,
Niżli krzyżacką prawicę uściskać!”(Mickiewicz 1994, 2, 21)

Można by zapytać, co skłoniło Mickiewicza do skreślenia tak czarnego obrazu zakonu? Przekonanie o „wrodzonym” złu Niemców, ich nieodmiennym „charakterze narodowym”, a może o zachłanności i okrucieństwie Kościoła katolickiego, którego byli reprezentantami? Wśród znawców tematu panuje przekonanie, że to nie Niemców miał na myśli Mickiewicz, gdy pisał o Krzyżakach, lecz Rosjan: „Inaczej [niż w zaborze pruskim, IS] wyglądała sytuacja na ziemiach zaboru rosyjskiego, gdzie Rosjanie od początku zaczęli realizować politykę konsekwentnej rusyfikacji kraju. Stąd obydwa utwory Mickiewicza przedstawiają w historycznym kostiumie współczesne położenie Polaków pod zniewoleniem rosyjskim. Ich silna emocjonalnie wymowa skierowana była pod względem politycznym jednoznacznie przeciwko Rosji” (Zybura 2006, 149).

Równie diaboliczny czy wręcz monstrualny wizerunek Zakonu Najświętszej Maryi Panny wykreował w swoich utworach Juliusz Słowacki (Hugo, legenda krzyżacka, 1830, i Mindowe. Król litewski, 1832). Podobnie jak Mickiewicz, także Słowacki, tworząc postaci braci zakonnych, nie utożsamiał ich z Niemcami, a już na pewno nie z całym narodem niemieckim. Dla niego rycerze zakonni byli w pierwszej linii eksponentami władzy papieskiej, przedstawicielami Kościoła i krzewicielami chrześcijaństwa. Pycha, zakłamanie, lekceważenie zasad, buta, egoizm i przemoc, które Słowacki przypisuje Krzyżakom, służą napiętnowaniu podwójnej moralności Kościoła rzymskiego, a także krytyce chrześcijaństwa jako – zgodnie z poglądami autora – obcej kulturom słowiańskim ideologii, która spowodowała zniszczenie naturalnego życia przodków Polaków. To swoista ironia losu, że kostium krzyżacki, który jeden z wieszczów wykorzystał do potępienia działania Rosjan, a drugi do oskarżenia Kościoła katolickiego, w procesie recepcji zaczął żyć własnym życiem jako ucieleśnienie niemieckości, całkowicie wbrew kontekstowi powstania utworów i niezgodnie z zamierzeniami ich twórców. Kolejne pokolenia, coraz bardziej oddalone od przestrzeni doświadczeń Mickiewicza i Słowackiego, „wczytywały” w krzyżacki sztafaż własne przeżycia i zmagania z państwem pruskim/niemieckim, nobilitując tym samym swe przekonania o niemieckim „charakterze narodowym” jako zbiorze cech przede wszystkim negatywnych poprzez odwołania do „prawdy” o Niemcach głoszonej przez wieszczów narodowych. Błędne koło legitymizacji antyniemieckich poglądów poddane było rytmowi wydarzeń istotnych dla stosunków polsko-niemieckich, cichnąc w fazach wspólnoty dążeń i interesów, jak np. w okresie „entuzjazmu dla Polski” lat 30. i 40. XIX w. (→ szlachetny Polak; → polnische Freiheit), a nasilając się w okresach konfliktów.

Tymczasem tematyka krzyżacka zaczęła nabierać znaczenia w środowisku polskich historyków, którzy coraz intensywniej przyglądali się dziejom Polski, Litwy i Zakonu NMP. Wśród rozpraw historiograficznych, zgodnych z zasadami dziejopisarstwa najwyższej próby, jak np. w dorobku Teodora Narbutta (Dzieje narodu litewskiego, 1839) czy Karola Szajnochy (Jadwiga i Jagiełło, 1861), pojawiają się także opracowania, które można postrzegać jako ewidentny wkład do umacniania stereotypu Krzyżaka, gdyż zawierają one listę właściwości, które później wejdą na stałe do kanonu krzyżackiego: buta, zakłamanie, pazerność, agresja i skłonność do przemocy oraz zdrady. Taki portret braci zakonnych rysuje przykładowo autor anonimowo wydanej w 1845 r. pracy Krzyżacy i Polska (autorem jest Stanisław Kaczkowski; zob. Przybyła 2006, 161). Ale także w pracach uznanych polskich historiografów (np. Józefa Szujskiego Dzieje Polski podług ostatnich badań, 1862) nietrudno doszukać się wskazania na cechy osobowości i sposoby postępowania, które dopełniać będą czarny obraz Krzyżaków. Szujski był przekonany o ciągłości zbiorowej psychiki Niemców, doszukując się związków pomiędzy zachowaniami Germanów, postawami Krzyżaków, a także Prusaków i – ogólnie – Niemców XIX w. Według niego „Niemcy byli pozbawieni ograniczeń etycznych, wykorzystywali zdradę, podstęp, jeśli tylko przynosiły efekty” (Wrzesiński 2007, 100). Tym samym uważał Krzyżaków za emanację „ducha germańskiego”, a nawet zwieńczenie rozwoju niemieckiego „charakteru narodowego”. Jawili mu się oni zatem jako nosiciele pierwiastków osobowościowych, które przekazali w spadku późniejszym Niemcom. Z kolei Szajnocha nie utożsamiał jednoznacznie braci zakonnych z Niemcami i starał się o wyważone oceny ich działania. Mimo to i on poddał ich działalność bardzo surowej ocenie, dopatrując się w ich postępowaniu pewnego rysu niemieckiego: „W zakonie krzyżackim Szajnocha widział syntezę kwestującego mnicha i plądrującego knechta, jedność skażonego duchowieństwa ze zdemoralizowanym rycerzem, przy przejęciu trwałych cech reprezentowanych przez Niemców” (Wrzesiński 2007, 102).

