Andrzej Kaluza
Polacy w Niemczech
Nieprecyzyjność sformułowania „Polacy w Niemczech” wynika z jego etniczno-kulturowego nacechowania, a także z faktu, iż odnosi się ono do często płynnej tożsamości grupy emigrantów z Polski osiadłych na stałe w RFN, NRD i zjednoczonych Niemczech prawie w całości po II wojnie światowej. Grupa ta jest bardzo liczna i zróżnicowana, co spowodowało zarówno niemieckie ustawodawstwo, które oferowało dawnym obywatelom Rzeszy i członkom mniejszości niemieckich w Europie Środkowo-Wschodniej korzystne warunki osiedlenia w RFN, jak i stosunkowo liberalna, od lat 70., polityka paszportową władz Polski Ludowej. Polsko-niemieckie spory i nieporozumienia dotyczą przede wszystkim tożsamości i regulacji prawnych dotyczących ok. półtoramilionowej grupy tzw. późnych przesiedleńców (Spätaussiedler), a więc osób, które, powołując się na niemieckie pochodzenie, otrzymały obywatelstwo niemieckie, zachowując często obywatelstwo polskie. Liczba żyjących w Niemczech imigrantów z Polski posiadających wyłącznie polskie obywatelstwo szacowana jest na ok. 400 tys. osób. W sumie można dziś mówić o ok. 2 mln. imigrantów z Polski stale mieszkających w Niemczech.
Czy istnieje „polska mniejszość narodowa” w Niemczech?
W sporze o tożsamość emigrantów z Polski na pierwszy plan wysuwa się obudowywana patriotyczną retoryką i obawą przed „germanizacją” (→ polska i niemiecka kultura pamięci; → stereotypy) teza o istnieniu liczącej ok. 2 mln osób „mniejszości polskiej w Niemczech”. Tym określeniem definiuje się zatem wszystkich emigrantów z Polski, niezależnie od ich osobistych losów i wyborów tożsamościowych.
Warto zdefiniować na wstępie strony w sporze o „tożsamość”. Po stronie polskiej są to dziennikarze i publicyści w mediach ogólnopolskich i polonijnych, narodowo-konserwatywni politycy, działacze organizacji polonijnych w Niemczech (paradoksalnie – sami nierzadko posiadający status późnych przesiedleńców), rzadziej naukowcy czy dyplomaci, reprezentujący oficjalne stanowisko rządu RP. Po stronie niemieckiej właściwie brakuje publicznych głosów w dyskusji, ale do sprawy ustosunkowują się m.in. przedstawiciele biur pełnomocnika d/s mniejszości i pełnomocnika d/s kultury i mediów przy Federalnym Ministrze Spraw Wewnętrznych, urzędnicy niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a także przedstawiciele instytucji zajmujących się rozwiązywaniem codziennych problemów migrantów i przesiedleńców, czyli np. pracownicy urzędów weryfikujących kompetencje zawodowe, kas emerytalnych, kuratoriów oświaty. Stosunkowo nikłe jest zainteresowanie tą kwestią wśród niemieckich naukowców i dziennikarzy, także niemieccy politycy nie zajmują się tym tematem na co dzień. Dostrzec więc można wyraźną asymetrię w percepcji problemu i debacie na jego temat – w Polsce trafia on od czasu do czasu na pierwsze strony gazet, w Niemczech natomiast pozostaje sprawą anonimowych urzędników, a szersza opinia publiczna nie jest o nim ani regularnie, ani intensywnie informowana. Mimo to spora część relacji ukazujących się w polskich mediach zakłada istnienie pewnej spójnej „odgórnej” polityki niemieckiej w tej sprawie i definiuje ją jako „nacjonalistyczną”, „restrykcyjną” lub wręcz „antypolską” (zob. Sakson, 2012, 157-184).
Narrację większości polskich uczestników debaty można przedstawić w następujący sposób: Polacy od co najmniej 150 lat stanowią nierozłączny element niemieckich miast i wsi. Jako robotnicy przemysłowi i pracownicy rolni emigrowali od połowy XIX w. na ziemie niemieckie, tam zakładali rodziny, pielęgnując swoją polską tożsamość i przekazując ją z pokolenia na pokolenie. W latach 20. XX w. zamieszkali w Republice Weimarskiej Polacy poszczycić się mogli „statusem mniejszości narodowej”, reprezentowanej przez założony w 1922 r. Związek Polaków w Niemczech (ZPwN). W 1940 r. rząd hitlerowski zakazał działalności polskich grup i stowarzyszeń oraz skonfiskował ich majątek. Tysiące działaczy polskich zginęło w obozach koncentracyjnych, a prześladowania członków mniejszości polskiej były na porządku dziennym. Po II wojnie światowej członkowie „starej emigracji” w Niemczech Zachodnich reaktywowali struktury organizacyjne, ale nie udało im się odzyskać zagrabionego majątku ani uzyskać rehabilitacji ich przywódców, zamordowanych bądź szykanowanych w czasach nazistowskich. Wraz z masową emigracją do Niemiec tzw. późnych przesiedleńców w ramach akcji „łączenia rodzin”, a także członków i sympatyków „Solidarności” wzmocnił się pod koniec lat 80. w Niemczech Zachodnich żywioł polski. Liczba polskojęzycznych mieszkańców Niemiec dochodzi dziś do dwóch milionów i choć na ogół dobrze odnaleźli się oni w społeczeństwie niemieckim, to nadal czują się Polakami. Dotyczy to także późnych przesiedleńców, którzy w rzeczywistości wykorzystali tylko niemieckie ustawodawstwo, aby zamieszkać w bogatszym kraju. Czołowym postulatem większości organizacji polonijnych (skupionych w Konwencie Organizacji Polskich oraz pozostającego poza nim Związku Polaków w Niemczech „Rodło”) w ostatnich latach było więc uzyskanie, czy raczej „odzyskanie”, utraconego po wojnie „statusu mniejszości narodowej”, który gwarantowałby prawnie roszczenia grup polonijnych. Chodzi przy tym o stosunkowo wysokie wsparcie organizacyjne i finansowe ze strony państwa niemieckiego umożliwiające prowadzenie działalności kulturalnej i edukacyjnej służącej pogłębieniu polskiej tożsamości. W pojęciu organizacji polonijnych oraz konserwatywnych polityków i mediów w Polsce polityka dotychczasowych rządów III Rzeczpospolitej (prócz okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007) pod względem wsparcia tego stanowiska rozczarowuje. To rządy w Warszawie zawiodły niemiecką Polonię, zgadzając się m.in. na zapis w traktacie o stosunkach dobrosąsiedzkich (→ traktat polsko-niemiecki) z Niemcami z 1991 r., odmawiający Polakom w Niemczech zrównania w prawach z członkami niemieckiej mniejszości narodowej w Polsce. Oficjalne stanowisko polskiego MSZ, niepodejmujące wyraźnie