Sylwia Dec-Pustelnik
Uklęknięcie Willy’ego Brandta pod Pomnikiem Bohaterów Getta
Dla wielu ludzi na całym świecie fotografia przedstawiająca klęczącego Willy’ego Brandta przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta z grudnia 1970 r. była i jest najważniejszym wyobrażeniem powojennej historii Republiki Federalnej Niemiec. Gest niemieckiego kanclerza odbił się szerokim echem zarówno w Niemczech Zachodnich, jak i w (szczególnie zachodnim) świecie. Za politykę wschodnią pod rządami socjalistów z liberałami, której ważną symbolizacją był właśnie Kniefall (dosłownie: padnięcie na kolana), Brandt został wybrany Człowiekiem Roku 1970 magazynu „Time’a”, a rok później otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Gest Willy’ego Brandta jest dziś wymieniany obok Listu polskich biskupów (→ List biskupów) jako jedno z najistotniejszych wydarzeń wpisujących się w tak zwaną politykę pojednania między Polakami i Niemcami po II wojnie światowej. I podobnie jak w przypadku Orędzia, także gest niemieckiego kanclerza nie od początku budził powszechną akceptację i zrozumienie. Zarówno w Niemczech, jak i w Polsce.
W 1969 r. pierwszy raz w historii Niemiec Zachodnich na czele rządu stanął przedstawiciel socjaldemokracji (SPD). Socjaldemokraci, którzy współtworzyli rząd wraz z liberałami (FDP) szans na zbliżenie z NRD upatrywali także w próbie normalizacji stosunków z państwami bloku wschodniego, w szczególności z ZSRR. Do tej pory Bonn uważało NRD za jedno z dwóch państw narodu niemieckiego, choć nie zgadzało się na uznanie go w sensie prawa międzynarodowego. Z kolei w stosunku do Polski rząd Brandta wyraził chęć porozumienia w sprawie granic (→ granica), podkreślając jednakże, iż kwestia ta powinna być ostatecznie uregulowana w traktacie pokojowym (→ traktat). Po podpisaniu przez Brandta 12 sierpnia 1970 r. w Moskwie układu zachodnioniemiecko-radzieckiego o wyzbyciu się we wzajemnych relacjach użycia siły i o nienaruszalności granic, przyszła kolej na Polskę. W grudniu Brandt przybył do Warszawy, by podpisać Układ normatywny, w którym RFN zobowiązała się do uznawania „teraz i w przyszłości za nienaruszalne granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej”. Jak trudna była to wizyta, nie tylko ze względu na doświadczenia II wojny światowej, żelazną kurtynę dzielącą oba państwa, lecz także ze względu na różnice kulturowe pokazuje chociażby zabawna sytuacja, która miała miejsce na początku tej wizyty. Willy Brandt, pomny na swą sierpniową wizytę w Moskwie, zagadnął w trakcie podróży z lotniska do pałacu w Wilanowie, (by przerwać niezręczna ciszę) premiera Józefa Cyrankiewicza o żniwa. Cyrankiewicz kompletnie zaskoczony pytaniem o „żniwa w grudniu” („Gazeta Wyborcza” 09.12.2008) nie podtrzymał rozmowy. Sytuację wyjaśnił dopiero chwilę później tłumacz polskiego premiera (Mieczysław Tomala), który przypomniał, iż pytaniem o żniwa został przywitany Brandt w sierpniu w Moskwie i prawdopodobnie uznał je za osobliwą formę uprzejmości obowiązującą za żelazną kurtyną („Gazeta Wyborcza” 09.12.2008).