Uważany za symboliczną cezurę w stosunkach polsko-niemieckich rok 1848 (→ polnische Wirtschaft; → polnische Freiheit; → szlachetny Polak), zamykający krótkotrwały polsko-niemiecki „miesiąc miodowy”, nie przyniósł natychmiastowej erupcji „tekstów krzyżackich” ani nawet jednego konkretnego dzieła, które by ową symbolikę dodatkowo uwidoczniło. Dopiero kolejne dziesięciolecia, w szczególności lata 70. XIX w. – okres kulturkampfu) zaowocowały szeregiem dzieł, które utrwaliły zmagania z zakonem w polskiej pamięci kulturowej. Główni przedstawiciele polskiego malarstwa historycznego – Jan Matejko (Bitwa pod Grunwaldem, 1878), Wojciech Gerson (Krzyżacy w Polsce. Branka krzyżacka, 1875), Wojciech Kossak (Apostolstwo krzyżackie, 1909, Dwa miecze, 1909, Grunwald, 1931) – uwiecznili zarówno glorię zwycięstwa pod Grunwaldem, jak i pamięć o krzyżackim okrucieństwie. Z kolei Józef Ignacy Kraszewski wspominaną wcześniej powieścią pt. Krzyżacy (1874) utorował drogę tematyce krzyżackiej do literatury przeznaczonej dla szerokich kręgów czytelniczych, co przełożyło się na jej błyskawiczną popularyzację. Spektakularny sukces Krzyżaków (1900) Henryka Sienkiewicza ostatecznie ugruntował czarną legendę Krzyżaka i spetryfikował obraz Niemca jako odwiecznego wroga Polaków – agresora, mordercy, łupieżcy i podłego kłamcy. Olbrzymia popularność powieści Sienkiewicza, w tym Krzyżaków, wyzwoliła i unaoczniła ogromny potencjał tożsamościowotwórczy literackich kreacji, w tym także tematyki krzyżackiej. Nie bez kozery właśnie ta powieść Sienkiewicza na stałe weszła do kanonu lektur szkolnych, pozostając w nim jako pozycja obowiązkowa do dziś. Marek Zybura wskazuje na fakt wycofania utworu z listy lektur szkolnych jedynie w czasie obowiązywania paktu o nieagresji w latach 1934-39, co stanowiło polską odpowiedź na usunięcie z obiegu czytelniczego w III Rzeszy antypolskiego pamfletu Friedrich von Oertzena Das ist Polen z 1931 r. (Zybura 2001). Po 1945 r. Krzyżacy byli pierwszą wydaną w Polsce książką, co jeszcze raz potwierdza aktualność mitu krzyżackiego po II wojnie światowej, a także rolę literatury w budowaniu tożsamości zbiorowej. Ale również sztuki piękne, wystawy, prasa i działania różnego rodzaju stowarzyszeń oraz Kościoła katolickiego, głównej ofiary Bismarckowskiego kulturkampfu, kształtowały w ogromnym stopniu dyskurs krzyżacki w ostatnich dziesięcioleciach XIX w. Polscy historycy, mimo iż zainteresowanie tematyką grunwaldzką wciąż rosło, w odróżnieniu od niemieckich (głównie tzw. borusjańskich) dziejopisów, nie uczynili (jeszcze) ze swego przedmiotu badań pola bitwy o polską tożsamość narodową, budowaną w oparciu o stereotyp Niemca-Krzyżaka jako odwiecznego wroga (Przybyła 2006). Natomiast rola Sienkiewiczowskich Krzyżaków w popularyzowaniu negatywnego obrazu Niemców jest nie do przebicia. Pozostaje zgodzić się z Piotrem Przybyłą, który pisze:

„Trudno […] przecenić znaczenie, jakie dla upowszechnienia wiedzy o bitwie pod Grunwaldem, a przy okazji nowoczesnego stereotypu Niemca, miał […]bestseller Henryka Sienkiewicza. Wydaje się, iż popularność drukowanej wcześniej w odcinkach powieści, stała się jedną z przyczyn eksplozji zainteresowania Grunwaldem po roku 1900 i przeniesienia tegoż zainteresowania w przestrzeń publiczną z jednej strony i zawłaszczenia polskiego dyskursu historycznego przez programatykę narodową z drugiej. Dodatkowymi stymulatorami wydają się być wydarzenia lat 1901-1902 w Niemczech: wzniesienie na polach grunwaldzkich pomnika poświęconego pamięci wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena i antypolskie wystąpienie cesarza Wilhelma II na zamku w Malborku“ (Przybyła 2006, 172-173).

I rzeczywiście, publiczne celebrowanie bohaterów stylizowanych na narodowych świętych, stawianie im monumentalnych pomników, organizowanie masowych demonstracji z parasakralnym ceremoniałem to z jednej strony nowa strategia nacjonalizowania życia publicznego, z drugiej – skuteczny zabieg integracyjny i mobilizacyjny, gdyż kompensujący dotkliwie odczuwane problemy dnia codziennego oraz rozładowujący napięcia społeczne. Warto pamiętać, że dyskusje o kluczowych miejscach polsko-niemieckiej przeszłości odbywały się w specyficznym sprzężeniu: zarówno polska opinia publiczna reagowała na niemieckie debaty, jak i niemieckie dyskursy nawiązywały do wydarzeń i głosów z polskiej przestrzeni publicznej. W 1901 r. Rudolf von Brandt, właściciel ziem wokół Grunwaldu, ufundował pierwszy pomnik grunwaldzki, który miał upamiętniać walkę o niemieckie prawo do ziem na wschodzie, uświęconą przez męczeńską śmierć wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Dopiero jednak rok później, gdy na zamku w Malborku odbyła się uroczystość czcząca pamięć o Zakonie NMP, uwznioślona obecnością samego cesarza Wilhelma II, który nie oszczędził sobie kilku złośliwych i pogardliwych uwag pod adresem Polaków, w polskiej prasie zawrzało. Porównania Rzeszy z państwem zakonnym, a także deprecjacja całego niemieckiego społeczeństwa poprzez ukazywanie go jako bezpośredniego spadkobiercy Krzyżaków były na porządku dziennym, a negatywny obraz wykreowany w literaturze rozwinął własną dynamikę i zawładnął niemalże całkowicie polską wyobraźnię zbiorową.