kwestii statusu mniejszości narodowej w późniejszych negocjacjach, krytykowane jest jako „zbyt uległe” względem pozycji niemieckich. Niewątpliwym sukcesem organizacji polskich były wyniki rozmów poprzedzających 20. rocznicę traktatu w 2011 r., m.in. rehabilitacja polskich działaczy narodowych prześladowanych przez hitlerowców, założenie placówki naukowo-muzealnej poświęconej historii Polaków w Niemczech, powołanie pełnomocników do spraw Polonii na szczeblu landów oraz stworzenie „biura Polonii” w Berlinie, którego zadaniem jest koordynacja działań kulturalno-oświatowych. Jednak zdaniem przedstawicieli Polonii to właśnie brak „statusu mniejszości” jest powodem niemieckiej opieszałości w realizacji zapisów traktatu. Polonia krytykuje nie tylko zbyt małe, jej zdaniem, wsparcie działalności organizacji polonijnych, ale też brak przejrzystych kryteriów, na których opiera się przyznawanie środków finansowych przez stronę niemiecką na działalność kulturalną Polaków. Tym bardziej, że Niemcy w Polsce (→ mniejszość niemiecka) – choć jest ich niewielu: ok. 200 tys. – otrzymują znacznie większą pomoc ze strony polskiej, np. na rozwój oświaty mniejszościowej. Charakterystycznym przykładem polskiego stanowiska jest wywiad z byłym prezesem Związku Polaków w Niemczech Markiem Wójcickim pt. Nie damy się zgermanizować („Angora” 22.05.2011) oraz Raport Stowarzyszenia Wspólnota Polska autorstwa Krzysztofa Raka Sytuacja Polskiej Mniejszości Narodowej w Niemczech (Warszawa 2010). Część polskiego środowiska naukowego reprezentuje odmienne poglądy (zob. Żerko, Polacy w Niemczech – wątpliwa mniejszość, „Rzeczpospolita”, 26.03.2010).
Trudno w tym miejscu skomentować oficjalne stanowisko czy chociażby dominujący ton w niemieckich mediach, albowiem brak jest stanowisk niemieckich polityków oraz dyskusji w mediach opiniotwórczych na ten temat. Stanowisko przedstawione poniżej jest więc diagnozą opartą na wieloletniej obserwacji nielicznych głosów i akcentów władz federalnych i regionalnych wobec omawianej tu grupy (zob. rozmowę z pełnomocnikiem Rządu Federalnego d/s mniejszości narodowych Christophem Bergnerem Die meisten Aussiedler haben sich gut integriert, „Berliner Zeitung”, 21.01.2010). Niepodważalne przy tym wydają się być dwa założenia niemieckiej polityki dotyczące problemu przyznania Polakom statusu mniejszości narodowej. Po pierwsze: Niemcy reprezentują sztywne podejście do tej kategorii, przyznając dalece idące prawa i środki wspierające tożsamość tylko niewielu wybranym i w dodatku nielicznym grupom narodowym, zamieszkałym na terytorium Niemiec od stuleci: Duńczykom, Fryzyjczykom, Serbom Łużyckim i przedstawicielom Romów (w Niemczech określanych jako Sinti i Roma). Po drugie: niemieckie władze nie przyznają żyjącym w Niemczech Polakom statusu mniejszości etnicznej, argumentując, że praw takich nie można udzielić grupie imigrantów. Krok taki stanowiłby precedens i mógłby pociągnąć za sobą roszczenia innych napływowych grup etnicznych. Panuje przekonanie, że żyjący w Niemczech imigranci powinni integrować się z niemieckim społeczeństwem, a nieodpowiedzialna, szczególnie od lat 60., niemiecka polityka w tej materii doprowadziła do nadmiernej izolacji licznych środowisk cudzoziemskich.
Grupa, o której mowa w traktacie (osoby pochodzenia polskiego lub przyznające się „do języka, kultury lub tradycji polskiej”), to przede wszystkim późni przesiedleńcy. To o ich pozycję i interesy toczy się tak naprawdę spór o „status mniejszości”. Z perspektywy niemieckiej administracji przesiedleńcy dobrowolnie złożyli wniosek o obywatelstwo niemieckie, powołując się na niemieckie korzenie i tożsamość. Ustawodawstwo, przyznające tak wielu emigrantom z Polski w latach 80. status przesiedleńca i obywatelstwo RFN, włączyło ich też bezwarunkowo do systemów zabezpieczeń społecznych (na preferencyjnych skądinąd zasadach, jak gdyby od początku kariery zawodowej w Polsce płacili składki w RFN), dopełniając przy tym aktu solidarności z „Niemcami ze Wschodu” i ich integracji z niemieckim społeczeństwem. Prawa wyborcze i uprawnienia przesiedleńców do różnego rodzaju świadczeń ze strony państwa, a przede wszystkim nieograniczony dostęp do rynku pracy, przekraczały znacznie „minimum socjalne” (Sozialhilfe) zapewniane innym emigrantom. Uznając dzisiaj późnych przesiedleńców za polską mniejszość narodową, władze Niemiec ustanowiłby nie tylko precedens prawny, ale musiałby wytłumaczyć się z praktyki preferencyjnej naturalizacji i integracji przesiedleńców, która przez dziesięciolecia akceptowana była przez rząd, opozycję i wyborców jako „wyrównanie skutków wojny”.
Oba podejścia, i polskie, i niemieckie, okazują się anachroniczne i jednowymiarowe. Stanowisko dominujące w Polsce nie uwzględnia faktu, że można było wyjechać z Polski do Niemiec, nie czując się Polakiem. Fakt, iż większość późnych przesiedleńców zachowała do dziś znajomość języka polskiego i pielęgnuje w jakimś stopniu kontakty z regionem pochodzenia, nie oznacza, że wszystkie te osoby postrzegają siebie jako Polaków (o tożsamości późnych przesiedleńców zob. Stola 2012 oraz Schmidt 2009). Niemcy zaś, przykładając wielką wagę do rozwiązań formalno-prawnych, uważają sprawę integracji przesiedleńców za zamkniętą i nie przyczyniają się przez to do rozbudzenia wrażliwości wobec skomplikowanej tożsamości i aspiracji kulturalnych późnych przesiedleńców w administracji i społeczeństwie niemieckim, do czego obliguje traktat. Oba stanowiska w podobny sposób ignorują rzeczywistość, próbując przypisać całej lub dużej grupie migrantów polskie lub niemieckie cechy kulturowo-etniczne. Sytuacja taka nie służy trwałemu porozumieniu. Pomost mogłoby stanowić zaakceptowanie przez obie strony zjawiska „hybrydyzacji kulturowej” dużej części tej grupy, którą zaobserwować można przede wszystkim u osób zaangażowanych w dialog polsko-niemiecki oraz u części młodego pokolenia. Polega ona na zaakceptowaniu dynamiki indywidualnych wyborów tożsamościowych, polegających na przyswojeniu elementów obu kultur.