Napięcie związane z wizytą zachodnioniemieckiej delegacji było wyczuwalne przez cały czas jej trwania. Sam Brandt wspominał, że „zbyt głębokie są rany, które Niemcy zadali Polakom, a w żadnym innym kraju barbarzyństwo nazistów nie szalało tak jak tutaj: na ziemi polskiej znajdowały się fabryki śmierci Holocaustu, w Warszawie najpierw walczyli Żydzi z getta, potem żołnierze i oficerowie polskiej armii podziemnej podjęli swój śmiertelny bój; w sumie Polacy ponieśli sześć milionów ofiar” (Brandt 2013, 159). W Niemczech zaś pamiętano o brutalnych deportacjach i wysiedleniach Niemców po wojnie. W efekcie, także dla wielu zwolenników polityki wschodniej Brandta, podpisanie Układu było trudnym momentem, gdyż wiązało się z ostatecznym zaakceptowaniem przebiegu granic i rezygnacją z rodzinnych stron.
Mimo tych wszystkich przeciwności, 20 lat po uznaniu przez Niemcy Wschodnie zachodniej granicy Polski, 7 grudnia 1970 r. został w Warszawie podpisany Układ potwierdzający tę granicę również przez Niemcy Zachodnie. Po złożeniu podpisów na stosownym dokumencie Józef Cyrankiewicz i Willy Brandt udali się pod pomnik Nieznanego Żołnierza, by tam – zgodnie z dyplomatycznym zwyczajem – złożyć kwiaty. Rutynowy przebieg wizyty przerwał gest Brandta pod pomnikiem Bohaterów Getta upamiętniającym ofiarę 500 tysięcy pomordowanych w getcie Żydów: „Choć umieszczona na wieńcu szarfa leżała równo, uroczystym gestem wyprostował oba jej końce. Zrobił krok wstecz na mokrym granicie. Na chwilę znieruchomiał w poprawnej pozie polityka składającego wieniec. A potem padł na kolana, runął, z rękami złożonymi jedna na drugiej, z pochyloną głową” („Der Spiegel” 14.12.1970). Uklęknięcie Willy’ego Brandta pod pomnikiem Bohaterów Getta wprawiło Niemców w osłupienie: „Ten widok poruszył wszystkich. Wszyscy dookoła byli bladzi z wrażenia…” („FAZ” 08.12.1970).
Zdjęcie klęczącego pod warszawskim pomnikiem Willy’ego Brandta obiegło cały świat. Obok pamiętnego zdjęcia ze mszy z udziałem Adenauera i de Gaulle’a w katedrze w Remis to właśnie klęczący Brandt zaprezentował zdaniem wielu międzynarodowych obserwatorów obraz Niemiec, jakiego dotąd nie znano. O niemieckim kanclerzu pisano, iż jest prawdziwym mężem stanu, mającym odwagę ustalać kryteria moralne i wyrażać gotowość do pełnej akcepcji konsekwencji niemieckiej klęski, utraty terytorium, przejęcia odpowiedzialności za niemiecką winę. Gest pomógł tym samym w budowaniu pozytywnego wizerunku Brandta w Europie Zachodniej: „Prasa Brandta w Anglii zawsze była dobra, ale teraz zbliża się on do granicy idolatrii. Na swój sposób zastąpił Kennedy’ego jako długo oczekiwany i potrzebny bohater, a fakt, że jest Niemcem jeszcze bardziej cieszy” (Merseburger 2011, 463-464).