Umasowienie negatywnego stereotypu Krzyżaka związane jest także z nowym sposobem demonstrowania siły polskiego nacjonalizmu – uroczystymi obchodami rocznicy bitwy grunwaldzkiej, organizowanymi z niespotykanym dotąd rozmachem: w kilku miastach (głównie w zaborze austriackim) jednocześnie, z mszami świętymi, przemarszami z chorągwiami, składaniem wieńców pod pomnikami, zbiorowymi śpiewami i modlitwami, a także okolicznościowymi publikacjami, co nadawało im charakter świąt narodowych. Kulminacją pochodów grunwaldzkich stała się uroczystość upamiętnienia 500. rocznicy bitwy grunwaldzkiej, która odbyła się w Krakowie. Jak podaje Przybyła, z okazji tego jubileuszu opublikowano więcej prac naukowych, popularyzatorskich, publicystycznych i literackich niż łącznie w poprzedzających go 120 latach (Przybyła 2006, 177), odprawiano dedykowane polskiej sprawie nabożeństwa, zorganizowano szereg imprez artystycznych: spektakli teatralnych, odczytów, występów o charakterze patriotycznym, a także odsłonięto pomnik króla Władysława Jagiełły, ufundowany przez Ignacego Jana Paderewskiego. Mimo iż uroczystości miały w wielkim stylu upamiętnić przede wszystkich grunwaldzką wiktorię, krzepiąc polskie serca, to w pierwszym rzędzie utrwaliły negatywny stereotyp Krzyżaka. Nawet prace historyków, z reguły wystrzegające się zbyt łatwych ocen, dawały upust przekonaniu o podłości, okrucieństwie i chciwości braci zakonnych, ujmowanych jako bezpośredni przodkowie współczesnych Niemców. Ilość publikacji (zob. Wrzesiński 2007, Przybyła 2006) powielających te nieprzychylne opinie jest tak duża, że przewyższa po raz pierwszy niemieckojęzyczną „produkcję krzyżacką”, która rosła stale od początku XIX w. Rok 1910 jest zatem kluczowy dla budowania stereotypu Niemca-Krzyżaka: właśnie wtedy potwierdził on swą żywotność, masowość i atrakcyjność jako przysłowiowe „czarne tło” dla obrazu samego siebie (→ polski autostereotyp).

Narracje krzyżackie trzymały się wciąż tego samego wzorca: źli, okrutni, butni, pazerni, ale stojący wyżej cywilizacyjnie, bogatsi i silniejsi Krzyżacy zagarnęli pokojowo nastawionym Polakom ich ziemie, złupili je i zniszczyli, a potem zagospodarowali po swojemu – na obcą modłę, wyzyskując ludność miejscową oraz ściągając chłopów i rzemieślników ze swych stron ojczystych, by ich pracą przypieczętować podbój. Przedstawienia walk z zakonem zaczęły też coraz bardziej wpisywać się w retorykę patriotyczną, ukazując wojny z Krzyżakami jako zrywy narodowo-wyzwoleńcze. To umożliwiało skonstruowanie ciągłości historycznej nieustających konfliktów z Germanami – Krzyżakami – Prusakami – Niemcami oraz ustawienie ich w roli agresorów, a Polaków jako niewinnych ofiar, co dawało zarazem pożywkę kolportowanemu w polskich środowiskach niepodległościowych mitowi tyrtejsko-heroicznemu (→ romantyzm). Coraz intensywniej podkreślany militaryzm pruski/niemiecki został również przetworzony w stereotypie Krzyżaka – konstatowana przez polskich komentatorów militaryzacja życia społecznego w Cesarstwie Wilhelmińskim miała być schedą po pruskich tradycjach wojskowych („pruski dryl”), a te miały się brać z krzyżackiej spuścizny, której korzenie sięgały czasów germańskich (zob. Wrzesiński 2007, 164, 316 i in.). To właśnie z perspektywy tak postrzeganego rozwoju historycznego wyprowadzano szczególne skłonności Niemców do przemocy, stosowanie zasady Macht vor Recht (władza/siła przed prawem) i bezduszność wobec słabszych. Ostatnie lata przed wybuchem I wojny światowej tę właściwość stereotypowo przypisywaną Niemcom jeszcze bardziej wyostrzyły. Właśnie wtedy upowszechniło się w polskim dyskursie publicznym porównywanie narodu niemieckiego do armii, a codzienności w Rzeszy do życia w koszarach. Z takiej konfiguracji wyobrażeń brało się przekonanie, że Niemcy niejako „z natury” nie odczuwają pragnienia wolności, lecz kierowani są jedynie potrzebą absolutnego, ślepego posłuszeństwa i bezmyślnego wykonywania rozkazów. Mimo iż ustalanie proporcji pomiędzy przywarami i zaletami niemieckiego „charakteru narodowego” zawsze zależne było od orientacji światopoglądowej i posiadania obywatelstwa danego państwa zaborczego, wydarzenia wielkiej wojny stereotyp niemieckiego brutala i agresora dodatkowo wzmocniły, w szczególności na należących do Rosji terenach zajętych przez niemiecką armię. Warto odnotować, że już podczas I wojny światowej okrucieństwo niemieckie wobec ludności cywilnej szokowało opinię publiczną, tym bardziej, że – jak sądzono – zbrodnie „popełniały osoby reprezentujące wysoką cywilizację, działające nie w gorączce walki, ale w sposób wyrachowany, z premedytacją, na zimno. Łatwiej godzono się z żywiołową dzikością Rosjan niż z chłodnym, przemyślanym gwałtem niemieckim, uznawanym za znacznie niebezpieczniejszy dla polskiego bytu narodowego” (Wrzesiński 2007, 418). Tragiczne wydarzenia II wojny światowej i okupacji spowodowały, że właśnie ta kwestia zdominowała postrzeganie Niemców na wiele dziesięcioleci.