Jednak większość przesiedleńców, zwłaszcza tych, którzy już długo mieszkają w Niemczech, żyje „w ukryciu”, poza zasięgiem dyskusji prowadzonych na ich temat. Niewiele możemy o nich powiedzieć oprócz tego, że kiedyś mieszkali w Polsce, a potem z własnej woli osiedlili się w Niemczech. Tajemnica ich tożsamości kryje się w historii ich emigracji.
„Stara emigracja”
Słowiańsko lub wręcz polsko brzmiące nazwiska (np. Pilawa, Slomka, Bednarz) są dziś w Niemczech powszechne i noszone przez kilkanaście procent populacji. W wielu przypadkach ludzie o takich nazwiskach określają siebie jako „pochodzących ze Wschodu” lub jako potomków polskich emigrantów „za chlebem” w XIX w. Istnienie tak dużej liczby polskich nazwisk nie skłania jednak opinii publicznej w Niemczech do refleksji bądź komentarza na temat wkładu polskiej emigracji do niemieckiej kultury materialnej i kultury życia codziennego. Pewna wrażliwość w stosunku do polskojęzycznych emigrantów panuje do dziś w Zagłębiu Ruhry, ale jest to świadomość „niszowa”. Nie istnieją obecnie niemieckie rodziny o polskich korzeniach, które z „dziada pradziada” przekazywałyby polską tradycję i znajomość języka młodym pokoleniom. W miarę upływu lat uległy one asymilacji i nie stanowią dziś „pomostu” pomiędzy rozmaitymi falami emigracji. Stanowisko działaczy polonijnych i niektórych polityków w Polsce, powołujących się dziś na aktywność środowiska „starej emigracji”, jest błędne, bierze bowiem pod uwagę realne istnienie takiej grupy osób. Nawet polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie jest całkiem wolne od tego typu wyobrażeń, albowiem w ramach negocjacji tzw. „okrągłego stołu” w 2010 i 2011 r. pojawiały się głosy, że uzyskanie statusu mniejszości jest możliwe, choć tylko dla „zasiedziałej” grupy Polaków, członków „starej emigracji”, którzy mogą udowodnić zamieszkiwanie w Niemczech od pokoleń. Grupa ta (nazywana w Niemczech umownie Ruhr-Polen) dziś jednak już po prostu nie istnieje (zob. Wóycicki 2000, 89).
Polskie osadnictwo w Niemczech w dobie industrializacji
Historia Polaków w Niemczech sięga średniowiecza, kiedy to przybywali do niemieckiego obszaru językowego na studia i w celach handlowych. Migracje miały też miejsce w związku z rozwojem reformacji i kontaktami między współwyznawcami luteranizmu czy trynitaryzmu. Również po niszczycielskiej wojnie trzydziestoletniej (1618-1648) niejeden niemiecki władca szukał nowych mieszkańców na ziemiach polskich, ale skali tej migracji dziś nie da się oszacować. W konsekwencji nieudanych polskich powstań w XIX w. przez tereny Niemiec przemieściły się fale polskich uchodźców politycznych – żołnierzy i oficerów oraz ich rodzin, obawiających się represji ze strony caratu. Ich celem był przede wszystkim Paryż, ale wielu Polaków osiedlało się w Dreźnie, Lipsku, Frankfurcie nad Menem, miastach Palatynatu i Badenii (→ szlachetny Polak; → polnische Freiheit).
Polacy stawali się obywatelami Niemiec nie tylko wskutek migracji, lecz również poprzez ekspansję Prus na Wschód. Aneksja Śląska i rozbiory Polski w XVIII w. spowodowały, że na początku XIX stulecia Prusy zamieszkiwane były przez ok. 1,5 miliona osób mówiących na co dzień językiem polskim. Do momentu powstania Cesarstwa Niemieckiego w 1871 r. ludność ta zwiększyła się do ok. 2,5 miliona i w olbrzymiej większości zamieszkiwała tereny przygraniczne. Tylko stosunkowo niewielu Polaków – by wspomnieć arystokratyczne rodziny Raczyńskich i Radziwiłłów – przeniosło się do Berlina, by włączyć się w życie polityczne, kulturalne i gospodarcze stolicy Prus. Dopiero masowa i żywiołowa modernizacja i industrializacja wielu obszarów Niemiec – zwłaszcza Zagłębia Ruhry i wielkich miast przemysłowych jak Hamburg czy Brema w drugiej połowie XIX w. – skutkowały wzmożonym popytem na robotników przemysłowych, których rekrutowano przede wszystkim na gospodarczo zacofanych rubieżach Prus, zamieszkałych przeważnie przez Wielkopolan, polskojęzycznych Ślązaków, Pomorzan, Warmiaków i Mazurów. Powstałe w ten sposób luki w wielkich gospodarstwach junkierskich łatano, rekrutując polskich robotników rolnych spoza granic Rzeszy – z zaboru rosyjskiego (Kongresówki) i austriackiego. Mogli oni przebywać w Niemczech czasowo i podlegali kontroli policyjnej, musieli się regularnie meldować, nie mogli opuszczać majątku pracodawcy bez zezwolenia, a tym bardziej nie wolno im było zamieszkać w Niemczech na stałe. Słynne „rugi pruskie” – tj. deportacja Polaków pochodzących z Galicji i Kongresówki z obszaru Prus w latach 1885-1890 – miały przeciwdziałać nielegalnej emigracji, ale pod naciskiem opinii publicznej i junkrów, którzy potrzebowali rąk do pracy, władze pruskie odstąpiły od tej polityki. Już w 1890 r. wydano zezwolenia na przyjazd 20 tys. polskich robotników rolnych, ich liczba z roku na rok wzrastała. Najczęściej byli zatrudniani w rolnictwie, w Hamburgu, Bremie i Lubece znajdowali zajęcie także w przemyśle i usługach. Podczas gdy w normalnych warunkach Polacy ci co roku jesienią musieli opuszczać Niemcy, to w okresie I wojny światowej zabroniono im powrotu do domu z powodu braku rąk do pracy. Z terenów okupowanych (Kongresówki i Galicji) deportowano wtedy do Niemiec kolejne 500-700 tys. pracowników.