Kniefall wywołał też gorącą dyskusję w Niemczech Zachodnich. Wielu, także z tych, którzy towarzyszyli Brandtowi w czasie wizyty do Polski (jak chociażby delegacja czołowych zachodnioniemieckich pisarzy, w tym Günter Grass oraz Siegfried Lenz pochodzących z ziem przyłączonych w 1945 r. do Polski), a którzy nie widzieli gestu kanclerza, w pierwszej chwili nie mogło uwierzyć, że stało się to naprawdę. Nikt ze współpracowników Brandta nie wiedział bowiem o jego zamiarach. Kanclerz nie konsultował tego gestu nawet ze swym bliskim współpracownikiem Egonem Bahrem, który powszechnie uznawany był za jego alter ego i którego zazwyczaj we wszystko wtajemniczał. Najbliżsi współpracownicy kanclerza byli nie mniej zaskoczeni niż obserwujący to wydarzenie z bliska reporterzy i fotoreporterzy. Sam Brandt wspominał: „nie oczekiwali »niczego nowego«” (Brandt, 2013, 160). Z jednej strony uklęknięcie Brandta zostało odczytane jako wyraz skruchy i wyznanie win w imieniu wszystkich Niemców („Der Spiegel” 14.12.1970), z drugiej zaś jako prośba o przebaczenie. Sam Brandt w Warszawie powiedział: „Chciałem prosić o przebaczenie w imieniu naszego narodu za milionową zbrodnię, której dokonano, bezczeszcząc imię Niemiec”(Merseburger 2011, 673).
Zdjęcie przedstawiające klęczącego Brandta można było zobaczyć w zachodnioniemieckiej telewizji i w niemal każdej zachodnioniemieckiej gazecie. Nie było w zasadzie tytułu, który nie opublikowałby wówczas słynnego zdjęcia. Antyhitlerowska przeszłość Brandta, który w czasie II wojny światowej wyemigrował z Niemiec do Norwegii, gdzie działał między innym na rzecz ruchu oporu w Niemczech, a także fakt, iż nie był człowiekiem wierzącym przyczyniły się dodatkowo do podgrzania dyskusji w RFN, którą wywołało uklękniecie kanclerza. Brandt nie należał do sprawców czy też współwinowajców nazistowskich zbrodni, dlatego niemal natychmiast pojawiły się głosy, że wcale nie musiał tego czynić.
Zachodnioniemieckie społeczeństwo było podzielone w ocenie gestu Brandta. Niektórzy nie byli pewni, czy nie uwłacza on aby godności kanclerza lub czy należy się pamięci ofiar. Wpisuje się to zarówno w kontekst zachodnioniemieckiej debaty nad oceną niemieckiej winy za zbrodnie wojenne, jak i nad powojennym przebiegiem niemieckich granic ma wschodzie. Ankieta przeprowadzona przez jeden z czołowych zachodnioniemieckich tygodników wykazała, że jedynie 41% respondentów potraktowało gest kanclerza jako właściwy, podczas gdy 48% uznała go za przesadny – przy czym wśród pokolenia wojennego, 40-60 latków, odsetek ten był jeszcze większy, gdyż wynosił 54% („Der Spiegel” 14.12.1970). Przeciwnicy gestu Brandta twierdzili, że „niemiecki kanclerz nie klęka, a już na pewno nie w Polsce” (por. „Polityka” 05.08.1989), „klęka, chociaż nie musi, za wszystkich, którzy powinni, ale nie klękają – ponieważ brak im odwagi, lub nie mogą, lub nie potrafią się zdobyć na odwagę” („Der Spiegel” 14.12.1970). Granica akceptacji i zrozumienia dla tego, co uczynił w Warszawie Brandt najbardziej zależała od wieku respondentów. O ile starsze pokolenie miało ambiwalentny lub negatywny stosunek wobec prowadzonej przez Brandta polityki, to dla młodego pokolenia zachodnich Niemców jego gest był symbolem moralności w polityce. Nie oznacza to bynajmniej, że wśród starszych mieszkańców RFN nie było zwolenników kanclerza. Gest Brandta poparło wielu katolików, także tych, którzy dotychczas niezbyt chętnie angażowali się na rzecz pojednania z Polską. Dla wielu była to wizyta trudna i bolesna, lecz zarazem nieunikniona, gdyż Niemcy powinni byli wziąć odpowiedzialność za przeszłość, a także za to, co zrobiono wówczas z imieniem Niemiec. Wielu w ten właśnie sposób odczytywało gest Brandta.