Zakończenie I wojny światowej postanowieniami traktatu wersalskiego pociągnęło za sobą całkowite zburzenie dotychczasowego porządku politycznego w Europie, w tym powstanie Republiki Weimarskiej i suwerennego państwa polskiego. Straty terytorialne Niemiec na rzecz Polski i polsko-niemiecka granica państwowa (zwana w niemieckich tekstach górnośląskich „krwawiącą granicą”) stanowiły punkty zapalne w obustronnych relacjach, co sprzyjało rewitalizacji i rozpowszechnianiu się stereotypów. Mimo iż w wielu środowiskach politycznych (od konserwatystów, przez endecję po socjalistów i komunistów) starano się na różne sposoby o nowe otwarcie w stosunkach polsko-niemieckich, to jednak interesy obu państw były tak różne, wręcz przeciwstawne, że nowe konflikty stały się nieuniknione. Mimo to konserwatyści szukali porozumienia z Niemcami, łudząc się nadzieją, że jako „jedno z najbardziej cywilizowanych państw na świecie” zmieni ono w końcu kierunek swej ekspansji, a → Drang nach Osten ostatecznie odejdzie w przeszłość. Konserwatywny polityk i publicysta Jan Bobrzyński tak pisał o konieczności sąsiedzkiej koegzystencji:

„mimo tej walki, mimo całej brutalności, mimo słusznych animozji, jakie czuć musimy wobec potomków krzyżackich, nie wolno nam w realnych rachubach politycznych zapominać, że Niemcy – to jednak jedno z najbardziej cywilizowanych państw na świecie, którego nauka i technika ogromne nam już przyniosła korzyści, którego wzorowa organizacja i tężyzna narodowa w niejednym powinna nam być przykładem i z którym sąsiedzki modus Vivendi prędzej czy później znaleźć się musi” (Bobrzyński 1928, 157).

Przed takimi nadziejami ostrzegał z kolei prawnik i publicysta Kazimierz Kierski, który widział w Niemcach międzywojnia nie tyle potomków Krzyżaków jak Bobrzyński, co ich nowe wcielenie:

„Mimo tresury i długotrwałej ewolucji cywilizacyjnej teraźniejszy Niemiec w gruncie rzeczy niczym się nie różni od starożytnego Germanina, lub późniejszego Krzyżaka. Wobec tego dla Niemca najzupełniej obojętnym są losy Europy, nic ich nie obchodzi pokój światowy. Gotowi są rozkiełznać na nową, najkrwawszą awanturę, jeżeli to tylko będą uważali za korzystne dla siebie” (Kierski 1930, 2, 287).

Aktualność stereotypu Niemca-Krzyżaka najbardziej jednak unaocznia materiał ikonograficzny, jak choćby plakaty wyborcze z okresu plebiscytu na Śląsku, często nawiązujące do symboliki krzyżackiej, czy twórczość satyryczna i kabaretowa. Tu Krzyżak niepodzielnie święcił triumfy, podobnie jak popularne były kpiny z niemieckiego parcia na Wschód (Drang nach Osten), zakończonego „drugim Grunwaldem” (ta metafora pojawi się ponownie w 1945 r. w odniesieniu do zajęcia Berlina przez Armię Czerwoną wraz z polskim wojskiem). W zasadzie tylko w okresie obowiązywania paktu o nieagresji (1934-39) narracja krzyżacka została nieco stonowana, szczególnie w prasie przychylnej rządowi (→ obraz Niemców u Słonimskiego).

Wydarzenia II wojny światowej, a przede wszystkim doświadczenie okupacji, nadały stereotypowi Niemca-Krzyżaka jako odwiecznego wroga na śmierć i życie nową dynamikę, pogłębiając jeszcze bardziej jego negatywną wymowę. Według Szaroty właśnie to doprowadziło do demontażu dwuwartościowości polskiego obrazu zachodniego sąsiada poprzez pozbawienie go wszystkich pozytywnych cech. Należy jednak podkreślić, że w zależności od regionu Polski i tym samym specyfiki doświadczeń (niemieckiej lub radzieckiej) okupacji stopień intensyfikacji stereotypu Niemca-nazisty mógł być w powojennej Polsce różny. Istotny jest natomiast fakt przewartościowania cech, które do tej pory (i dziś ponownie) konotowane były głównie pozytywnie, jak np. nowoczesność, sprawna organizacja, zdyscyplinowanie (punktualność, czystość, oszczędność, pracowitość), przestrzeganie prawa, bogactwo etc. Wobec bezmiaru zła doznanego od Niemców i okrucieństwa, którego wielu Polaków stało się świadkami, katalog cnót niemieckich został poddany swoistej konwersji w listę właściwości oznaczonych znakiem ujemnym: masowe zbrodnie niemieckie (fabryki śmierci, przemysłowe zabijanie ludzi) nosiły znamiona „nowoczesności”, sprawnie zarządzane były obozy śmierci i inne miejsca kaźni, w których Niemcy wykazywali się pracowitością, oszczędnością, punktualnością i czystością, a ich zdyscyplinowanie zamieniło się w ślepe posłuszeństwo i bezmyślne trzymanie się (nazistowskiego) prawa, które zresztą okazało się całkowitym bezprawiem, gdyż legalizowało ludobójstwo. Bogactwo zaś zostało powiązane z rabunkiem, zaborem ziem i mienia, kradzieżami na niespotykaną dotąd skalę. Do negatywnych cech krzyżactwa dopisano zatem i te charakterystyki, które niegdyś – jako wyznaczniki „wyższej” kultury i cywilizacji – tworzyły rejestr niemieckich walorów. Największe zdumienie budziło jednak wspomniane wyżej łamanie przez niemieckich okupantów fundamentalnych zasad moralnych w zestawieniu z powszechnym przekonaniem o kulturowej wyższości Niemców, a stwierdzenie Ludwika Hirszfelda: „Przez długie jeszcze lata naród poetów i filozofów będzie żył w pamięci Europy jako naród morderców, grabieżców i złodziei” (za: Szarota 1996, 146) stanie się centralnym zagadnieniem nie tylko szeroko dyskutowanym w polskiej przestrzeni publicznej, ale też w innych krajach, w tym również w podzielonych Niemczech. Zasadność postrzegania stereotypu Niemca-nazisty (w różnych wariantach drugi człon tej zbitki to: hitlerowiec, gestapowiec, esesman, faszysta etc.) jako kolejnej odsłony Niemca-Krzyżaka, tym razem jednak o całkowicie negatywnym ładunku emocjonalnym, potwierdza Szarota:

„Nigdy w historii znane powiedzenie: »Jak świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem«, nie było przyjmowane z równym, jak podczas II wojny światowej, przekonaniem o jego słuszności i prawdziwości. Właśnie tamte lata wydawały się kulminacyjnym etapem trwających od stuleci zmagań polsko-niemieckich, przy czym reżim hitlerowski był traktowany przez większość polskiego społeczeństwa jako prosta kontynuacja zaborczych poczynań margrabiów brandenburskich, komturów Zakonu Krzyżackiego, państwa pruskiego, a następnie cesarstwa niemieckiego i Republiki Weimarskiej. W szerszym kontekście patrzono często na okres wojny i okupacji jak na śmiertelną walkę między germańskim »Drang nach Osten« a Słowiańszczyzną” (Szarota 1996, 150).

Metafora grunwaldzka – zdobycie Berlina w 1945 r. przez Armię Czerwoną wraz z polskimi oddziałami jako „nowy”/„drugi” Grunwald – określiła dalszy los stereotypu Niemca-Krzyżaka w Polsce Ludowej, tym bardziej, że „braterstwo” Ludowego Wojska Polskiego (LWP) i Armii Czerwonej wystylizowane zostało na sojusz Słowian (Polaków i Rosjan) przeciwko germańskiemu agresorowi w analogii do aliansu polsko-rusińsko-litewskiego przeciwko Krzyżakom. Taka konstelacja legitymizowała nie tylko przyjaźń polsko-radziecką „po wsze czasy”, lecz stała się także mitem założycielskim PRL. Właśnie z tego powodu już 15 lipca 1945 r. na Polach Grunwaldzkich zorganizowano obchody zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim, w których uczestniczyli żołnierze LWP. W 1953 r. ustawiono tam obelisk, który miał upamiętniać triumf grunwaldzki, ale jednocześnie też czcić komunistyczne wojsko, które właśnie tego roku obchodziło 10-lecie powstania. W latach 50. nastąpiła prawdziwa erupcja grunwaldzkiego nazewnictwa: chyba nie ma w Polsce miasta, w którym nie byłoby ulicy Grunwaldzkiej, placu czy jakiegoś eksponowanego obiektu architektonicznego o tej nazwie, jak np. Most Grunwaldzki we Wrocławiu (za czasów niemieckich zwany Mostem Cesarskim oraz Mostem Wolności). Ponadto zaczęto stawiać pomniki upamiętniające zwycięstwo nad zakonem krzyżackim, jednocześnie łącząc je z rozgromieniem III Rzeszy. Już w 1945 r. ufundowano tablicę upamiętniającą pomnik króla Władysława z 1910 r., który został zniszczony przez Niemców podczas okupacji, z następującym napisem: „Podły Krzyżak chciał zatrzeć ślady swej historycznej klęski, a chwały polskiego oręża”. Dla odbiorców nie było wątpliwości – tym „podłym Krzyżakiem” byli Niemcy-naziści.

Oddziaływanie stereotypu Niemca-Krzyżaka wzmocniły nowoczesne media, w pierwszym rzędzie – kino. Ekranizacja powieści Sienkiewicza w reżyserii Aleksandra Forda, która weszła do repertuaru kin w 1960 r. (premiera odbyła się w Olsztynie, a więc niedaleko Grunwaldu), zajmuje do dziś niekwestionowane pierwsze miejsce pod względem oglądalności (do roku 1987 film obejrzało 32 mln widzów). Ilu odbiorców Krzyżacy zgromadzili przed ekranami do dziś, trudno ustalić, choćby ze względu na fakt, że film ten stanowi żelazny punkt wielu programów telewizyjnych i emitowany jest w zasadzie przez cały rok. Ekranizacja ta również jako pierwsza poddana została rekonstrukcji cyfrowej. Rok 1960 jest kluczowy dla PRL-owskiej funkcjonalizacji stereotypu Krzyżaka. 550. rocznica zwycięstwa pod Grunwaldem miała zostać uczczona w sposób szczególny: oprócz wspomnianej produkcji filmowej, nakręconej z ogromnym rozmachem, wybudowany został pomnik z amfiteatrem oraz utworzone Muzeum Bitwy pod Grunwaldem w Stębarku, które stały się miejscem uroczystych obchodów państwowych (pierwsze pod przewodnictwem Władysława Gomułki). Także rekonstrukcja zamku krzyżackiego w Malborku związana jest z tym jubileuszem – właśnie wtedy zapadła decyzja o jego odbudowie jako siedziby przyszłego muzeum. Krzyżacy Sienkiewicza jako obowiązkowa lektura i ekranizacja powieści oraz szkolne wycieczki do zamku w Malborku (obok muzeum Auschwitz to jeden z najczęstszych celów wycieczek szkolnych) należą do tych nośników pamięci zbiorowej, które najsilniej utrwaliły stereotyp Niemca-Krzyżaka w okresie PRL.