O ile przed 1871 r. polskojęzyczni obywatele Prus tylko sporadycznie osiedlali się poza rodzinną okolicą, o tyle już 20 lat później ok. 100 tys. opuściło swe rodzinne strony. Pod koniec XIX w. liczba polskich migrantów sięgała 300 tys., a bezpośrednio przed I wojną światową – ok. 750 tys. osób. W samym Berlinie w 1914 r. mieszkało ok. 100 tys. Polaków. Choć migranci mieszkający nad Renem, Ruhrą czy Łabą posiadali niemieckie obywatelstwo, różnili się znacznie językiem, tradycją i sposobem życia od swych sąsiadów. Ówcześni imigranci to głównie drobni rolnicy, mieszkańcy małych miasteczek, częściowo przedstawiciele rzemiosła i usług. Wielkie kopalnie, huty i zakłady przemysłowe oferowały im nowe możliwości integracji ekonomicznej i społecznej.
Przed Zjednoczeniem Niemiec wypracowano swego rodzaju modus vivendi pomiędzy niemiecką administracją a ludnością polskojęzyczną zamieszkałą na wschodnich rubieżach Prus. Presja germanizacyjna nie była zbyt silna, a język polski dopuszczony był do urzędów, szkół powszechnych, sądów i kościoła. Dopiero nacjonalistyczny i antykatolicki Kulturkampf (1871-1878) wzmocnił poczucie polskiej identyfikacji narodowej, i to zarówno wśród mieszkańców pogranicza, jak i polskojęzycznych migrantów na Zachodzie. To właśnie wtedy Polacy poczuli się w Niemczech obco i zaczęli masowo zakładać własne instytucje i stowarzyszenia: banki, spółdzielnie, związki zawodowe, chóry, towarzystwa gimnastyczne i sportowe oraz gazety. Liczne stowarzyszenia zakładane były też wokół polskojęzycznych parafii katolickich, które dbały o naukę języka i trwanie w katolickiej obrzędowości. W 1902 r. powstał polskojęzyczny związek zawodowy (Zjednoczenie Zawodowe Polskie), reprezentujący specyficzne interesy Polaków. Na czele polskich organizacji stali z reguły robotnicy, a na niewielu przedstawicielach inteligencji spoczywały zadania organizacyjne, integracyjne i oświatowe. Powoli ze środowiska robotniczego wyłaniała się drobna klasa średnia.
Pomimo licznych antypolskich działań niemieckich władz (Polaków dotykały też działania wymierzone przeciwko Kościołowi katolickiemu i ruchowi socjalistycznemu) skutki obserwacji policyjnej i nacisków germanizacyjnych pozostały mierne. Polacy potrafili bronić swoich interesów przed sądem, a ich wpływy polityczne i ekonomiczne rosły wraz z napływem kolejnych migrantów. Położenie materialne Polaków w epoce wzmożonej industrializacji Niemiec na początku XX w. można określić jako korzystne, na co złożyło się wiele czynników: stałe zapotrzebowanie na siłę roboczą, koniunktura na rynkach zbytu przemysłu wydobywczego czy hutniczego oraz systematyczne podnoszenie przez Polaków kwalifikacji zawodowych. Polacy zaczęli być reprezentowani we władzach regionalnych i samorządowych, w 1914 r. w samym tylko Zagłębiu Ruhry mieli 35 radnych, a w 1922 r. aż 283. Silne organizacje i reprezentacja polityczna były ważnym aspektem polskiej samoświadomości, która musiała w całym okresie od 1871 do 1918 r. stawiać czoła antypolskim stereotypom ówczesnej retoryki politycznej, prasy, a nawet związków zawodowych (→ polnische Wirtschaft). Nastawienie niemieckich środowisk politycznych i opiniotwórczych, podające w wątpliwość lojalność Polaków względem niemieckiego państwa, motywowało wielu Polaków – jak kiedyś Kulturkampf – do działań w ramach polskiego ruchu narodowego, chociaż, wbrew rozpowszechnionym w Polsce poglądom, wielka część przedstawicieli omawianej tutaj grupy nie przejawiała silnych więzi z Polską oraz dążeń do podkreślania swej odrębności narodowej. Większość niej stanowili ludzie „z peryferii”, którzy, korzystając z nowych możliwości ekonomicznych i zmniejszonej kontroli grupowej, po jakimś czasie poddali się akulturacji, a potem dobrowolnej asymilacji. Tak więc siła polskich organizacji była znaczna, ale nie powszechna. Sytuacja zaostrzyła się po przegranej przez Niemcy I wojnie światowej, narzuceniu wysokich kontrybucji przez traktat wersalski oraz zajęciu Zagłębia Ruhry przez Francję. Polakom zarzucano kolaborację i sprzyjanie Francuzom, dodatkowo odrodzenie się państwa polskiego wywołało spory pomiędzy Polakami i Niemcami. Znaczna część narodowo zaangażowanych Polaków opuściła wtedy Zagłębie Ruhry, przenosząc się do Polski (ok. 100 tys.) lub do zagłębiów węglowych w Belgii i północnej Francji (ok. 15 tys.).
Między wojnami
Powstanie niepodległego państwa polskiego w 1918 r. było dla ok. czteromilionowej grupy Polaków w Niemczech (dane z 1914 r.) wydarzeniem przełomowym. Po ustaleniu na konferencji wersalskiej linii demarkacyjnej, zwycięskim powstaniu wielkopolskim, kolejnych powstaniach śląskich i plebiscycie zarówno na Górnym Śląsku, jak i na południowych obszarach Prus Wschodnich (Mazury), przeważająca część Polaków – dawnych poddanych cesarza Niemiec – stała się obywatelami II Rzeczypospolitej. W Republice Weimarskiej pozostało ok. miliona Polaków, a reprezentował ich założony w 1922 r. Związek Polaków w Niemczech (ZPwN) z siedzibą w Berlinie. Związek, którego symbolem od 1933 r. był znak Rodła, składał się z pięciu tzw. „dzielnic”: Górny Śląsk (z siedzibą w Opolu), Brandenburgia, Hamburg, Saksonia, Dolny Śląsk i Pomorze (Berlin), Nadrenia, Westfalia, Badenia i Palatynat (Bochum), Prusy Wschodnie (Olsztyn), Pogranicze (Złotów). Główną rolę w Związku odgrywali reprezentujący Prusy Wschodnie Jan Baczewski i reprezentujący Nadrenię Jan Kaczmarek. Celem tej organizacji, liczącej ok. 30 tys. członków, była prawna reprezentacja Polaków i polskich stowarzyszeń wobec władz niemieckich. ZPwN prowadził działalność kulturalną, gospodarczą i polityczną, miał swoich reprezentantów w sejmie pruskim, sejmikach krajowych i radach miejskich. W 1933 r. Związek wraz ze Związkiem Spółdzielni Polskich był inicjatorem założenia w Berlinie Centralnego Banku Spółdzielczości Polskiej, tzw. Banku Słowiańskiego, który wspierał polskie spółdzielnie w Niemczech. Niemiecka Polonia posiadała wówczas silne struktury gospodarcze, patronowała spółkom rolno-handlowym, spółdzielniom i zjednoczeniom zawodowym, prowadziła szkoły, bursy, instytucje opieki społecznej, stowarzyszenia kulturalne, zespoły artystyczne oraz kluby sportowe. Polacy posiadali też swoje wydawnictwa: „Polak w Niemczech” (z dodatkiem „Mały Polak w Niemczech”), „Dziennik Berliński”, „Gazetę Olsztyńską”, „Głos Pogranicza” i inne.