Jednakże głównym powodem niezrozumienia gestu kanclerza była, jak się zdaje, znikoma wiedza Niemców na temat tego, co działo się w Polsce w czasie II wojny światowej. Wątpliwość wielu budziło również pytanie, czy ktoś Brandtowi ów gest doradził, czy uczynił go spontanicznie, pod wpływem chwili. Sam Brandt w swych wspomnieniach tłumaczył: „Niczego nie zaplanowałem, ale pałac wilanowski, w którym mieszkałem, opuszczałem z uczuciem, że muszę w jakiś sposób wyrazić wyjątkowość myśli przed pomnikiem getta. Nad przepaścią historii i pod ciężarem milinów zamordowanych zrobiłem to, co robią ludzie, kiedy zabraknie im słów” (Brandt 2013, 160). Z czasem gest Brandta zyskiwał w Niemczech (Zachodnich) na popularności. Współczesne już badania ankietowe dowodzą, że Niemcom ze wszystkich obrazów powojennej historii najbardziej utkwił w pamięci właśnie widok Willy’ego Brandta klęczącego w Warszawie („Polityka” 04.09.1999).
O ile Niemcy mogli czuć się zaskoczeni zachowaniem swego kanclerza, o tyle dla Polaków klęczący w Warszawie Niemiec był właściwie wówczas nie do wyobrażenia (mimo iż od czasu Orędzia i dość powściągliwej odpowiedzi biskupów niemieckich wielu liczyło na bardziej wymowny gest ze strony niemieckiej). I w czasie, gdy w RFN szalała istna burza, w Polsce milczano. Żadna gazeta nie opublikowała wizerunku klęczącego kanclerza (wyjątkiem była wydawana w języku hebrajskim gazeta „Folkssztyme”), w żadnym z rozpowszechnianych podsumowań wizyty niemieckiej delegacji nie napisano wprost o uklęknięciu, a jeśli już to zdawkowo. Zamiast zdjęcia przedstawiającego klęczącego Brandta pojawiało się wspólne zdjęcie kanclerza z Władysławem Gomułką bądź też zdjęcie sprzed Grobu Nieznanego Żołnierza, gdzie Brandt również składał kwiaty. Aż do 1989 r., gdy po raz pierwszy opublikowano w Polsce zdjęcie klęczącego Brandta, w obiegu medialnym mogła funkcjonować jedynie zretuszowana kopia przedstawiająca niepełną postać kanclerza. Z kolei w kronice telewizyjnej w ogóle wycięto ujęcie gestu Brandta, posługując się jedynie takimi obrazami, które sugerowały, że Brandt osunął się na kolana przed żołnierzem kompanii honorowej. Zdaniem niektórych komentatorów w prasie nie mogło ukazać się wówczas zdjęcie klęczącego kanclerza, gdyż „ten chrześcijański gest pokory był nie do przyjęcia dla reżyserów państwowych uroczystości, nazbyt przypominał też wielką dyskusję nad słynnym zdaniem z Listu biskupów” („Polityka” 05.08.1989). Nie bez znaczenia dla odbioru uklęknięcia miała naturalnie także przynależność Polski do bloku wschodniego. Dla współpracy polsko-wschodnioniemieckiej widok klęczącego Brandta był zwyczajnie „niewygodny”. Klęczący Brandt budził bowiem lęk przed nietrwałością stałych fundamentów pojednania z Niemcami z NRD, od których Polacy nigdy podobnego gestu nie otrzymali.