Już przed 1989 r. tematyka krzyżacka zadomowiła się w popkulturze. Nawet jeśli były to na początku głównie przeróbki Krzyżaków Sienkiewicza, to – poza omawianym filmem – stereotyp kolportowały także komiksy, pocztówki, znaczki, fotosy aktorów, którzy grali główne role w kultowym filmie, czy wydania albumowe. Również kabarety (→ popkultura) podchwyciły postać Krzyżaka, wyśmiewając utożsamianie średniowiecznego rycerstwa ze współczesnymi Niemcami oraz propagandę peerelowską, która posługiwała się „niemieckim straszakiem”, aktualizując wszystkie negatywne stereotypy, a przede wszystkim Niemca-Krzyżaka – nieludzkiego agresora, który wróci, by zagarnąć polskie ziemie (to rewitalizowane w stereotypie  → Drang nach Osten nawiązanie do nieuznawania zachodniej granicy Polski przez RFN). Im więcej czasu upływało od zakończenia II wojny światowej, tym bardziej narracje krzyżackie traciły na znaczeniu jako strategia integrująca i mobilizująca, a więc topniał ich potencjał tożsamościotwórczy, i tym częściej pojawiały się w karykaturach czy tekstach satyrycznych. Po 1989 r. tendencja ta jeszcze bardziej się nasiliła, dostarczając wątków i motywów produkcjom komercyjnym: zabawkom, grom komputerowym, nazwom restauracji i hoteli, spotom reklamowym, gadżetom oraz innym materiałom promocyjnym. Krzyżacy dobrze się dziś sprzedają. Stereotyp Niemca-Krzyżaka ożywa również w kontekście polsko-niemieckiej rywalizacji sportowej, np. podczas rozgrywek piłkarskich (→ sport). I tak podczas Euro 2008 polskie tabloidy zaserwowały swoim czytelnikom fotomontaże zawodników niemieckiej reprezentacji narodowej odzianych w krzyżackie płaszcze i wyposażonych w rekwizyty tejże proweniencji, a także wybijały wielkimi czcionkami nagłówki porównujące pojedynek sportowy do wielkich bitew „polsko-niemieckich”, w tym do bitwy pod Grunwaldem (→ prasa). Krzyżacka symbolika pojawiła się ponownie podczas zorganizowanych przez Polskę i Ukrainę rozgrywek Euro 2012: tym razem w nawiązaniach do polskiej wiktorii. Zmagania piłkarskie zakończyły się jednak porażkami polskiej drużyny.

W konwencji happeningowej utrzymane są wielkie rekonstrukcje czy raczej inscenizacje bitwy pod Grunwaldem, które odbywają się co roku na Polach Grunwaldzkich, nad którymi muzeum Grunwaldu objęło patronat (http://grunwald.warmia.mazury.pl/pl/nowosci/inscenizacja 15.06.2014). Jak podano na stronach internetowych muzeum, w tym historycznym spektaklu bierze udział ok. 2 tys. rycerzy z Polski i z zagranicy, m.in. z Niemiec, Włoch, Francji, Finlandii, Czech, Słowacji, Węgier, Rosji, Białorusi, Ukrainy i USA. Widowisko grunwaldzkie cieszy się ogromną popularnością i przyciąga rokrocznie nawet 100 tys. widzów. Jest to wielka impreza o ogromnym promocyjnym i komercyjnym znaczeniu dla regionu. Charakter rozrywkowy spektaklu dobitnie pokazuje, jaką transformację przeszła narracja krzyżacka, a przede wszystkim jak bardzo zmieniły się jej funkcje – z funkcji o charakterze tożsamościo- i narodotwórczym, budującym wspólnotę Polaków ponad granicami państw zaborczych, integrującym i mobilizującym naród do obrony przed wrogiem (w okresie II wojny światowej), poprzez funkcję prześmiewczą i podminowującą oficjalną politykę pamięci władz PRL oraz ich krzyżacką propagandę, aż po funkcję rozrywkową i komercyjną, które dziś całkowicie zdominowały nawiązania do tego stereotypu.

Niemniej zdarzały i zdarzają się nadal próby ponownej polityzacji stereotypu Krzyżaka – szczególnie w środowiskach prawicowych niechęć wobec sąsiadów Polski wciąż jest odczuwalna, a „niemiecki straszak” ciągle jeszcze bywa używany w sporach politycznych, podobnie jak gloria zwycięstwa pod Grunwaldem (głównie podczas kampanii wyborczych). Prezydent RP Lech Kaczyński nie tylko wybrał dzieło Jana Matejki jako tło dla swych spotów wyborczych w okresie kampanii, ale planował także, sprawując już urząd prezydenta, bardzo uroczyste obchody 600-lecia bitwy pod Grunwaldem. Tragiczna śmierć w katastrofie lotniczej uniemożliwiła zrealizowanie tego zamierzenia. Mimo to instytucje państwowe, inicjatywy regionalne, lokalne, obywatelskie i prywatne zaangażowały się w organizację obchodów na szeroką skalę. Na Polach Grunwaldu odbyła się uroczystość upamiętniająca bitwę pod patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego oraz Prezydent Republiki Litwy Dalii Grybauskaite. Narodowy Bank Polski wyemitował srebrną monetę 10-złotową oraz okrągłą dwuzłotówkę, a ze środków rządowych sfinansowano szereg projektów o tematyce krzyżackiej, m.in. inscenizacje bitew w różnych miejscach Polski i inscenizacje przemarszów wojska Władysława Jagiełły, publikacje o tematyce krzyżackiej, konkursy, koncerty, plenery malarskie, festiwale, wystawy, konferencje, odczyty, cykl audycji telewizyjnych, sadzenie róż i drzew, a nawet transgraniczną wyprawę rowerową na szlaku: „Puszcza Białowieska – Grunwald – Malbork”. Jedną z najbardziej spektakularnych akcji prywatnych związanych z obchodami jubileuszu było wyhaftowanie przez grupę rękodzielniczek z Działoszyna obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki haftem krzyżykowym o rozmiarach 9,20 x 4,05 m (http://www.haftix.pl/bitwa_pod_grunwaldem/ 15.06.2014). Projekt realizowany był ponad dwa lata, a zaangażowana była w jego wykonanie grupa prawie 30 osób. Z kolei w Muzeum Techniki i Przemysłu NOT w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie zorganizowano wystawę, na której zaprezentowano makietę bitwy grunwaldzkiej z klocków Lego również inspirowaną obrazem Jana Matejki. To samo dzieło jeszcze raz zostało upamiętnione w formie graficznej jako mural w Krakowie na ścianach wiaduktu estakady Obrońców Lwowa, na którym przedstawiono wybrane sceny z malowidła. Także sam oryginał malowidła doczekał się odpowiedniego uczczenia – Muzeum Narodowe poddało obraz pracom restauracyjnym, które zostały sfinansowane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W muzeum tym pokazano także trójwymiarową rekonstrukcję dzieła malarza, wykonaną przez Tomasza Bagińskiego. Podniosłej atmosferze obchodów poddali się także polscy artyści, jak np. wokalista Paweł Kukiz, który uczcił rocznicę bitwy pod Grunwaldem rockoperą pt. Krzyżacy, opartą na motywach powieści Henryka Sienkiewicza.