Okres międzywojenny, który charakteryzowały częste napięcia polityczne i gospodarcze między Niemcami a Polską, stanowił nierzadko ciężką próbę dla zamieszkałych w granicach Niemiec Polaków. Ich polityczni przedstawiciele – przywódcy i członkowie organizacji polskich, przede wszystkim ZPwN - poddawani byli szykanom, a polskie inicjatywy kulturalne i oświatowe natrafiały na blokady administracyjne. I tak np. oddane do użytku w 1937 r. Gimnazjum Polskie w Kwidzyniu nie mogło stanąć w planowanym pierwotnie miejscu w centrum miasteczka, opóźniano wydanie stosownych zezwoleń, stosowano presję wobec pracowników placówki. Obok działań administracyjnych członkowie ZPwN byli narażeni na wyzwiska i pobicia ze strony bojówek SA. Dotyczyło to np. byłych powstańców śląskich albo rodziców dzieci uczęszczających do polskich szkół. Paradoksalnie krótko po dojściu do władzy nazistów sytuacja poprawiła się, ponieważ nowy rząd niemiecki dążył początkowo do zbliżenia z Warszawą, podpisując w 1934 r. pakt o nieagresji. Berlinowi zależało też na podjęciu negocjacji w sprawie praw mniejszości niemieckiej w Polsce, a to zakładało pewną liberalizację metod stosowanych względem ZPwN. I tak np. członkowie związku nie zostali zobligowani do wstąpienia do wszechobecnej partii nazistowskiej. Nie oznacza to jednak, że Polakom w okresie międzywojennym przysługiwał status mniejszości narodowej, tak jak jest on rozumiany we współczesnych Niemczech i jak pojmują go dzisiejsi działacze polonijni. Konstytucja Republiki Weimarskiej w art. 113 respektowała prawa innych grup językowych (fremdsprachige Volksteile) do swobodnego posługiwania się językiem ojczystym w urzędach i miejscach publicznych. Zapis sformułowany był „negatywnie”, tj. określał, że członkowie tych grup nie powinni ponosić żadnych negatywnych konsekwencji z powodu ich odmienności kulturowych, nie mówił zaś o „pozytywnym” dążeniu państwa do zapewnienia warunków rozwoju kulturalnego i oświatowego, które służyłyby wzmacnianiu ich odmiennej tożsamości narodowej. Ustawodawstwo Republiki Weimarskiej nie wypracowało też ustawy mniejszościowej, która obejmowałaby swym zasięgiem grupy zdefiniowane jako „mniejszości”. ZPwN dążył wprawdzie w ramach stworzonego przez siebie „Związku Mniejszości Narodowych w Niemczech” (obejmującego też organizacje Duńczyków, Fryzów, Serbów Łużyckich i Litwinów) do uzyskania statusu mniejszości narodowej, ale statusu takiego formalnie nie udało mu się uzyskać. Jedynym polem, na którym państwo niemieckie zobligowane było do wspierania Polaków, była oświata w języku polskim, w tym wspieranie klas z językiem polskim jako wykładowym i tworzenie polskich szkół powszechnych (na podstawie zarządzenia pruskiego ministerstwa oświaty z 1928 r.).
Okres, w którym szkolnictwo polskojęzyczne w Niemczech miało stosunkowo korzystne warunki rozwoju, przypadł na lata 30. W 1937 r. wygasła tzw. konwencja genewska regulująca kwestie mniejszościowe i oświatowe na tzw. byłym „terenie plebiscytowym” na Górnym Śląsku, co stanowiło bodziec dla niemieckiej dyplomacji dążącej do porozumienia w kwestii mniejszościowej z rządem w Warszawie. Rządy obu krajów potwierdziły we wspólnej deklaracji z 5 listopada 1937 r. wzajemny zakaz dyskryminacji w życiu prywatnym, gospodarczym i zawodowym z powodu przynależności do mniejszości. Deklaracja zapewniała obu mniejszościom swobodę używania języka narodowego w życiu prywatnym i organizacyjnym, dawała prawo do zrzeszania się i utrzymywania własnych szkół. Okres ocieplenia stosunków nie trwał jednak długo, już od 1938 r. sytuacja ludności polskiej uległa pogorszeniu, a nacisk germanizacyjny wzrastał (przykładem może być akcja zmiany słowiańsko brzmiących nazwisk i nazw miejscowości na Górnym Śląsku w latach 1936-1938). Im bliżej wybuchu wojny, tym częstsze były napięcia między obu krajami, przy czym Niemcy często zarzucały stronie polskiej niewywiązywanie się ze zobowiązań względem mniejszości niemieckiej (do tego obligowała Polskę Liga Narodów, choć nie wymagała tego od Niemiec). Napaść na Polskę w 1939 r. oznaczała koniec jawnej działalności polskich organizacji w Niemczech: zostały one rozwiązane dekretem rządu Rzeszy z dnia 27 lutego 1940 r., ich działacze osadzeni w obozach koncentracyjnych, a mienie tych organizacji (w tym m.in. Banku Słowiańskiego) zagrabione.
Podczas gdy aktywni działacze ZPwN zostali uwięzieni, a wielu z nich straciło życie w następstwie prześladowań, na teren Niemiec deportowano w okresie II wojny światowej ok. 3,5 mln Polaków z terenów anektowanych i Generalnego Gubernatorstwa, przeważnie robotników przymusowych (→ robotnicy przymusowi), ale również więźniów obozów koncentracyjnych i jeńców wojennych. Nieznana jest liczba ofiar. Zaraz po wojnie liczbę Polaków (dane za rok 1946, już w nowych granicach, na terenach czterech stref okupacyjnych, a więc z wyjątkiem polskich Ziem Zachodnich) określano na 100 tys. dawnych obywateli Niemiec i 2,8 - 3,5 milionów tzw. „DP´s” (jeńców wojennych, więźniów obozów koncentracyjnych, robotników przymusowych). Powoli ewakuowano Polaków do kraju, najszybciej uczyniono to w radzieckiej strefie okupacyjnej. Wielu Polaków i polskich Żydów, którzy znaleźli się w zachodnich strefach okupacyjnych, nie zdecydowało się na powrót do komunistycznej Polski, wybierając emigrację do USA, Kanady, Wielkiej Brytanii czy Palestyny. Niewielka część (ok. 100 tys.) pozostała w Niemczech, ale liczba ta z czasem uległa zmniejszeniu.