Kolejnym „problemem”, który zakłócał (i zdaje się, że jest tak do dziś) w Polsce odbiór gestu Brandta, było miejsce, w którym do niego doszło. Zdaniem wielu komentatorów, mimo iż miał miejsce w Warszawie i Brandt mógł mieć na myśli także Polaków, czy też polskich Żydów, deklaracja ta odnosiła się wyłącznie do narodu żydowskiego. Gdyby zaś chciał uczcić pamięć także pomordowanych Polaków powinien to był uczynić pod jakimkolwiek innym pomnikiem dotyczącym walki o niepodległość. Również sam Brandt zauważył zakłopotanie Polaków, którzy nie zareagowali na jego gest, a jedynie pytali, dlaczego nie uczynił tego przed Pomnikiem Nieznanego Żołnierza. Nie brakuje natomiast opinii, iż Brandt ukląkł w tym, a nie innym miejscu (jak postulowany Pomnik Nieznanego Żołnierza), gdyż zależało mu, by było to miejsce wolne od jakichkolwiek skojarzeń ideologicznych. Wybór pomnika Bohaterów Getta, szczególnie po wydarzeniach marca 1968 r., wprawił partię rządzącą w konsternację i zakłopotanie. Wciąż żywa pamięć tych wydarzeń stawiała rządzących (którzy nie byli gotowi, by przyznać się do winy) w dość niekomfortowej sytuacji. Nie wszyscy godzą się jednakże na odczytanie gestu Brandta jedynie jako skierowanego do Żydów, postulując, by spojrzeć nań nie jak na gest pojednania, lecz pokuty: „Gest Brandta nie był żadnym gestem pojednania, lecz pokuty, i wprawdzie Brandt dopełnił go przed tym, a nie innym pomnikiem, ale – jak to powiedział Gerhard Schröder w Sejmie – był to gest pokory wobec wszystkich ofiar hitlerowskiego terroru w Polsce” („Polityka” 16.12.2000).
Pozostaje faktem, że polscy oficjele cały dzień zachowywali się tak, jakby nic się nie wydarzyło, w żaden sposób nie komentując gestu Brandta. Dopiero następnego dnia premier Cyrankiewicz wziął kanclerza pod ramię i powiedział, że wielu odczuło ten gest jako bardzo bliski. Brak oficjalnej reakcji nie oznacza bynajmniej, iż uklęknięcia nie komentowano wcale. Mieczysław Rakowski wspominał: „Najżywiej komentowane jest uklęknięcie Brandta przed pomnikiem Bohaterów Getta. Byłem obecny przy tym i rzeczywiście stało się coś wielkiego, historycznego. Czułem, że łzy napływają mi do oczu. Wracając spod pomnika z Nannem i Klausem von Bismarckiem, nie mogłem wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Brandt zaskakuje, wymaga szacunku i podziwu” (Rakowski 2001, 269).
Zdjęcie klęczącego Brandta nie było wprawdzie publikowane w Polsce aż do 1989 r. ale w polskiej prasie już w grudniu 1970 roku pojawiały się nawiązania do jego gestu. Można przeczytać, iż Brandt przez cały czas trwania wizyty był pod silnym ciężarem wspomnień, co „uświadomił sobie szczególnie podczas składania wieńców” („Polityka” 12.12.1970), a także, że „już pierwsze spotkanie z Brandtem wystarcza, by przyznać rację tym, którzy gdy mówią o kanclerzu, wskazują, iż czynnik moralny odgrywa w jego działalności ogromną rolę” (tamże), co potwierdził właśnie pod Grobem Nieznanego Żołnierza i pomnikiem Bohaterów Getta. Brakowało jednak dokładnego opisu zdarzeń spod pomnika. Z jednej strony doceniony został Brandt, który „wcześniej od innych zrozumiał, że istnieje tylko jedna droga do pozyskania zaufania Polaków – pogodzenie się z wyrokiem historii” (tamże), z drugiej jednak podkreślano, że to głównie kontakty Polski z NRD miały wpływ na rozwój relacji polsko-niemieckich.
Z biegiem czasu w komentarzach na temat gestu Brandta zaczęto podkreślać doniosłość tego wydarzenie – nie tylko w historii relacji polsko-niemieckich, lecz także w historii Europy. Piano o geście kanclerza jako symbolu „ekspiacji w imieniu całego narodu niemieckiego”, który „nie tylko przejdzie do historii, lecz ją również współkształtuje” („Tygodnik Powszechny” 03.01.1971). Brandt „zdołał odbudować moralną wiarygodność Niemca” (tamże), w co jeszcze 5 lat wcześniej nikt by nie uwierzył.