Narracje krzyżackie oraz mit grunwaldzkiego zwycięstwa doczekały się jeszcze innego miejsca w polskiej przestrzeni publicznej – nie raz służyły polskim politykom jako pretekst do wywoływania waśni politycznych dotyczących spraw aktualnych, jednak prowadzonych pod płaszczykiem debat nad przeszłością. Najczęściej chodziło o stosunek wobec polskiego nacjonalizmu, historii narodowej, a więc kształtowania polityki pamięci w III RP, lub o współczesne relacje między Polską a jej sąsiadami (Niemcami i Rosją) oraz Unią Europejską. Podejście polityków różnych opcji do czasów minionych na przykładzie obchodów 600-lecia bitwy pod Grunwaldem pokazał w krzywym zwierciadle redaktor tygodnika „Polityka”, ukrywający się pod inicjałami J.B. W tekście z 2009 r. zdemaskował on sposoby instrumentalizacji przeszłości na potrzeby bieżącej polityki, w usta ówcześnie czynnych posłów wkładając słowa, które dowcipnie odkrywają mechanizmy polskich zmagań o pamięć i jej doraźnego zawłaszczania dla potrzeb walki politycznej. I tak poseł PiS, Zbigniew Girzyński, z wykształcenia historyk, w fikcyjnym projekcie uchwały dotyczącej uczczenia okrągłego jubileuszu bitwy grunwaldzkiej, zgłoszonej przez klub tejże partii, miałby domagać się takiego oto przesłania: „Minęło 6 wieków od dnia, gdy rycerstwo polskie, zjednoczone pod sztandarami Bogurodzicy Dziewicy, dało krwawy odpór teutońskim najeźdźcom, zatrzymując barbarzyńską agresję odwiecznych wrogów Narodu Polskiego…” („Polityka”,19.09.2009, nr 38 (2723), s. 4). Retoryka tego projektu wyraźnie nawiązuje do XIX-wiecznej narracji, której ówczesną funkcją było wykreowanie „odwiecznego wroga”, pozwalającego na ideologiczne scalenie rozbitego społeczeństwa polskiego pod rządami trzech mocarstw, a w przyszłości na stymulowanie działań narodowo-wyzwoleńczych. W prześmiewczej optyce dziennikarza polska prawica XXI w. posłużyła się zatem wzorcami postrzegania przeszłości wieków minionych, aktualizując stereotyp Niemca-Krzyżaka w roli „barbarzyńskiego agresora”. Stosunek do sąsiadów Polski i UE faktycznie często dzielił rodzimą scenę polityczną: po prawej stronie duża niechęć i nieufność odpowiadała rewitalizacji tradycyjnych wzorców odbioru Niemców jako wroga, po lewej – pełna zgoda na daleko idącą integrację europejską i internacjonalizację Polski szła w parze z dekonstrukcją stereotypów i mitów narodowych XIX stulecia. Wracając do fikcyjnej debaty sejmowej nad uchwałą, warto wspomnieć, że tekst rzekomo wygłoszony przez Girzyńskiego spotyka się z natychmiastową polemiką: przedstawiciel partii chłopskiej oponuje ze względu na pominięcie roli chłopstwa w bitwie grunwaldzkiej, domagając się upamiętnienia ofiar piechoty łanowej. Z kolei poseł SLD protestuje przeciwko treściom religijnym, żądając uszanowania świeckości państwa, co wywołuje sprzeciw partii katolicko-narodowej (PiS) i skłania jej przewodniczącego do sformułowania zarzutu pod adresem postkomunistycznej socjaldemokracji, jakoby ta chciała bolszewizacji Polski. Nad burzliwą dyskusją próbuje zapanować marszałek sejmu z PO, przypominając, że tekst uchwały nie powinien obrażać współczesnych polskich sojuszników ani pozostałych członków Unii Europejskiej, czyli Niemiec („Czy musimy po 600 latach jeszcze raz bić Niemców?”, tamże) i innych państw Europy Zachodniej, których przodkowie mieli także walczyć po stronie zakonu. Głos marszałka prowokuje do złośliwej wymiany zdań kolejnych parlamentarzystów. Poseł PiS z przekąsem mówi: „To może powinniśmy też oddać Niemcom dwa nagie miecze!”, na co błyskawicznie ripostuje poseł PO: „Faktycznie, po co nam miecze, jak mamy tyle zakutych łbów!” (tamże).W rozpisanej na głosy scence symulującej obrady polskiego parlamentu nie brak odwołań do opisów obrad sejmików i sejmu I Rzeczpospolitej, a stworzenie historycznej ciągłości pomiędzy armią krzyżacką a państwami Unii Europejskiej, którą praktykują wykpiwani posłowie, przenosi dyskusję na poziom aktualnych debat: relacji Polski z UE, kwestii narodowej suwerenności Polski, a także pozycji Polski na arenie europejskiej. Przy okazji autor satyrycznego tekstu drwi z wciąż obecnych tendencji do kultywowania tradycji tyrtejsko-heroicznej (→ romantyzm) w środowiskach prawicowych (licytowanie się na liczbę ofiar), a także z odwoływania się do przeszłości jako strategii (de)legitymizowania aktualnych wyborów i działań politycznych. Wojny polsko-polskie („polskie piekiełko”) mogą się toczyć zatem o wszystko, czerpiąc przy tym garściami z tradycyjnych narracji o wrogach, a wydarzenia historyczne sprowadzając jedynie do roli pretekstu. Doskonale oddaje tę polską praktykę polityczną także Michał Tomaszek, autor satyrycznego rysunku, który zdobył Grand Prix międzynarodowego konkursu satyrycznego Grunwald na wesoło, zorganizowanego przez muzeum w Malborku z okazji 600-lecia wielkiej bitwy (http://www.zamek.malbork.pl/index.php?p=wydarzenia&aid=24 14.06.2014).Na obrazku widać kłębiące się na polu bitwy rycerstwo w biało-czerwonych barwach, zaciekle walczące między sobą, podczas gdy na pierwszym planie mała grupka Krzyżaków z całkowicie skonfundowanymi minami próbuje zrozumieć sytuację. Jeden ze zdumionych rycerzy zakonnych w końcu odgaduje jej sens i krótko stwierdza: „Chyba zaczęli bez nas”.