Okres po II wojnie światowej
Członkowie „starej emigracji” w 1949 r. reaktywowali Związek Polaków w Niemczech Zachodnich spod znaku „Rodła” z siedzibą w Bochum. W następstwie konfliktów na tle utrzymania neutralności politycznej względem władz komunistycznych w Polsce doszło do rozłamu i powstania w 1952 r. nowego Związku Polaków „Zgoda” (z siedzibą w Recklinghausen), otrzymującego wsparcie finansowe od władz PRL. Rozłam ten doprowadził do kryzysu i odwrócenia się dawnych członków od działalności organizacyjnej. Podczas gdy w 1949 r. ZPwN liczył jeszcze 35 tys. członków, to z czasem ich liczba topniała. Jedynie „Zgoda” w latach 60. mogła pochwalić się zwiększonym zainteresowaniem, co wynikało głównie z tego, że umożliwiała swoim członkom wyjazdy turystyczne do Polski bez potrzeby stosowania wymiany walutowej po oficjalnym kursie. Mimo to w miarę upływu czasu liczba członków obu organizacji uległa zmniejszeniu. W latach 70. ZPwN liczył jeszcze 6-7 tys. członków (40 grup), a „Zgoda” ok. 10 tys. Wtedy to z aktywnej działalności wycofali się sędziwi już członkowie, dorastający jeszcze w okresie przedwojennym, zaś oczekiwana „zmiana pokoleniowa” nie nastąpiła. Złożyło się na to wiele przyczyn: „polskość” Ruhr-Polen dawno już nosiła znamiona prywatności, ulegała erozji i stałej asymilacji, przede wszystkim językowej i kulturowej, a Polska jako kraj za „żelazną kurtyną” nie stanowiła atrakcyjnego punktu odniesienia. Dopełniła też swego atmosfera społeczna w powojennych Niemczech Zachodnich, zwłaszcza w latach 60., kiedy to sprawy identyfikacji i tożsamości narodowej przeżywały powszechny kryzys związany z buntem obyczajowym i społecznym młodego pokolenia. Pod koniec lat 90. liczba „starych” członków organizacji polonijnych została prawdopodobnie zredukowana do zera.
W latach 60. i 70. pojawili się w RFN „uchodźcy polityczni” z Polski, emigrujący pod pozorem wyjazdów służbowych lub prywatnych. Ponieważ nie istniały inne formy emigracji, wniosek o azyl polityczny stanowił dla nich jedyną legalną możliwość zamieszkania na Zachodzie. Emigracja ta przybrała na sile po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w 1981 r. Szacuje się, że w Niemczech Zachodnich i na terenie Berlina Zachodniego znalazło się wtedy ok. 130 tys. Polaków, których pobyt był początkowo „tolerowany”, a potem zamieniony na tytuł uprawniający do pozostania w kraju. Część owych migrantów przeniosła się jeszcze w latach 80. do USA, Kanady czy Australii. Początkowo emigracja ta miała silnie polityczny charakter, jej liczne organizacje i wydawane wtedy periodyki apelowały do Niemców o niesienie Polakom pomocy. Emigranci „solidarnościowi” nie kontaktowali się z kruszejącą już wtedy „starą” emigracją spod znaku „Rodła” czy „Zgody”, ponieważ mieli zupełnie inne spojrzenie na kraj; różniły ich także doświadczenia, wiek, temperament. Stanowili aktywną, choć nie najliczniejszą grupę powojennych emigrantów.
Największą grupę emigrantów z powojennej Polski – ok. 1,5 miliona – stanowią tzw. późni przesiedleńcy. To na ich temat narosło sporo mitów i o ich tożsamość toczą się do dziś wspomniane już polsko-niemieckie spory. Dla zrozumienia istoty problemu konieczne jest cofnięcie się w czasie. Nie wszyscy obywatele Niemiec czy przedstawiciele mniejszości niemieckiej w przedwojennej Polsce uciekli przed zbliżającym się frontem, nie wszyscy też zostali wysiedleni. Przywilej pozostania w ojczystych stronach otrzymali przede wszystkim tzw. „autochtoni”, tj. przedstawiciele „ludności rodzimej” zamieszkujący polsko-niemieckie pogranicze od stuleci. Ludność ta zachowała polski język, słowiańskie tradycje i obyczaje, przejmując jednocześnie wiele cech społeczeństwa niemieckiego. Nowe państwo polskie widziało w nich „zgermanizowanych Polaków”, nierzadko przywołując ich obecność jako dowód na „słowiańskość” polskich "Ziem Odzyskanych" (→ Ziemie Odzyskane). Dotyczyło to dawnych terenów przygranicznych, gdzie przed wojną aktywny był ZPwN, choć oczywiście większość mieszkańców nie była jego członkami ani nawet z nim nie sympatyzowała. To spośród tej ludności – Mazurów czy Górnoślązaków – rekrutowały się rzesze przesiedleńców. Wyjazdy do RFN (a także do NRD) miały miejsce od lat 50. i następowały w kilku „falach”: 1956-1957, 1971-1973, 1975-1978, 1987-1990. Wyjazdy odbywały się na wniosek zainteresowanych, oficjalnym powodem było „łączenie rodzin”, a ostateczną decyzję podejmowały władze polskie. Do 1984 r. większość tego typu wyjazdów – na które od 1949 r. zdecydowało się ok. 600 tys. osób – wymagała zrzeczenia się obywatelstwa polskiego i zaakceptowania tzw. dokumentu podróży, który uprawniał do wyjazdu w jedną stronę. Po 1985 r. natomiast większość przesiedleńców – ok. 800 tys. do 1990 r. – wyjechała do RFN, posługując się wizą turystyczną, zatrzymała więc polski paszport i nie musiała zrzekać się polskiego obywatelstwa.