Klęczący Brandt, podobnie jak Orędzie, służy za przykład aktu pojednania budowanego na zasadach chrześcijańskich, do których odwołują się kolejne pokolenia. Traktowany jest jako „jeden z najbardziej przejmujących symboli pojednania w Europie” („Polityka” 12.10.2002), „przełomowy moment dla młodego pokolenia socjaldemokratów w zrozumieniu moralnej odpowiedzialności Niemców za przeszłość” („Polityka” 31.07.2004), „punkt zwrotny w historyczno-symbolicznych relacjach polsko – niemieckich” („Tygodnik Powszechny” 1.08.2004), czy jako wzór (obok Orędzia) dla pojednania polsko-ukraińskiego. To właściwie z powodu gestu Brandta jego wizyta w Polsce w grudniu 1970 r. przeszła do historii. Właściwie to wcale nie podpisany w 1970 r. Układ, lecz uklęknięcie niemieckiego kanclerza symbolizowało nowy początek w relacjach polsko-(zachodnio)niemieckich. Tym bardziej dziwi fakt, iż tak niewielu Polaków dziś o tym pamięta, podczas gdy dla Niemców jest jedną z najważniejszych politycznych ikon XX wieku.
Bibliografia
T. G. Ash, W imieniu Europy. Niemcy i podzielony kontynent, Londyn 1996.
A. Bahrens (red.), „Durfte Brandt knien?” Der Kniefall in Warschau und der deutsch-polnische Vertrag. Eine Dokumentation der Meinungen, Bonn 2010.
W. Bartoszewski, O Niemcach i Polakach Wspomnienia. Prognozy. Nadzieje, Kraków 2010.
W. Brandt, Wspomnienia, Poznań 2013.
M.G. Dönhoff, Kanclerze RFN jakich nie znamy, Warszawa 1999.
M. Latkowska, C. Felsch, List biskupów & Willy Brandt w Warszawie. Przedwcześni bohaterowie?, [w:] R. Traba, H. H. Hahn (red.), Polsko – niemieckie miejsca pamięci t. 3 Paralele, Warszawa 2012.
T. Mechtenberg, 20 Jahre deutsch-polnischer Nachbarschaftsvertrag. Ein Rückblick auf zwei Jahrzehnte deutsch-polnische Beziehungen, [w:] „Zbliżenia interkulturowe Polska-Niemcy-Europa“, nr 9/2011, Wrocław 2011.
P. Merseburger, Willy Brandt 1913-1992 Wizjoner i realista, Poznań 2011
M. F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1969-1971, Warszawa 2001.
Ch. Schneider, Der Warschauer Kniefall. Ritual, Ereignis und Erzählung, München 2006.
K. Wigura, Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki, Gdańsk – Warszawa 2010.
M. Wolffsohn, Th. Brechenmacher, Denkmalsturz? Brandts Kniefall, München 2005.
M. Zielińska, W ślimaczym tempie… Uwarunkowania polskiej recepcji literatury niemieckiej na przykładzie debat wokół twórczości Güntera Grassa w wybranych czasopismach literackich i społeczno-kulturalnych (1961-1981), www.depot.ceon.pl 12.07.2014.
Dec-Pustelnik, Sylwia, absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, doktorantka w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Przygotowuje dysertację poświęconą pamięci o pojednaniu polsko-niemieckim w polskim dyskursie medialnym na przykładzie „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”. Publikacje: List biskupów polskich do biskupów niemieckich z perspektywy 45 lat, [w:] „Znaczenia” 5, Wrocław 2011 oraz Czy wypędzenia były dla Niemców faktycznie katastrofą?, [w:] Powodzie, plagi, życie i inne katastrofy, (red.) K. Konarska, P. Kowalski, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2012.