Historia kariery stereotypu Niemca-Krzyżaka sugeruje swoistą teleologię: od konstrukcji do dekonstrukcji. Jest to jednak mylne wrażenie, gdyż pewne formy demontażu tego stereotypu i mitologii grunwaldzkiej towarzyszyły procesom budowania polskiej tożsamości narodowej już od samego początku, choć z różnym natężeniem. Podczas gdy tysiące Polaków demonstrowały swój patriotyzm, ale i nienawiść do Krzyżaków/Niemców podczas pierwszych masowych obchodów grunwaldzkiego zwycięstwa w 1910 r., Bolesław Prus i dziesiątki innych intelektualistów protestowali przeciwko fobiom antyniemieckim, apelując o umiar i trzeźwą ocenę rzeczywistości. Podobnie reagowano na stereotyp Krzyżaka reanimowany w czasach PRL. Także i dziś trudno mówić o całkowitym obaleniu stereotypowego obrazu Niemca – w pewnych środowiskach i kręgach społecznych w Polsce wciąż jeszcze podejrzliwość i obawy w stosunku do Niemców są ogromne, nierzadko poparte autorytetem pamięci rodzinnej. Właśnie dlatego „niemiecki straszak” nadal jest politycznie opłacalny – jeszcze ciągle można dzięki niemu zdyskredytować przeciwnika lub przynajmniej podważyć jego wiarygodność, a sobie przysporzyć dodatkowych głosów obietnicą ochrony przed niemieckim zagrożeniem. Jako stereotyp „długiego trwania” (Hubert Orłowski) przechowywany jest w „archiwach” polskiej pamięci kulturowej i jako taki w dowolnym momencie może zostać ponownie zaktywizowany.

 

Bibliografia

K. F. Becker, Weltgeschichte, Berlin 1836, t. 1.

J. Bobrzyński, Na drodze walki. Z dziejów odrodzenia myśli konserwatywnej w Polsce, Warszawa 1928, cyt. za: W. Wrzesiński 2007.

E. Dmitrów, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków. Poglądy i opinie z lat 1944-1948, Warszawa 1987.

K. Kierski, Stanowisko nasze wobec Niemców, [w:] „Strażnica Zachodnia”, nr 2, cyt. za: Wrzesiński 2007.

R. Kosellek, Fortschritt, [w:] O. Brunner, W. Conze, R. Koselleck (red.), Geschichtliche Grundbegriffe. Historisches Lexikon zur politisch-sozialen Sprache in Deutschland, Stuttgart 1975, S.351-423.

A. Mickiewicz,Grażyna. Powieść litewska, [w:] tenże, Dzieła (Wydanie Rocznicowe 1798-1998), Warszawa 1994.

P. Przybyła, Pod Grunwaldem i pod (pre-)tekstem. Narodowa instrumentalizacja bitwy pod Grunwaldem w polskim i niemieckim dyskursie historycznym „długiego” XIX wieku, [w:] I. Surynt, M. Zybura (red.), Opowiedziany naród. Literatura polska i niemiecka wobec nacjonalizmów XIX wieku, Wrocław 2006, s. 155-184.

F.C. Schlosser,Weltgeschichte für das deutsche Volk, Frankfurt a.M. 1844, t. 1.

A. Sosnowska, Zrozumieć zacofanie. Spory historyków o Europę Wschodnią (1946-1994), Warszawa 2004.

I. Surynt, Postęp, kultura i kolonializm. Polska a niemiecki projekt europejskiego Wschodu w dyskursach publicznych XIX wieku, Wrocław 2006.

I. Surynt, Das „ferne”, „unheimliche” Land. Gustav Freytags Polen, Dresden 2004.

T. Szarota, Polacy i Niemcy: wzajemne postrzeganie i stereotypy, Warszawa 1996.

W. Wrzesiński, Sąsiad czy wróg? Ze studiów nad kształtowaniem obrazu Niemca w Polsce w latach 1795-1939, Wrocław 2007.

M. Zybura, Niemcy w Polsce, Wrocław 2004.

M. Zybura, „… niemieckiego gadu nie ugłaszcze nikt…”. O narodzinach negatywnego obrazu Niemca w romantyzmie polskim, [w:] I. Surynt, M. Zybura (red.), Opowiedziany naród, Wrocław 2006, s. 145-154.

 

Surynt, Izabela, prof. dr hab., literaturoznawczyni; profesor w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego; kierownik Zakładu Komunikacji Międzykulturowej. Zainteresowania naukowe: komunikowanie międzykulturowe; historia kultury i literatury niemieckiej i polsko-niemiecki transfer kulturowy; badania nad nacjonalizmem i kolonializmem niemieckim (studia postkolonialne); badania nad stereotypami, mitami i symboliką kolektywną, badania nad niemiecką i polską pamięcią zbiorową. Autorka monografii: Erzählte Weiblichkeit bei Marie von Ebner-Eschenbach, 1998, Das „ferne”, „unheimliche” Land. Gustav Freytags Polen, 2004; Postęp, kultura i kolonializmPolska a niemiecki projekt europejskiego Wschodu w dyskursach publicznych XIX wieku, 2006, Przemoc – pamięć – tożsamość w niemieckiej literaturze drugiej połowy XX wieku: Światy ze słów Helgi M. Novak, 2010; współredaktorka serii wydawniczej „Polonistik im Kontext”.

 

6314