Późni przesiedleńcy tym różnili się od pozostałych emigrantów z Polski, że po przyjeździe do RFN nabywali niemieckie obywatelstwo niejako „automatycznie”, tj. na mocy art. 116 ustawy zasadniczej RFN oraz przepisów pochodnych, przede wszystkim ustawodawstwa o „wypędzonych” i skutkach wojny (Bundesvertriebenengesetz). Wystarczyło złożyć wniosek o „przywrócenie” (w niemieckim rozumieniu prawa nigdy nieutraconego) obywatelstwa Niemiec. Dotyczyło to również potomków byłych obywateli niemieckich lub byłych członków niemieckiej mniejszości narodowej w granicach Polski przedwojennej. Większość tych emigrantów do połowy lat 80. stanowili mieszkańcy województw opolskiego, katowickiego i olsztyńskiego, a więc dawnych terenów Rzeszy. Im wcześniej wyjechali do Niemiec, tym silniejsze były ich związki z Niemcami i rodziną na Zachodzie. Starsi autochtoni uczęszczali jeszcze do niemieckich szkół powszechnych, znali wystarczająco dobrze język niemiecki, aby odnaleźć się w (zachodnio)niemieckiej rzeczywistości. W Polsce ich wyjazdom towarzyszyła atmosfera niechęci i rozczarowania, że autochtoniczni mieszkańcy tych ziem, uważani przez władze za Polaków, masowo opuszczają ojcowiznę. Tak myślała „centrala” w Warszawie, ale rzeczywistość na tych ziemiach była inna – ludność autochtoniczna była tam stale podejrzewana o kolaborację z wrogiem, koniunkturalność wyborów narodowych, sprzyjanie zachodnioniemieckim rewizjonistom oraz traktowana na co dzień jak V kolumna. Większość decydowała się na wyjazd z powodu poczucia wyobcowania, nieufności ze strony władz, konieczności odcięcia się od niemieckiej kultury, zakazu używania języka niemieckiego, wrogości zamieszkałych na „Ziemiach Odzyskanych” Polaków, szykan w pracy, szkole, na podwórku. Motywację do wyjazdu stanowiła, oprócz chęci połączenia się z częścią rodziny, także możliwość awansu społecznego i materialnego.
Natomiast przesiedleńcy z końca lat 80. mieli inne trajektorie: większość z nich nie należała do „autochtonów”, ale chciała opuścić Polskę, która jawiła im się wtedy jako kraj zapaści ekonomicznej. Szukając alternatywnej drogi życiowej, postanowili wykorzystać sytuację prawną w RFN, umożliwiającą osiedlenie się tam na zasadach „przesiedleńczych” również potomkom osób, które np. w czasie okupacji podpisały tzw. folkslistę. Był to element polityki okupacyjnej Niemiec na terenach wcielonych do Rzeszy (Pomorze, Wielkopolska, część Górnego Śląska) i w Generalnym Gubernatorstwie, który miał prowadzić do asymilacji części mieszkańców tych ziem oraz do zniewolenia i eksterminacji pozostałych. Zapisanie się na folkslistę, służba w Wehrmachcie czy innych oddziałach pomocniczych okupanta uchodziły za zdradę i dowód kolaboracji. W związku z tym przesiedleńcy z lat 80., którym szansę na niemieckie obywatelstwo dał przysłowiowy „dziadek z Wehrmachtu”, do dzisiaj niechętnie przyznają się do tego faktu lub wręcz go ukrywają.
Choć nie dysponujemy reprezentatywnymi wynikami badań opinii późnych przesiedleńców, to należy przyjąć, że w ostatnich dziesięcioleciach doszło do asymilacji większości z nich, zwłaszcza autochtonów i ich dzieci, którzy wyjechali z Polski przed 1985 r. Domaganie się dziś przez organizacje polonijne statusu mniejszości narodowej dla wszystkich późnych przesiedleńców jest więc z punktu widzenia historii migracyjnej tej grupy nadużyciem, nie bierze też pod uwagę „płynności” tożsamości po stronie zainteresowanych, ich lojalności względem kraju zamieszkania i złożoności ludzkich losów.
Co mogłoby być dziś miernikiem tożsamości tej grupy? Istotnym punktem odniesienia jest np. czynna znajomość języka w drugim bądź trzecim pokoleniu emigrantów. Choć nie można tego udowodnić za pomocą badań, nie jest tajemnicą, że znajomość ta na dobrym poziomie jest dość ograniczona. Nawet gdyby była zadawalająca, nie mogłaby i tak decydować o wyłączności polskiej tożsamości narodowej, stanowiąc co najwyżej jedynie element mozaiki tzw. „tożsamości hybrydycznej”, charakterystycznej dla rzesz „dzieci emigrantów” wyrosłych i wykształconych w Europie Zachodniej w ostatnich 30 latach. Domaganie się dla nich statusu mniejszości narodowej trąci anachronizmem, ponieważ młode pokolenie inaczej definiuje własną tożsamość kulturową niż pokolenie ich rodziców.
Sytuacja po przełomie 1989-1990
Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. zmianom uległy przepisy regulujące osiedlanie się w Niemczech późnych przesiedleńców, w związku z tym ich liczba drastycznie spadła. Potencjalni kandydaci do wyjazdu „na stałe” – przede wszystkim pozostali w Polsce „autochtoni” (ok. 300 tys.) – stając się nieoczekiwanie członkami „mniejszości niemieckiej w Polsce”, zostali beneficjentami polskich regulacji mniejszościowych, zarówno ustawowych, jak i tych zapisanych w traktacie o dobrosąsiedzkich stosunkach między Polską a Niemcami. Wzajemne uznanie tzw. „podwójnego obywatelstwa” między Polską a Niemcami (od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 r.) doprowadziło do sytuacji, w której większość z nich jest w posiadaniu niemieckiego obywatelstwa i w każdej chwili może przenieść się do Niemiec.
W Niemczech przebywa także liczna grupa osób z Polski, które zawarły związek małżeński z osobą posiadającą niemieckie obywatelstwo (→ małżeństwa polsko-niemieckie) lub osobą innej narodowości, na stałe przebywającą w tym kraju. Mit o Wandzie, która nie chciała Niemca, można odłożyć do lamusa. Co roku Polki stanowią największą liczbę kobiet wychodzących za mąż za Niemców (ok. 3-5 tys.). Ogółem takich małżeństw jest w Niemczech ponad 100 tys.
Wspomnieć należy też nieliczną grupę Polaków w byłym NRD, przede wszystkim polskich partnerów w małżeństwach mieszanych. Do lat 70. wyjechała także do tego kraju stosunkowo nieliczna grupa ok. 5-7 tys. przesiedleńców w ramach akcji „łączenia rodzin”. Liczbę Polaków na tym terenie szacowano w momencie zjednoczenia Niemiec na ok. 20 tys. osób.
W latach 90. zmienił się charakter polskiej emigracji do Niemiec. Niemcy były w tym okresie jedynym krajem zachodnioeuropejskim, który zgodził się na otwarcie rynku pracy dla Polaków w sposób kontrolowany. Dopuszczono tzw. „kontyngenty” pracownicze w sektorze budowlanym oraz udzielano zezwoleń na podjęcie legalnej pracy sezonowej w rolnictwie. Przez szereg lat na tych zasadach pracowało rocznie ok. 350 tys. robotników rolnych z Polski, przede wszystkim przy zbiorach owoców, warzyw i winobraniu. Na dużą skalę (dotyczącą kilkuset tysięcy rocznie) rozwinęła się sezonowa migracja kobiet do pomocy w gospodarstwach domowych (→ polskie sprzątaczki i pomoce domowe) i opieki nad osobami starszymi, w dużej mierze nieuregulowana, a więc „na czarno”. Specyfiką zaś tzw. „migracji wahadłowej” do Berlina były przyjazdy Polaków i Polek na dni robocze z terenów przygranicznych zachodniej Polski i ich masowe powroty na weekend.
Sporo zmieniło się po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r., kiedy to zmianie uległ główny kierunek migracji Polaków, masowo wyjeżdżających wtedy do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Spora część przebywających w Niemczech obywateli polskich, których pobyt do tej pory nie był uregulowany, zarejestrowała wtedy własną działalność gospodarczą (ok. 30 tys.), ponieważ była to jedyna legalna droga do podjęcia pracy i uzyskania dochodu. Przybywało też Polaków – „nowych emigrantów” z Polski. Mimo restrykcyjnych zapisów polityka chroniąca niemiecki rynek pracy przed pracownikami najemnymi z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej do 2011 r. okazała się na tyle elastyczna, że w ciągu ostatnich 20 lat ok. 200 tys. Polaków znalazło legalne zatrudnienie w Niemczech. Z roku na rok wycofywano przy tym rozmaite ograniczenia, wprowadzając np. możliwość pracy dla wysoko wykwalifikowanych specjalistów z branży informatycznej; stosowano też kryterium „poszukiwanych” kwalifikacji, tj. takich, których brak był szczególnie dotkliwy na niemieckim rynku pracy.
Nowym fenomenem emigracji Polaków do Niemiec jest sytuacja na terenach przygranicznych Mecklenburgii-Pomorza Przedniego. Do wiosek i miasteczek w okolicach Löcknitz i Pasewalk, częściowo opuszczonych przez niemieckich mieszkańców, którzy przenieśli się stamtąd do zachodnich landów, napływają od kilku lat młode polskie rodziny poszukujące atrakcyjnych i stosunkowo tanich domów i mieszkań. Dzięki temu nie tylko wzrasta liczba mieszkańców wcześniej wyludniających się terenów, nie podnosi się średni wiek ludności, ale powstają nowe miejsca pracy, a przedszkola i szkoły przestają świecić pustkami. Na razie skala tego zjawiska nie jest duża (ok. 10 tys. osób), w przyszłości może jednak się ono zwiększyć, albowiem Polacy doceniają zastaną tam infrastrukturę oraz niewielką odległość od miejsc pracy w aglomeracji Szczecina.
Najnowszy trend w emigracji z Polski do Niemiec dotyczy młodych ludzi osiedlających się po 2011 r. w niemieckich metropoliach: Berlinie, Hamburgu, Kolonii czy Monachium – przede wszystkim ze względu na wyjątkową ofertę kulturalną tych miast i możliwości rozwoju w tzw. branżach kreatywnych. Skala tego zjawiska nie jest jeszcze znana. Nie wiadomo też, czy to najmłodsze pokolenie migrantów zdecyduje się pozostać w Niemczech na dłużej.
Bibliografia
K. Bade, J. Oltmer (red.), Aussiedler: deutsche Einwanderer aus Osteuropa, Göttingen 2003.
T. D. Boldt, Die stille Integration: Identitätskonstruktionen von polnischen Migranten in Deutschland, Frankfurt am Main 2012.
H. Chałupczak, Niemcy, [w:] K. Dopierała (red.), Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, Toruń 2004, tom 3.
H. Chałupczak, Deklaracje z 5 XI 1937, [w:] tamże.
B. Kerski, K. Ruchniewicz (red.), Polnische Einwanderung: Zur Geschichte und Gegenwart der Polen in Deutschland, Osnabrück 2011.
Ch. Kleßmann, Polnische Bergarbeiter im Ruhrgebiet 1870-1945. Soziale Integration und nationale Subkultur in der deutschen Industriegesellschaft, Göttingen 1978.
P. O. Loew, Wir Unsichtbaren. Geschichte der Polen in Deutschland, München 2014.
E. Mansfeld, M. Szaniawska-Schwabe, Neue Mittler – Junges polnisches Engagement in Deutschland / Nowi pośrednicy – O młodych formach polskiego zaangażowania w Niemczech, Stuttgart 2012.
S. Nagel, Zwischen zwei Welten. Kulturelle Strukturen der polnischsprachigen Bevölkerung in Deutschland, Stuttgart 2009.
M. Nowosielski, A. Sakson, J. Sandorski, Pozycja prawna i majątek polskiej mniejszości narodowej w Niemczech: Ekspertyza dla Departamentu Prawno-Traktatowego MSZ, 2009.
M. Nowosielski, Polskie i polskojęzyczne organizacje w Niemczech. Raport z badań, Poznań 2010.
Ch. Pallaske, Migrationen aus Polen in die Bundesrepublik Deutschland in den 1980er und 1990er Jahren. Migrationsverläufe und Eingliederungsprozesse in sozialgeschichtlicher Perspektive, Münster 2002.
K. Rak, Sytuacja Polskiej Mniejszości Narodowej w Niemczech, Warszawa 2010.
A. Sakson, Polonia w Niemczech w opinii prasy polskiej i niemieckiej, [w:] „Przegląd Zachodni”, lipiec-wrzesień 2012.
J. Schmidt, Nowe tożsamości w czasach transformacji europejskich. Imigranci z Polski w Niemczech, Poznań 2009.
V. Stefanski, Die polnische Minderheit, [w:] C. Schmalz-Jacobsen, G. Hansen (red.), Ethnische Minderheiten in der Bundesrepublik Deutschland, München 1995.
D. Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949-1989, Warszawa 2010.
A. Wolff-Powęska, E. Schulz (red.), Być Polakiem w Niemczech, Poznań 2000.
K. Wóycicki, Einige Bemerkungen über Nicht-Vorhandene. Die polnischsprachige Gruppe in Deutschland, Ansichten. Jahrbuch des Deutschen Polen-Instituts Darmstadt 9 (2000).
Kaluza, Andrzej, dr, pracownik naukowy i rzecznik prasowy Deutsches Polen-Institut w Darmstadt, germanista, tłumacz; redaktor rocznika Jahrbuch Polen, sekretarz nagrody im. Karla Dedeciusa. Doktorat z zakresu politologii na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. Opublikował kilka artykułów na temat Polaków w Niemczech: Zuwanderer aus Polen in Deutschland, „Utopie Kreativ”, Nr. 141-142 Juli – August 2002; Zum Minderheitenstatus der polnischssprachigen Migranten in Deutschland, „Polen-Analysen”, Nr. 98 vom 1.11.2011; Polonia w Niemczech - mniejszość narodowa czy „grupa polskojęzyczna”?, „Magazyn Kulturalny Zarys”, nr 10.